lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP II] - Ich oczami - Straż, straż! (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/18296-wfrp-ii-ich-oczami-straz-straz.html)

Wisienki 30-06-2019 20:53

Timi zaś patrzoł przed sie błagalnym wzrokiem i z pewną taką nieśmiałością, ośmielony tym co widział pomyśloł sobie "cobym był mistrz cechowy, a nie partacz, co bym mioł swoja kamienica a nie jeno barłóg, coby sestra byli ze mnie dumni - nie śmiał jednak powiedzieć tego na głos. Wszak kim on był aby mieć takie marzenia.

Phil 01-07-2019 12:36

Cuda, panie, czary i magia! I to wszystko w jednym miejscu.

Gie nie zdążył nawet pomyśleć o wypowiedzeniu życzenia powrotu w szeregi strażników miasteczkowych, gdy już pojawił się na nim mundur, a na mundurze jakaś mało gustowna ozdóbka. Pojawienia się cudoków nikt sobie nie życzył, ale oto byli. I Belka też jakoś tu dotarł. I Jagoda, znowu żywa. Cuda, panie!

W świątyni robiło się ciasno, ktoś musiał wyjść, bo brakowało już powietrza świeżego do oddychania i składania próśb błagalnych. Nichtmachen miał już tego dość. Co otwierał usta, żeby przekazać swoje życzenie, ktoś mu przerywał.

- Ej, to myśmy przynieśli i złożyli ofiary tej pani dobrej i łaskawej. A ona skora do gniewu, więc się uciszcie! Bo jak nie, to pani was stąd wyrzuci, a potrafi to zrobić w ułamku... – Georg nie wiedział, co to ułamek. – No, szybko potrafi.

Skoro wcześniejsze bezładne krzyki strażników skończyły się wyrzuceniem ich na zewnątrz, to ciekawe czym skończą się hałasy cyrkowców i nazywanie tych, którzy złożyli ofiary kultystami.

hen_cerbin 01-07-2019 19:27

Technicznie rzecz biorąc byli kultystami. Wyzwisko więc nie było tak poważne, by wyrzucać za nie ze świątyni. Ale wcześniejsze wypowiedzi Jacka przekonały bóstwo opiekuńcze* miasta, że Strażnicy są jego wyznawcami, a cała reszta obecnych na tym planie - nie. A wręcz, że przeszkadzają. Wyrzuciła ich więc poza świątynię, tak jak sugerował Georg.

I stało się tak, że w dawno zapomnianej świątyni zostali: mistrz cechowy z własną kamienicą, bohaterski strażnik, związana wdowa po szlachcicu i Jacek. Może nieco "goły", w przenośni i dosłownie***, ale za to żywy, zdrowy i relatywnie szczęśliwy. Oraz szarpiący się i toczący pianę z ust Belka, który też był związany, więc nie wyleciał "za drzwi", bo skąd nadprzyrodzona istota miała wiedzieć, którą ze związanych osób miał na myśli Jacek?

Pozostały jedynie dwa "drobne" problemy:
- pierwszy - Poszukiwacze Przygód za chwilę zrozumieją co się stało i wrócą, zapewne przygotowani nieco lepiej,
- drugi - każdy Strażnik zużył już swoje życzenie. A nadal tu byli.



----------
*bóstwo opiekuńcze - demon** uznawany przez ludzi za opiekuna.
**demon - bóstwo opiekuńcze uznawane przez ludzi za wroga.
***powiedzenie "goły jak święty Gluckwunschcki" wzięło się właśnie z tego wydarzenia.

Wisienki 01-07-2019 20:12

Timi, może i wyglądał jak mistrz cechowy, nadal jednak nie zdążył się do tego faktu przyzwyczaić, ani tym bardziej nauczyć się mówić w sposób adekwatny do nobilitacji jaka go spotkała. Podszedł więc do związanego Belki, klepnął go w gembe, aż chlasnęło, ku otrzeźwieniu.

- Ej ty powiedz mi głośno i wyraźnie, że chcesz abyśmy wszyscy znaleźli się w karczmie "Pod czerwoną kozą" to dostaniesz dwie beczki piwa - spojrzał na niego z ukosa mocno ściskając pałkę tak, aby nie budziło żadnych wątpliwości jego interlokutora (Timi sam nie wiedział w jaki sposób to dziwne słowo znalazło się w jego głowie), że w razie braku współpracy niechybnie porachuje mu kości.

hen_cerbin 01-07-2019 22:41

- Nu, chciałbym być teraz w karczmie. Z Marylką najbardziej, ale i dostać od Was dwie beczki piwa i wypić je z przyjaciółmi... - rozmarzył się Belka. I zniknął. A z nim Strażnicy. Szybka decyzja Timiego okazała się bardzo mądra i świetnie wyliczona w czasie. Znikający zobaczyli jeszcze jak do Świątyni wpadają Bohaterowie, ale co było dalej, któż to wie... Ja, oczywiście, ale kto poza mną?

Strażnicy, którzy nagle znaleźli się w karczmie "Pod Czerwoną Kozą" i wiedzeni tajemniczym impulsem przekonali siostrę Timiego, by dała im na kredyt dwie beczki piwa, bo świętują dopiero na drugi dzień dowiedzieli się że kiedy oni bawili się w karczmie Bohaterowie odnaleźli się w piwnicy zawalonego z niewiadomego powodu ratusza i śmiejąc się "To było dobre. Czego sobie życzysz? Żebyś wróciła do piekła z któregoś wylazła. Aleś jej powiedział! To się nazywa przekonywanie." wyjechali z miasta.

Lynx Lynx 03-07-2019 23:39

-Timi to ma jednak łeb- tyle zdążył pomyśleć Jacek zanim przeniosło go do karczmy.

W karczmie no życzenie i magia chyba nadal działała. Niezmienienia to faktu, że Dydus był dalej golutki. Zerwał jakąś zasłonę i okrył się nią. Przypominało to trochę jak szata pokutna. Przynajmniej taką nadzieje miał Nowy Święty. W końcu wrócił z martwych. Trzeba tylko pociagnąć temat poopowiadać paru osobom swoją historie, a wieść zacznie krążyć i kariera zagwarantowana.
-Będzie niezła kaska. Będziemy sprzedawać gorzałkę Jakuba jako wodę święconą. Prawdziwą tez będziemy sprzedać, ale wersja specjalna będzie. W końcu usługi religijne są zwolnione z podatków. Kapłaństwo, heh jednak te zajęcia na uniwersytecie z podstaw prawa kościelnego może nie pójdą na marne.- tyle było w głowie, planów no ale impreza sie zaczynało to nie omieszkał do niej dołączyć.

Ileś kufli później zapytany Jacek jak to jest, że on nie żył, a siedzi tu i pije. Błogosławiony wszedł tylko chwiejnie na stół i rozpoczął swoje pierwsze kazanie w karierze bożego wybrańca.

-Powiadam wam... jak żęm umarł to żem Morra spotkał. Siedział na swym tronie i to mi powiedział.
"Jam jest Morr Władca podziemnego świata, Pan wszystkich dusz. Nakazuje ci byś powrócił do świata z któregoś przybył i tworzył mój święcony napój, który żywych pokrzepia, a spryskanie nim któryś z tworów, przeklętych po tysiąckroć praktykantów sztuk nekromantycznych sprawi iż nawet najmniejszy ogień ogaarnie ich plugawe ciało, albowiem uzurpują sobie prawo do mojej domeny i należy się ich wyplenić jak najgorsze chwasty."
- Dlatego głoście wieść iż kto oczekuje po śmierci spokojnej drogi do królestwa Morra niech przybywa do Gluckwunsch po wodę życia i tępi to cholerne wompierzo, trupie, nekromantyczne ścierstwo.- po tym wszystkim jakoś zleciał z stołu, usiadł i zawołał po nowe piwo.

Wisienki 04-07-2019 07:43

Dzień był tak męczący, że Timi .... mhhhy Tymon poszedł jak gdyby nigdy nic na swój staruszek i się zdrzemnął.

druidh 06-07-2019 02:58

Jagoda zszokowana tym, że cudoki jednak okazały się dobrymi ludźmi opuściła miasto aby ich (a) odszukać (b) odpokutować złe myśli i czyny. I (a) zgubiła ich od razu, (b) zapomniała o pokucie przed wieczorem następnego dnia.
Spotkała za to kislewskego handlarza skórami, którego siła w dłoniach była odwrotnie proporcjonalna do jego wzrostu. Zginał miecze w rękach i nie musiał schylać się przechodząc pod ławą w gospodzie. Wzięli ślub przed końcem roku, a przed końcem następnego, przekazawszy wiedzę o handlu i majątek żonie krasnal odszedł do krainy niedźwiedzi (znaczy umarł).

Mag, specjalista od magii umysłu, który chwalił się, że potrafi zwiększyć inteligencję kobiety do poziomu mężczyzny, trafił się niedługo po tym. Jagodziana kasa przekonała go, aby przekonał ją, że chce się z nim ożenić. Jagodowa głowa przetrzymała magiczne eksperymenty, ale magowa głowa nie przetrzymała kija, którym została potraktowana, gdy Jagoda dowiedziała się od niego po pijaku jakie czary na niej zastosował. Spłonął na stosie niedługo potem.

Posiadająca niebagatelną inteligencję, jak na wioskowe jagody, Jagoda, wyrachowana, bogata i przebiegła wymyśliła, że następny w kolejce będzie szlachcic z długim nazwiskiem. Trafił się taki dość szybko w jednym z punktów handlowych Jagody przyciągnięty plotką, że szlachcie (która nie pracuje) na niski procent pożyczają. Gdy Gotfryd cośtam cośtam von Ottovordemgentschenfelde umierał trzy lata później na marskość wątroby jego żona Jagoda Erminlinda Waldeburg von Ottovordemgentschenfelde nie uroniła po nim nawet łzy. Postawiła mu natomiast całkiem zgrabny pomnik opiewając jego zalety charakteru w każdym możliwym źródle wiedzy o szlachcicach. Niedługo potem wyruszyła w przyzwoitej karecie (powiedzmy) i w towarzystwie ochrony oraz lokaja do swojej rodzinnej wsi i pobliskiego miasta. Zamiar swój, stworzenia salonu - miejsca spotkań lokalnej inteligencji oraz uwiedzenia Sołtysa Burmistrza tudzież zawarcia innego intratnego małżeństwa opisała swojemu lokajowi w trakcie wieczornego masażu stóp w niewielkiej gospodzie na dzień przed dotarciem do miasta.

hen_cerbin 06-07-2019 11:05

EPILOG


Gluckwunsch przetrwało wizytę Bohaterów. Ba! Niedługo potem rozpoczął się okres prosperity - pielgrzymi tłumnie ściągali na spotkania z żyjącym świętym, a kiełbasy Nichtmachena i ciżmy Timiego stały się ważnymi towarami eksportowymi.

Doświadczenie śmierci odmieniło Jacka i jego życie. Zrozumiał, że życie drobnego oszusta, przestępcy popełniającego pospolite przestępstwa i łamiącego prawo dla paru miedziaków jest złe. Co innego zamiana detalu na hurt i oszukiwanie wszystkich na grube sumy, będąc jednocześnie chronionym przez prawo i bogów. Żywy święty. Wybraniec Morra. Powszechnie szanowany Kapłan i członek Rady z ramienia kleru. Taki to kosi mamonę!

Timi, ku zdumieniu innych czeladników został dopuszczony do egzaminu na czeladnika i ku jeszcze większego zdumieniu samego Timiego, zdał go śpiewająco. Kiedy tajemnicza zaraza zabrała synów jego perceptora (a w końcu i samego Mistrza Jana) to właśnie Timi, jako najzdolniejszy z czeladników zajął jego miejsce i ani się obejrzał, a zdał egzamin mistrzowski.
Kiedy kilka lat później wygrał głosowanie na Starszego cechu i został rajcą dumna była z niego nie tylko jego siostra-karczmarka i reszta rodziny, ale i żona. Trudno ocenić czy ożenił się z miłości czy może dla posagu panny młodej, ale z ważnym członkiem Rady mało kto chciał zadzierać, więc plotki powtarzano tylko szeptem.

Georg, miejscowy bohater (nikt nie wiedział do końca jakiego to bohaterskiego czynu Wielki Gie dokonał, ale każdemu głupio było się do tego przyznać) poślubił swoją ukochaną, o co nie było trudno, bo nie dość, że robiąc najlepsze kiełbasy w mieście szybko piął się w górę w rzeźnickim fachu to jeszcze jako prawa ręka sierżanta Kriefforta siał postrach wśród przestępców (przynajmniej wśród tych zbyt biednych na łapówkę). Ale nie wśród gromadki urwisów, jakich dorobił się z Teresą. Kiedy Kapitan Krieffort udawał się na zasłużoną emeryturę, sierżant Nichtmachen był poważnie brany pod uwagę jako jego następca.

Jagoda wyjechała z miasta krótko po opisywanych wydarzeniach. Ale w końcu wróciła. Bogatsza o trzy małżeństwa, bogatsza o wiedzę, i, nomen omen, bogatsza o bogactwo. Wesoła wdówka zgromadziła bowiem spory majątek, a kupiona w mieście kamienica stała popularnym miejscem spotkań. W końcu gdzie szlachcice, magowie i nieludzie mogą załatwić swoje biznesy w spokoju i nie budząc podejrzeń? W odwiedzinach u szlachetnej wdowy.

O Poszukiwaczach Przygód słuch zaginął...




KONIEC





z tym, że niekoniecznie...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:53.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172