|
Alonso poświęcił trochę czasu na urobienie strażników, którzy po dłuższym czasie przestali się przejmować tym co robi Niziołek. Dalej byli trzeźwi, lecz widać zaufali nowemu towarzyszowi. Do bramy podszedł jeden z wieźniów, nie poznał bohatera lecz w spokoju wysłuchał co Alonso ma do powiedzenia. - Ok dobra wiadomość, to zawsze jakaś droga ucieczki. Teraz gdy drogi zostały znów zaplombowane potwory już nam nie dokuczają. A tak w ogóle to ten najważniejszy z uczonych zabrał Machavelliana na leczenie, powiedział też że jak dojdzie do siebie to go wypusci, bo pomógł obronić kopalnie. Zabrał go na noszach tam gdzie wczorajszą czwórkę. Dobrze mu tak. Odwaga popłaca! *** Machavallian zajął wcześniejszą pozycję i z kamieniem w ręku czekał aż coś się wydarzy. Po chwili zza załomu wyszedł mężczyzna w długiej szacie. Stanął w sporej odległości o kamienia oraz więźniów i bacznie przyglądał się otoczeniu. Po chwili zrobił krok na przód, ostrzożnie jakby przekraczał jakąś niewidzialną granicę. Sytuacja ze strażnikami się powtórzyła, przyjęli pozycję bojową, lecz jako że mężczyzna od razu się cofnął oni wrócili do wartowania. Mężczyzna dalej rozglądał się po pomieszczeniu, baczniej przeglądał się wodospadowi oraz więźniom. Nie zauważył że Machavellian ma przeciete więzy, lecz jakimś cudem dojrzał kamień w jego ręce. - Panie Hrabio, co chcesz zrobić tym kamieniem? Zabić mnie śmiechem? Nie prowokuj, bo to że masz przeżyć, to nie znaczy że nie mogę zadać Ci bólu, rozumiesz? Mężczyzna podszedł bliżej, lecz dalej dzieliła ich odległość około trzech sąźni. |
Alonso nie był pewien, co znaczyły te słowa. Poprosił, by wiadomość dotarła do Katji, Horsta i Gustava i życzył im powodzenia. Pożegnał się ze strażnikami. Zajrzał jeszcze, czy da radę przygotować sobie trochę jedzenia na drogę. Chciał wyruszyć wcześnie rano. Jak tylko będzie widzieć, gdzie stawia kroki zanim miasto obudzi się do życia. Zanim ktoś się połapie, że coś jest nie tak, chciał być przynajmniej pół dnia drogi stąd. I niech bogowie pomogą jego towarzyszom. Zrobił dla nich co mógł. Więcej, niż sam się po sobie spodziewał. |
Machavellian uznał, że nie ma sensu się wygłupiać. Otworzył oczy, popatrzył zuchwale na mężczyznę. - Nie, dla ciebie przygotowałem coś znacznie gorszego niż ten kamień- odpowiedział w gniewie. -Rozwiąż mnie a sam się przekonasz. |
Alonso miał chwilę czasu na ogarnięcie zapasów na drogę, lecz jeśli wierzyć przeczuciom i częściowej wiedzy, droga nie będzie ani zbyt długi ani zbyt trudna, a na pewno łatwiejsza niż walka z potworami w ciemnych jaskiniach. Niziołek odpoczywał w ukryciu, gdy zauwazył jak kolejny statek przybija do brzegu, lecz teraz nie był to już jego problem, teraz należało zebrać siły na ostatni marsz ku wolności... *** Mężczyzna w szacie, który przez swoją specyficznie uformowaną bródkę mógł mieć ksywke "koza", podszedł bliżej szlachcica dalej nie zdajać sobie sprawy ze tego że Machavellian jest wolny, nie trzymają go żadne więzy. Aczkolwiek bohater był ciężko ranny, wiec raczej nie utrzymałby się długo jeśli doszłoby do walki. - Tak ... żebyś mi uciekł ... jasne Koza mówił przeciągając słowa, stojąc o dwa kroki od Machavelliana. Gdy wypluł ostatni wyraz momentalnie zamachnął się i uderzył Szlachcica w brzuch. Bohater cios wytrzymał, lecz mimowolnie skulił sie łapiąc za brzuch, jednocześnie "uwalniając się" z więzów. - Co do %@$%#!~- wrzasnął i odruchowo cofnął się o kilka kroków. |
Szlachcic w morderczym szale rzucił się na mężczyznę. Nie zależało mu już na życiu, jeśli ma skonać to przynajmniej zabierze jednego z nich ze sobą. Odebrali mu wolność, odebrali godność, zmusili by kłamał i zabijał, wysłał czterech dobrych ludzi na śmierć obiecując im pracę przy statkach na przystani. Stał się potworem, człowiekiem którym zawsze by już sobą gardził spoglądając w lustro. Ostatnią resztką sił zamierzał wykonać szarżę i wypchnąć przeciwnika w stronę świecącego kamienia pilnowanego przez upiornych strażników. Jeśli go nie zabije mój kamień zrobią to ich włócznie, pomyślał i zaśmiał się niczym obłąkany szaleniec. |
Mężczyzna który uderzył Machavelliana stał jeszcze spory kawałek od kamienia i strażników. Szlachcic widział doskonale że przeciwnik zwrócił ich uwagę, gdyż wartownicy przyjęli postawę bojową. To jeszcze bardziej uświadomiło bohatera w przekonaniu że da radę i dodało mu sił. Machavellian nie zważając na własne bezpieczeństwo ruszył biegiem na wroga. Coś strzeliło mu w plecach, na tyłku poczuł spływającą prawdopodobnie jego własną krew. Zachowanie szlachcica sprawiło że mężczyzna w szacie stał przez chwilę zamurowany, dopiero uderzenie Machavelliana wybiło go z zastoju. Twarda krawędź skały spotkała się z czołem, a z głowy poleciał potok krwi zalewając twarz. Koza bił na oślep odsłoniętego Szlachcica który cały czas parł na przód. Przeciwnik coś do niego krzyczał, lecz Bohater był głuchy na jego słowa, miał jeden cel i wiedział że lada chwila go osiągnie. Wymęczone i na pół martwe ciało Machavelliana dostało jeszcze kilka ciosów, oczy szlachcica powoli zachodziły mgłą a mięśnie odmawiały posłuszeństwa i już tylko adernalina powodowała że Bohater ciągle stał na nogach i prowadził walkę a właściwie przepychankę z również zamroczonym przeciwnikiem. W pewnym momencie Machavellian poczuł jak od okolic jego brzucha promieniuje zimno, w trzewia wbitą miał włócznie, a gdy spojrzał atakującemu w twarz natknął się na trawioną rozkładem postać pozbawioną jakichkolwiek emocji. Włócznik wyjął swoją broń i ukłuł jeszcze raz i kolejny i kolejny. Bohater usłyszał krzyk, ktoś darł się bez ustatnku. A może to był jego krzyk? ... Cios z drugiej strony... Ramie, przeszyte na wylot..ręka opada bezwłądnie....koza się nie rusza, trzy groty wystają z jego piersi ... twarz pełna bólu ... coś szemrze...Szlachcic poczuł nowe siły, nie czuł już kolejnych pchnięć, nie liczył ich już nawet, wszystko wokół zrobiło się bardzo jasne, jakby wszystko było światłością, nieprzeniknionym blaskiem który zalewa wszystko. Machavellian czuł że może zmieść to wszystko w pył jeśłi tylko tego chce.. A chciał bardzo ... bardzo bardzo aby to wszystko przestało istnieć....Światło zgasło, została tylko ciemność i pustka... *** - Hela, paczaj kogo nam tu przywiało! KONIEC |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:46. |
|
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0