-Noga! - wydał krótkie polecenie psu, z którego gardła wydobył się głuchy warkot, wiele czasu zajęło mu oduczenie Amosa ujadania przy byle okazji, musiał go jednak tego nauczyć, bo hałas zbyt go dekoncentrował. Szybko ocenił sytuację i ztwierdził, że rozbłysk światła da jego grupie przewagę inicjatywa: [Rzut w Kostnicy: 4] -Tylia vyjeir morae sas! Rozbłysk bez splatania: [Rzut w Kostnicy: 7] |
Otto bez słowa poszedł na zaplecze i wziął bełty, o których była mowa. Chwile potem szedł już ulicami miasta, razem z innymi rozglądając się za czymś, lub kimś łamiącym prawo. Wydawało się, że ta noc minie spokojnie i bez problemów. Wraz z zapadającymi ciemnościami Middenheim zasypiało. Dopiero, w czasie powrotu do kordegardy usłyszeli dziwne odgłosy dobiegające z zaułka. W ciszy wszyscy sposobili się do możliwej walki. Otto trzymał już w rękach kuszę, kiedy sierżant kazał mu ją napiąć. Szybko, choć ostrożnie założył bełt w łożysku i sprawdził, czy dobrze leży. Ostrożności nigdy nie za mało, a widział jak nieraz źle założony pocisk zahacza o łuczysko i trafia zupełnie nie tam, gdzie się celowało. Szóstka postaci w uliczce nosiła kaptury, tak że nie dało się dostrzec ich twarzy. Nagle ku zdumieniu wojownika Celahir osunął się na ziemię, a pies Feliksa zaczął złowróżbnie warczeć. Otto zaklął plugawie i wystrzelił w kierunku jednej z postaci. [Rzut w Kostnicy: 3] [Rzut w Kostnicy: 60] |
Chloe człapała coraz bardziej znużona. Było to co najmniej idiotyczne, napewno było pięć tysięcy innych sposobów na czuwanie w mieście. Magia i te sprawy, rozumiecie. Ale nie. Ci bufoni, niby no czarodzieje siedzą pewnie nad bimbrem i opracowują nowe zaklęcie na parzenie herbaty. Albno pewnie nic nie umieja - przynajmniej według Chloe która zawsze lekko marszczyła nosek na myśl o magach. Jako osoba myśląca "logicznie" zawsze miała nieco sceptyczne podejście do tej grupy.. ale chyba o tym wspominała, prawda? Podobnie jak o tym, że ma już gdzieś ten zakichany patrol i bolą ją nogi? Ledwo jednak zdążyła jęknąć gdy nagle coś zwróciło uwagę patrolu. I wtedy dopiero zaczęły się powody do narzekania. Pierwszy padł na ziemie Celahir. Chloe krzyknęła o mało nie upuszczając na ziemię trzymanej w ręce latarni. widząc jednak zbierających towarzyszy pozbierała się i chwiejnym ruchem wydobyła miecz. -Bierzcie ich, ja zajmę sie Celahirem! - krzyknęła wierząc, że jest jeszcze w stanie pomóc elfowi. I zapominając kto tu dowodzi... |
Erica byłą wielce nierad ze swojej głupoty, przez to, że założyła zle kolczugę każdy ruch sprawiał jej ból. Już z ulgą przywitała myśl, że zaraz ją zdejmie, gdy nagle zostali zaatakowani. Teraz to mieli przechlapane. Wyszarpnęła miecz z pochwy, latarnię położyła na ziemi. Odeszła w bok, starając się nie zwracać na siebie uwagi, i próbowała obejść walczących z boku, by powybijać ich od tyłu. Jeżeli to jej się nie uda, pozostaje jej zwarcie z jakimś bandytą. Inicjatywa. [Rzut w Kostnicy: 7] Rzut na skradanie się. [Rzut w Kostnicy: 54] Rzut na atak wręcz. [Rzut w Kostnicy: 35] |
Otto zaklął plugawie, kiedy wystrzelony pocisk z wizgiem uderzył w ścianę i złamawszy się przekoziołkował w powietrzu nie czyniąc wrogowi nic złego. Świeżo upieczony strażnik nie miał zamiaru tracić więcej czasu. Odrzucił na bok kuszę uznając, że za chwilę stanie się bezużyteczna. Zamiast tego chwycił za przepiętą do pasa buławę, co okazało się dobrym wyborem, bo już za chwil e obok niego stanął jeden z przeciwników. Otto zadał dwa uderzenia, mając nadzieję, że dzięki temu otworzy albo zabije, albo otworzy drogę do celnego ciosu dla Erici. Zaraz po wyprowadzeniu ciosów najemnik cofnął się unikając riposty zakapturzonego. Nie zapomniał też o ustawieniu sie w pozycji, z której mógłby się zastawić w razie wypadku. Chwilę potem ponowił ataki i tym razem zrobił krok w bok schodząc z linii ciosu. Buława śmignęła zaś w kierunku ostrza wroga by osłonic Otta przed obrażeniami. 1r Ataki: [Rzut w Kostnicy: 63] [Rzut w Kostnicy: 78] Unik: [Rzut w Kostnicy: 12] Parowanie: [Rzut w Kostnicy: 75] 2r Ataki: [Rzut w Kostnicy: 73] [Rzut w Kostnicy: 38] Obrażenia: [Rzut w Kostnicy: 5] Unik: [Rzut w Kostnicy: 95] Zużycie PS - [Rzut w Kostnicy: 23] Parowanie: [Rzut w Kostnicy: 77] |
Miał szczęście, że znalazł się z tyłu. -Bierz go- krzyknął na psa, który rwał się już do skoku, sam szybko wycofał się do tyłu by odgrodzić się psem od napastnika i zyskać chwilę na rzucenie mocniejszego czaru. Nagły ruch sprawił , że nie skupił się dostatecznie przy splataniu [Rzut w Kostnicy: 97] postanowił jednak zaryzykować, zresztą dużego wyboru nie miał: -haer jhori otha aer hes o sai si kyl [Rzut w Kostnicy: 12] Nagła koncentracja światła wstrząsnęła najblizszym oprychem. Mając pewne pole manewru szybko ocenił sytuację i postanowił wywołać niezdarność u najbardziej niebezpiecznego bandziora splatanie [Rzut w Kostnicy: 8] Czar [Rzut w Kostnicy: 8] |
Przeciwnik zeskoczył szybko z beczki na klęczącą Chloe, długie ostrza głęboko wbiły się w ciało medyczki padła bez przytomności w rynsztok. Wzrok maga spopielił jego przeciwnika było to z całą pewnością bardzo widowiskowe działanie. Fryderykowi udało się powalić dwoma szybkimi ciosami przeciwnika, poczym odwrócił się do tego, który powalił Chloe. W tym czasie drugi za atakujących uzbrojonego w tarczę Fryderyka przebiegł próbując się wydostać na uliczkę. Miał jednak pecha, bo wybiegł prosto na kły atakującego Amosa. Sierżant zadał kilka ciosów zmuszając go do panicznej ucieczki. Lecz nie dane mu było daleko uciec, celny cios miecza w plecy w wykonaniu sierżanta powalił go. Erica wspólnie z Ottem powalili swojego przeciwnika, w kierunku leżących pobiegł Młody Klaus. Widząc, iż sytuacja nie wygląda najlepiej, ostatni napastnik błyskawicznie uciekł w kierunku otwartej klapy prowadzącej do kanałów. Na polu walki pozostały tylko ciała napastników i strażników. - Zająć się rannymi. - powiedział w powietrze sierżant, wszak wszyscy widzieli jak medyczka padała. Po chwili sierżant pochylił się ku swojemu przeciwnikowi, ale jak tylko odsłonił kaptur odskoczył jak oparzony. - Co jest do cholery. - usłyszeli wszyscy. ****** Corum już wszedł do środka, aby wybadać sprawę nie zdążył jednak sobie nawet usiąść przy stoliku, gdy mag skierował się ku wyjściu. „Czyżby mnie dostrzegł” pomyślał. Zrobił jedyną sensowną rzecz, którą mógł w takiej sytuacji zrobić, wszedł na chwilę w głębie sali, poczym znów wyszedł na ulicę. Na szczęście mag nie zniknął mu z oczu i nie sprawiał wrażenia, iż zauważył, że go ktoś śledzi. Następnie zobaczył, iż wchodzi on do Bakałarza, ale tam już nie zamierzał się pokazywać na uczonego nie wybladł a tam sami tacy zaglądali. ****** Ceny w czerwonym księżycu były dość wysokie, ale nie zaporowe. Tym razem jednak Lilawander nie skorzystał z atrakcji oferowanych. Wyszedł i przechadzał się po uliczkach Middenheim zbytnio się nie oddalając od siedziby gildii. Wtedy to też zobaczył niewielką karczmę czy też zajazd pod szyldem „Bakałarz”. Zaintrygowany wkroczył do tego przybytku. Sala główna był urządzona jak salon przy drzwiach rezydował barczysty wykidajło zaczytany w olbrzymiej księdze na wygodnych fotelach w głębi dwóch młodzieńców cicho dyskutowało na wyściełanym krześle przy kminku siedział straszy człowiek. Przed nim na stole stał szachownica z rozstawionymi pionkami. |
Elf rozglądał się uważnie starając się zapamiętać układ ulic, charakterystyczne budowle i co ciekawsze miejsca. „Czerwony Księżyc” wydawał się być przytulnym miejscem, może z nieco wygórowanymi cenami, ale też nie takimi na które elf nie mógłby sobie pozwolić. Jego myśli zaprzątane wizytą u magów skierowały go jednak dość szybko ku wyjściu. Pochodził jeszcze pomiędzy budynkami w pobliżu gildii dostrzegając w końcu „Bakałarza” Wnętrze od razu mu się spodobało. Było to miejsce w którym mógł wypocząć. „Szachownica , książki, ciekawe jakie jeszcze atrakcje dla umysłu mają tu w zanadrzu” Elf najpierw złożył zamówienie – miał chęć napić się herbaty. Jakiekolwiek trunki przed tak ważną wizytą nie wchodziły w grę. Wolał unikać nawet wina – aby nie było po nim czuć , że wypił cokolwiek. Podszedł do starszego człowieka siedzącego przy szachownicy i zapytał. - Witam szanownego Pana, lata temu ostatni raz grałem w szachy, czy byłby Pan skłonny zagrać ze mną partyjkę? Ach przepraszam, nie przedstawiłem się, nazywam się Lilawander. Bacznie pilnując czasu, zamierzał wypić spokojnie herbatkę i zabawić się nieco przy tej wymyślnej grze. Wśród elfów znane były przypadki wieloletniej rozgrywki pomiędzy fachowcami. Czasami nawet tygodnie mijały nim jeden z nich zdecydował się na kolejny ruch. Elfom się nie śpieszyło, staranne, przemyślane ruchy – potrafiły wyłonić prawdziwego myśliciela, w przeciwieństwie do szybkiej rozgrywki. Przy szybkiej grze wiele ruchów stanowiło przypadek pomieszany z niewielką ilością przemyślanych posunięć. Przy długotrwałej grze nie było miejsca na omyłki czy też przypadki – tu po prostu decydowała inteligencja. Elf wiedział dobrze jak łatwo można się zapomnieć przy takiej rozrywce. Nie chodziło bynajmniej o jakiś zły ruch na szachownicy. Elf był skupiony na grze, ale nie mniej na wizycie jaka go czekała. To ona była najważniejsza, cała reszta to tylko sposób na zabicie czasu. |
Ciosy Otta zostały zręcznie sparowane przez wroga, ale dały Erice szansę na trafienie pod żebra. Przeciwnik krzyknął z bólu i przyklęknął tworząc z siebie idealny cel dla buławy wojownika. Broń uderzyła w bark gruchocząc kości i rozpłaszczając na ziemi zakapturzonego. Erica szybko doskoczyła i przygwoździła go do ziemi. Otto uśmiechnłą się lekko i rozejrzał dookoła. Wyglądało na to, że było już po walce, ostatni z zamaskowanych wskoczył do uchylonej klapy kanału. - Zająć się rannymi. – Otto skinął głową i podbiegł do leżącej Chloe. Położył obok swoją broń i szybko ocenił rany medyczki. Nie wyglądały na śmiertelne, ale nigdy nic nie wiadomo. Lewą ręka uniósł jej ciało do pozycji na wpół-siedzącej. „Ironia losu, żeby ktoś taki jak ja zajmował się medyczką. To raczej powinno być na odwrót. To ona powinna zszywać mnie.” Wojownik spróbował ocucić kobietę lekko klepiąc ja po twarzy. Zaklął cicho widząc, ze to nie przynosi rezultatu. Przez chwile zastanawiał się co zrobić, po czym sięgnął do manierki z wodą. Zębami wyciągnął zatyczkę i chlusnął zimną cieczą wprost w twarz Chloe, oczekując jakiejś reakcji. - Co jest do cholery. - Słowa sierżanta głośno dobiły się od ścian pobliskich budynków. Otto spojrzał kątem oka na dowódcę. "Co znowu? Aż taki paskudny ten obwieś? Chyba, że to jakiś mutant, taki jak tamto niemowlę. Jeśli tak, to się nie dziwię." |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:17. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0