lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   Sesja (Warhammer II edycja) Przynieście mi głowę Guido le Beau. (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/4272-sesja-warhammer-ii-edycja-przyniescie-mi-glowe-guido-le-beau.html)

John5 04-03-2008 20:19

Robert kątem oka dostrzegł krew, która trysnęła z kolejnej rany krasnoluda. Lekko pokręcił głową.

"Jeśli tak dalej pójdzie, to będę walczył z dwoma przeciwnikami. Do diaska! Muszę wykończyć go jak najprędzej i pomóc Glorimowi zanim tamten go zabije."

Dwa szybkie pchnięcia, unik i przygotowanie do sparowania uderzenia wroga. Wszystko to wykonane odruchowo. Godziny poświęcone na trening dawały o sobie znać i dzięki temu Robert nie musiał nawet myśleć o ustawieniu się w pozycji obronnej po swoich atakach. Jego ciało samo dbało o swoje bezpieczeństwo.

Ataki:
[Rzut w Kostnicy: 62]
[Rzut w Kostnicy: 7]
Obrażenia:
[Rzut w Kostnicy: 6]
Parowanie:
[Rzut w Kostnicy: 36]
Unik:
[Rzut w Kostnicy: 60]

Cedryk 05-03-2008 15:48

Rycerze stali się, ale znowu nie przyniosło żadnego celnego ciosu zostały one sparowane lub uniknieni ich zwodami.
Giermek kolejnym ciosem trafił Gloria, ale sam też nie unikną jednego z jego ciosów, drugi przyjął na tarczę. Cios morgersztena ponownie trafił w tułów krasnoluda, wyciskając mu powietrze z płuc, zaś topór krasnoluda głęboko wciął się w hełm giermka, ale nie zabarwił się krwią.
[Rzut w Kostnicy: 69] [Rzut w Kostnicy: 77] [Rzut w Kostnicy: 13] [Rzut w Kostnicy: 27] [Rzut w Kostnicy: 80] [Rzut w Kostnicy: 60] [Rzut w Kostnicy: 31] [Rzut w Kostnicy: 62] [Rzut w Kostnicy: 91] [Rzut w Kostnicy: 70] [Rzut w Kostnicy: 6] [Rzut w Kostnicy: 2]

Sytuacja w pewnym momencie zmieniała się dramatycznie a wszystko zaczęło się od tego, iż rycerzowi w końcu udało się trafić sir Roberta. W tym samym czasie giermek zawinął swoim morgensternem i udanym ciosem zerwał płat skóry wraz z włosami z czaszki Gloria. Krew z rany zalała oczy krasnoluda. Potem było coraz gorzej celny cios sir Gerfryda trafił w prawą nogę sir Roberta zrywając część z opancerzenia. Glorimowi udało się uniknąć ciosu giermka, ale następny celny cios zmiażdżył krasnoludowi dłoń. Z okrzykiem bólu wypuścił topór, lecz natychmiast się po niego rzucił i chwycił lewą ręką. Celny cios mieczem trafił tak nieszczęśliwie sir Roberta, iż złamał mu lewą rękę, tarcza opadła bezużytecznie w trawę areny. Chwilę jeszcze mu udało unikać poważnego zranienia. Krasnolud uniknął kolejnego ciosu, ale ostatniego już nie zdołał trafił go prosto w brzuch i posłał na ziemię umierającego.
Potężny cios w trzewia powala sir Roberta.

Zwielokrotniony okrzyk gawiedzi unosi się nad areną. Sir Gerfryd Hersendlee zdejmuje hełm i wznosi miecz ociekający krwią w geście zwycięstwa, poczym udaje się w kierunku hrabiego. Na arenę wbiegają słudzy, aby obedrzeć ze zbroi i sakiewek pokonanych nagle słychać okrzyki i niektórzy wyjmują sztylety, aby dobić pokonanych.

- Stać Psy, rannych się nie dobija, na Panią Jeziora, spróbujcie tylko, a obwieszę. – słowa hrabiego powstrzymały popędliwych zbrojnych.

- Przynieść nosze i nieście do zamku. Ty tam wezwij medyka ma się stawić przy rannych. – przy tych słowach wskazał na jednego ze zbrojnych. – Przeżyją albo umrą zgodnie z wolą Pani Jeziora.

Kerm 07-03-2008 08:05

Bad zaklął w myślach.
Sytuacja nie była zbyt dobra. Co prawda sir Robert trafił swego przeciwnika raz czy drugi i uzyskał na pozór przewagę, to sytuacja krasnoluda była znacznie gorsza. Trafiony raz i drugi przez giermka wyraźnie tracił siły.
"Głupiec, głupiec, głupiec" - powtarzał w myślach bezradny Bad.
Przyglądając się walce, a raczej rozpaczliwej obronie Glorima przegapił pierwszy cios, który trafił sir Roberta. Dopiero wyraźny zwrot kierunku zainteresowania tłumów w stronę drugiej pary walczących spowodował, że i om spojrzał w kierunku sir Roberta.
I od razu tego pożałował....
Seria nader szczęśliwych ciosów powaliła sir Roberta na ziemię. W tym samym momencie padł Glorim...
Okrzyk gawiedzi, unoszący się nad areną zagłuszył przekleństwa Bada.
"Stado sępów" - pomyślał, widząc kilku służących biegnących by zabrać pokonanym wszystko, co posiadali.
Gdy w dłoniach paru osób błysnęły noże ruszył do przodu z bolesną świadomością, że i tak nic nie zdoła zrobić. Słysząc głos zakazujący dobijania zatrzymał się.
Obrócił się w stronę niziołka.
- Nie bardzo ufam tutejszemu medykowi - powiedział. - Jeszcze gotów pomóc im w przeniesieniu się na tamten świat...
Poklepał niziołka po ramieniu.
- Z pewnością sir Auferic zgodzi się, byś się zajął rannymi - dodał.
W tym momencie niezbyt interesował go dalszy ciąg misji. Miał nadzieję, że sir Robert i Glorim przeżyją.
Był też ciekaw, co sir Auferic zrobi z resztą kompanii...

Eliasz 07-03-2008 12:53

Niestety nie było powodu do wiwatów. Walka była przegrana a jedynie decyzja hrabiego uratowała obu towarzyszy od niechlubnej śmierci z rąk tłumu sępów.

Tupik niezwłocznie ruszył w kierunku towarzyszy. Wiedział, że przy tego typu ranach każda chwila jest na wagę życia. Z każdym momentem obaj towarzysze tracili coraz więcej krwi. Bez zatrzymania krwotoku nie było szans na uratowanie któregokolwiek. Najpierw zajął się krasnoludem – wyglądał na bardziej poranionego od walki. Tupik wiedział, że tacy szukają śmierci, jednak nie zamierzał mu na nią pozwalać…przynajmniej jeszcze nie teraz. Tupik krasnoludem nie był, ale słyszał, że tacy jak Glorim – szukają chwalebnej i honorowej śmierci, żeby wymazać czy odkupić jakiś własny głupi uczynek. „Jeśli wykrwawi mi się tu na arenie, to śmierć ta nie będzie chwalebna. Całe poświecenie będzie nieprzydatne i zmarnowane…
Bardziej praktycznym powodem takiej kolejności udzielenia pomocy była też zbroja rycerza.

- Zdejmij mu ostrożnie ten pancerz, bo nie będę miał jak mu pomóc ! – zakrzyknął do Bada
Tylko uważaj – tam gdzie blacha wlazła w ciało tam nie ruszaj !

W tym czasie już uciskał i bandażował ranę Glorima. Był zdziwiony gdyż przy tylu tak poważnych ranach inni dawno już by nie żyli. Krasnal ciężko dychał, ale czuć jeszcze było puls. Krew tryskała niczym fontanna, pomimo to nie usłyszał nawet jęknięcia – gdy pośpiesznie nakładał porcję ziół – służących krzepnięciu krwi i obandażował zranione miejsca. Gdy tylko zatamował krew, rzucił się na pomoc Robertowi.

Zamierzał pozostać przy obu towarzyszach, czuwać przy noszach i opiekować się rannymi, bez względu na to czy ktoś jeszcze będzie się nimi zajmował, chociaż tyle mógł dla nich zrobić.
[Rzut w Kostnicy: 81], [Rzut w Kostnicy: 88], [Rzut w Kostnicy: 32]

Bulny 07-03-2008 14:03

Nikolaj przyglądał się zbrojnej walce zupełnie bez emocji. Nie okazywał entuzjazmu ani gdy rycerz trafił przeciwnika, ani gdy wrogowie przejęli inicjatywę. Wyglądał tak, jakby w ogóle nie ruszała go sytuacja zbrojnych. "Krasnolud sam jest sobie winien, tylko rycerzowi należy współczuć" - pomyślał człowiek.
- Phi! - Była to jedyna rzecz, jaką dało się usłyszeć z ust człowieka, gdy jego towarzysze popadali jak muchy. Po chwili jednak człowiek zrobił nie co kwaśną minę. Doszło do niego, iż drużyna chyba została uziemiona na zamku, do czasu, aż nie zyska nowego przywódcy, albo tamci dwaj nie dojdą do siebie. Choć patrząc na ich stan, to rehabilitacja mogłaby trwać miesiącami.

Mężczyzna spojrzał na reakcję Bada, który poniekąd zżył się ze swoimi towarzyszami. Kislevczykowi nie do końca było to dane. Krasnolud był dla niego zbyt pewny siebie, a rycerz?... No rycerz ujdzie w tłoku. Całkiem normalny chłop, tylko jego pochodzenie wymusza pewne zachowania. Na upartego człowiek przyzwyczaiłby się do jego towarzystwa. Gdy wszyscy podbiegli do rannych, Nikolaj podszedł do Kerwyna mówiąc:
- Jak tak dalej pójdzie, to nasza drużyna zostanie wybita do nogi zanim dojedziemy do Mousillon...

Kud*aty 08-03-2008 22:16

Kerwyn

Kerwyn z niepokojem obserwował walkę. Gdy jego towarzysze zaczęli obrywać odpalił fajkę. To go uspokajało. "Na pewno się z tego wykaraskają. W końcu do dobrzy wojownicy..." Bard tak naprawdę nie wiedział jak dobry jest w swoim fachu krasnolud i człowiek. Wolał jednak upewniać się, iż ma do czynienia z osobami znającymi się na fechtunku. I to cholernie dobrze. Niestety. Szala zwycięstwa zaczęła przechylać się w stronę sir Gerfryda i jego giermka. Sir Robert nie ustępował tak łatwo jak Glorim, który prawie od początku walki obrywał. "Coś mi się wydaje, że szczęście zostawili daleko stąd". Walka przybierała coraz to niekorzystny obrót. W pewnej chwili sytuacja całkowicie wymknęła się spod kontroli. Ciosy giermka spadły jak grad na biednego krasnoluda, który nie miał się już jak bronić. Najpierw tors, potem głowa i bezwładne ciało wojownika padło na ziemię. Wszystko stało się tak szybko. W tej samej chwili i sir Robert padł na ziemię. To... To niemożliwe - krzyknął na głos. Tłum uradowany zwycięstwem swojego rycerza rzucił się by dobić i ograbić pokonanych. Kerwyn momentalnie ruszył w kierunku towarzyszy kładąc rękę na broni. Kątem oka ujrzał, iż Bad zrobił to samo. "Przynajmniej nie będę sam" - myślał. Już miał dobywać broni, gdy przemówił hrabia. Jego słowa powstrzymały wszystkich od dokonania swych niecnych planów. W tej chwili młody bard był mu bardzo wdzięczny. Nie dochodziło do niego do końca co się stało w tym miejscu. Stał nieruchomo. Wcześniej miał bronić ciał "współpracowników", a co teraz? Z zamyśleń wyrwał go Tupik śpieszący na pomoc. Muzyk bez namysłu pobiegł za Badem i zaczął zdejmować blachy z Roberta. Na słowa Nikołaja odparł:

- Może i masz rację... Coś mi się wydaje, że nasza misja się skończyła zanim dobrze zdążyliśmy ją zacząć...

Po chwili znów zdejmował fragmenty zbroi...

Cedryk 10-03-2008 10:06

Zaaferowany Tupic dreptał przy noszach, co jakiś czas sprawdzając ich stan. Obaj byli ciężko ranni z tym tylko, iż Glorim oberwał mocniej. Czekały ich długie tygodnie leczenia zanim wrócą do pełnej sprawności. Czas jednak naglił i reszta towarzyszy musiała ruszać dalej jak nadmienił Hrabia wskazując pokój dla rannych i ich towarzyszy.

- Jutro musicie ruszać dalej mój medyk będzie miał pieczę nad rannymi.


W chwilę po jego wyjściu pojawił się medyk, fachowo pozszywał, co było do pozszywania.

- Więcej już tu nie poradzę teraz wszystko będzie się działo z woli Pani. – to stwierdziwszy wyszedł.

Wszyscy w miarę wypoczęli tej nocy z wyjątkiem Tupica, który postanowił czuwać nad rannymi.
On to też był świadkiem, gdy do pokoju weszła młoda przepiękną kobieta podobna do elfki.
Jej postawa zamianowała siłę wewnętrzna tak wielką, iż zdawało się, że nią promieniuje. Zaskoczony Tupic nie był w stanie się odezwać. Był to chyba ten nieliczny z razów, kiedy porostu zapomniał języka w gębie.
Panna uklękła przy łożu sir Roberta i odwinęła bandaże spowijające go. Tupic zauważył, iż z rak jej jakby promieniowała światłość na rany rycerza. Po chwili po ciężkich ciosach pozostały tylko niewielkie blizny.
Sir. Robet ocknął się, wtedy to ujrzał przed sobą najpiękniejszą z Panien, jej rozpuszczone włosy, w świetle pochodni nabrały jasno czerwonego odcienia rozświetlonej pszenicy.

Kerm 10-03-2008 17:40

Bad z niepokojem patrzył i na krasnoluda, i na sir Roberta. Nie miał pojęcia, jak poważny jest stan Glorima, ale z zatroskanej miny niziołka łatwo można było wywnioskować, że jest bardzo źle. Jeśli zaś chodzi o rycerza... Zdejmował z niego zbroję i miał świadomość, że stan sir Roberta jest bardzo ciężki. Nawet gdyby przeżył, to nieprędko siądzie na konia...
Słowa hrabiego też nie były pocieszające. Skoro kazał im jechać to było jasne, że wyprawi ich w drogę nawet siłą. Choćby to miała być droga prosto na tamten świat.
Odprowadził wzrokiem lekarza i wymienił niezbyt wesołe spojrzenia z Tupikiem. Było co najmniej kiepsko...
- Jeśli będę potrzebny, to mnie zawołaj - powiedział Tupikowi idąc na spoczynek.
Niziołek i tak znał się od niego lepiej na leczeniu, a w tym momencie jego, Bada, pomoc nie na wiele mogła się przydać.
Mimo niezbyt wesołych perspektyw zasnął szybko i spał odświeżającym snem pozbawionym jakichkolwiek koszmarów.

Eliasz 11-03-2008 15:11

Tupik cały czas czuwał przy towarzyszach, obawiając się, że mogą oni stracić życie nie tylko z powodu otrzymanych już ran. Przyglądał się ranom i zastanawiał się ile tygodni upłynie nim wrócą w pełni do zdrowia.
Tupik przyglądał się uważnie pracy medyka, sam chciałby mieć takie umiejętności jak on. Patrzył jak chwyta się ranę – by końce zbliżyć do siebie, jak nakłuwa się skórę i szyje. Igła która posługiwał się medyk była nieco wygięta na końcu – co wyraźnie ułatwiało zszywanie rany. Tupik sam również mógłby pozszywać rany – wolał jednak tym razem zostawić to specjaliście.

Piękna podobna do elfki kobieta która weszła, wywołała u Tupika wewnętrzny szok. Zupełnie nie wiedział jak się zachować. Jej pojawienie się było niezwykle tajemnicze i urokliwe, powietrze natychmiast zmieniło zapach, wydawało się, że po pomieszczeniu roznosi się woń róży i innych kwiatów. Sama postać bardziej sunęła niż szła w stronę rycerza.
Słowa utknęły w krtani halflinga, gdy jednak zobaczył jak rycerz zostaje cudownie uleczony omal nie zemdlał z wrażenia. Był pewien, ze sama Pani Jeziora o której tyle już słyszał, przybyła aby uzdrowić rannego rycerza.

Halfling padł na kolana składając niewieście głęboki pokłon.

- O Pani, nie jestem godzien abyś przyszła do mnie, ale powiedz tylko słowo a będzie błogosławione ciało moje. Wyruszam wraz z tym oto rycerzem do Mounsilion – do najtrudniejszego obszaru jaki jest pod Twym władaniem. Proszę o błogosławieństwo, aby trudy podróży i napotkane tam niebezpieczeństwa nie przeszkodziły mi pomagać Twemu ludowi. Już sam Twój gest Pani, niezależnie od efektu, będzie dla mnie najwyższym zaszczytem, jakiego nawet nie mogłem się spodziewać.

Halfling trwał w głębokim ukłonie, wciąż klęcząc na podłodze. Modlitwy do bogini domowego ogniska – w takiej wyprawie co najwyżej ściągnęły by go z powrotem do domu. Jedyne na co mógł liczyć, to pomoc którą uda mu się pozyskać w drodze. Był w końcu tylko halflingiem, tempo podróży już mu pokazało, jak bardzo odbiega od reszty drużyny.

Po chwili namysłu, zaaferowany spostrzegł, że prosi o błogosławieństwo a nie ma przygotowanego podarku. Nie wiedział nawet jaką ofiarę można złożyć Pani Jeziora, więc zaoferował to co sam cenił. Podejrzewał też, że w Bretonii może nie rosnąć halflińskie ziele, więc podarek mógł być tym bardziej cenny.
Wyciągnął z kieszonki podręczny pakunek z zawartością halflińskiego ziela i położył go przed siebie.

- Przyjmij o Pani ten skromny dar – który to można spalić niczym tytoń, lub sporządzić z niego przepyszną herbatkę.

Nie było czasu na szukanie czegoś w torbie, nie wiedział jak długo będzie przebywać ta boska istota, zazwyczaj chyba robili to po co przyszli i odchodzili…Mały halfling aż lekko dygotał z powodu wewnętrznych przeżyć jakie obecnie doświadczał. Już sam kontakt z tą nieziemską istotą napełniał go otuchą i ogrzewał. Emocje jednak były tak silne, że przy wyciąganiu podarunku spostrzegł jak bardzo spocone ma łapki. Był jednak przedstawicielem prostego, spokojnego i dobrotliwego ludu, nie spodziewał się niczego złego, sam też był przekonany, że również nie zrobił nic co zasługiwało by na jakąś karę boską. Stąd ośmielenie halflinga pozwalające na odezwanie się do Pani Jeziora – za którą brał przybyłą kobietę.

John5 11-03-2008 16:57

Sytuacja coraz bardziej się pogarszała. Sir Gerfryd w końcu trafił Roberta z opłakanym dla tego efektem. Szczęście się odwróciło i teraz to rycerz z Carcassonne znalazł się w niebezpieczeństwie. Nie na długo jednak, potężne uderzenie powaliło, go na ziemię. Robert próbował się podnieść, ale jego ciało nie reagowało, na to co rozkazywał mózg.

Nie, to nie może się tak skończyć. Nie mogę, tak po prostu tu umrzeć. Przecież jeszcze tyle przede mną. Tak wiele nieprzebytych dróg, tak wiele miejsc, które muszę odwiedzić. Pani. Czy nie byłem wystarczająco godzien?

Roztaczająca się dookoła niego ciemność, pogłębiła się i otoczyła ze wszystkich stron. Zamknął oczy i zapadł w letarg, oczekując, na decyzję Pani, co do jego losu.

Robert poczuł, jak ktoś chwyta go za ramiona ciepłymi dłońmi i ciągnie powoli ku sobie. Nie mógł dostrzec, kim jest ta osoba, nie widział jaki jest jej cel. Ale czuł instynktownie, że nie ma złych zamiarów, wręcz przeciwnie zdawało mu się, że owe dłonie chcą mu pomóc, wyciągając go z otaczającej ciemności. Mrok dookoła niego zakotłował się i ciemnymi niczym smoła mackami chwycił go za ręce i nogi, które momentalnie otoczył przeraźliwy chłód. Robert wyczuł lekko irytację pomagającej mu istoty, na chwile zabłysło oślepiające światło, po czym mrok, ociągając się ustąpił niechętnie pola. Robert otworzył oczy.

To, co zobaczył zdziwiło go. Obok łoża, na którym leżał stała kobieta.

Nie, to nie zwykła kobieta. To Panna Graala, widać to w jej postawie, w jej oczach a co ważniejsze czuję iż to jest służka samej Pani.

Robert z wysiłkiem dźwignął się na łokciach i z trudem zszedł z łóżka. Zaraz też przyklęknął z pochyloną głową.

-Ogromny to dla rycerza zaszczyt, jeśli choćby zobaczy wysłanniczkę Pani. Ja zostałem dziś podwójnie pobłogosławiony, przebywam w towarzystwie Panny Graala, a co więcej ocaliła mi ona życie. Z szczerego serca dziękuję za ocalenie. I choć wiem, że to wiele, to proszę o przychylność dla naszej sprawy.-


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:36.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172