lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer II edycja] Zło kroczy ulicami. Coś się psuje. (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/6158-warhammer-ii-edycja-zlo-kroczy-ulicami-cos-sie-psuje.html)

Mortarel 21-09-2008 21:44

Gabriel żwawo otworzył drzwi gospody „Strażniczej” i pewnym krokiem wszedł do środka. Mijając ławy i stoliki, rozglądał się ukosem po zebranych wewnątrz osobach. „Tak jak myślałem, pełno tu strażników. Na pewno znajdę tu cały dziesiąty patrol, a przynajmniej jego większą część. Ale teraz najważniejsze jest napełnienie brzucha do syta.”
Gabriel podszedł do lady karczmarza i rzekł do niego, ukazując przy tym swój ryngraf:

- Misa strawy i garniec napitku by się zdało zamówić, ku pokrzepieniu sił i ochoty nabrania. – Rzekł do karczmarza, bez większego wysilania się na miły ton głosu. Gabriel przechylił się lekko przez ladę w stronę karczmarza, przekręcając głowę, tak, aby jego lewe ucho znalazło się możliwie blisko ust gospodarza. Następnie niemal półszeptem zwrócił się do niego. Jednocześnie wyszperał w sakiewce złotą monetę z wybitą na niej podobizną biegnącego wilka i napisem „Middenheim”


- Powiedz no karczmarzu, jakie to ciekawe nowiny krążą dziś po mieście. Jakie to plotki zasłyszałeś ostatnim czasem? Oczywiście, rozumiem, że twoje informacje nie są bezinteresowne. Możesz liczyć na hojny napiwek. Co też ciekawego szepcą dziś po kątach? – Gabriel zastygł w miejscu oczekując odpowiedzi. Monetę zaś przycisnął swoimi palcami do lady, przesuwając ją w stronę karczmarza. Oczywiście miał zamiar wręczyć mu ją, jeśli ten podzieli się z nim wiedzą o zasłyszanych nowinach. Ruch ten wykonał w taki sposób, aby tylko karczmarz widział pieniążek.

Po rozmowie z karczmarzem Gabriel udał się do stołu, zasiadając wygodnie na drewnianej ławie. Po chwili dołączył do niego jego towarzysz, a zaraz za nim przyszła młoda dziewczyna, niosąc dwie misy strawy i dzban z piwem. Gabriel uśmiechnął się do niej, puszczając w jej kierunku oko.

- Fiu fiu- zagwizdał Gabriel. – Może śliczna panienka zechce przysiąść się do dwóch wojaków i razem napić się piwa.- Powiedział melodyjnym głosem Thingrim. – My zaś w podzięce zabawimy panienkę opowieściami z naszych bohaterskich przygód, podczas oblężenia miasta. Usiądź panienko przy dzielnych strażnikach. – Uśmiechając się i nie szczędząc komplementów zachęcał Gabriel.

Po zjedzeniu posiłku, który wyjątkowo nawet przypadł Gabrielowi do gustu, Thingrim rozparł się na ławie, gładząc ręką swój pełny brzuch. Zaczął tez obserwować osoby siedzące wkoło. Ujrzał nawet ładnej urody dzierlatkę, jednak siedziała strasznie nachmurzona. Jak gdyby chciała pozabijać wszystkich wzrokiem. Normalnie Gabriel zacząłby kokietować ta pannę, ale z doświadczenia wiedział, że piękne potrafią, nie w humorze, być wściekłe niczym osy. Tak, więc zadowolił się tylko gapieniem w jej stronę.

Kiedy uznał że nadeszła już odpowiednia pora wstał prostując się przy tym i wyciągając, jak gdyby chciał przeciągnąć się po długim śnie. Jednym skokiem wszedł na ławę, a następnie klaszcząc w ręce dawał znaki, że chce zabrać głos i coś oznajmić.

- Dziesiąty patrol ma stawić się o osiemnastej klepsydrze na służbę. Żadnego spóźniania, niesubordynacja będzie karana. Koniec tego nieróbstwa! Do pracy do pracy! Służba nie drużba! – Zakrzyknął, tak, aby każdy mógł usłyszeć jego komunikat. – Zbiórka przed gospodą! Wszyscy z dziesiątego patrolu mają się stawić!
Następnie Gabriel zasiadł ponownie na ławie, popijając piwo z dzbana czekał aż nadejdzie pora służby.

Eliasz 21-09-2008 22:03

Podejrzenia elfa potwierdziły się. Ranna Chloe została wprowadzona do mieszkania. Doktor nie znał szczegółów a sam elf bardziej niż nowicjuszka pomóc nie mógł. Ruszył więc na spotkanie tym bardziej, że poświęcił na opracowanie rytuału więcej czasu niż zamierzał. Coraz swobodniej przemieszczał się uliczkami miasta. Wywoływał czasem zdziwione spojrzenia, raz nawet został zatrzymany przez strażników, ale pierścień wystarczyłby odstąpili. Widok sokoła-chowańca na ramieniu elfa był dla niektórych wystarczającym powodem by pytać, szczególnie w takich czasach. Elf wolał powoli przyzwyczajać mieszkańców do tego widoku, więc po jakimś czasie wypuścił sokoła, którego jednak przywołał do siebie zbliżając się do karczmy.

- W razie kłopotów leć do Gildii Magów i ściągnij ich tu, dopiero jednak gdy dam znak.
- Dobrze panie, będę pilnował okolicy


Elf cieszył się z pomocy przyjaciela, bez niego byłoby mu o wiele ciężej w tym świecie. Przed wejściem pamiętał, że czas goni go na obiad u mistrza, czternasta klepsydra, tego spotkania nie mógł ominąć, ani się nawet na nie spóźnić.

„Przebiegły Eryk i ktoś jeszcze…Pewnie mój nowy współpracownik, pilnujący, aby wszystko poszło zgodnie z planem. Nie ma co się dziwić , że Gildia się zabezpiecza, ale to nie mój styl działania.” - pomyślał przysiadając się do złodziei.

- Witaj, pewnie ciekawi cię, jakie mam dla ciebie zadanie. – zwrócił się do maga jeden z przywódców „Srebrnych Masek”.

- Witaj „Przebiegły Eryku”. Interesuje mnie wszystko co masz mi do zaoferowania, szczególnie pieniądze.

Elf chciał aby w oczach Eryka był jedynie zwykłym , chciwym obywatelem. Takich ludzi/elfów można było zrozumieć. Osób gotowych poświęcić się dla sprawy już mniej… Elf miał też swoje cele i nie zamierzał ich poświęcać dla kilku marnych groszy. Pieniądze były dość nisko w hierarchii elfa, uznał jednak, że jego pracodawca nie powinien o tym wiedzieć.

Lilawander studiował twarz drugiego rozmówcy. Twarz ludzi niczym piętno, odciskała przeżywane emocje i charakter człowieka., Elf doszukiwał się gniewu, rozsądku, litości, całej mieszanki uczuć i odczuć napotkanej osoby, w jej oczach i obliczu. Chciał wiedzieć z kim ma do czynienia.

Gob1in 22-09-2008 08:17

Detlef z właściwą sobie beztroską zupełnie nie przejął się dekretem Midmarszałka nakazującym stawienie się w koszarach wszystkim przyjezdnym. Miał gdzieś rozkazy, zwłaszcza, gdy nie służył w tej chwili w żadnej formacji. Był wolny, choć bez grosza, i nie zamierzał stosować się do durnych ludziowych nakazów. No, chyba że go do tego zmuszą siłą, banda niewdzięcznych hultajów , tfu – splunął na ziemię, tuż obok butów jakiegoś niewyróżniającego się z tłumu przechodnia. Ten już zamierzał zaprotestować, lecz napotkał rzucone spod krzaczastych brwi ciężkie spojrzenie krasnoluda. Dał sobie spokój, co niewątpliwie było dobrą dla niego decyzją, gdyż brodacz najwyraźniej nie był w humorze. Oddalającą się szybkim krokiem postać karzeł skwitował jedynie podniesieniem prawej brwi.

Znowu spojrzał na odrapaną ścianę, pełniącą rolę słupa ogłoszeniowego. Na kamieniach bocznej ściany jakiejś kamienicy zamieszczono mnóstwo glinianych tabliczek, skrawków pergaminów, a nawet kilka papierowych kartek. Wszystkie zawierały jakieś bazgroły, których nawet nie zamierzał odszyfrowywać (w końcu i tak nie potrafił czytać), sporo z nich odpadło lub zostało zerwane przez czytających, a niektóre stały się nieczytelne za sprawą deszczu i innych warunków atmosferycznych.
Chwilę drapał się po głowie, po czym wzruszył ramionami i rozejrzał się wokół. Jego wzrok spoczął na dziwnie wyglądającym elfie – „Tak jakby jakiś z nich wyglądał normalnie” - zauważył.

Hmmmpff… - głośno wypuścił nosem powietrze wyrażając swoją dezaprobatę dla tak bliskiej obecności drzewołaza. Zmarszczył brwi, mrugnął kilka razy i podłubał sękatym paluchem w swoim przypominającym bulwę nochalu.

- „No cóż, darowanemu elfowi nie zagląda się z zęby” – pomyślał wesoło. I już miał zagadać do ostrouchego (właściwy obu rasom słownik krasnoludzko-elficki nie zawiera słowa "proszę"), by ten łaskawie odczytał mu to ogłoszenie z tym namalowanym ludziem i halabardą, ale jego wzrok odnalazł sylwetkę młodego żaka. Machnął ręką na elfa, mruknął coś zgrzytliwie pod nosem i ruszył w kierunku młodzika. Ten zbierał się do odejścia w swoją stronę, gdy nagle wrzasnął piskliwie.

- Ała! P-puść! Ja nic nie zrobiłem!
- Cichaj, młody! Gadaj, którędy do koszar, ino migiem, bo stracisz zadatki na porządnego elfa! – zagaił wesoło do uczniaka, wykręcając jednocześnie ucho, za które go przytrzymywał.

Po kilku chwilach pogwizdujący wesoło Detlef zmierzał w stronę miejskich koszar. Mimo, że miasto tej wielkości było ludne i gwarne, zadowolony z siebie krasnolud słyszał w uszach tylko brzęk wypełnionej złotem sakiewki. „Nagroda” – myślał rozanielony. I zupełnie nie przejmował się tym, że nagroda jest za bestyję jakową. Nic a nic.

Samphenion 22-09-2008 17:08

Samphenion podszedł do słupa ogłoszeniowego i przyjrzał się zawieszonej kartce. "Hmmm..." pomyślał "trzeba by się zameldować w tym biurze, czy też koszarach. Siedząc w celi nic nie zarobię."
Przeczytał na głos ogłoszenie:
-„Jeśli jesteś silny i zdrowy straż miejska Middenheim przyjmie cię w swoje szeregi. Wysoki żołd, wikt zapewniony, możliwość zakwaterowania”. No cóż, z tą siłą będzie problem, ale nadrobię to zręcznością. Jak dają zarobek i zakwaterowanie to może się zgłoszę."- zastanowił się przez chwilę - Tylko co to jest wikt??
Elf spojrzał na krasnoluda, który splunął jakiemuś człowiekowi koło buta. Wyglądało to trochę komicznie, gdyż człowiek już chciał zwrócić uwagę niechlujowi, ale zobaczy z kim ma do czynienia.

Samphenion wziął do ręki swoją, lekką, sakiewkę.
-Żadna praca nie hańbi.- mruknął do siebie. Nagle zauważył, że krasnolud, którego już wcześniej widział przygląda mu się. Elf pomyśłał nawet, że może brodacz umie czytać w myślach, albo zauważył jego delikatny uśmiech w czasie zdarzenia. Już miał spytać obserwatora, o co chodzi, ale krasnolud machnął na niego ręką i skierował się do młodego żaka.
Samphenion "przypadkowo" usłyszał o czym rozmawiają i ruszył cicho za krępym delikwentem wzdłuż ulicy, jak myślał, prowadzącej do koszar.

"Jaki zabawny jest ten ludzik" pomyślał, gdyż krasnolud zaczął wygwizdywać zabawne dla elfa melodie. Samphenion nie znał żadnych pieśni brodatego ludu, ale i tak miał wrażenie, że człowieczek idący przed nim nie jest wirtuozem w dziedzinie, którą właśnie prezentował.

W końcu dotarli do koszar i elf wszedł do izby.

Revan 24-09-2008 23:38

Zostało około dwóch godzin do służby, a Erica nie miała co ze sobą zrobić. Siedziała tak nad kuflem, czasem upijając z niego łyk. Niedaleko niej siedziało jakiś dwóch innych strażników, a jeden z nich co chwila zerkał w jej stronę. Erica westchnęła ciężko, odgarnęła rude loki do tyłu. Miała ochotę się walnąć na wyro, ale nie chciało się jej iść z powrotem do koszar. Postanowiła się przewietrzyć. Odstawiła w połowie pełny kufel, i wyszła z karczmy. Ryngraf schowała pod kurtę, na głowę nałożyła kaptur. Udała się w kierunku Freiburgu. Nie znała jeszcze dokładnie całego Middenheimu, jednak orientowała się gdzie co jest. A wrócić w porę to już potrafiła.

Przez cały czas w głowie przelatywały jej obrazy bitki ze szczuroludźmi. I tego pieprzonego gnojka, który ją zakapował do straży. To wszystko, przez niego… i jej nieuwagę. Erica nie była mściwa. Jednak gdyby spotkała tego faceta, z pewnością wykorzystałaby należycie okazję. Wielu ciemnych typków zdawała się widzieć w tłumie. Jeden nawet ukradł sakiewkę tuż przy niej. Nie zwróciła na to uwagi. Co z tego, że była w straży. Miała to gdzieś. Z pewnością jakieś lokalne służby przestępcze zwróciły uwagę na jej obecność. Dziewczyna wcale nie miała ochoty do końca życia chodzić na patrole i chronić mieszkańców. Zaśmiała się w duchu, szalony pomysł. Z pewnością będzie miała jeszcze wiele okazji, aby wyrobić sobie kontakty.

Nawet nie zauważyła, jak doszła do Wielkiego Parku. Nie mogła patrzeć na zieleń, więc zawróciła. Minęła jedna klepsydra. Z pewnością droga powrotna nie będzie się tak dłużyła. Pora stawić się na służbę. Jeszcze raz tylko sprawdziła, czy nikt za nią nie idzie i zniknęła w tłumie ludzi.

Van der Vill 26-09-2008 12:05

Jorge wygodnie rozsiadł się na krześle. Miasto było dobre pod tym względem, że miało zatrzęsienie najróżniejszych wygód samo w sobie. Chyba po to ludzie je budują. Rozejrzał się po sali. Elf, który przysiadł do niego, robił niezłe wrażenie. Było ta zawsze, gdy Schade widział jakiegoś elfa, a przez ostatnie lata udało mu się trafić na parę takich okazów. Szczerze żałował, że nie udało mu się zaciągnąć do łóżka żadnej elfiej kobiety, ale to przekraczało nawet jego możliwości.

Spojrzał na ściany karczmy. Ile by teraz dał, by w kącie usiadł ciemnowłosy śpiewak z gitarą, na której zacząłby wygrywać skomplikowane rytmy. Carramba, czasem tęsknił za Estalią. Mimo to, zawsze bał się tam wracać. Sam nie wiedział, dlaczego.

"Ciekawe, jak zostanę przedstawiony" - zastanawiał się Jorge - "Jako wytrawny szermierz z dalekiego kraju, snobistyczny wielmoża czy dziadek, nie pojmujący do końca staroświatowego?" Wpatrzył się w elfa, starając się nie wyglądać jakoś szczególnie. Trzeba się dostosować do roli, jaką przyjdzie mu zagrać.

Cedryk 26-09-2008 16:00

24 Nachgeheim 2522r. Targ i Szynk „U Jorgego". Około południa.

"Przebiegły Eryk" uśmiechnął się pod nosem słysząc słowa.
„Wszakże pieniądz rządzi światem dobrze, że i elfy w końcu zaczynają to dostrzegać.”
Na szczęście dla maga nie wyczuł w słowach maga fałszu, pewnie, dlatego że wszystkich mierzył swoja miarą.

- Ten tam to Jorge, będziecie współpracować. Sprawa jest prosta. Wiesz, czym się zajmujemy. Takie niebezpieczne czasy zaś nie sprzyjają kradzieżom. „Człowiekowi” zależy by, chociaż zapanowała pewna stabilizacja. Pojawianie się tego potwora i jego bestialskie mordy, jakich się dopuszczał wprowadziły tylko chaos i jeszcze gorzej zaszkodziły naszych interesom. Wasze zadanie jest proste, wszelkimi możliwymi siłami wyeliminować te zagrożenie. „Człowiek” dowiedział się z pewnych źródeł, iż komendant Werment tworzy specjalny oddział do rozprawienia się z tym potworem i tu wasze zadanie, wkręcić się do niego. Nieważne jak tego dokonacie, ale musicie się w nim znaleźć. Organizacja nie zapomni o nagrodzie, otrzymacie po 100 Karli, jeśli tylko potwór zostanie wyeliminowany.
- po tych słowach klepnął się w czoło.
– Gdzie ja miałem głowę. „Człowiek” kazał ci przekazać tą chustę jako znak, aby członkowie mogli cię rozpoznać. – powiedział podając elfowi chustę z jednej strony zieloną z drugiej czarną, z wyciętymi otworami na oczy obszyte po czarnej stronie srebrną nicią tak, iż wyglądały jak była to srebrna maska.

- Masz jeszcze trochę czasu zanim będziesz musiał udać się go Gildii Magów Lilawanderze, więc pytaj. Nie dziw się też tak niewiele spraw umyka oczom „Srebrnych Masek”.

***

25 Nachgeheim 2522r. Przed południem. Kordegarda Główna Straży Miejskiej.

Wysłuchawszy wskazówek żaka Detlef ruszył w kierunku kordegardy.
„Nagroda nagroda, ale do starzy z pewnością przyjmą takiego wojownika jak ja. Piwa. Piwa.”
Takie myśli krążyły w skacowanej głowie Detlefa.
Nie zauważył nawet, iż kilka kroków za nim podąża Samphenion.

W końcu dotarli do budynku, w którym mieściła się kordegarda.

„Stara porządna krasnoludzka robota”.
Pomyślał widząc masywne muru i niewielki okienka strzelnicze na wysokim parterze.
Przed wejściem stała dwójka halabardników.
Zagrodzili oni halabardami wejście.

- Cóż to też takiego sprowadza krasnoluda i elfa do siedziby straży miejskiej. - zapytał jeden z nich.

***

25 Nachgeheim 2522r. Około siedemnastej klepsydry. Ulice Middenheim.

Erica podążał właśnie na spotkanie w kordegardzie. W ramach poznawania miasta postanowił dojść do niej inną drogą. Gdy weszła w jedną z wąskich uliczek spostrzegła chłopaczka młodszego od siebie oraz dwóch drabów z tęgimi okutymi żelazem pałkami, którzy przyparli go do ściany, tak że nie miał którędy się wymknąć.

- Co polujesz na nieswoim terenie „Masko”. To był twój błąd przyjdzie ci się rozstać z życiem. – zachrypnięty głos przypominał dziewczynie głosy dwóch strażników więziennych którzy ją zgwałcili.

***

25 Nachgeheim 2522r. Karczma „Straznicza“ i Kordegarda. Około siedemnastej klepsydry.

Karczmarz rozpromienił się na słowa Thingrima. Dodatkowy grosz zawsze się przyda.

- A wiele panie sierżancie. Potwór znów zabił jakąś dziewuszkę z tych, co to wiadomości roznoszą i ludzi prowadzają po mieście. Dobrze, iż nie był to nikt od „Szybkiej Ingrid” i tak wiele już te dzieciaki przeszły. Tragedią byłoby gdyby jeszcze jednego straciły. Ludzie gadają, że mutanty jakieś z kanałów po nocach wychodzą. Wyglądają jak bardzo duże szczury wielkości człowieka. Co głupsi twierdza ze to legendarne skaveny. Bajki gadają przecież każde dziecko wie, iż skaveny to tylko duże szczury, kilka razy większe od zwyczajnych, ale nie aż tak duże. Musiały się mutanty w kanałach ze szczurami pokumać, bo wychodzą takie wybryki chaosu. Poza tym nic ciekawego się nie wydarzyło. – zakończył karczmarz podstawiając wymownie dłoń.

W trakcie posiłku Klaus milczał może cos leżało mu na wątrobie. Thingrim zaś bawił się wyśmienicie, poklepując przechodzące dziewki. Gdy już skoczył posiłek spróbował się zorientować czy jest ktoś z jego oddziału. Na jego gromkie zawołanie nikt nie zareagował wiec widocznie nie było w karczmie żadnego z członków Dziesiątego patrolu.

W końcu trzeba było udać się na spotkanie w kordegardzie tam gdzie zwykle zaczynały się obchody tego oddziału.

Gdy Gabriel Thingrim i Klaus Rabe weszli do sali zbiórek było grubo przed czasem i byli tam tylko dwaj członkowie oddziału. Młodzik z przylepionym do twarzy wiecznie kpiącym uśmiechem i stary weteran straży Fryderyk Gmerk. Znany z najdłuższych chyba w straży wąsów.

Eliasz 26-09-2008 17:08

- Ten tam to Jorge, będziecie współpracować.

Elf wyciągnął doJorga dłoń , w typowo ludzkim geście przywitania. – Jestem Lilawander

Po wysłuchaniu Eryka elf przyjął chustę którą owinął wokół szyi i schował pod ubraniem. Nie zamierzał oznajmiać wszystkim z kim trzyma, jej okazanie zostawił na specjalne momenty. Zastanawiał się o jakiego potwora chodzi, czy miał on coś wspólnego z poranioną Chloe i zniknięciem pozostałych towarzyszy? Gdyby tak było, zgodziłby się na tą misję nawet za darmo.

- Masz jeszcze trochę czasu zanim będziesz musiał udać się go Gildii Magów Lilawanderze, więc pytaj. Nie dziw się też tak niewiele spraw umyka oczom „Srebrnych Masek”.

- Co wiadomo o tym potworze? Kogo, gdzie i jak zabił? Jacyś świadkowie, ślady?

Po chwili gdy rozmówca zdążył już odpowiedzieć na podstawowe pytania, przeszedł do tych bardziej szczegółowych skierowanych do Jorge.

- W czym jesteś dobry? Potrafisz walczyć? – elf spojrzał przeciągle w twarz estalijczyka. Sylwetka mogła wskazywać na szermierza, mógł też być po prostu charyzmatycznym złodziejaszkiem, w końcu przychodził z Gildii. Elfowi nie przeszkadzała ewentualna pomoc, gdy nie chciał mieć ogona to zawsze był w stanie postawić na swoim, a człowiek z człowiekiem łatwiej się dogada niż z elfem, w dodatku magiem… „Darowanemu człowiekowi nie patrzy się w zęby, więc co tam…”

- Co do oferowanej nagrody – znów zwrócił wzrok na Eryka – nie mam żadnych zastrzeżeń, ale przydała by się również zaliczka…Rozumiesz wydatki, składniki, komponenty, indygriencja i takie tam. Moja przynależność w Gildii Magów jest niestety kosztowna a wątpię by w finansowych kwestiach pozwalali sobie na cierpliwość.

Obserwował twarz Eryka, lecz ten niechętnie zdradzał się z emocjami. Elf dodał więc uspokajająco.

- Zresztą w momencie przyjęcia zaliczki będę zmuszony wywiązać się z zadania. Nawet jeśli mnie ktoś wyprzedzi pieniądze przecież nie przepadną. Najwyżej wykonam jakieś inne zlecenie. Łatwiej mi jednak będzie dorwać bestię z zaliczką niż bez niej.

Elf był świadom swojej kiepskiej sytuacji finansowej. Polowanie na bestię mogło się okazać długotrwałym i trudnym zajęciem, nic jeszcze o stworze nie wiedział a miasto było wielkie. Nie było to jednak nic co wykraczałoby poza możliwości elfa.

Po zakończeniu kwestii pieniężnych zaliczek elf zwrócił się do Jorga:

- Mieszkam obok przybytku Shaylli , ale ta karczma jest dobrym miejscem spotkań, tym bardziej, że nie mieszkam u siebie. Mam jeszcze chwile nim udam się na spotkanie, ale myślę , że w przeciągu dwuch klepsydr powinienem być z powrotem. Wówczas na spokojnie obgadamy co robić.

Mortarel 26-09-2008 19:36

Gabriel wszedł właśnie do Sali Zbiórek. Droga z gospody „Strażniczej” przebiegła mu dość przyjemnie. Podczas drogi obserwował tłumy ludzi, kłębiących się na ulicach. Każda osoba zmierzała w swoją stronę, wszyscy się śpieszyli. Dostrzegał zarówno bogatsze osoby, pięknie odziane, czyste, jak i biedniejszą ludność, skrytą w bocznych uliczkach. Miasto żyło swym normalnym tempem, a Gabriela niewiele obchodził los tych wszystkich ludzi, jednak, jako, że był on typem obserwatora, z ciekawością przyglądał się napotkanym osobom.

Kiedy w końcu wraz z Kalusem dotarł do Kordegardy ze zdziwieniem zorientował się, że jeszcze sporo czasu do patrolu, a przecież można było go lepiej spożytkować. Zamiast tyle czekać, Gabriel wolałby zażywać dalszych uciech w karczmie. Ale co tam, stało się. Najwidoczniej było mu pisane zażywanie nudy przy bok milczącego towarzysza.

„ Jakiś dziwny ten Klaus, nic się nie odzywa”- pomyślał Thingrim

W Sali zbiórek znajdowały się tylko dwie osoby. Jakiś młody wymoczek z gębą okraszoną denerwującym uśmiechem oraz stary wyga strażniczy. W oczach Gabriela wyglądał na przeszło sto lat, jak nie więcej. Do tego te wąsy.
- Sierżant dziesiątego patrolu, Gabriel Thingrim! – Gabriel zasalutował w kierunku weterana, przedstawiając się. W kierunku młodzika rzucił tylko przelotne spojrzenie.
- Jak tam wam dzień mija panie starszy? Wybaczy pan ten zwrot, ale nie dosłyszałem imienia. – Starał się nawiązać rozmowę. Następnie odwrócił się w stronę młodzika.
- Ty tam!- wrzasnął- Co cię tak śmieszy! Baczność, jak do ciebie mówię! Nadal ci tak wesoło? A broń swoją wyczyściłeś?!- Gabriel podszedł do młodzika wyciągając w jego kierunku dłoń – Pokaż no swój oręż! Chyba wiesz, że strażnik powinien swą broń utrzymywać w należytej czystości! Czy ten głupkowaty uśmiech nigdy nie schodzi ci z twarzy?! – Gabriel krzyczał zaciekle na młodego. – Do którego patrolu należysz? Odpowiadaj jak pytam!

„Z młokosami trzeba krótko. Inaczej będą wchodzić ci na głowę.”, Gabriel powtarzał sobie w głowie słowa kapitana, prowadzącego jego szkolenie. „ Niech czują dyscyplinę. W końcu są w straży miejskiej”


***


Gabriel wrócił myślami do tych straszliwych dni bitwy. Mimo iż od tamtej pory minęło już trochę czasu, dla Thimgrima wspomnienia były wciąż świeże i żywe.
Pamięta krzyki umierających, przed oczami widzi martwych kolegów. Oczy przeciwników nawiedzają go nocą, pojawiają się w snach. Niemoce zapomnieć tych twarzy. Widoku krwi, cierpienia, ogromnego zła. Dlaczego ludzie się tak zachowują? Dlaczego doprowadzają do takiego cierpienia, do takich okropności? Gabriel nie mógł tego zrozumieć. Reagował na to wszystko zimną obojętnością. Gardził tym światem, który tak bardzo go rozczarował. Gardził ludźmi dokoła, wreszcie gardził i sobą. Negował wolę istnienia, starał się w ten sposób odizolować od całego zła go otaczającego. Nie chciał żyć, nieustannie szukał śmierci, to właśnie w niej znajdzie spokój i ukojenie. Porzuci ten okropny świat przemocy, zła i cierpienia. Gabriel nie dbał o swój los, nie bał się, więc śmierci. Gdy budził się w nocy zalany potem, gdy znów śnił się mu ten sam koszmar, Thingrim wręcz pragnął umrzeć. „Dlaczego więc przeżyłem te cholerne oblężenie?”, Myślał. „Widocznie pisane mi jest zrobić coś jeszcze zanim dokonam żywota. Przyjmę wszystko, co bogowie mi ześlą. Będę cierpliwie czekał na wezwanie Morra. Będzie to moja pokuta, za zło, jakie ja wyrządziłem”.



Gabrielowi znowu przypomniał się ten okropny obraz. Dzień po bitwie. Był tam. Widział to wszystko. W miejscu, w którym wrogowi udało się zniszczyć część murów. W miejscu gdzie była ta dziura, przez którą atakowali wrogowie. Wielu dzielnych strażników, żołnierzy i mieszkańców wtedy zginęło. Było to krwawe zwycięstwo. Gabriel przechadzał się po pobojowisku. Widział martwych ludzi i mutantów chaosu. Ludzi rozczłonkowanych, ze straszliwymi ranami. Martwych konających w agonii. Mutantów, przeraźliwych, okropnych i ohydnych.Tyle ciał, tyle krwi. Ziemia była od niej czerwona. A zapach, cóż to był za zapach. Krew, pot i błoto, wymieszane razem, tworzące tą charakterystyczną woń. Woń śmierci. Gabriela na same wspomnienie przeszedł dreszcz. Szybko sięgnął do swojej sakwy. Nerwowym ruchem przetrząsał ją. Znalazł butelkę gorzałki. Odetkał korek i wypił kilka chałatów trunku. Z krzywą miną schował butelkę z powrotem na jej miejsce. „Okropność!” Pomyślał.

Gob1in 27-09-2008 01:26

- Cóż to też takiego sprowadza krasnoluda i elfa do siedziby straży miejskiej? - zapytał jeden ze strażników przed koszarami.

- Że co!? - Detlef zmarszczył brwi i obrocił na pięcie. W istocie, kilka kroków za nim stał elf. Prawdziwy. - Co za cholera?... - mało wyrafinowany rozumek krasnoluda zaczął kombinować, co sponiewieranego ponad miesięcznym chlaniem brodacza przyprawiało o ból głowy. "Skądś go znam" - przypomniał sobie.
- Czego za mną leziesz!? - wrzasnął. - Do lasu wracaj! - typowe uprzedzenia między tymi rasami były silnie zakorzenione w weteranie. Jednak jego myśli zajął kolejny problem - "Że ja tego leśnego luda nie zauważyłem. Może się ukrywał, skubany. Ale powinienem go wyczuć. Hmmm..., chyba że..." - krasnal kilkakrotnie wciągnął nosem powietrze, obwąchując obie swoje pachy. Choć zapach mógłby powalić jakąś istotę o czułym powonieniu (jak również odstraszał dokuczliwe owady), to Detlef wyraźnie był zadowolony z rezultatów. "Nie no, kąpałem się ledwo tydzień temu - prawdziwy elegancik ze mnie" - westchnął i machnął znowu ręką na obecność elfa, która nie mogła odciągnąć go od celu, w jakim tu przyszedł. Obrócił się ponownie do strażników.
- On nie jest ze mną. Przyczepił się do mnie, jak wy - rzucił starym krasnoludzkim dowcipem. Widząc brak zrozumienia u halabardników wyjaśnił:
- Przyszłem napić się piwa - zaczął - I zjeść nieco - przypomniał sobie. Obiecaliście piwo, żarcie i kasę za służbę w straży - wyklarował w końcu zaskoczonym strażnikom. - I jeszcze więcej złota za ubicie złego - tu odezwała się w nim legendarna krasnoludzka żądza złota, co objawiło się podniesieniem lewej brwi i lekkim drżeniem głosu. - No więc jestem! - zakończył.
Zdziwienie najwyraźniej dalej trzymało strażników, więc zrezygnowany westchnął i rzekł:
- Powiedzcie tylko, do kogo mam się zgłosić. No i gdzie kantyna. Nie pamiętam, kiedy ostatnio coś jadłem - usprawiedliwił się.

Otrzymawszy instrukcje ruszył do środka kordegardy, omal nie przewracając się na progu. Zaklął i wszedł do środka mrucząc coś o "niekumatych ludziach", ale spod gęstego zarostu brodacza zabrzmiało to jak niezrozumiałe mamrotanie.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:32.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172