|
Tokyo Underground Manga i anime |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
08-01-2006, 13:36 | #1 |
Reputacja: 1 | [Recenzja] Melody of Oblivion Melody of Oblivion
Rzecz dzieje się w XXI wieku. Ludzie żyją w pokoju (czy aby na pewno?), a pamięć o wojnie zaginęła - a wręcz jest zakazana. "Monsters-sama" oficjalnie nie istnieją. Żyją jednak i rządzą ludzkim społeczeństwem, żądając co jakiś czas ofiar z dzieci. O tym jednak oficjalnie się nie mówi, wszyscy zyją jak gdyby nic się nie zdarzyło ani nie zdarzało. Tajemnicze zniknięcia wyjaśniane są oficjalnie a rodzinom wypłacany ekwiwalent. Bocca jest studentem, choć niezbyt dobrym. Wierzy w istnienie potworów, wojny XX wieku oraz wojowników Meros - wybranych ludzi, którzy walczyli z potworami. W wierze tej utwierdza go stary mechanik, Tanagi, uważany przez miejscowych za niebezpiecznego dziwaka (nawet szkoła zakazuje kontaktów z nim). Pewnego dnia (jakże by inaczej) Bocca spotyka Sayoko Tsukinomori, młodą złodziejkę, która szuka znajomego wojownika Meros: Kurofune Ballade. Kurofune przebywa aktualnie u Tanagi, naprawiając swój "motor" - Ivermachine. Gdy Bocca przychodzi do zakładu, Kurofune zostaje zaatakowany przez swojego 'starego' wroga, potwora Holu, a Bocca przyglądając się walce nie zmienia się w kamień czy lalkę, jak to się dzieje gdy ktoś widzi prawdziwe oblicze potwora a wręcz przeciwnie - zaczyna słyszeć piękną melodię, widzieć eteryczną dziewczynę... I na tym w zasadzie można zakończyć wstęp. Dziewczyną okazuje się "Melody of Oblivion", iluzja, którą widzą tylko wojownicy Meros. Ponoć, gdy ktoś odnajdzie miejsce, gdzie na prawdę przebywa może zakończyć wojnę i pokonać potwory. Na ramieniu Bocci pojawia się tatuaż - znak Meros - i dzięki temu może on tworzyć strzały meros, które zabijają potwory. Od Tanagi'ego dostaje swoją Ivermachine - wielofunkcyjne urządzenie podobne do motoru - i więcej nie zdradzę, bo zepsuję zabawę . Po jakimś czasie Bocca doskonali techniki walki, odkrywa "melodię swojego serca", ktora może również ranić potwory. Każdy wojownik ma swoją melodię tak, jak swoją technikę - Kurofune: Ballade, Bocca - Serenade; Toune - Requiem; itp. - która staje się też jego przydomkiem. Bocca ucieka z domu i podróżując razem z Sayoko walczy z ludzkimi agentami Unii Potworów, ktorzy służą potworom powiększając ludzkie a zwłaszcza dziecięce nieszczęścia (to jest główna przyczyna awansu w hierarchii). Jednak nie spotyka się z ludzką wdzięcznością, z rzadka z pomocą. Ludzie uważają, że Merosi stoją po stronie przegranych i niszczenie agentur potworów przynosi tylko zburzenie porządku rzeczy i kolejne nieszczęścia.
Natomiast potem... zaczynam mieć wrażenie, że autorzy (których jest sporo) chcieli upchnąć w jednym różne motywy i złagodzić trochę dramatyzm klimatu - tyle, że nie bardzo im to wyszło. Zaczynając od kobiecych wojowników - mężczyźni mają tatuaże na ramieniu, dziewczyny - w różnych ciekawych miejscach, a "umagicznianie" strzał wygląda u nich jak nie przymierzając Czarodziejek. O tym co się dzieje na wyspie potworów nie wspomnę, żeby nie robić spoilera ale bieda z nędzą i tragedia - po co i na co to zostało wprowadzone, nie rozumiem.... "muuuuu". I dlaczego Bocca za każdym razem musi mieć rozerwany rękaw nad tatuażem ?! Nie może mieć na zamek, jak Kurofune? Uch.... Same potwory - a raczej ich roboty i agenci - są trochę... nie wiem, może miało to być w zamierzeniu jakieś koszmarne wypatrzenie rzeczywistości ale został ani to absurd ani komedia. W każdym razie seria potem trochę traci z klimatu pierwszych odcinków, ale ponieważ główny nurt fabuły jest nadal ten sam, nie przeszkadza to zbytnio w oglądaniu. Warstwa psychologiczna zarówno bohaterów jak i postaci pobocznych jest dobra. Bocca nie jest ciapowatym jeleniem, który nic nie potrafi sam zrobić, reakcje społeczeństwa pokazane są - wydaje mi sie - adekwatnie do sytuacji, a i same przemyślenia Merosów - może niezbyt rozbudowane ale odpowiadające sytuacji. Nie ma przesadnego filozofowania ani psychologizowania - po prostu umieszczono tu to, co niezbędne. W MoO znaleźć można dużo popularnych motywów: potwory robione są na wzór bogów greckich (imiona i moce) a ich siedziba wygląda jak Panteon. Monster Union organizacją i pozdrowieniami kojarzy się z organizacjami hitlerowskimi, fabryki zresztą też. A reakcje ludzi.... cóż.... są przerażająco realne niestety. Muzyka jest dużym plusem ten serii. Yoshikazu Suo (Air, Shamanic Princess) się popisał, włoskie czy hiszpańskie raczej motywy brzmią świetnie i bardzo dobrze komponują się z akcją tworząc dla niej tło, lub przeciwnie - w odpowiednich momentach wysuwając się na pierwszy plan. Animacja jest dość ciekawie zrobiona. Na statyczne a wręcz wyraźnie narysowane tło - bardzo ładne zresztą - nakładają się kolorowe, żywe postacie, przywodzące na myśl grafikę komputerową. Ale to chyba 'wina' kontrastu. Mecha designem zajęli się specjaliści od NGE czy Vandreda więc rekomendować nie muszę. Ivermachine w każdym razie zrobione są świetnie, roboty już różnie. Co do tworzenia poszczególnych odcinków, script i reżyseria to mniej więcej jedna osoba na dwa odcinki - może stąd to pomieszanie motywów. Są tu również spece od NGE, GITS, Hellsinga czy RahXephona więc jw. Ogólnie cóż mogę rzec- pomimo denerwujących wstawek serię polecam, gdyż jest ciekawa i dobra. Nie wyidealizowana, nie przesłodzona, w sam raz. Na ANN ma rating "good" - uważam że to trochę za mało, ale rzecz gustu. Ja głosowałam very good :P. Na AniDB 7.3. Liczba odcinków: 24 Children who experience tragedy... Oficjalna angielska strona Gainaxu. will create more tragedy once they grow up... Recenzja na Animefringe - spokojnie można czytać, bez spoilerów. AniDB czyli recenzje na +/- ANN Zdjęć jakoś nie mogłam znaleźć Ostatnio edytowane przez Sayane : 22-08-2007 o 09:02. |
| |