Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2010, 16:12   #36
Kovix
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
Robert Voight wszedł do wagonu restauracyjnego ramię w ramię z milczącym konduktorem. Kierownik pociągu posłał mu dziwne spojrzenie, jakby chciał mu coś zasugerować, ale nic nie powiedział - za to ruszył dalej i zniknął zaraz w przeciwległych drzwiach prowadzących do wagonu S. Robert, pozostawiony samemu sobie, rozejrzał się po wagonie.

W przeciwieństwie do godzin przedpołudniowych teraz było tu już całkiem sporo ludzi. Były to osoby w większości dobrze ubrane, umiejące niewątpliwie zachowywać się przy stole. Dwa ze stołów zajmowała grupa mężczyzn w dobrze skrojonych, ale dość szarych i prawie jednolitych surdutach - wyglądało na to, że wszyscy się znają. Z ich głośnych rozmów wynikało, że podróżują w sprawie jakiegoś kontraktu handlowego.

Voight rozglądnął się za wolnym stolikiem, przeleciał też wzrokiem po twarzach i sylwetkach siedzących w poszukiwaniu jakiejś znajomej osoby.
Robert postanowił zająć wolny stolik. Nikogo z wyprawy nie widział, ale może ktoś przyjdzie później. Postanowił poczekać na kelnera. Oby nie tego, co ostatnio.

Niestety, okazywało się, że wagon restauracyjny nie posiada innego kelnera na jednej linii. Ten sam potężny mężczyzna nachylał się nad Voightem:
- Czy już dobrze się pan czuje? Może zaproponuję coś mocniejszego?
Robert zdążył się już zamyśleć. Sprawa z Iris nie dawała mu spokoju. Jej słowa wczoraj wieczorem, a teraz to. Co mówił ten konduktor, zanim otworzył drzwi do przedziału w którym leżała? Chyba, że przyprowadził tam Iris, bo odnalazł ją gdy... Gruby głos kelnera wyrwał Voighta z rozmyślań.

- Zdecydowanie już mi lepiej - Robert uśmiechnął się.
- Cieszę się, proszę pana. - zwalisty garcon odpowiedział również uśmiechem. Dziwne, wyglądał na szczery.
- Poprosiłbym zestaw obiadowy - dowolną zupę i jakieś mięso, może dziczyznę. Do tego szklankę wody i kawę na deser.
Przez chwilę Robertowi przemknęło przez myśl, że mogą spróbować go otruć - ale zaraz uspokoił się - nie mają jeszcze powodów, poza tym takie działanie byłoby zbyt oczywiste, wręcz bezczelnie prostackie. Chyba był bezpieczny.

- Służę, monsieur. - szarmancko wyprostował się kelner - A kawę na wszelki wypadek zrobię nieco słabszą.
Po chwili chrząknął i poprawił się:
- To znaczy, w kuchni zrobią. Czy mogę odejść?
Na powrót Roberta zdjął strach... Sam zrobi? Oczywiście że sam zrobi... Nie, tym razem nie ucieknę, zostanę i będę go obserwował.
- Oczywiście - odpowiedział Robert - zabawne, już myślałem, że sam pan przygotowuje napoje - udał rozbawienie.

- Nie, skądże...- rzucił mężczyzna, chowając notes za pazuchę - Gdzieżbym śmiał. Takiej kawy, jaką przyrządza Marie, nie wypije pan byle gdzie. Proszę zapytać tylko tych naukowców, którzy pili taką przed południem. No, siedzieli tu razem, doktor Bowman i ten drugi. Chyba podróżujecie w jednym przedziale, prawda...?

-Nie słyszałem o żadnym doktorze Bowmanie, nie bardzo kojarzę, o kogo panu chodzi. Ale ciekaw jestem, czy przychodziła tu kobieta - bardzo ładna, płomienne włosy, robiąca wrażenie damy. Może pan coś wie? - Robert postanowił rozpocząć swoje małe śledztwo, prowadząc jednocześnie grę z tym dziwnym kelnerem.

- Musiałem coś pomylić...- podrapał się w głowę kelner - A co do tej kobiety...Tak, trudno ją przegapić, wie pan. Była tu jakoś przed samym południem. Sama, nie odzywała się w ogóle, wypiła kawę i poszła. Czy pan ją może zna? Pytam, bo jakaś taka dziwna, może chora, czy co. Kierownik miał z nią chyba potem jakieś problemy, ale ode mnie pan tego nie słyszał.
Garcon popatrzył gdzieś w bok, w stronę baru. Barmanki nie było, odwrócił się z powrotem ku Robertowi i zapytał, dużo ciszej:
- A może...Może wie pan przypadkiem, dokąd się ta dama wybiera...?
- To moja znajoma, ale nie zdążyłem się dowiedzieć, gdzie dokładnie się wybiera, wiem jedynie, że dość daleko. Proszę mi powiedzieć wszystko, co pan wie o niej - co tu robiła, gdzie później poszła. To ważne dla jej zdrowia i ważne również... dla miasta Xhystos. - Robert nie wiedział, czy i jakie wrażenie zrobi ta informacja na mężczyźnie.

- Bardzo chciałbym pomóc...- wyglądał teraz na zdziwionego - ...ale naprawdę nic o niej nie wiem. Piła tylko kawę, a wyszła drzwiami w kierunku lokomotywy. Piękna kobieta...
Przez dłuższy moment milczeli obaj, taksując się spojrzeniami. Zwalisty pracownik wagonu restauracyjnego postanowił pierwszy przerwać to niezręczne milczenie.
- Proszę uważać...- ostrzegł Voighta - Dojeżdżamy do miejsca, gdzie pociąg wjeżdża do tunelu. Uwaga na zegarek! - mężczyzna żartobliwie zmrużył oko.

Przez chwilę Robert siedział bardzo spięty, namyślając się, co odpowiedzieć. Tymczasem, dosłownie momencik po uwadze kelnera, nagle zrobiło się absolutnie ciemno!
Robert poczuł przyspieszony puls... Coś się może wydarzyć... Siedział przez kilkanaście długich sekund jak na szpilkach. A może kilkadziesiąt? Albo kilkaset? Kiedy już wyjechali, popatrzył najpierw na siebie, potem na zastawę stołową przed nim, a potem na kelnera i odezwał się:
- Dziękuję za dotychczasowe informacje, na pewno będą pomocne. To wszystko, co chciałem wiedzieć.

Z zaskoczeniem stwierdził, że nikt już przed nim nie stoi. Podziękowanie zawisło w powietrzu. Kelnera nie było, ani przy stoliku, ani za barem...
Voight nerwowo rozejrzał się dookoła. Gdzie podział się garcon?! Czy zdążyłby dojść stąd do znajdującego się za barem wyjścia na kuchnię, albo do drzwi od wagonu? Po ciemku? Musiałby znać rozkład pomieszczenia na pamięć. Ale nie było to niewykonalne...
Popatrzył jeszcze raz na siebie. Miał nadzieję, że niczego mu nie brakowało... Postanowił zatem czekać.

Po czasie niezbędnym do przyrządzenia dań kelner pojawił się jak gdyby nigdy nic, na wielkich półmisach niosąc z kuchni parujące, znakomicie pachnące dania i zręcznie stawiał je przed Robertem. Coś sobie nawet chyba podśpiewywał pod nosem. Zaraz później garcon zaserwował wysoką szklankę z czystą, chłodną wodą a obok niej pojawiła się filiżanka z bardzo aromatyczną kawą.

Robert postanowił się nie zastanawiać nad zachowaniem kelnera. Być może będzie jeszcze czas na obserwowanie go... Tymczasem po prostu jadł, jednak jedzenie wydawało mu się suche, pozbawione smaku. Podróż oddziaływała na niego, dłużyła się, a wraz z nią on się dłużył, rozciągał, jego myśli dryfowały, nie mogąc znaleźć punktu zaczepienia. Iris... Watkins... Kelner... Nie mógł tych myśli wyrzucić, ale nie mógł też skupić się na jednej konkretnej.

Woda orzeźwiła go nieco. Postanowił zaraz po obiedzie wrócić do przedziału. Wypił na spokojnie kawę, która rzeczywiście okazała się bardzo dobra i dokończył jedzenie. Posiedział jeszcze chwilę gapiąc się w okno, ale nikt ze znajomych jednak się nie pojawił, więc zgodnie ze swoim zamierzeniem, gdzieś między trzecią a czwartą po południu, najedzony Robert Voight powrócił do przedziału piątego.

W korytarzu myślał o obiedzie, który mu nie smakował i kawie, co do której miał doznania wprost przeciwne. Zanim wszedł do przedziału, bystre oko Voighta wypatrzyło jeszcze na drugim końcu wagonu plecy Vincenta, który najwyraźniej właśnie wchodził do toalety.

Zanim wszedł do przedziału, zatrzymał się na moment. Na pewno trzeba będzie jeszcze raz wybrać się do Iris. Być może pan Watkins jest zmęczony czuwaniem, a nawet, jeżeli nie, to chociażby po to, by gruntownie przeszukać całe pomieszczenie. Chociaż wolałby, żeby profesor go wtedy nie obserwował. Na razie postanowił odpocząć jeszcze moment.
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...
Kovix jest offline