Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2011, 23:17   #191
Kovix
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
Robert ze skupionym wyrazem twarzy ukląkł na kracie przy jednym z najgrubszych kabli, który pionowo opadał przez otwory kraty w dół. Popatrzył porozumiewawczo na kompana, a potem ujął mocno kabel obiema rękami i usiadł na kracie. Nogi zawisły w próżni o niewiadomej głębi, ale Voight kiwnął tylko dłonią na Vincenta, zachęcając go by ten podążył jego śladem. Potem znów uchwycił się obiema dłońmi i ostrożnie zsunął się, obłapiając udami kabel.

Kabel był śliski i gładki, ale przy pewnej dozie pracy mięśni Robert nie zsuwał się po nim, ale manewrując ciałem zaczął schodzić ostrożnie kawałek po kawałku. “Lina” zakołysała się po ciężarem, przyklejony do niej mocno Voight słyszał przy uchu szum pędzącej w środku cieczy. Nie patrzył na razie w dół, skąd dobiegał huk wody. Raczej, mozolnie zsuwając się po kablu, patrzył do góry.

Widział przez otwór w kracie zatroskaną i uważną twarz Rastchella, który nachylał się, obserwując jego poczynania. Vincent chyba jeszcze nie podjął decyzji, czy podąży w dół za przyjacielem. Rastchell w końcu dał znak przyjacielowi, że potrzebuje jeszcze krótkiej chwili. Podszedł do jednego z sarkofagów i naparł na wieko, próbując je przesunąć. Było ciężko, na czoło negocjatora wystąpił pot, ale kamienna pokrywa ze zgrzytem odsłoniła kawałek wnętrza. Niewiele, a i tak mięśnie piekły z wysiłku. Zajrzał. Był to nieznajomy mężczyzna, widziany raz przez Vincenta przelotnie na placu Samaris. Co dziwne, Rastchell miał niejasne wrażenie, że twarz tę znał jeszcze z Xhystos...

Tymczasem Robert znajdował się w chmurze miliardów kropelek wody. Efekt był taki, jakby stał obok olbrzymiego wodospadu. Ograniczało to znacznie widoczność, ale przy jednym spojrzeniu w dół Voightowi wydawało się, że z mgły poniżej widać jakieś szczyty nieznanych konstrukcji, a może mechanicznych elementów. Huk narastał.

Rastchell westchnął i kucnął przy kracie, decydując się ruszyć za przyjacielem. Robert był już jakieś dwa, trzy metry niżej i najwidoczniej sapał. Vincent zrozumiał że śliskość kabla powoduje konieczność poniesienia sporego wysiłku mięśni, by utrzymywać się na “linie
“. Ostrożnie wstał i ujął kabel dłońmi, a potem zacisnął zęby i zacisnął na nim nogi. Był jeszcze nad poziomem kraty...

Przez chwilę mięśnie walczyły, by utrzymać się w uścisku, ale Vincent coraz bardziej czuł, że zamiast schodzić, zaczyna się po prostu ześlizgiwać. Szarpnął się, a wtedy kabel zawirował wokół własnej osi. Znajdujący się parę stóp pod Rastchellem Robert syknął, przyciskając się mocniej. Obu przyjaciołom świat zawirował przed oczyma, i nagle skręcony kabel zatrzymał się. Przed oczyma Vincenta stanęła inna część otoczenia, i wtedy dostrzegł w oddali stojący tam nie oglądany jeszcze sarkofag, który również miał odsunięte wieko.

Po raz kolejny Rastchell otworzył usta ze zdziwienia...Wisząc na kablu, widział wnętrze sarkofagu pod sporym kątem, więc nie mógł być do końca pewien...Ale wydawało mu się....Wydawało mu się, że leżąca w nim postać ma twarz...Twarz...

Zanim zdołał coś zrobić, stracił sarkofag z oczu. Raz, że skręcony kabel znów zawirował w odwrotnym kierunku. Dwa: mięśnie nie wytrzymywały i Rastchell po prostu zsunął się po śliskim kablu jakieś dwa metry niżej, zanim udało mu się ułapić ponownie i zatrzymać. Teraz był już tylko jakiś metr, może półtora nad głową Roberta, który zadzierając głowę patrzył co dzieje się na górze. Vincent syknął, utrzymywanie się na gładkiej grubej linie kosztowało dużo więcej wysiłku, niż się spodziewał...Już tylko moment prawdopodobnie dzielił go od tego, by nie mógł już powstrzymać zjechania w dół po kablu...!

Wtedy to właśnie usłyszeli gdzieś z góry złowieszczo brzmiący trzask, wyraźny nawet przez huk wody. Kabel zakołysał się mocno, i znów zawirował wokół własnej osi! . Rastchell szukał jakiegoś miejsca, wokół którego można byłoby zapętlić dłoń. Tak, by w razie ruchu móglby utrzymać się na “linie”. Niestety, kabel był niemal idealnie gładki, niczym wielki szlauf. Z szelestem Vincent zsunął się niżej o półtora metra, wpadając niemal na wczepionego kurczowo w kabel Roberta. Kolano negocjatora, na szczęście niezbyt mocno, uderzyło w kark Voighta. W górze znów coś zatrzeszczało...

- Uważaj! - niemal krzyknął Voight, zaskoczony - Nie możemy sobie pozwolić na błąd - dodał już jakby bardziej do siebie, po czym zaczął zsuwać się po kablu nieco szybciej niż dotychczas. Vincent poszedł w jego ślady, coraz bardziej zmęczony. Wilgoć powietrza była coraz większa, a huk wody coraz donośniejszy. Zsuwali się dość szybko, ale kabel był coraz bardziej niestabilna, kołysała i kręciła wokół własnej osi. Trzaski na górze na moment jakby ucichły, ale to z jakiegoś powodu tylko zaniepokoiło Voighta.
Robert na chwilę przystanął i pozwolił sobie na sekundę odpoczynku. Co on robi? Zsuwa się po gigantycznym kablu w dół jakiejś konstrukcji, wielkiej na całe miasto, która podtrzymuje ludzi zamkniętych w trumnach i stwarza iluzję życia. Jaki to ma sens, co to ma wspólnego z misją, na którą zostali wysłani? Przecież jak tu zejdą, to już pewnie nie wrócą do Xhystos. Szlag trafi raport, co z Jade? Ona też była iluzją? Też jest w tym sarkofagu? To znaczy, że Samaris… wciągało ludzi? Dawało im iluzję życia w spokoju i szczęściu? Na tym to polegało? Na to ta cała maskarada? A może oni już byli nie żywi. Albo…


Ból rąk przypomniał mu że, jak zwykle, za dużo naraz chciał wiedzieć.
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...
Kovix jest offline