Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2011, 21:19   #204
Kovix
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
Otworzył oczy.

Naprawdę, nie zdawało mi się. Otworzył je. Mrugnął dwa razy.

Żył!
Na wszystko, co święte, nie zabiłem go, nie zabiłem Vincenta, żył, patrzył na mnie! Poczułem wszechogarniające ciepło, falę gorąca, radości, ulgi; Vincent ożył, oddychał! Po policzkach nadal płynęły mi łzy, nadal czułem palący wstyd i winę. Musiałem mu powiedzieć, co zrobiłem, zaraz zacznie się zastanawiać, czemu zemdlał., czemu leży w tunelu ze mną, z daleka od tej przeklętej budki i kanałów.
- Robercie - szepnął Vincent. - Robercie - rozejrzał się półprzytomnym wzrokiem wokół. - Musimy iść dalej. Dasz radę?

Nie odpowiadałem długo, zbyt długo, żeby mógł to uznać za normalne. Wciąż patrzyłem się przerażonym wzrokiem na Vincenta. Cały chyba dygotałem, musiałem wyglądać jak po przeżyciu ciężkiego szoku. Próbowałem ułożyć wargi w jakieś sensowne zdanie, ale przez dobrą chwilę mi to nie wychodziło. Wreszcie odezwałem się bardzo jeszcze drżącym głosem:
- V-vincencie... Myślałem, że nie żyjesz, nie obudzisz się, to ja Ci to zrobiłem, nie chciałem Cię zranić - do oczu znowu napłynęły mi łzy, musiałem wyglądać żałośnie próbując jednocześnie powstrzymać emocje i zrozumieć, co się stało przyjacielowi.

- Nic mi nie jest. Musiałem chyba stracić przytomność. Ale … już jest dobrze - ton głosu nie do końca jednak potwierdzał wypowiadane słowa. - Czy udało ci się może znaleźć drogę ucieczki, przyjacielu?

Przez chwilę wydawało mi się, że już nie odzyskam panowania nad sobą - drżałem i łapałem powietrze na przemian. Wreszcie zdobyłem się na odpowiedź. Musiałem powiedzieć mu w końcu prawdę.
- Szedłem tędy, ciągnąc Cię za sobą... Bałem się ciągnąć Cię przez kanały, moglibyśmy zatonąć... Vincencie - wybuchnął nagle - to przeze mnie straciłeś przytomność, bałem się, że zostaniesz tutaj, że nie wezmę Cię ze sobą, nie chciałem Cię zostawiać... Przepraszam, mogłeś przeze mnie... zginąć – szlochałem.

- Zginąć - uśmiechnął się smutno Vincent. - My nie możemy zginąć, Robercie. Musimy stąd wyjść. Musimy. Obaj. Tak musi być. Tak musi …
- Czyli... nie masz do mnie żalu? - spytałem wreszcie.

- Oczywiście, że nie - zmęczony uśmiech pojawił się na twarzy Vincenta. - Nie zrobileś tego celowo. Miałeś dobre intencje. Jesteś w stanie iść?
- Nie, jeszcze nie... muszę odpocząć, czuję się słabo... Długo Cię niosłem, a teraz nawet nie wiem, czy wybrałem słuszną drogę... Zaryzykowałbym moje i Twoje życie, gdybym spróbował przeprowadzić nas przez te kanały.

Dopiero mówiąc to zrozumiałem, jak bardzo wykończony fizycznie i psychicznie jestem. Mięśnie mi zwiotczały, ciało odmawiało posłuszeństwa. Od klęczenia przed nieprzytomnym przyjacielem dostałem skurczów w nogach. Zdecydowanie nie byłem gotów do dalszej wędrówki. Nie miałem nawet woli, żeby iść dalej. Może nie zasługiwałem – o mały włos nie zabiłem przyjaciela…
- Muszę… odpocząć – powtórzyłem.

W kilka minut mogłem nabrać dalszych sił, ale aby się w pełni zregenerować, potrzebowałbym porządnego snu, a na to nie mogliśmy sobie pozwolić. Trzeba było iść dalej; raz obrana droga przez tunele wydawała się teraz jedyną słuszną. Poza tym, w ostateczności, tunelami zawsze można było wrócić się do wielkiej hali i próbować przeciskać się kanałami, jeśli woda rzeczywiście podnosiła się i opadała cyklicznie. Podnosiła się i opadała, podnosiła i…

- Hej, nie zaśnij – Vincent klepnął mnie w ramię. Nie odpowiedziałem, musiałem być rzeczywiście bardzo wykończony.
- Musisz wstawać. Pomogę ci. Musimy znaleźć wyjście. Mam ci tyle do powiedzenia, Robercie. Wstawaj. Wstawaj, proszę! Ruszajmy. Wesprzyj się na mnie.

Vincent zdawał się być bardzo rozgorączkowany i podekscytowany.
- Wstawaj. Błagam cię, przyjacielu. Musimy znaleźć w sobie jeszcze tylko tą odrobinę sił! - powtórzył podnosząc się ciężko i wyciągając dłoń w moją stronę.

Podniosłem głowę zaintrygowany. Co takiego chciał mi powiedzieć? Czyżby to, co zobaczył w dziwnej budce? A może wpadł na jakiś pomysł, rozgryzł jakąś zagadkę. Ciekawość, ta moja zgubna nie-cnota, wzięła górę. Podniosłem się, wspierając się dłonią Vincenta i wstałem, gotowy do dalszej drogi.
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...
Kovix jest offline