Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2011, 00:00   #206
Kovix
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
Słuchałem tego wszystkiego, co mówił do mnie wtedy Vincent. Słuchałem go długo, nie mogąc uwierzyć w ani jedno słowo. To właśnie takiej wizji doznał w budce? To miał mi do powiedzenia?

Że… uciekła ode mnie moja ukochana Jenna… właśnie do niego?

Tyle lat spędzonych razem, tyle chwil, tyle radości, nasza mała Hailey, nasze mieszkanie, spacery, znajomi… a ona…

Uciekła. Odeszła ode mnie. Bo stwierdziła, że oszalałem. Oszukała mnie, zawiodła. Zaprzepaściła wszystkie moje marzenia i nadzieje. Na dodatek zabrała mi moją najukochańszą córeczkę… Poczułem jak łzy znowu napływają mi do oczu. Coś we mnie pękło.

- D…dlaczego… - wyszeptałem przez łzy.
Dlaczego sfingowała własną śmierć? Dlaczego zabrała mi dziecko? Dlaczego odeszła do innego? Dlaczego… umarła?

Teraz to już nie miało znaczenia. Zadała mi cios, którego już nic nie wyleczy. Nic.

Poczułem złość, bezgraniczną złość. Jak śmiała?! Kto jej dał prawo do zrobienia mi tego, do poślubienia innego mężczyzny, do takiego oszustwa?!

Spojrzałem na Vincenta; stał z wyciągniętą dłonią.
- TY GNOJU!!! – ryknąłem, a potem rzuciłem się na niego z pięściami – CO MI ZROBILIŚCIE!! – zaskoczony Vincent próbował się zasłaniać, chyba coś mówił, ale nie słuchałem go, musiałem się wyżyć, musiałem dać upust temu, co czułem – złości, upokorzeniu, zaskoczeniu… On był tylko ofiarą, na której skupiły się moje ciosy.

Długo to nie trwało; szybko opadłem z sił, byłem skrajnie wycieńczony. Vincent był przerażony, nawet chyba nie próbował mi oddać, a może po prostu nie poczułem, ogarnięty szałem. Kiedy oderwałem się od niego, patrzył na mnie ze strachem i zdumieniem. Chociaż, czy mógł być zdumiony? Wiele osób chciałoby się wyładować po usłyszeniu, że zostali oszukani w taki sposób. Jedna jego wzrok sprawił, że poczułem wstyd…

- P… przepraszam… - wyjąkałem – N…nie chciałem Cię… uderzyć – łza spłynęła mi po policzku, a może to był pot? - Ja tylko… ja ją kochałem…
Zwiesiłem głowę, nie mogłem nic już mówić. Vincent musiał to zrozumieć, po prostu musiał. Ale nie zdziwiłbym się, gdyby już nie chciał mojego towarzystwa.

- Ona nie żyje, prawda? – dopiero teraz do mnie to naprawdę dotarło. – Nie żyje… i Twój syn też – zrobiło mi się jeszcze bardziej przykro, przecież jego ból również musiał być ogromny. Nie mogłem być takim egoistą, mimo wszystko. Ale w jeszcze jednej rzeczy musiałem być.

Musiałem znaleźć moją córkę. Ona gdzieś musiała żyć, skoro była już duża, kiedy narodził się syn Vincenta. Nadal żyje! Przynajmniej jej będę mógł powiedzieć, jak bardzo ją kocham. Tylko gdzie ona teraz mogła być? Kto mógł dać mi jej adres?

Popatrzyłem na swoje ręce. Pracowałem w Wydziale Śledczym Xhystos, mogłem znaleźć adres każdego. To będzie moja ostatnia misja. Potraktuję to jako zadanie.

- Przepraszam Cię za moją reakcję, Vincencie – teraz powiedziałem to już z większą pewnością siebie, godnością, ale jednocześnie wciąż ze skruchą. – Nie żywię do Ciebie urazy, to nie była Twoja wina, nie wiedziałeś. Nie mogłeś wiedzieć. Jeżeli mi nie wybaczysz… wrócę sam tymi tunelami – zwiesiłem głowę.

-Ale wrócę. Bo mam cel.
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...
Kovix jest offline