Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2011, 17:40   #26
Kovix
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
Arhiman zjadł całkiem sporo. Co jak co, ale jeść trzeba. Brak apetytu to jak nadwrężony nadgarstek. Należy zignorować.
-Rozmowa o tym, gdy nie jesteśmy w komplecie nie ma sensu, a spać trzeba. Zapytał bym tylko, czy macie tu jakieś prowizoryczną aparaturę alchemiczną. Dorobiłbym sobie granatów. Już zdążyły mi uratować życie podczas tej eskapady...
- Jak widzisz, to leśny obóz... Nie mamy tu za wielu udogodnień. Sporządzenie prostych mikstur mogłoby się udać, ale granatów? To raczej mógłbyś zrobić dopiero w Brugge.
-Dobra, nie było pytania.

- Pisanie listów nie oznacza jeszcze wezwania kogoś. - Zauważyła cicho Anouk. - Osip korespondował z wieloma osobami.
- Ale wezwał tutaj tylko was. Przynajmniej z tego, co mi wiadomo...
- Ale z czego Ci wiadomo? - Podchwyciła. - Wszak Osip listów nie pokazywał...
- Powiedział mi, że pisze do kilku swoich przyjaciół. Nie wyjaśnił jednak do końca, w jakiej sprawie. Zakładam, że to właśnie wy.
Odechciało się jej dalszej rozmowy. Albo przywódczyni była rzeczywiście głupia, albo tylko udawała. Tak czy siak, rozmowa z nią przypominała rzucanie o ścianę kul, które nigdy nie wracają.
Anouk czuła, że Laruyia nie mówi im wszystkiego. Najwyraźniej coś ukrywała, chociaż raczej nie miała złych zamiarów.
- Lepiej idźcie spać. Wolałabym rozmawiać z wami wszystkimi. Nie obawiajcie się, nic wam z naszej strony nie grozi. Rano porozmawiamy...

Sprzeciwu z niczyjej strony nie było – wszyscy słaniali się już na nogach i chętnie przyjęli propozycję snu. Położyli się niedaleko swoich koni i ogniska, otoczeni przez elfich towarzyszy…

***

Rankiem Laruyia obudziła osobiście trójkę podróżników, oznajmiając im, że pozostała część drużyny również dotarła na miejsce. Rzeczywiście, Devlin, Raul i Fabier zbliżali się miarowym krokiem do środka obozu, najwyraźniej oczekując rozmowy z kimś, kto nim zarządzał…

Od kilku dni Devlin praktycznie nie spał. Czuł dziwny uścisk na głowie, jakdyby ktoś na siłę założył mu ciasny kapelusz... Moze to po wczorajszym przepiciu? Zresztą miał to w dupie, te szczyny z wioski pozwalały mu przynajmniej w jakimś stopniu zapomnieć o rzeczywistosci, ukrywając go za mglistą zasłoną, która pieszczotliwie spowiła jego umysł. Jeżeli kosztem choć prowizorycznej wolności był ból to nie widział żadnych przeciwskazań. Fizyczne cierpienie jest swego rodzaju uczciwe i przejrzyste... znane są nam bowiem w pewnym stopniu jego przyczyny i skutki, co daje poczucie samodzielności i panowania nad własnym losem.

Szedł więc w ponurym milczeniu, tym razem nie skorzystał z przejażdżki na Wierzchowu Raula. Nie miał zamiaru wchodzić w bliskie relacje z kimkolwiek... przynajmniej nie w obecnym, rzekłbym "błogim" stanie nieświadomości. W kazdym bądź razie gdy przybyli na miejsce, postanowił nie odzywać się więcej aniżeli to konieczne. Zostawił pole do manewru swym towarzyszom (aczkolwiek w tym nietypowym przypadku owe słowo to wielkie wyogólnienie).

- Teraz jesteście tu wszyscy – oznajmiła przywódczyni elfów, zwracając się do połączonej drużyny. – Jestem Laruyia – kiwnęła głową w stronę nowoprzybyłych – dowodzę grupą zwiadowczą z Brokilonu. Jestem także, a może raczej byłam – zwiesiła głowę smutno – przyjaciółką Osipa. W związku z tym, chciałabym dokładnie wiedzieć, co zastaliście w tej wiosce…
- Nie wiele ponad to co wy. Jedynie śmierć wkoło i nienaruszony dobytek. - Przynajmniej dopóki my nie zaczęliśmy pić. - A o pochówku Osipa nie mi mówić.

- Został postrzelony czarną strzałą. Devlin ją ma. Jego truchło przywabiło graveiry... Zbudowaliśmy mu prowizoryczny grobowiec. Pół godziny drogi z wioski. - Stwierdził Arhiman. - Potrzebujemy wiedzy, zasugerowano nam, że możecie nas... a przynajmniej mnie jakoś naprowadzić na trop tych którzy to zrobili. To główny powód dla którego tu jestem.
-Strzała... - złapał się za skronie, czując przenikliwy ból, zaczynał przeczuwać, że rozmowa będzie mogła wymagać od niego jakiegoś zaangażowania, czego z całego serca nie chciał - Wywaliłem ją w jakieś krzaki po drodze... Na cholerę mi była następna? - skwitował z wysiłkiem.
Krasnolud otworzył szerzej oczy, znów zaczynał być zły
- Chwila człowieku. Na pewno mówisz o tej strzale która zabiła naszego przyjaciela? - zapytał z niedowierzaniem, licząc, że kolega po prostu wciąż jest pijany i gada głupoty
-Bynajmniej sie nie przesłyszałeś drogi przyjacielu. Jeśli tak bardzo ci na niej zależy to możesz przeszukać wszystkie krzaki w odległości najbliższych kilku mil.

Arhiman zmrużył oczy. Albo Devlin jest wyjątkowo głupi, albo nie ufa elfom. Nie wiedział które.
-Tak czy siak wciąż liczę, że możecie mi wskazać gdzie mam skierować spojrzenie - zwrócił się do elfów
- Wyrzuciłeś strzałę?! - Laruyia rozszerzyła oczy ze zdumienia - Przecież to mógł być jedyny dowód, jedyna poszlaka dotycząca tego, kto zabił Osipa?! Nie wiem, czemu to zrobiłeś, ale to było bardzo głupie człowieku... albo wygodne dla Ciebie - dodała, marszcząc brwi.

- Rozumiem w takim razie - ciągnęła, dalej patrząc na Devlina ukradkiem - że nikogo nie znaleźliście na miejscu katastrofy? Nikt nie ocalał?
- A jakie ma znaczenie czy przeżył jakiś Mietek czy inny Staś? Z ust takich zawsze więcej bujd i strachu niż pożytecznych informacji. Ale, że tak zapytam. U kogo tak w ogóle gościmy? Nie zachowujecie się jak wiewiórki. - To wszystko jest tak irytująco podejrzane.
Devlin teatralnie wzruszył ramionami, słowa elfki nie zrobiły na nim większego wrażenia. Był niemal pewien, iż przywódczymi tej zgrai wie wystarczająco wiele, by przelać nieco czyjejś krwi. Zatem gdybanie o domniemanych dowodach było czystą formalnością, a ta w jego obecnym stanie mogła wywołać tylko i wyłącznie niepotrzebne “problemy gastryczne”. Stanął więc nieco na uboczu, delektując się jeszcze resztkami wolności. Wiedział doskonale, że za chwile przyjemna mgiełka zniknie, bestialsko przegnana przez natrętną rzeczywistość.

- Ciężko coś od was wyciągnąć, co rodzi niedobre podejrzenia - westchnęła elfka, ignorując zapytanie Raula.- Jeżeli naprawdę Osip był waszym przyjacielem, powinniście dążyć do wyjaśnienia sprawy. Ktoś, kto dokonał rzezi w wiosce, może tu wrócić. I dokonać rzezi, na przykład tutaj. Albo zaatakować was.
- A co do tego, u kogo gościcie - skierowała swój wzrok na Reinholda - jak już mówiłam, jesteśmy grupą zwiadowczą z Brokilonu. Mamy za zadanie obserwować okolicę...
Rozumiem, że w sprawie mordu nie macie już nic do dodania? Jeżeli nie, chciałam was poprosić o przysługę...
- W końcu to Czas Pogardy. Czas Wilczej Zamieci i Białego Zimna. Nieufność jest więc jak najbardziej na miejscu. Co do mordu na wiosce nie wiemy prawie nic. Ot rzeź jak każda inna. Ja nie wiem nic o szczególnych śladach wskazujących sprawce. Z kolei zwiadowcy tacy jak wy muszą mieć chociaż podejrzenia. Ciekawy jestem jeszcze co takiego rodzi się w naszym kochanym Brokilionie. Elfy wreszcie biorą działania w swoje ręce? - Może za ostro, ale Raul nigdy nie lubił bawić sie w dyplomate.

Cassivellaunus długo się nie odzywał, jedynie z wolna przenosił spojrzenie na kolejne zabierające głos osoby. Z zaciekawieniem przyglądał się też nietuzinkowej fizjonomii elfki. Wreszcie możny przemówił, nie postępując kroku w żadną stronę.
- Rzeczoną strzałę można odzyskać. - Tu dworzanin nie powstrzymał drgnięcia kącików ust, skierowanego ku Devlinowi. Osąd zgodności z prawdą słów szaleńca zostawił dla siebie. W jakimś stopniu uznał zatajanie atutów za sensowną drogę. Nie ufał spiczastouchym. - Nie widzę w tym jednakże póki co nakładów wartych zachodu. W wiosce są dziesiątki strzał, zacznijcie od ustalenia ich właścicieli.
Elfy prowadziły własną grę, Devlin zasłaniał się kłamstwami, toteż Cassiv postanowił nie być w tyle i ukierunkować rozmowę zgodnie ze swoją polityką.

- Uważam też, że wbrew zarzutom wykazaliśmy się wielką ufnością. Zwłaszcza w zastałych okolicznościach. Zwolnijmy trochę i przypomnijmy parę drobiazgów: znajdujemy się wcale blisko granicy cesarstwa, gdzie dokonano mordu bez grabieży na całej wiosce. Dodajmy, mordu stylizowanego na działanie elfów, które w Nilfgaardzie cieszą się lepszą opinią niż u Nordlingów. I cóż się dzieje dalej? Oto widzę zbrojny oddział Aen Seidhe, który deklaruje się jako brokiloński zwiad niewiarygodnej opcji politycznej. Ty sama, pani, zapewniasz że byłaś znajomą naszego wspólnego przyjaciela, zamordowanego, o dziwo, poza terenem rzezi. Myślę... myślę sobie, że to nie my powinniśmy być przesłuchiwaną stroną. Należy nam się więcej wyjaśnień, to elfie strzały niosły śmierć w Suchym Modrzewiu. Wiewiórki nie omieszkałaby złupić dóbr wioski. Ale już wyspecjalizowany patrol, szukający czegoś konkretnego, owszem. Paskudny zbieg okoliczności. Obserwujecie okolicę, a nie widzieliście morderców? Żadnej większej grupy? Nie wytropiliście śladów?
Szlachcic spojrzał z wyzwaniem na Laruyię i skrzywił się nieładnie.

- Za przeproszeniem, do rzyci z takim zwiadem. Napisałbym do Brokilonu skargę na wasze kompetencje, gdybym miał pewność, że driady nie zastrzelą mi posłańca. Oczekujecie szczerości, zacznijcie od siebie. Czego tu szukacie, Aen Seidhe?

- Rozumiem, że macie pewne podejrzenia, ale to jednak my znajdujemy się w lepszej sytuacji - zaczęła dobitnie Laruyia. Gdybyśmy to my złupili wioskę, a wy bylibyście jedynymi świadkami, zabilibyśmy was od razu; nawet nie poczulibyście. Zależy nam tak jak wam, a może nawet bardziej, na wyjaśnieniu sprawy. Ale jeśli chcecie już wiedzieć, jesteśmy tu... - elfka odwróciła się do stojącego nieopodal elfa, który kwinął głową - ponieważ bardzo wiele grup wywiadowczych w terenie donosi o zbliżającej się wojnie. Chcemy sprawdzić, czy te pogłoski są prawdą. Wydaje mi się, co do wioski, że ktoś chciał to zrobić, by skompromitować elfy i wywołać kolejne napięcia. Ale skoro nie chcecie współpracować, niczego się nie dowiemy... Może w związku z tym wysłuchalibyście chociaż mojej propozycji?
Cassivellaunus więcej zainteresował się samą grupą i jej rzeczoną misją oraz mocodawcami, niż śledztwem w sprawie śmierci Osipa. Tu szło o ważne informacje, a arystokrata uwielbiał z butami wchodzić w sprawy królestw, ich wojen i sytuacji gospodarczo-politycznej.

- Od słuchania nic złego się stać nie może - zauważył pozornie beztrosko, jakby był zaangażowany jeno o tyle, o ile elfy faktycznie mogłyby pomóc w sprawie Turglema. - Być może będziemy w stanie sobie nawzajem pomóc. Poza tym bardzo chętnie chciałbym jeszcze wysłuchać w wolnej chwili, jaką myśl reprezentujecie. Bez obrazy, szanowna Laruyio, jesteście w moich oczach niewiarygodnym i zajmującym zjawiskiem, wy jako grupa mam na myśli i wasza idea. Wcześniej jednak uprzedzę, że w wiosce natknęliśmy się na... kogoś. Był dobrze zaopatrzony i to w sprzęt magiczny wysokiej klasy. Szukał czegoś albo kogoś, mógł być agentem cesarskim albo... - Cassiv się zawahał. Przyznawanie się do drugiej możliwości nie było mu na rękę. - Albo działał na własną rękę. I podobnie jak wam, nie było mu po drodze nas uśmiercać. Uciekł, obezwładniwszy jedno z nas. Nie wydaje mi się by ten... agent, tak go nazwijmy, był mordercą Osipa, ale takiej możliwości też bym nie wykluczał. Znalezienie go jednakże będzie trudne. Niestety nie ma tu środków, by móc podążyć jego bezpośrednim tropem. Wyglądał jak starzec, może wędrowny bajarz. Choć nie wykluczam nawet charakteryzacji. Gdy zobaczycie kogoś podczas patrolu, miałbym to wszystko na uwadze.
-Starzec?!- Laruyia błyskawicznie zmieniła ton

Raul uśmiechnął się dyskretnie kącikiem ust. Cieszył się, że w ich grupie była osoba, której chciało się rozwijać oczywiste przypuszczenia i pułapki retoryczne do postaci monologu. Jednak to nic nie zmieniało. Oni chcieli tylko odpowiedzi. Nie mieli zamiaru specjalnie nas informować ponadto co konieczne. - Możemy skończyć te podchody i pograć w otwarte karty? Widać, że na każde pytanie spodziewacie się odpowiedzi, a wasze wymówki są... no moglibyście się bardziej postarać. Tak to ujme. Pragniecie zaufania nie dając go w zamian? To dość samolubne. - I tu miał trochę za złe Cassivowi. Sam wolałby się bawić w “my nic nie wiemy”. Przynajmniej dopóki nie stali by się ciut bardziej rozmowni. - Więc? Przecież na pierwszy rzut oka widać było, że to nie były wiewiórki. Sprawdzać czy idzie wojna i wysyłać wiele jednostek zwiadowczych? Skrajna głupota? Wystarczyloby poczekać na uciekinierów i ich wypytać. Ewentualnie popatrzeć czy dymy się nie unoszą. Nilfgaard właśnie to by oznaczał. No już zapomne wspomniec, że Brokilionowi i elfom z ich strony nic nie grozi. Więc powiecie kim jesteści i kogo szukacie? Wszakże wychodzi na to, że i my ich nie będziemy lubić. A ciężko o przyjęcie propozycji kiedy tylko jedna strona ma ufać.

-Wojna - Laruyia zasępiła się - na szczęście jeszcze chyba się nie zaczęła. Ale wisi na włosku. Za południową granicą nasi zwiadowcy donoszą o ruchach wojsk, a tutaj... dzieją się różne dziwne rzeczy. Tak jak atak na Suchy Modrzew sprzed paru dni. Wojna niesie też za sobą przybycie różnych dziwnych istot, które powinniśmy obserwować. Nic więcej nie mogę wam powiedzieć. Będziecie musieli mi zaufać.
- Powiedzcie, jak wyglądał człowiek, którego spotkaliście? Jak miał na imię? W co takiego był wyposażony, jakieś magiczne przedmioty? - elfka wydawała się zaniepokojona, jeśli nie przerażona, kiedy mówiła o opisywanym przez was mężczyźnie.

- Jak wspomniałem - odparł cierpliwie szlachcic z Gors Velen - był dobrze wyposażony. Na tyle, że prawdopodobnym jest udział osób trzecich, które go sponsorowały lub wyekwipowały. Dokonał teleportacji za pomocą wyjątkowo rzadkich i specjalistycznych narzędzi. Oprócz mistrzów Bractwa Nordlingów i cesarskiego wywiadu, niewiele osób mogłoby sobie pozwolić na podobny sprzęt.
Cassivellaunus zamilkł na trzy do czterech wdechów, lustrując reakcje Laruyi. Zrazu podjął dalej.
- Wiedział o waszej obecności w okolicy, sugerował udział tego oddziału w masakrze i miał również dość informacji, by się orientować, kto tu jest dowódcą.
Co prawda rzeczony starzec w rzeczywistości nazywał Laruyię “elfią wiedźmą”, czy jakoś w podobie, ale tego dworzanin Koviru już dodawać nie musiał. - Nie wydajesz się, pani, specjalnie zaskoczona obecnością jeszcze jednego gracza w tych podchodach. Imienia nam nie raczył przedstawić, ale wnioskuję, że wy je znacie?

- Starzec... nie myślałam, że do tego dojdzie. - Sentil! - wrzasnęła nagle tak głośno, że prawie podskoczyliście - La’suul! Jest tutaj! Widzieli go!
Sentil błyskawicznie jakby wyrósł przy swojej przełożonej, z mina, która wskazywała na wielkie poruszenie. Laruyia odwróciła się do niego, wykrzykując kilka słów w Starszej Mowie, które chyba były jakimiś rozkazami dotyczącymi ludzi i sprzętu. Sentil odbiegł, po drodze odpychając kilku elfów, któzy najwyraźniej domagali się jakis wyjaśnień. Za chwilę w obozie zapanował chaos - wszyscy biegali, chwytali sprzęty i broń, pakowali bagaże, odwiązywali rumaki. Najwyraźniej informacja, jaką przyniosła drużyna, okazała się dla elfów przerażająca.

Po chwili kobieta odwróciła się do was.

Słuchajcie mnie uważnie teraz – zaczęła niemal rozkazującym tonem. – Ten, kogo widzieliście, to najprawdopodobniej niezwykle potężny czarownik, nazywany Starcem z Gór. Gdybym miała teraz więcej czasu, to opowiedziałabym wam o nim, ale muszę zwijać ten cholerny obóz. Jeśli z nami pójdziecie w stronę Brugge, to wszystko wam opowiem. Dość, że wasz opis i okoliczności wskazują właśnie na niego. Z takim przeciwnikiem żadne z nas nie może się mierzyć. Musimy opuścić te lasy, ale najpierw muszę was o coś poprosić. Patrol mojego męża wyruszył niedawno z obozu wgłąb lasu i teraz być może grozi mu niebezpieczeństwo. Musicie go odnaleźć i sprowadzić do mnie, pokażę wam na mapie, dokąd poszli.

Jeżeli jednak napotkacie Starca, nie ryzykujcie i zawróćcie. – zastrzegła elfka, po chwili dodając – Przepraszam, że moje wyjaśnienia na to całe zamieszanie są tak lakoniczne, ale naprawdę nie mam czasu. Przepraszam też, że muszę uciec się do szantażu, ale dopiero, kiedy wypełnicie moje polecenie, będę mogła wam dać coś… co zostawił dla was Osip.
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...
Kovix jest offline