Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2011, 10:31   #213
Kovix
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
- Dlaczego - w oczach Roberta po raz pierwszy można było zobaczyć zdziwienie.
- Szedłeś ze mną całą drogę, lecieliśmy razem... Czemu teraz odchodzisz? Po co znowu... cała ta droga, Vincencie?

- A po co są drogi? - opowiedział Vincent, odwracając się. - By je przejść. Po co są przyjaciele? By cię wspierali w twojej wędrówce przez życie, Robercie. Tam, za murami, czeka twoja córka. Chętnie pozna ojca. Na mnie nie czeka nikt i nic. Nikt i nic - powiedział smutno. - To Samaris jest moim domem. Tam mam szansę spojrzeć w twarz tych, których kochałem. Tylko tam. Czy to nie wystarczający powód? Chciałem ci pomóc dotrzeć tutaj. Doszliśmy. Teraz już nie będę ci potrzebny, przyjacielu. Sam dasz sobie radę.

Robert poczuł, jak łzy napływają mu do oczu. To, co powiedzial Vincent, było... niezwykłe.
- Samaris jest ułudą, tam nie nikogo, kto by Cię kochał. Jest tylko iluzja... i śmierć. Tutaj masz przynajmniej mnie, jakoś sobie ułożymy życie. Nie mogę Ci dać odejść, po tym wszystkim, co się stało... - Robert chwycił Vincenta za ramię.

- Ułożymy? Życie? - na wychudzonej i zniszczonej twarzy Vincenta pojawił się grymas mogący być zarówno uśmiechem, jak i znakiem zgorzknienia. - Ja już nawet nie wiem czym jest życie. Nie ma powrotu. Do kłamstw Rady? Do pustego życia. Poza tym boję się, Robercie. Boje się tego, co mam powiedzieć Radzie.

Potem spojrzał przyjacielowi raz jeszcze w oczy.
- Muszę iść, Robercie - głos miał poważny i smutny. - Jestem bardziej duchem, niż żywym człowiekiem. Skorupą wypaloną w środku. Jak Samaris. Bardziej pasuję tam, niż tutaj. Bywaj, przyjacielu. Bądź dobrym ojcem, dobrym człowiekiem, dobrym … Robercie. Pamiętaj.
To chyba miało być pożegnanie. Vincent zdjął dłoń przyjaciela ze swojego ramienia i posyłając mu jeszcze jeden nieodgadniony uśmiech ruszył przed siebie. Za nim pozostało Xhysthos z jego wieżami. I Robert. Tak. Jego będzie mu żal. Ale Vincent wiedział, że należy do Samaris. Wiedział to od kiedy wszedł do budki w podziemnej sali. Wiedział... Czuł... Musiał tam wrócić...

Robert wiedział, że nie zatrzyma Vincenta nawet siłą. Zacisnął zęby i skierował wzrok na oddalającego się przyjaciela. Choć wiele razy mu pomógł, wiele razy działali razem, a nawet rozumieli się bez słów... to jednak nie Vincent był Celem. W pewnym sensie rozumiał jego decyzję, i podziwiał go za to, że pomógł mu dojść tak daleko. Robert też nie wątpił, że Vincentowi uda się dojść do Samaris. Rzeczywiście, tam było jego miejsce. Po raz ostatni spojrzał na Vincenta. Nagle poczuł jednak jakąś przemożną potrzebę podziękowania.. za wszystko.
- Vincent! - krzyknął - Dziękuję! - był pewny, że przyjaciel to usłyszał. Jedyny przyjaciel, jakiego miał w życiu.
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...
Kovix jest offline