Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2012, 21:37   #215
Kovix
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
Robert Voight miał nieodparte wrażenie, że coś w mieście się zmieniło… Wszyscy byli inni, wszędzie wojsko, i jeszcze ten człowiek, mówiący o jakiś wojnach denickich… W życiu o nich nie słyszał, a dość dobrze znał historię miasta. Czym było teraz to nowe Xhystos? Znajdzie w tym nowym-starym mieście swoją ukochaną Hailey? Może to jakaś kolejna mistyfikacja? Test, który ma sprawdzić trzeźwość jego umysłu?

- Panie Voight. – rozległ się poważny, oficjalny głos – czekamy.

Jednak nie. Ten człowiek istniał, ‘był’, mówił naprawdę. Do niego, Roberta. Oczekiwał relacji, sprawozdania. Oczekiwał w krótkich, zwięzłych zdaniach opisu czegoś, czego on do teraz nie potrafił – i nie chciał, na wszystko, co święte! – pojąć rozumem. No dobrze, w takim razie Robert opisze. A oni zrobią z tym już co chcą.

- Samaris – zaczął – wyłapując spojrzenia Radnych, którzy już stracili wiarę, że coś w końcu powie – niewątpliwie jest miastem, realnym, tak jak Xhystos. Leży jednak bardzo, bardzo daleko stąd, na tyle daleko, że nawet ekspedycja z Trahmeru nie jest w stanie dotrzeć szybko. No i do tego, miasto zdaje się przemieszczać. Oddalać, w sensie.

Po Sali przebiegł szmer niedowierzania. Sądzili, że kłamał, że tylko wyobrażał sobie Samaris, albo, że był szalony. Trudno – chcieli raportu, to go mają. On nie będzie zmyślał.

- Proszę o ciszę – uciął krótko przewodniczący.

- Tak, oddalać właśnie – podkreślił jeszcze raz Robert. – Samaris nie wpuszcza też wszystkich przybyszów. Tylko wybranych. My akurat weszliśmy… - urwał na chwilę, patrząc w jakis punkt. – W środku wygląda jak zwyczajne miasto, chociaż nieco puste, w porównaniu z ogromem i ilością budynków, mało jest ludzi czy zwierząt. Zbyt mało. Ten fakt od początku powodował nasz niepokój. Po dniu oczekiwania zostaliśmy podjęci przez gubernatora tegoż miasta, pana… pana Verlaine’a. Nie miał wobec nas chyba nieprzyjaznych zamiarów, udzielił nawet azylu panu Blumowi…

- Jednak to wszystko okazało sie być ułudą, iluzją. Spędziliśmy w Samaris jeszcze jakiś czas, na tyle długi, że zdawaliśmy się być tam uwięzieni – nasz środek transportu już nie działał. I dopiero po tym czasie udało nam się odkryć… czym tak naprawdę było Samaris.
Zawiesił głos, w gardle zrobiło mu się trochę sucho. Postanowił jednak kontynuować.

- Kiedy już wydawało się, że zostaniemy tam na zawsze, udało się… mi i panu Rastchellowi wyłamać… pewne drzwi, które, jak się okazało, były barierą oddzielającą atrapę miasta od maszyn, które ją napędzały. Rozumiecie panowie, jak w teatrze. Widz obserwuje tylko karton, tekturową atrapę, która wydaje mu się prawdziwymi drzwiami, ścianą itd. Jest jednak tylko rekwizytem, napędzanym z tyłu przez mechanizm, którego ów widz nie jest w stanie dojrzeć.

- Zatem… my byliśmy właśnie takimi widzami. Widzami, którzy weszli za kulisy… Tam odkryliśmy, mechanizmy napędzające całą tę iluzję… Mnóstwo kabli, dźwigów, stalowych rusztowań… Ogromny mechanizm. Nie wiadomo, skąd sterowany. A właściwie skąd – wiedzieliśmy. Weszliśmy do sterowni tego dziwnego mechaorganizmu. Ale tam… nikogo nie było. Człowieka, żadnej istoty, niczego. Tylko taka… budka. W tej budce… widziałem różne rzeczy, o których nie chcę teraz mówić. Jednak niczego, co mogłoby zarządzać tym ogromnym perpetuum mobile, nie spotkałem.

Na Sali panowała cisza. Nikt nie wiedział, co powiedzieć, a może zastanawiali się, czy Robert w ogóle był poczytalny i czy to w ogóle był Robert, a nie jakiś szaleniec, który przeczytał w archiwach o Samaris i pragnął zabawić się w fikcyjnego reportera. Po chwili jednak zgromadzeni usłyszeli głos Voighta ponownie.

- Udało nam się, mi i Vincentowi Rastchellowi, uciec stamtąd i wydostać się poza Samaris. Przybyliśmy tutaj… na piechotę. To była długa podróż. Jednak wypełniłem swoje wszystkie obowiązki wobec Rady i Miasta. Często próbowałem z narażeniem życia ratować powodzenie wyprawy, co mogę szczegółowo opisać w dłuższym raporcie, jeżeli mi dacie takowy sporządzić. Nie żądam w zamian ani pieniędzy, ani chwały odkrywcy, nie chcę odznaczeń czy uścisków. Pragnę tylko zobaczyć się z moją córką, ponieważ wiem teraz, że ona żyje…

- Jeśli jednak spytacie mnie, czym tak naprawdę jest Samaris – podjął po krótkiej przerwie Robert Voight – to odpowiem: nie wiem. Jest Tajemnicą.
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...
Kovix jest offline