Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2014, 16:30   #44
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Siedem dni później...

- Cholera. Co to mogło być? Chyba nie znowu zielonoskórzy? – splunął ze wstrętem Ivan.

- Nie, te niezdary zostawiłyby więcej śladów. To było coś zręczniejszego i mniejszego – odparł przyglądający się zdeptanej trawie Moritz. – Trop się urywa, ale prowadzi tam, gdzie zmierzamy.

- To co teraz będziemy jeść? – zapytał zaniepokojony Thurin, nieprzyzwyczajony do życia w dziczy.

- Spokojnie, wszystkiego nie zabrały. Najwyżej upolujemy coś po drodze.

Dzień nie zaczął się po ich myśli. Coś w nocy okradło ich z części zapasów, a teraz cały świat wypełniał się monotonnym szumem wody. Otoczeni zewsząd ponurymi kształtami i konturami lasu podróżnicy przemierzali niskie, trawiaste wzgórza, między którymi płynęły mętne, bezdźwięczne strumienie. Dębowe gaje zasłaniały coraz ciemniejsze chmury - grożące zrzuceniem jeszcze większej ilości wody - przez które przesączały się wyblakłe, złotawe promienie słoneczne. Jochen poczuł intensywny zapach mokrej skóry konia. Obiecał mu w duchu specjalne traktowanie ze strony stajennych w bliżej nieokreślonej przyszłości. Pogłaskał go, a koń odpowiedział na pieszczotę pomrukiem.

Wzgórze tonęło w wysokiej, sztywnej trawie, która zdawała się śmiać pod dotykiem wiatru. Nie był to jeszcze Meisterwind – zimny, porywisty wiatr, smagający całą krainę przez długie miesiące, którego dzikie zawodzenie towarzyszyło ludziom aż do wiosny, lecz i tak uderzenia powietrza rozpalały policzki podróżników do ognistej czerwieni - nawet policzki Rorana, który przecież nie wyglądał jak zwykły krasnolud, lecz ożywiona statua ze spiżu, czym w połączeniu ze swoimi wyjątkowymi zdolnościami budował wokół siebie legendę tytana – niezwyciężonego, nieśmiertelnego, niezniszczalnego.

Deszcz tworzył niegasnące koła na powierzchni starożytnych alej o pokruszonych chodnikach. Mijali ciche i popadające w ruinę marmurowe fontanny, które stały na placach, w kręgach wiotkich drzew, zasadzanych w równych rzędach zapewne ludzką ręką. Ziemia wyglądała jakby zestarzała się - jej powierzchnia uległa wygładzeniu, zdradzając oznaki podeszłego wieku, a jej ścieżki stały się kapryśne i dziwaczne, na podobieństwo człowieka w ostatnich latach życia. Wiele rozsianych resztek przypominało o miejscach, gdzie niegdyś wznosiły się dumne posiadłości. Potworne intuicje, które kłębiły się z tyłu głowy zaludniały szkielety budowli kształtami koszmarów, które miały lada chwila powstać ze wzburzonych, czarnych popiołów przeszłości.

Na samym szczycie wznosiły się szczątki wieży - dzwonnicy, którą zauważył Moritz. Świątynię i klasztor otaczał mur z grubego kamienia, wygładzonych przez wiatry i deszcze. Wszystko porastał bluszcz należący do gatunku zakwitających, stąd też o tej porze roku mroczne jamy okienne wypełniało purpurowe i bursztynowe kwiecie, znakomity substytut zdobiących je niegdyś witraży. Nie wiedział, od ilu wieków świątynia patrzyła na ołowiane sklepienie wiecznych, szarych chmur. Moritz nie mógł odmówić sobie zwiedzenia ruin – odczuwał w stosunku do nich szczególny rodzaj braterskiego sentymentu, ponieważ podobnie jak on były stare, tak jak on przetrwały wiele peturbacji i jak on zdawały się nabierać sił, zamiast słabnąć w zetknięciu z niszczycielską działalnością czasu.

Kruszące się ruiny wiekowego miasta, które przegrały walkę z pierwotnym lasem, nie były godne większego zainteresowania, jednak kilka miejsc szczególnie przykuło uwagę zwiadowców. Zagubiona w dżungli ruin i drzew wznosiła się dawna strażnica, która zniosła upływ czasu lepiej niż reszta budowli. Było to pewnie miejsce, w którym zatrzymywał się Jaasim za każdym razem, gdy podróżował przez Steigerwald. Jednak tym razem na jej drzwiach wisiała kłódka, całkiem nowa i naprawdę mocna.

Gdzieś u zbocza wzgórza widzieli opuszczone obozowisko złożone z prymitywnych, skórzanych namiotów. Sądząc po ich jakości, właściciele albo długo przebywali w warunkach, które są zaprzeczeniem normalnego życia, albo nie byli ludźmi. Przeklęty deszcz zmył wszystkie ślady.

Jednak mrożące krew w żyłach wątpliwości pojawiły się dopiero wtedy, gdy ze szczytu wzgórza ujrzeli dawny cmentarz, na którym pewnie niegdyś chowano klasztornych mnichów. Niektóre groby były rozkopane. Hieny cmentarne tutaj? A może na wpół zapomniane, upiorne i opowiadane cichym głosem góralskie historie o stworzeniach, które nawiedzały te niezamieszkane lasy były prawdziwe? Ludzie nazywali je ghulami, były podobno ludojadami, bękartami ciemności, dziećmi z bluźnierczych związków zaginionej i zapomnianej rasy z demonami podziemi.

Moritz pobladł pod brodą.
 
__________________
[D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: Lord Melkor, Dust Mephit, Panicz, psionik
[Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: Gladin, WOLOLOKIWOLO, Stalowy, Lord Melkor, Pliman

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 13-09-2014 o 19:43.
Lord Cluttermonkey jest offline