Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2014, 02:08   #14
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
- Mogliśmy przewidzieć, że w swej dumie poważy się na takie szaleństwo - Afrei skubał swą patriarchalną brodę, spoglądając zatroskanym wzrokiem na Randala biorącego sprawy w swoje ręce. - Może to przez ten docinek o powodzi?

W ciągu kilku uderzeń serca zewnętrzny dziedziniec strażnicy - olbrzymi plac, na którym nie było żywej duszy - przestał przypominać przytulny podwórzec, zmieniając się niemal w portową ulicę, obskurny kąt o złej sławie, pełen żądnych krwi łotrów. Ściany ciasnej areny falowały i kłębiły się, miotając przekleństwa. Tłum wrzeszczał z przerażenia, przejęty nieubłaganym losem chuderlawego Randala (co nie powstrzymało obserwujących od zawierania zakładów), jak i z wściekłości, domagając się ukarania choćby jednego członka Bandy Żelaznej Obroży, jeśli nie kijem to, zaraz po pojedynku, kamieniami, nieczystościami i zdechłym kotem.


- Głupcy! Wyjcie, ile chcecie! A tobą cisnę ze skały jak workiem soli, psie - huknął Hallgar, bo tak go zwali, a jego groźba była tak pierwotna jak płynąca w nim barbarzyńska krew tysiąca pokoleń. Ogarnięty ekstazą krasnolud Skalf łomotał dwiema nogami stołka o siebie, a niepoprawny podrywacz Hiskvels tylko uśmiechał się szorstko.

- Dostaniesz dziś lekcję, jak obchodzić się z cormyrskimi damami, dzikusie!

Walczący wybijali takt ćwiczebnej dyscypliny, zupełnie jakby to Purpurowe Smoki odbębniały poranną zaprawę. Kije poruszały się rytmicznie, to blokując, to wymierzając cios i wydawało się, że tym sposobem mogą kontynuować pojedynek do momentu, aż jeden z nich padnie z wyczerpania. Z gardeł wydobywały się chrapliwe oddechy, napięte mięśnie chwytały skurcze, lecz w obu parach oczu płonęła nadal z tą samą gwałtownością nienawiść, która - gdyby to było tylko możliwe - spopieliłaby przeciwnika w jednej chwili. Nagle nastąpiła cała seria szybkich ciosów, w efekcie których - jak się zdawało - oboje powinni paść bez zmysłów, ale gdy odstąpili od siebie, przyjmując pozycje obronne, mieli tylko szramy na czołach. Randal włożył coś z kieszeni do ust. Po przyjęciu niezdarnego ciosu na ramię dwukrotnie uderzył kijem, raz w głowę, raz w korpus, a ciało barbarzyńcy runęło na trawę, zwijając się z bólu. Jego duch cierpiał katusze i klął, rzucając dziwne przekleństwa.

Wyjący tłum szalał, potrząsając pięściami i zabezpieczonym orężem. Nikt nie zauważył kilku słów i gestów, po których ból i zamęt, osiągający w ciele młodzieńca zaiste wysoki poziom, znikł jak ręką odjął. Oczy Randala jak wulkany zdawały się płonąć jakimś wewnętrznym ogniem, rzucając wyzywające spojrzenie najemnikom.


- Dobrze walczysz, ale ja walczę lepiej - rzekł zdawkowo Skalf, twardy krasnoludzki zbir.

Brodacz musiał mieć już nieźle w czubie, bo - poza wyprowadzeniem jednego bolesnego uderzenia - cały czas starał się jedynie desperacko parować miażdżące uderzenia, które spadały na niego deszczem tak, że nie miał nawet okazji zawołać o pomoc, potykając się w karkołomnym odwrocie. Randal, mimo że był w ciągłym ruchu, niemal cały czas znajdował się w doskonałej równowadze i jego ciosy opadały z niszczycielską siłą. Po jednym z nich Skalf zakrzyknął wbrew swej woli i raz jeszcze stanął do beznadziejnej walki, oszalały z przerażenia, by po chwili paść bez zmysłów.

Powstało ogromne zamieszanie. Młody druid nabrał tchu w piersi. Wiwaty ludzi dodały Randalowi nadludzkiej energii. Jednak tu i ówdzie pojawiały się szemrania niezadowolonych z wyniku pojedynków hazardzistów.


- Masz jeszcze szansę uniknąć poniżenia jak twoi kompani. Walka ze mną chluby ci nie przyniesie, jedynie poobijane kości. Przeprosisz teraz panie, to puszczę cię zdrowym.

- Lepszą walkę stoczę dziś z tą przeklętą służką w łóżku niż z tobą, popaprańcu - rzucił Hiskvels, nie zważając na porażkę kompanów. Gdyby tyle nie pili, sam pewnie nie musiałby brudzić sobie rąk jakimś wyrostkiem niewiadomego pochodzenia.

Walka rozpoczęła się bez zbędnych ceregieli. Najemnik natarł z wystarczającą mocą, by pogruchotać żebra ludzkiej istocie. Uderzenie w trymiga rozwiało dotychczasową ostrożność i powściągliwość chłopaka. Oczy płonęły jasno w bladej twarzy zalewanej krwią z rozciętego czoła. Hiskvels cofnął się na pozór lękliwie, a Randal uznał to za dogodny moment do ataku, do straceńczego ciosu, możliwego tylko dzięki desperacji. Skoczył w ostatnim spazmie wściekłości, jednak nie zdołał dosięgnąć przeciwnika. Silny cios niemal rozłupał jego czaszkę jak dojrzałego melona. Fontanna krwi trysnęła na trawę. Oczy zaszły mgłą, a członki młodzieńca zadygotały i zastygły w bezruchu. Niewiele brakowało, by łotrzyk wycisnął zeń życie.

- Morderca! - ryknął tłum pragnący teraz rozszarpać na strzępy Hiskvelsa. Całe szczęście, że Purpurowe Smoki w mgnieniu oka rozdzieliły tłum, a ktoś zbadał stan młodzieńca i zaprzeczył jego śmierci. Jednak niezaprzeczalnym był fakt, że pojedynkujący się mężczyzna uderzył za mocno, za co pewnie jutro, jeśli jeszcze nie dziś, poniesie konsekwencje. Banda Żelaznej Obroży została za to dotkliwie ośmieszona, a jej dalsza służba w Kamieniu Grzmotów postawiona pod znakiem zapytania.
 
__________________
[D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: Lord Melkor, Dust Mephit, Panicz, psionik
[Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: Gladin, WOLOLOKIWOLO, Stalowy, Lord Melkor

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 24-11-2014 o 11:13.
Lord Cluttermonkey jest offline