Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2014, 01:44   #7
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Moim zdaniem opcji jest tyle, ile trzeba - gracze przyzwyczajeni do trójki będą pewnie smutni, że nie mogą odróżnić swojego łotrzyka atutem dającym +1 do sytuacji-pojawiającej-się-raz-na-20-sesji w celu nadania mu "indywidualnego wyrazu" (co chyba powinno być osiągane za pomocą innych środków, nieprawdaż?), ale tych zapraszam do Pathfindera. Natomiast cała reszta powinna być zadowolona.

Zostawiajac sprawę zasad (które, jak wiadomo, działają) na boku - muszę przyznać, że jak dla mnie D&D 5 to bardzo dziwny produkt, który w sumie nie wiem do kogo jest adresowany ani jaki miał cel. Z założenia miał być edycją "modułową", w którą da się grać na wzór ulubionej edycji poprzez dobranie odpowiednich wariantów reguł pod siebie. Tylko czy w takim razie nie lepiej byłoby udostępnić dodruków poprzednich edycji? W końcu istnieje Print On Demand i podobne. Nie wierzę, że piątka będzie miała własne pokolenie fanów na tyle duże, żeby była opłacalna sama w sobie - sprzedaże z wydania na wydanie malały, a kto będzie chciał grać w swoje ulubione D&D, sięgnie po starszą grę. Czy jest to produkt komukolwiek potrzebny? Widzę jedno zastosowanie - chcę grać po mojemu, ale nie chcę zrazić potencjalnych graczy wyciągnięciem z plecaka podręczników z czasów świetności Azteków.

Zbudowaniu jakiejkolwiek tożsamości nie pomagają także takie wtopy, jak zamieszczenie mniej lub bardziej przepisanego z edycji Basic Moldvaya spisu "inspirującej literatury" odwołującej się do wielu poważnych nazwisk fantastów z pierwszej połowy XX w. i jednoczesne umieszczenie Zapomnianych Krain jako settingu wyjściowego (który sam w sobie jest bardziej zainspirowany wytworzoną przez lata własną "mitologią D&D" niż Howardem, Dunsanym, Leiberem, Burroughsem czy Lovecraftem - come on, ta literatura już lepiej pasowałaby do Golarionu Pathfindera), czy quasiwielkanocnych wtrętów w stylu "Bree-Yark!" przy opisie goblina w Monster Manual, którego młodsi gracze nie zrozumieją, a starsi stażem lub miłośnicy retro odbiorą jako ikonoklazm pod przykrywką szacunku dla historii.

Innymi słowy - kup podręczniki i naucz się nowych reguł, by zagrać w swoje ulubione D&D (które już pewnie masz na półce).

Z takich bardziej subiektywnych to gdyby za okładkę wziać scenkę ze wstępu opisaną jako przykład sesji, efekt byłby o wiele lepszy. Okładka Podręcznika Gracza dla mnie wysyła tylko jeden komunikat - to gra o siekaniu wielkich potworów. Za to wspomniana scenka - badanie otoczenia nawiedzonego zamku (czyli wiecie, "żywe" gargulce, niezbyt stabilny most i te sprawy) od razu ewokuje grę drużynową, podejmowanie trudnych wyborów, niepewność graczy - dla mnie kwintesencję D&D.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 23-12-2014 o 02:11.
Lord Cluttermonkey jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem