Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2015, 19:57   #49
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
12 Kaldezeita 2514 KI, chłodny poranek

Bezludne wschodnie równiny Wallerfangen

Moritz ostatni raz spojrzał na przycupniętą kolonię gawronów i opuścił się na linie w paszczę studni. Patrząc w górę, widział żuraw, twarze towarzyszy i ołowiane sklepienie. Otoczony wilgotnymi kamieniami, które pokryły się już mchem i pleśnią zapomnienia, lustrował diaboliczny widok, jaki przedstawiało dno samej studni. Kości piętrzyły się bieliście niby fale spienionego morza, niektóre osobno, inne zaś jako nierozpadłe jeszcze do cna kościotrupy; te ostatnie zastygłe były w demonicznie obłąkańczych pozach: broniły się przed jakimś zagrożeniem bądź wpijały się ludożerczo w swoich towarzyszy. Czarodziejskie światło Felixa rozświetlało te szaleńcze rozsypisko ludzkich kości, jednak sytuacja nie była dzięki temu ani na jotę mniej upiorna.

Jaki ohydny podstępek krył się w stosach ludzkiego ścierwa? Góralowi, który całe życie nasiąkał miejscowymi legendami i bajaniem przesądnego gminu, bardzo łatwo przychodziło zaludnianie mroku cienistymi kształtami koszmaru, mimo że w ciągu życia miał już do czynienia z niejednym okropieństwem, z niejednym naruszeniem praw Natury. Wydawało mu się, że widzi od czasu do czasu bąble na tafli wody. Szlam na wyciąganych kościach był porowaty i - mógłby przysiąc - bulgotał! Chociaż już sam nie wiedział, czy nie niepokoi się czasem na próżno. Czy muł się faktycznie poruszył - nie potrafił orzec; myślał, że tak, leciuteńko.

Całe szczęście byli oni. Towarzystwo ludzi działało na mężczyznę pokrzepiająco. Obłędne rewelacje zawsze rozwiązywały języki, także oszołomiona grupa rozszeptała się na dobre.

- Ohydne... Śluz bulgocze, jakby coś tam w głębi się czaiło - relacjonował odważny Vogendorfczyk.



Zapomniane wieki temu, których legendy przetrwały w postaci dziwnych opowieści mamrotanych we wioskach w samym sercu gór...

Bezimienna wioska na wschodnich równinach graniczących z Athel Davandrel


- Proszę, oto twój pierścień, wielmożny panie. Racz wybaczyć zachowanie Christopha, młody to i głupi chłopak, świata widział mało, a że z biednej rodziny, to taka błyskotka musiała zrobić na nim wrażenie, ludzka chciwość nie zna granic - sołtys mówił, co mu ślina na język przyniesie, mając nadzieję, że tajemniczy podróżnik, odmieniec otoczony dziwnymi podejrzeniami, nie będzie mścił się na mieszkańcach za taką zniewagę. Najlepiej by było, gdyby w ogóle tu nigdy nie przyjechał. Mogli go zatrzymać przed bramą i odesłać - że też nie pomyślał o tym wcześniej!

- Kazałem chłopakom go złapać i przyprowadzić przed pańskie oblicze, kara przywróci mu rozsądek - kontynuował przywódca osady. - Złodziej jest złodziejem i powinien być osądzony jak złodziej, nie możemy tolerować takiej swawoli, sam wielmożny pan dobrze wie, że kierujemy się prawem, jesteśmy cywilizowani...

- Cywilizowani, tak... - szyderczy uśmiech lekko tknął jego ust. Podniósł do góry pierścień i popatrzył przez niego na świecące słońce. - Tak wiele zachodu dla tak marnej zdobyczy? Przecież to tylko błyskotka Christophie... - odwrócił się do zebranego tłumu. - Żadnego widowiska nie będzie, możecie się rozejść. Daruję Christophowi jego winę - odkaszlał w trzymaną w dłoni chusteczkę. - Co więcej, możesz zatrzymać pierścień. Pod jednym warunkiem. Musisz wyłowić go ze studni - elf pod pozorem zakasłania teatralnym kaszlem, wymamrotał coś pod nosem, zasłaniając się brokatowym szalem. Następnie pstryknął palcami, a obrączka wpadła w czeluść studni.

- Nawet wielmożny pan nie wie, jak się cieszę, że wszystko tak dobrze się ułożyło - sołtys zaczął swoją dziękczynną, pojednawczą przemowę, podczas gdy jego rozmówca stał niewzruszony i milczał jak zaklęty. - Czy podzieli pan z nami posiłek? Zapraszam w moje skromne progi...

- Obawiam się, że to powietrze nie służy moim schorowanym płucom - powiedział. - Z tego powodu wyruszam natychmiast w drogę. Dziękuję wszystkim za gościnność, a przynajmniej za dobre chęci - powiedział aż boleśnie ironicznym głosem.

Gdy już był poza bramami miasta, na jego wargach pojawił się pogłębiający uśmiech. Powtarzał z satysfakcją wyszeptaną inwokację, śmiejąc się coraz głośniej...

Dia ad aghaidh's ad aodann... agus bas dunach ort! Dhonas's dholas ort, agus leat-sa!


12 Kaldezeita 2514 KI, chłodny poranek

Bezludne wschodnie równiny Wallerfangen

- Mam go - powiedział z ulgą Moritz, nie mogąc już dłużej znieść potwornych intuicji gnieżdżących się w jego głowie. Czy muł się faktycznie poruszył - nie potrafił orzec; myślał, że tak, leciuteńko... Zwykła złota obrączka spoczywała na palcu podciągniętego haczykowatym kijem szkieletu. Góral zerwał błyskotkę z truposza i wtedy stała się rzecz, której nikt nie przewidział ani nie potrafił przewidzieć, nawet snując mgliste, najbardziej szalone domysły.

Vogendorfczyk sam nie wiedział, czy to on założył pierścień na swój palec, czy też biżuteria ożyła, owijając się wokół niego jak wąż wokół ofiary - najskrajniejsza zgroza często poraża pamięć litościwym paraliżem.

Dia ad aghaidh's ad aodann... agus bas dunach ort! Dhonas's dholas ort, agus leat-sa!

Koń, do którego przywiązana była lina, nagle wystrzelił w stronę studni, pchany przez niewidzialną siłę z taką łatwością, jakby chodziło o przegonienie muchy ze ściany. Śmiałkowie odskoczyli w ostatniej chwili. Rumak rżał ze strachu i furii, przewracał ślepiami, toczył pianę z pyska i ślizgał się jak oszalały, lecz wkrótce jego zad i większa część tułowia zniknęły w czeluści studni i bezradny utknął w niej na dobre, wydając niewiarygodnie szaleńcze parsknięcia.

Dia ad aghaidh's ad aodann... agus bas dunach ort! Dhonas's dholas ort, agus leat-sa!

Ciężki niczym najcięższa ze spiżowych statui, Moritz uderzył w dno, pogrzebany głęboko pod upiornym usypiskiem ludzkich bądź półludzkich kości zastygłych w panicznej trwodze. Był jak kotwica, lecz nie był sparaliżowany - miał czucie w rękach i nogach. Gdyby tylko nie był przysypany szkieletami, mógłby sięgnąć po sztylet, mógłby odrąbać palec z przeklętym pierścieniem... Wypełniony niewysłowioną odrazą, lecz świadomy zbliżającej się prędko zguby i pobudzony swą bezradnością, dotkliwie odczuwał pragnienie powietrza. Pomyślał jeszcze raz o pozostawionej towarzyszom zaszyfrowanej wiadomości, której tajemnicy już nie będzie dane mu poznać...

Dia ad aghaidh's ad aodann... agus bas dunach ort! Dhonas's dholas ort, agus leat-sa!

Wschód 12 Kaldezeita 2514 KI szybko czerwieniał.

Moritz dnia 12 Kaldezeita 2514 KI pojechał poza wschód słońca.

- Niech i tak będzie. Takie jest przeznaczenie wojownika.
- R. E. Howard
 
__________________
[D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: Lord Melkor, Dust Mephit, Panicz, psionik
[Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: Gladin, WOLOLOKIWOLO, Stalowy, Lord Melkor, Pliman

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 03-02-2015 o 21:28.
Lord Cluttermonkey jest offline