Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2015, 20:58   #2
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Prąd padł już nie pierwszy raz w tym miesiącu. Jak nic zacznie szukać nowego mieszkania! W głowie widziała już cyferki według, których zamierzała wykłócać się o obniżenie stawki czynszu. Tak nie da się żyć!
Zła ja jasna cholera na swoich głupich sąsiadów usiadła ubrana w szlafrok na kanapie.
- A taką miałam ochotę na te tosty! - jęknęła rozkładając się na całą długość siedziska.
Chwilę leżała tak patrząc w sufit.
- Może laptop działa? - i usiadła prosto - Najpierw tosty...
Wstała i tym razem ostrożnie zbliżyła się do piekarnika, ręką przytrzymując turban by nie spadł. Wyłączyła go. Już raz zostawiła go włączonego przed wyjściem. Musiała później malować sufit w kuchni. Dobrze jej to poszło, chociaż sprzątanie kropek białej farby z blatów i podłogi też trochę zajęło.
Wyciągnęła ze środka piekarnika zimnego Pop-Tartsa i wgryzła się w niego.
Smaczny nie był, ale najgorszy też nie.
wróciła do kanapy przeżuwając tosta. Z nadzieją sięgnęła po laptop leżący na stoliku tuż obok.
- Uff działa - ucieszyła się. Poczta zdążyła się ściągnąć.
Czytała maile po kolei.
- Skype’a jej się zachciało - zaśmiała się z rozczuleniem. Immy już wcześniej miała ochotę jej to zaproponować, ale wtedy musiałaby tłumaczyć się czemu jest obandażowana jak mumia, a później... Później czas przez pracę pobiegł tak szybko, że nawet nie wiadomo kiedy rzuciła pracę w policji, opuściła kraj i zamieszkała w Portland. Chociaż jeśli dobrze pamiętała to kolejność była inna... W każdym razie najpierw był urlop i dopiero wszystko się zaczęło.

Westchnęła. Zastanawiała się co odpisać. Bądź co bądź okazało się, że jednak tęskniła za rodziną i przyjaciółmi. Gdyby nie tutejszy aeroklub to byłoby jej naprawdę ciężko.
Już chciała coś odpisać, ale kliknęła na kolejnego maila.
Początek wiadomości brzmiała bardzo odrzucająco: w końcu była z banku i przypominała jej jakie długi sobie narobiła. Już miała wykasować wiadomość. Nawet wrzucić adresata do spamlisty, ale...
- O ja cie... Jasne, że chce! - od razu w myślach widziała o ile spadnie jej miesięczna rata jeśli dostałaby taką dotację.
W tej euforii kliknęła jeszcze ostatniego maila.
- Hymm... - spojrzała w kierunku telefonu leżącego na szafce pod telewizorem - Jestem pewna, że nawet raz nie zadzwonił - skomentowała początek wiadomości. Doczytała do końca i zaczęła klikać między mailami.
Prychnęła z zawodem, że obie sprawy mają dziać się w podobnym czasie. Wiedziała też, że jak już zacznie loty to na pewno nie znajdzie czasu by wyrwać się na chwilę do banku. Tak bardzo chciała złapać dwie sroki za ogon!
Chwilę rozważała jak to ogarnąć.
- Już wiem! - doskoczyła do telefonu. Ledwo ledwo ochroniła ręką turban od upadku ręcznika na ziemię. Chwyciła w dłoń smartfona i chciała go odblokować. Nie zadziałało. Przydusiła dłużej guzik. Na ekranie pojawiła się na krótko ikonka czerwonej przekreślonej baterii i ekran zgasł.
- Do jasnej cholery! - teraz była w desperacji. Spojrzenie na zegarek - Nie, nie, nie... - i rzucając telefon na kanapę między puchate poduszki rzuciła się biegiem do sypialni. W mgnieniu oka ubrała się w długie dżinsny, czarny t-shirt z nyancatem i zgniło zieloną rozpinaną bluzę z kapturem.
Swoje włosy brutalnie potraktowała ręcznikiem by wytrzeć je tak mocno na ile to możliwe.
Dopadła do torby na laptop, która walała się pod łóżkiem i wytrzepała jej zawartość na podłogę: same pierdoły jak check-listy, jej badanie lekarskie...
- O, tu jest moja licencja - stwierdziła z zaskoczeniem patrząc na koziołkującą po podłodze kartę wyglądającą jak kredytowa. Sięgnęła po nią i położyła ją na biurku. Złapała jeszcze tylko ładowarkę i wrzuciła ją do bocznej kieszeni torby. Prawie biegiem znalazła się w salonie, chwyciła laptop i zapakowała go do torby.
- Ah, jeszcze telefon!
W korytarzu założyła czerwone trampki i narzuciła na siebie brązową kurtkę. W sumie to nie wiedziała jaka pogoda była na zewnątrz. Już miała wychodzić, ale cofnęła się po kluczyki do auta. Wtedy zobaczyła swoje odbicie w lustrze. Włosy miała rozczochrane we wszystkie strony.
Na szybko namierzyła szczotkę i spróbowała przeczesać je. Nie było to łatwe więc, żeby nie tracić czasu postanowiła zrobić to w drodze do auta. Zanim zeszła po schodach z drugiego piętra do auta stojącego na parkingu na zewnątrz mokre włosy miała już ulizane. Otworzyła swoje srebrne volvo, które kupiła jak tylko dostała forsę za niewykorzystany urlop, nim bank zdążył położyć na nich rękę. Wrzuciła na siedzenie pasażera torbę i zasiadła za kierownicą.

Najbliższe centrum handlowe było 5 minut drogi od niej, śpieszyła się, bo czas to jak najbardziej w tym momencie pieniądz.
Zaparkowała najbliżej wejścia i biegiem ruszyła do ruchomych schodów. Teraz było jej zimno w głowę, mimo że w drodze włączyła na maksa ciepły nawiew próbując w ten sposób wysuszyć włosy. Nadal były mokre.
Idąc po ruchomych schodach zobaczyła jak komuś wypadły z torby puszki z piwem. Mężczyzna ten bardzo był zaaferowany rozmową, którą prowadził przez telefon. Imogen odruchowo schyliła się i sięgnęła po puszki, które teraz leżały jej pod nogami. Jedną bez skrępowania schowała szybko do torby kiedy właściciel nie patrzył. Darmowe piwo to dobre piwo. Pokręciła głową, gdy poczuła jakieś dziwne zakłócenia. "Cholerny Skorpion".
- Dobrze, że w puszkach, a nie w butelkach. Wtedy to byłoby nieszczęście - skomentowała i z uśmiechem na twarzy przekazała mężczyźnie jego własność pomniejszoną o jeden. Czas ją gonił, więc nie czekając na nic pobiegła przed siebie. Dopiero jak znalazła się w środku galerii handlowej zatrzymała się, żeby pomyśleć, gdzie znajdzie tu kontakt.
- Toalety! - zrobiła krok, ale zatrzymała się - Tam zawsze jest problem z zasięgiem. - obróciła się o 90 stopni i ruszyła do strefy restauracyjnej.
Dobiegła do stolika przy, którym wiedziała, że jest kontakt. Gruba pani z tacą w tym wyścigu nie miała szans.
Imogen podpięła ładowarkę do prądu i telefonu. Włączyła padalca i wyciągnęła laptop. Również go włączyła.
Wszystko działało.
Najpierw wykonała telefon do pani z banku. Było za pięć szósta, więc była szansa, że wszystko poszło na marne.
- Anna Wenderlich...
- Dzień dobry! - przywitała się trochę za bardzo entuzjastycznie nie pozwalając rozmówczyni dokończyć - Imogen Cobham z tej strony. Dostałam od pani mejla i chciałabym się umówić na spotkanie. Czy byłaby możliwość spotkać się wcześniej. Tak przed 10? O 12 niestety jestem już na wylocie... - nerwowo się zaśmiała do słuchawki - Znaczy w pracy jestem potrzebna do wieczora i tylko do 10 jestem w stanie coś się wyrwać na trochę. - dopiero teraz przerwała swój potok słów.
- Nie ma problemu - usłyszała odpowiedź. - Jestem jutro od 9 do 13. Wie pani o 14 mam pociąg więc…
- Wspaniale! - rozradowała się - 9 mi odpowiada!
- Dobrze. Więc 9 jutro w oddziale… - i podyktowała jej adres.
- Dziękuję i do widzenia pani. - rozłączyła się - Pierwszy problem z głowy! - była zadowolona z siebie. Został jej jeszcze jeden telefon.

Westchnęła głęboko. Wybrała numer.
- Hejka Jasmine. Jasne, że biorę tą robotę, tylko jest jedna sprawa… Muszę w banku załatwić z rana jakieś sprawy, ale po tym jestem cała twoja. Przysięgam!
- Czy ty wiesz która jest godzina?! - usłyszała reprymendę. - Ja tu na szpilkach siedzę a ty łaskawie dzwonisz po 18 i myślisz że co?
- Ej, no weź. Miałam problemy.. Telefon mi się rozładował, prąd siadł mi w mieszkaniu...
- I jeszcze kosmici cie porwali! - oburzyła się na wymówki
- Ale posłuchaj mnie…
Przez słuchawkę przeszła jeszcze litania jacy piloci są nieogarnięci i egocentryczni, a ona sama jedna musi wszystko planować i załatwiać. W końcu zamilkła. Trzeba był to wykorzystać.
- Jasmine, będę, ale sama pomyśl, ciekawsze loty będą po południu. A wieczorem to już w ogóle ekstra. Obiecuję, że jak tylko skończę spotkanie w banku to od razu pędzę do aeroklubu. A tego twojego syna senatora to przelecę tak, że jeszcze dwa Belle wam kupi.
- …
- Halo?
- … No dobra. Ale jak nawalisz to będziesz sobie sama papiery na lot przygotowywać przez najbliższe pół roku.
- Oczywiście - zgodziła się. Pożegnały się i Imogen rozłączyła się. Musiała tu teraz tylko zostać na tyle długi by podładować telefon i laptop. Nie wiadomo kiedy wróci prąd w jej mieszkaniu.

Kolejny dzień zapowiadał się ciasno. Dobrze, że chociaż IBPI traktowało ją ulgowo i informowali ją z wyprzedzeniem kiedy zostanie ściągnięta do biura. Trochę byłoby nieciekawie, gdyby śmigłowiec nagle musiał zostać bez pilota.
Immy na chwilę odeszła od stolika, zamówiła sobie kanapkę w Burger Kingu, frytki i pepsi.
Ze swoją kolacją wróciła do stolika i otworzyła maila od mamy. Blizny już się zagoiły, więc straciła główny powód, dlaczego nie chciała lecieć do rodziny. Lubiła swoją rodzinę.
Niestety nie potrafiłaby wytłumaczyć im dlaczego wszystko rzuciła w cholerę i wyjechała do Ameryki. No, może nie tyle nie potrafiła co miała zakaz. To co robiła było tajne.
Odkąd tu zamieszkała rodzinę odwiedziła tylko raz i to przy okazji wyjazdu służbowego. Była wtedy dopiero co po wypisaniu ze szpitala, gdzie trzymali ją pod obserwacją. Poza tym IBPI uznało, że skoro jest Brytyjką to przyda się inspektorom, który nie byli jeszcze na wyspach. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Do rodziny wstąpiła tylko na chwilę, gdy śledztwo zostało zakończone - miała wciąż bandaże i nie chciała, żeby mama się tego dopatrzyła. Zaraz zaczęłoby się wypytywanie i zamartwianie. Już i tak dosyć posiwiała przez swoją najmłodszą córkę. Do swojego dawnego mieszkanka wstąpiła tylko po to by zapakować swoje manatki i wysłać kurierem za ocean.

Imogen wgryzła się w podwójnego Whoopera. Otworzyła pocztę na laptopie.

od: imogen.cobham@hotmail.com
do: l.cobham12@hotmail.com

Cytat:
Cześć mamo. Pogratuluj tacie ode mnie! A Ty uważaj na siebie i nie dawaj się Suzan i Mattowi wykorzystać do nianczenia ich gremlinów całymi dniami!
U mnie dobrze. Jestem zdrowa, staram się jeść zdrowo. Mam dużo pracy, masę wyjazdów służbowych, ale jest fajnie. Tydzień temu rozpakowałam ostatni karton.
Jestem w kontakcie z chłopakami z policji, ale możesz im przekazać, że jak tylko się ogarnę to ich zaproszę do Portland
Was oczywiście wcześniej niż ich.
Całusy dla Ciebie i taty!

Immy

PS. Poproś Suzan, żeby zainstalowała Ci Skype. Nie rób tego sama!
Wysłała i sięgnęła po serwetkę, żeby wytrzeć nią ketchup, który kapnął jej na touchpad. Poprawiła poślinionym palcem.
Siedziała przy stoliku przeglądając strony internetowe aż zostało pół godziny do zamknięcia sklepów w galerii. Wtedy spakowała wszystko i wstała. W drodze powrotnej na parking wstąpiła jeszcze do sklepiku ze świeczkami oraz marketu spożywczego.

Wróciła do mieszkania, w którym tak jak się spodziewała nie wrócił jeszcze prąd. Pocieszające natomiast było to, że na parkingu stało już auto pogotowia energetycznego. Oświecając sobie drogę ekranem smartfona przemierzała salon. Zostawiła torbę z laptopem na kanapie, a zakupy zaniosła do kuchni i rozpakowała. Wróciła z zapałkami i świeczkami. Rozstawiła je na tacy i zapaliła. Wygasiła telefon i położyła go na szafce.
Usiadła wygodnie na kanapie i okryła się puchatym kocem. Wyciągnęła laptop i położyła go na stoliku, ale z dala od świec. Znalazła na dysku jakiś serial który kiedyś polecił jej znajomy i włączyła pierwszy odcinek. Wtedy przypomniała sobie o piwie. Sięgnęła po puszkę Budweisera i otworzyła ją.
- Twoje zdrowie nieznajomy - powiedziała do puszki i upiła kilka łyków. I tak w romantycznej scenerii obejrzała pierwsze 3 odcinki Scrubs śmiejąc się do rozpuku.

Następnego dnia wstała wcześniej niż zwykle. Tym razem nie mogła się spóźnić. Zapakowała do torby ubranie na zmianę, a sama ubrała się tak by wyglądać poważnie i odpowiedzialnie.
Zabrała to co jej było potrzebne na cały dzień i wyszła z mieszkania. wsiadła do auta i już miała odpalić, ale coś jej nie dawało spokoju. Sprawdziła dokumenty.
- Gdzie ta cholerna licencja…
Wysiadła z auta i wróciła do mieszkania. Tak, licencja była tam, gdzie ją zostawiła, czyli na biurku w sypialni.
Szybkim krokiem, zeskakując po kilka stopni na raz, mając na sobie buty na obcasie aż prosiło się, żeby skręcić sobie kostkę. Ale to jej nie groziło. W końcu kiedyś wygrała zakład. Butelka whisky jeśli przeleci śmigłowcem mając absurdalnie wysokie szpilki. Profanowała alkohol jeszcze długo rozcieńczając go z colą i lodem.

Hamulec.
Start.
R
Hamulec.
D
Migacz.
Wyjechała z parkingu włączając się do ruchu. Na telefonie ustawiła nawigację by nie pogubić się i dojechać na czas.
Pod bank zajechała 10 minut przed czasem. Sprawdziła w lusterku czy makijaż jej się nie rozmazał. Trochę się stresowała. Zawsze banki ją stresowały. Wysiadła z auta, poprawiła białą marynarkę i czarną spódnicę i ruszyła do drzwi marmurowego gmachu.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 24-07-2016 o 22:18. Powód: wyśrodkowanie obrazków
Mag jest offline