Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2015, 22:02   #7
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Uśmiechnęła się blado na słowa pani Wenderlich opisujące jej sytuację finansową. Nie było kolorowo, ale spanie pod mostem jej nie groziło. W końcu nie zadłużyła się dla zakupu czegoś materialnego, tylko by się wyszkolić, a tego bank nie mógł jej zabrać. Co innego z jej pensją. Ale lata, życia z kredytem wyrobiło w niej finansową... kreatywność.
Spojrzała na papiery podsunięte jej przez starszą panią. Chciała dopytać się o szczegóły, ale okazało się to złym pomysłem. Potulnie więc ponownie pochyliła się nad dokumentami, zagłębiając się w ich lekturę. Wyglądało na to, że trochę czasu zajmie jej skompletowanie wszystkich potrzebnych świstków. Była jeszcze szansa, że odrzucą jej wniosek za brak obywatelstwa. "No cóż, spróbować trzeba" pokrzepiła się wzdychając lekko. Zaraz jednak uśmiechnęła się sama do siebie.
“No tak, przecież IBPI załatwiło mi obywatelstwo!” odetchnęła z ulgą. Teraz dopiero wyjaśniło jej się czemu w ogóle informują ją o tym programie, a już myślała, że w którymś momencie będzie musiała się z tego tłumaczyć.
Zaczęła czytać pierwszy akapit, który zajmował całą stronę bankowego bełkotu. Odruchowo potrząsnęła głową, gdy Skorpion złapał jakieś zakłócenia. Zaprzestała czytania i wbijając tępo wzrok w kartkę próbowała określić powód tych zakłóceń. To co zaczęła odbierać sprawiło, że pobladła.
- Nie, nie, nie… - jęknęła cicho pod nosem. Odłożyła kartki, które trzymała w dłoniach i szybko sięgnęła po telefon, który miała w kieszeni żakietu.

Robiła to już odruchowo by nie wyglądać “dziwnie” kiedy korzystała z dobrodziejstw Skorpiona. Wszystko przez to, że człowiek gapiący się w przestrzeń wygląda... dziwnie, za to człowiek gapiący się w telefon jest normą i postronni nie zwracają na kogoś takiego uwagi.
Odblokowała smartfona i patrząc nieobecnym wzrokiem na ekran słuchała i szybko analizowała sytuację. A mogła sporo.

Mogla wyjść…
Mogła wyjść i w drodze do wyjścia “przypadkiem” wdusić alarm przeciwpożarowy… Może to spłoszy gangsterów?
Mogła wyjść, odjechać stąd i siedząc bezpiecznie w samochodzie zgłosić na policję napad.

Ale to zajmie czas. Cenny czas, który potrzebuje policja na dotarcie tutaj.

Mogła też zostać i próbować pomóc. "Bez broni, ubrana w buty na obcasie i niewygodnie obcisłą spódnicę..." odezwał się zdrowy rozsądek.

Owszem była w policji kilka lat, ale policjantką niespecjalnie się czuła zważywszy na to, że była po prostu pilotem, który może latać tam gdzie zwykły nie może.
Jasne, przeszła wszelkie szkolenia jak każdy inny policjant, ale nikt nigdy nie celował do niej z broni, a obraz amerykańskiego napadu na bank wykreowany w jej wyobraźni przez Hollywood jednoznacznie zakłada strzelaninę. I krew wszędzie.

Wstała nagle z krzesła. Na telefonie wpisała numer 911.
- Przepraszam panią, ale zostawiłam coś w samochodzie, za sekundkę przybiegnę - wydusiła z siebie przez ściśnięte gardło. Odwróciła się na pięcie i nie czekając na odpowiedź wyszła z pokoju. Bardzo bardzo szybkim krokiem, prawie biegiem udała się do wyjścia z budynku. W drodze wdusiła guzik połączenia na ekranie telefonu. Wyglądała jak ktoś kto zapomniał czegoś, albo jak nałogowy palacz, którego przypiliło by zaciągnąć się dymkiem.
Nie rozglądała się, musiała wyjść, czuła jak serce jej wali.

- Dziewięć-jeden-jeden, dodzwoniła się pani do policji w Portland, w czym mogę służyć? - usłyszała nieco znudzony, lecz uprzejmy kobiecy głos zza słuchawki.
- Pani Cobham, co to za maniery?! - równocześnie Anna Wenderlich z zadziwiającą szybkością opuściła gabinet, podążając za Imogen. - Od pięćdziesięciu lat nikt mnie jeszcze tak nie potraktował! Tak wyjść bez słowa?!
Kilka przypadkowych osób obróciło się, by obserwować scenę. Jeżeli sama biegnąca po korytarzu Imogen nie zwróciła ich uwagi, to donośny krzyk czarnoskórej kobiety na pewno.

“Jakie bez słowa?” oburzyła się, ale na odgryzanie się nie miała czasu. Nie zwalniając kroku na sekundę tylko spojrzała za siebie i wskazała palcem na telefon w uniwersalnym geście powiedzenia jej “mam ważny telefon”. Tu nie kłamała. Jeśli kobieta wyjdzie za nią to przynajmniej Imogen będzie mogła zagadać ją na zewnątrz... Nie sprawdzała jednak czy pani Wenderlich za nią podąża. Nie mogła spowolnić kroku.
- Dzwonię z National Bank of America, z placówki znajdującej się... - mówiła cicho podając dokładny adres, ale miała na tyle dobry telefon, że w dużym zgiełku nawet szept był dobrze słyszany po drugiej stronie. Rozmowę zaczęła neutralnie by jeszcze bardziej zbliżyć się do wyjścia, a nikt przy okazji nie podsłuchał o czym mówi.
Przekroczyła próg i opuściła klimatyzowane wnętrze banku. Wolną dłonią poprawiła żakiet, bo wydawało jej się, że odsłania bliznę na dekolcie.
- Przypadkiem zasłyszałam niepokojącą rozmowę - powiedziała wciąż mówiąc cicho - Za niecałe 3 minuty co najmniej trzech mężczyzn planuje obrabować skarbiec znajdujący się na parterze budynku. - idąc na parking rozglądała się, gdzie postawiła samochód. - Są uzbrojeni w pistolety, ale w torbach mogą mieć tego więcej. - wiedziała, że wspomnienie o broni może przyśpieszyć ruchy stróżów prawa. - Imiona jakimi się posługują to Enzo, Marco i Danny. - najważniejsza zasada zgłaszania zagrożenia to gadać. Gadać dużo, ale z sensem - Jeden z nich jest już w budynku - “chyba” dodała w myślach, bo nie było sensu dzielić się swoimi wątpliwościami - Wspominali też coś o tym, że komendant policji jest na jakimś obozie. - podeszła do swojego samochodu -Mówili coś, że policja nie dojedzie wcześniej jak 15 minut po włączeniu alarmu... - wyciągnęła kluczyki by go otworzyć. W lśniących szybach samochodu przyglądała się odbiciu tego co znajdowało się za nią.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline