Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2015, 20:12   #127
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
31 Pflugzeit 2515 KI, Konigstag, ulewne deszcze

długa droga do wioski Steinhöring w baronii Schrötera

Dzień wstał mroczny, zimny i przygnębiający. Drobna mżawka wywoływała nie tylko dreszcze z chłodu, ale także minorowe nastroje. Woda stała kałużami w zagłębieniach, poszukiwacze przygód napełnili więc puste bukłaki, a konie, z gatunku tych wytrwałych i dziedziczących z krwią zdolność do długich podróży, napiły się do woli. Zmęczeni długotrwałą tułaczką i wygłodniali awanturnicy z ociąganiem ruszyli w stronę cywilizacji, na przekór coraz ciemniejszym chmurom, grożącym zrzuceniem jeszcze większej ilości wody - pogoda była tak niepewna jak i przyszłość hałaburd.

Włóczędzy parli na południe, czujni na znaki i dźwięki, ponieważ tylko ci, co nieustannie mieli się na baczności, mogli żywić nadzieję, że unikną pułapek i niebezpieczeństw czyhających w Królestwach Renegatów. Wagabundzi ograbili wszystkie krzaki z dzikich jagód, obrali drzewa z orzechów, gromadzili po drodze żywność wszelkiego rodzaju. Pożerając milę za milą, pogranicznicy zauważyli, że zarośla zaczęły się przerzedzać. Zaledwie wydostali się na trawiaste błonie, kiedy znów zaczął padać deszcz.

Nawet bydło nie zdeptało równiny po tej stronie; od lat, może wieków ani jeden pług nie dotknął tej ziemi. Morlanal, spojrzawszy przez lunetę, ujrzał na wschodzie wyludnione chaty ponoć przeklętej wioski, lecz kamraci wspólnie zdecydowali, że póki co nie zamierzają zbyt głęboko wnikać w rzeczy nieznane.

Przemierzając obszary, które niegdyś były żyznymi polami, niczym duchy zapomnianej i dawnej przeszłości, jeźdźcy przekroczyli drewniany most łączący brzegi rzeki i jakiś czas później wjechali w leśny wąwóz, szeroki na cztery konie. Nozdrza podróżników wypełnił intensywny zapach mokrej skóry zwierząt. Deszcz był tak głośny i gwałtowny, że nie usłyszeliby się inaczej, jak krzycząc; milczeli zatem. Mimo to rozglądali się na boki i raz po raz zerkali przez ramię, mając coraz to silniejsze uczucie, że byli obserwowani - wjechali przecież do baronii, której kurczące się ziemie utrzymywano za pomocą miecza, gdyż na pograniczu nie dało się zaznać zbyt wiele spokoju i bezczynności. Musieli być ostrożni. Cywilizacja, tak jak dzicz, była pełno pułapek i łatwo było się potknąć, choć powierzchnia zdawała się być gładka.

Czerwone słońce, podróżując przez wszechświat jak stary człowiek wypełzający z łoża śmierci, zwieszało się nisko nad horyzontem. Elf, za pomocą zmysłów orła - chowańca, widział, jak przy chacie wyżej na stoku zaczął szczekać pies - jakiś mężczyzna wrzasnął ze złością i zwierzę zamilkło. Drewniane domy lśniły brązem w promieniach zachodzącego słońca, jakby pokryte wodą wyciekającą z pnia.

Awanturnicy jechali niestrudzenie naprzód, przedwcześnie radując się z możliwości zrzucenia z siebie pancerzy, w jakich przemierzali Stary Świat w obawie przed napotkaniem przeciwników. Wędrowcy mieli przed sobą ciężką próbę. Ściągnęli cugle zmęczonych koni.

Dziesięciu konnych, mimo deszczu, trzymało wartę jak na nieprzyjacielskiej ziemi. Zbrojni mężowie byli starzy, nosili dawne blizny. Stali w szeregu, zwróceni w kierunku leśnego traktu, jakby spodziewali się gości. Ośmiu zakutych w stal jeźdźców było uzbrojonych w zupełnie odmienny sposób od imperialnej czy bretońskiej kawalerii. W jednym z konnych Kocur rozpoznał barona Melfa. Ostatni, dziesiąty jeździec, śniadoskóry mężczyzna w jedwabnym czerwonym turbanie, o granatowoczarnych włosach i brodzie, dosiadał białego rumaka. Nie był opancerzony, a jego ubranie składało się ze skórzanej kamizelki oraz wełnianych szarawarów w jaskrawych barwach, na to miał narzucony wełniany płaszcz tkany w geometryczne wzory w odcieniach purpury, czerwieni i żółci. Na skórzanej rękawicy Araba siedział orzeł, gatunkowo zupełnie odmienny od chowańca Morlanala. Samuel nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek wcześniej widział tę osobę.

Poszukiwacze przygód musieli wyglądać zbrojnym na wyjętych spod prawa, którzy na Ziemiach Skradzionych od pokoleń szukali schronienia i którzy prawdopodobnie z czasem poczęli uważać dzicz za swoją ziemię rodzinną. Rozpoczęła się gra, w której wygranym był ten, któremu udało się dłużej zachować milczenie.

 
__________________
[D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: Lord Melkor, Dust Mephit, Panicz, psionik
[Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: Gladin, WOLOLOKIWOLO, Stalowy, Lord Melkor, Pliman

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 14-09-2015 o 20:35.
Lord Cluttermonkey jest offline