Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2015, 11:39   #170
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Wellentag 1 Sigmarzeita 2515 KI

ciepły wieczór


zamek barona Melfa Wolframa Schrötera, na północ od wzgórz Varenka

Młody służący z gęsią pod pachą przyklęknął przed Felixem. - Herr - wymamrotał, ścisnąwszy mocniej ptaka, który dziobnął go w rękę i zagęgał głośno. - Proszę chwilę zaczekać.

Po chwili zamiast pazia pojawił się szambelan Willibald, który awanturnikowi kojarzył się ze starym, twardym korzeniem. Służący wyglądał jak żywcem wycięty z dworu dumnego i poważanego rodu imperialnego - ubogie i jałowe ziemie pogranicza nijak nie współgrały z jego dostojną pozą.

- Witaj, Herr Felixie. Mistrz Aali pragnie przekazać, że wciąż pracuje i nie życzy sobie gości, nawet tak zacnych i wspaniałych. Obiecuję, że kiedy tylko skończy, poślę po Herr posłańca. Korzystając z okazji baron życzyłby sobie zamienić z Herr słówko.

- Proszę o przekazanie mistrzowi Aaliemu wyrazów mojego niezadowolenia. Oczywiście przyjmę zaproszenie jego miłości. Proszę mnie do niego zaprowadzić - odpowiedział zirytowany Felix.

Melf Wolfram Schröter minę miał nietęgą, lecz wcale nie groźną. Gdy tak spacerował po przestronnej komnacie, wydawał się osobą poważną, pozbawioną poczucia humoru, surową i bezwzględną, jeśli chodziło o wypełnianie obowiązków. W karczmie Wiggehaggenów mówiono, że twierdza barona to bardzo ponure miejsce, w którym służba często znikała i gdzie nawet psy bały się wchodzić do głównej sali, ale pograniczni wieśniacy, a szczególnie użalający się nad sobą pijaczkowie, na ogół przejawiali godną pożałowania skłonność do bajdurzenia.

- Witaj, Herr Felixie - władca przez chwilę miał dziwny wyraz twarzy, jakby nie widział czarodzieja. Zanim zmierzył go spojrzeniem, Felix zauważył kątem oka orła - chowańca Aaliego, siedzącego na kamiennym parapecie. - Podejrzewam, że, tak samo jak ja, Herr nie ma cierpliwości do słownych potyczek i pozwoli mi od razu przejść do rzeczy. Pojawiły się nowe wieści w sprawie śmierci jednego z moich myśliwych, Balduina, przez które zdaje mi się, że istnieją bardziej podstępne i ponure motywy tego przykrego incydentu.

- Niedaleko od miejsca śmierci Balduina znaleziono łopatę. Kopano nią płytki, niewielki dół, nie większy niż niemowlę. Narzędzie z pewnością nie należało do mojego gajowego. Co więcej, moi myśliwi znaleźli ślady, bardzo chaotyczne, zostawione przez innego człowieka. Musiał biec na oślep przez las, a następnie skręcił w kierunku wsi Unterwald. Psy wywęszyły zakrzepłą krew, dużo krwi. Łowca natrafił też na kilka strzał z lotkami makowej barwy - takimi, jakie wytwarzamy w baronii i w jakie wyposażeni są i nasi łucznicy, i nasi gajowi. Magiczny przedmiot, który znalazł się w posiadaniu Balduina, a nad którym teraz pracuje mistrz Aali, był utarzany w świeżo wykopanej ziemi - Felix napotkał nachmurzone oblicze barona. - Po kilku rozmowach z moimi poddanymi udało nam się zidentyfikować osobę, która mogła maczać w tym wszystkim palce - czarodziej wytrzymał spojrzenie władcy.

- Mam do Herr kilka pytań: gdzie się podział mężczyzna, z którym podróżujecie, a który nie pojawił się na uczcie? Co wiecie o tajemniczym przedmiocie? Co planowaliście osiągnąć, zakopując go w granicach moich włości? Mówię w liczbie mnogiej, gdyż łopata była krasnoludzkiej roboty. Nie uwierzę, że cała ta sprawka była inicjatywą jednego mężczyzny, który nagle gdzieś wyparował.

Więc ktokolwiek był przeciwko nim wykonał swój ruch. Arab miał dodatkową parę oczu, Felix też i teraz był czas zrobić z nich użytek. Małpa będzie patrzeć, czy ktoś nie chce zajść go z tyłu. Droga ucieczki była dość prosta, okno.

- Osoba, o którą wasza miłość pyta, to Samuel Krost. Nie powiem wiele, bo wiele nie wiem. Spotkaliśmy go niecały tydzień temu w ruinach. Właściwe to on nas spotkał, podczas gdy obozowaliśmy. Dzień później przybyliśmy do waszej baronii. Mówił, że przybył tutaj ze Strzyganami. Wcześniej raz go widziałem, dawno temu - gdy wędrowałem z cyrkiem pomógł nam znaleźć skradzionego wielbłąda. To drobny krętacz, może kieszonkowiec jak pamiętam. Mówił, że pójdzie czegoś szukać na bagnach z jakimiś miejscowymi przewodnikami. Powinien wrócić za dzień, dwa. Więcej nic nie wiem.

- Na bagnach... - powiedział pod nosem baron i kiwnął głową w stronę orła. Chowaniec rozpiął skrzydła i wyleciał przez drzwi.

- O łopacie nic nie wiem. Moja jest kupiona od wiejskiego kowala. Może należała do któregoś z krasnoludów, albo sprawca ją gdzieś kupił od jakiegoś? Wasza miłość mi wybaczy, nie przeszukuje rzeczy moich towarzyszy, w tym łopat.

- Gdybym wiedział coś o tym przedmiocie, to by mnie tu nie było. Nie wiem nic poza tym, co mi powiedziano. Za to to, co wiem, nie nastraja pozytywnie. Z tego, co mówi wasza miłość ogary zamiast iść za zapachem krwi wolały zaatakować łowczego, jakby nie polowały na posiadacza?

- Choć ważniejsza jest inna kwestia i mam nadzieję mistrz Aali mnie usłyszy, bo to głównie dla niego jest temat. Nie powiedziałem, dlaczego interesuje mnie ta mgła, bo to nie jest temat do poruszenie przy posiłku. Zieleń może znaczyć równie dobrze gyhran, magię życia, miejsce matki Rhyi lub działalność Pana Rozkładu - wolał nie wypowiadać imienia jednego z czwórki nadaremnie. - Jeżeli to ostatnie to z ogarami może iść zaraza, której nie powstrzymam i trzeba udać się po pomoc do kapłanek Shallyi.

- Tą ewentualność chciałbym móc wykluczyć, dlatego proszę o bezpośredni kontakt z mistrzem Aalim, który, jak rozumiem, posiada jakąś wiedzę na ten temat.

Melf Wolfram wykonał gest sugerujący zrozumienie.

- Muszę Herr zabezpieczyć, pojmać, odosobnić i uwięzić do chwili, aż sprawa nie zostanie wyjaśniona - uprzejmy dystans barona nagle się gdzieś ulotnił.

- Straże! - krzyknął władca.

Felix obrócił się i dobył broni.

- Tak wasza miłość traktuje gości? Więzieniem za podejrzenie bez dowodów?

Nic się nie stało. Panujący powiódł wzrokiem po pustym kamiennym parapecie, spojrzał na drzwi i w końcu na Felixa, potrząsając głową w geście potępienia.

- Straże! - nadal żadnej reakcji. Dłoń barona ruszyła do rękojeści miecza. - Herr Felixie - powiedział wymownie.

- Zdrada - powiedział Felix. - Chcą, bym was zabił! Jeżeli was zabije, zabiją mnie za to, jeżeli wy wygracie, spiskowcy zabiją was. Musimy uciekać, razem – podkreślił to słowo - inaczej nie mamy szans. - Zaczął się powoli przemieszczać tak, by baron nie stał mu na drodze do okna. Broń trzymał w pozycji obronnej. W najgorszym razie wyskoczy przez okno i ucieknie.

- Straże! - Schröter krzyknął po raz trzeci.

- Nie uwierzę w żadne twoje bajki, Magnusie Pieter von Grenzstad - syknął baron, rzucając Felixowi spojrzenie pełne obrzydzenia. - I nigdy nie dobywaj miecza, jeśli nie masz zamiaru go użyć! - dostrzegłszy determinację malującą się na twarzy Melfa, czarodziej nie miał wyboru. Musiał się bronić albo uciekać.

- Faulheit, skurwysynu. On was zabije. On dowodzi strażą, której nie ma i to on wiedział, że tu będę sam. Skoro baron wie, kim jestem, wyślijcie list na Przełęcz. Jeżeli nie mogę barona przekonać, to składam broń, poddaje się, osądowi i sprawiedliwości.

Baron cały czas trzymał czubek miecza wymierzony w pierś Felixa.

- Nie ukrywam, że byłem przygotowany na takie rozwiązanie. Rzuć broń na ziemię, zagryź język zębami i wyciągnij dłonie przede mnie tak, bym widział wszystkie palce. Jeden fałszywy ruch oznacza śmierć.

- Poproszę uprzednio o rycerskie słowo i przyrzeczenie na bogów o uczciwym procesie, poszanowaniu praw i statusu mojego jako rycerza i oficera Averlandu, przedstawienie mi zarzutu i osoby przeciwko mnie świadczącej. Takie są warunki mojego poddania się.

- Przecież to nie barbarzyńska północ - baron miał twarz nieruchomą jak tafla wody. Powtórzył przyrzeczenie zgodnie z oczekiwaniami Felixa. Zarzutami, jakie usłyszał Felix, było czarnoksięstwo i konszachty z fimirami.

- Niech więc tak będzie wasza miłość.

Obrócił miecz w dłoni tak kierował się w dół i przyłożył do serca.

- Biorę Verenę i przodków za świadków, czynów mi zarzucanych jestem niewinny. Ja, Pieter Magnus von Grentzstad, podróżujący pod mianem Felixa von Welfa, oddaję się w niewolę i pod protekcję barona Melfa Wolframa Schrötera. Na podstawie praw mi należnych żądam przedstawienia mi osoby przeciw mnie ręczącej, wyznaczenie mi komnaty do odbycia aresztu i wskazania sumy poręczenia bym mógł stawać z wolnej stopy. Jednocześnie wnoszę o przepytanie jako świadków mych kompanów oraz potwierdzenie mojego statusu jako imperialnego czarodzieja z dokumentów, które posiadam przy sobie. Daje rycerskie słowo, że na sąd stanę i nie będę przeszkadzał w śledztwie. Na dowód składam mą broń. Niech bogowie przeklną tego, co złamie dane słowo.

- Wszystko, co wcześniej powiedziałem, było prawdą. Niech ten, co przeczy prawdziwości słów moich stanie przeciw mnie na ubitej ziemi.

- Pozostałe środki będą zbędne. Dałem słowo i prędzej zginę niż je złamię i prędzej zginę niż dam się jak pies zakuć w kajdany. Zdaję broń i mam nadzieję, że i wasza miłość dotrzyma słowa. Proszę o przydzielenie mi strażnika i odeskortowanie do komnaty gdzie będę czekał na przybycie mych świadków.

Melf Wolfram Schröter odebrał od Felixa broń. W drzwiach pojawił się zabiegany Casimir Faulheit.

- Gdzie byłeś, durniu? - baron spytał głosem, który przypomniał trzaśnięcie biczem.

- Panie! Wśród żołnierzy znaleziono błędny korzeń. Zwołałem wszystkich i obwieściłem inspekcję.

- Masz ważniejsze obowiązki - władca nie miał ochoty na zabawę w uprzejmości. - Odprowadzisz podejrzanego do lochu. - Resztę wyjaśnię ci później.

Faulheit wciągnął głęboko powietrze, jakby chciał uspokoić gwałtowne bicie serca.

- Casimir! - Felix radośnie zawołał. - Już myślałem, że nie przyjdziesz. Miałeś wczoraj rację, zgadzam się z tobą. Wszystko zgodnie z planem.

Casimir stanął zmieszany, z twarzą bladą jak kreda. Otworzył usta i...

- Magnusie, jak już mówiłem, nie uwierzę w twoje bajki - powiedział baron, a Casimir uśmiechnął się, może zbyt triumfalnie. - Herr Faulheit proszę odprowadzić więźnia.

Gdy Casimir ujął Felixa pod rękę i odszedł z nim kilka kroków, baron powiedział:

- Poczekaj, Casimir. Jeszcze słówko.

Felix widział, jak Faulheit zbliża się do barona. Nagle Schröter przycisnął się całym ciałem do Casimira, obejmując go ręką za plecy, a ten zesztywniał. Po chwili dowódca straży leżał na posadzce, zwijając się w śmiertelnych konwulsjach, a baron stał nad nim z zakrwawionym sztyletem.

- Magnusie, jak już mówiłem, nie uwierzę w twoje bajki - powtórzył się baron - ale jak chcesz wyjść cało z zamku i żyć, pójdziesz za mną.

- Jak widać na razie mówiłem prawdę, czyż nie? Gdy tylko dobyłem broni ostrzegłem przed tym. Wydaje mi się, że nie mam wyjścia. W końcu dałem słowo, pójdę z waszą miłością i mogę mieć tylko nadzieje na wszą uczciwość.

Zdesperowany baron poprowadził Felixa przez pałac, którego konstrukcja była istnym labiryntem wywietrzników, szybów i maleńkich drzwiczek, niewidzialnych, jak czarodziej zauważył, z zewnątrz, lecz łatwo dostrzegalnych od wewnątrz. Ten zamek jest jak plaster miodu, pomyślał awanturnik.

Melf Wolfram nieustannie rzucał spojrzenia na wszystkie strony i prężył każdy nerw przy najcichszym odgłosie, lecz było to zbędne - inspekcja, która miała umożliwić Casimirowi Faulheitowi dokonanie spisku, pozwoliła im przejść przez korytarze zamku niczym niewidzialnym duchom.

Zeszli do ciemnych lochów. Włosy na głowie Felixa uniosły się lekko, nie ze strachu, lecz niejako w pełnym grozy oczekiwaniu. - Bez obaw - powiedział baron, kiedy weszli do celi więziennej na samym końcu korytarza. Władca dotknął jednego z kamieni i ściana ustąpiła ze zgrzytem, ukazując puste i surowe przejście, pokryte kurzem, tak jak powinno być w przypadku nieużywanego tajemnego korytarza.

Oczy Melfa rozbłysły.

- Dojdziesz tym tunelem na skraj lasu, mniej więcej tam, gdzie spotkaliśmy się po raz pierwszy. Zapomnisz o tym, co widziałeś - baron podał Felixowi pochwę z mieczem. - Twoi towarzysze wyprowadzą konie ze stajni pod pozorem szukania moich zdziczałych ogarów i wyjadą jak najszybciej w stronę mostu na zachodzie. Nigdy tu nie wrócicie - baron zmrużył oczy.

- Jeśli kiedykolwiek któryś z was wejdzie mi w drogę, wyślę list do Vossheim, w którym oskarżę Magnusa Pietera von Grenzstad o czarnoksięstwo, konszachty z fimirami, próbę zamachu na moje życie i... Morderstwo agenta Imperium, Casimira Faulheita. Ktoś się tobą na pewno zainteresuje, nie wspominając już o konsekwencjach dla twojej rodziny - Melf Wolfram widać wiedział o Felixie tyle samo, co Faulheit. - Stary Świat jest przecież taki mały.

A więc Casimir Faulheit był agentem Imperium. Jego sygnet wyglądał tak znajomo... Czy mógł być zausznikiem Czujnego Mistrza? Nawet jeśli, to pewnie sam o tym nie wiedział. Felixowi łatwo było wyobrazić scenariusz, w którym niedoszłemu oficerowi zaproponowano współpracę z "rządem" w zamian za przebaczenie win i powrót do ojczyzny. Nic dziwnego, że baron nie chciał plamić rąk krwią agenta potężnej organizacji i szukał kozła ofiarnego. A może sam skrywał jakąś tajemnicę i tylko czekał, aż pozbędzie się Faulheita?

Faulheit mógł się okazać potężnym sojusznikiem w walce z Czarnoksiężnikiem, jednak zamiast zwalczać prawdziwych wrogów, wolał szukać tych wyimaginowanych, zastawiając na Felixa sidła spisku, w którym mógł upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - zdobyć ponownie uznanie w oczach ojca i stać się prawdziwym władcą tych terenów.

Felix poczuł chłód wiejący od dołu, zimny oddech z wnętrza ziemi. Czarodziej spojrzał w plamę ciemności tak gęstej i głębokiej, że bezksiężycowa noc przy niej wcale nie była ciemna. Musiał ruszać - bezruch znaczył los gorszy od śmierci.



Festag 33 Pflugzeita 2515 KI

ciepły wieczór


gęsty iglasty las

Samuel szedł wolno, żeby nie wyprzedzać niezdarnie idącego karła, który objął przewodnictwo. Awanturnik nie wiedział, co znajdzie na końcu tej jazdy na oślep, lecz był pewien, że wynikną z tego kłopoty. Nie mógł pozbyć się strachu przed nieznanym, ale powtarzał sobie, że można go okiełznać, podobnie jak konia, wędzidłem i ostrogami.

Poszukiwacz przygód nie potrafił powiedzieć, jak długo szli, gdyż zmęczenie porwało go w objęcia i tylko najwyższym wysiłkiem woli powstrzymywał się, by nie zasnąć. Stopniowo teren się wznosił, trawa stawała się coraz niższa, a coraz częściej spotykali krzewy i pojedyncze głazy różnej wielkości. Część z nich łudząco przypominała bezładnie rozstawione kolumny, jakby ich porządek nie podlegał ludzkiej logice. W końcu dotarli do kamiennej ściany zbudowanej ze spasowanych kamiennych płyt porośniętych zielonym mchem i czerwono-pomarańczowymi kwiatami. Samuel słyszał o kamiennych kręgach dawnowierców, ale nigdy żadnego nie widział na własne oczy.

Stworzonko wprowadziło Samuela przez otwór w tej ścianie do szańca, który mógłby pomieścić sporą armię, gdyby nie wszędobylskie jabłonie o owocach czerwonych, wielkich i lśniących. Pośrodku rósł dąb tak rozłożysty, że konary gdzieniegdzie dotykały ziemi. Pień był tak gruby, że dwóch mężczyzn mogło się za nim ukryć. W koronie wzniesiony był niewielki drewniany domek prymitywnej konstrukcji - jak się Samuel domyślał, była to chatka zamaskowanego karła. Ziemię porastał gęsty i miękki mech, a wzdłuż kamiennej ściany usypano ławy z gałęzi, także porośniętych mchem, gdzie mógł wygodnie ułożyć się dorosły człowiek.

Kurdupel szczebiotał radośnie, wskazując na jabłka. Najwidoczniej chciał się podzielić owocami swej pracy z Samuelem. Najważniejsze dla awanturnika było jednak uczucie bezpieczeństwa i spokoju wypełniające przestrzeń otoczoną kamiennymi ścianami. Sypiał już w wielu dziwnych miejscach, ale żadne nie było tak stworzone do wypoczynku i uspokojenia jak te. Z każdą mijającą chwilą czuł, jak znika zmęczenie i napięcie.

 
__________________
[D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: Lord Melkor, Dust Mephit, Panicz, psionik
[Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: Gladin, WOLOLOKIWOLO, Stalowy, Lord Melkor

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 30-10-2015 o 12:57.
Lord Cluttermonkey jest offline