Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2015, 22:30   #3
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Dzień, w którym obdarto ją ze wszystkiego co miała: pozycji, koneksji, kosztowności, bliskich, a przede wszystkim przyszłości permanentnie wyrył się w jej pamięci. Wystarczyło, że zamknęła oczy, a widziała jak jeden z Czarnych Skrzydeł został uniesiony w powietrze i wielką siłą uderza w ścianę. Ściana pęka i ten osuwa się na podłogę. Ale był tam i drugi napastnik i jemu udało się uniknąć telekinetycznego ataku i sprawił, że oboje stracili przytomność.
Obudziła się, gdy byli w drodze. Związana, zamknięta w klatce ubrana w jakieś szmaty, ale akurat na to ostatnie nie mogła narzekać bo lepiej tak, niż gdyby miała mieć na sobie tylko jedwabny szlafrok. Była sama. Nigdzie go nie było i nie chcieli powiedzieć co z nim. Gdy nie ustępowała zdeterminowana dowiedzieć się co mu zrobili oberwała tylko w twarz. Policzek bolał ją po tym jeszcze długo.
Nie łudziła się co do powodu pojmania jej. Obecność czarnych Skrzydeł jednoznacznie wskazywało o co ją posądzano. Przeklęta - musiał brzmieć wyrok.
"Ale jakim cudem?!" myślała w panice i przerażeniu. Jej rodzina była liczna i nigdy nic takiego się nie przytrafiło. "Ale to, żaden temat do rozmów..." sama sobie wyjaśniła, że o tym nie rozmawia się podczas rodzinnych biesiad przy strawie i paroletnim winie.
Groziła, prosiła i błagała by pozwolili jej napisać list do rodziny. Czarne Skrzydła pozostawali jednak niewzruszeni na to. Prawdę mówiąc całą drogę ignorowali jej jestestwo, a gdy znudzili się jej krzykami robili postój by zakneblować wyszczekane dziewuszysko.
Pierwszy prawdziwy napad paniki Quinn miała, gdy doprowadzono ją przed portal. Wykrzykiwała, że to musi być pomyłka, że to nie prawda o co ją oskarżają.
Nawet nie myślała, że uderzenie płazem miecza w nerki może tak piekielnie boleć. Pociemniało jej w oczach i całe ciało jej odrętwiało z bólu.

Obolała i przerażona znalazła się w Przechowalni. Jedyne co miała to ubranie i szerokie bransolety na nadgarstkach. Co prawda Czarne Skrzydła nie grzeszyły delikatnym traktowaniem więźniów to przynajmniej nie zrobili jej nic z listy tego o co by ich posądzała.
Pierwszego dnia pobytu była zbyt przerażona by cokolwiek zrobić. Bycie światkiem krwawego tłumienia bójki między więźniami jeszcze bardziej ją zaszczuło. Znalazła sobie skrawek miejsca na podłodze, gdzie nikt nie interesował się jej osobą. Była dopiero końcówka 4 miesiąca i sala wciąż jeszcze świeciła pustkami, więc można było odizolować się od reszty, gdy tego się pragnęło. Bała się, ale o ironio widząc w twarzach innych osadzonych równe przerażenie to czuła się z tym nieco lepiej. Spokojnie przespała pierwszą noc w więzieniu.

Nie chciała się z nikim integrować. Wciąż uważała, że to wszystko to nic innego jak jedno wielkie nieporozumienie i w każdej chwili opuści tych nieszczęśników powracając do swojego wygodnego i ustawionego życia. Znajdzie wtedy tego kto ją w to zamieszał i wykorzysta wszystkie możliwe koneksje by zniszczyć temu komuś życie.
Raz jeden uniosła się współczuciem. Dostrzegła jak jakiś koleś zaczął dobierać się do jednej z dziewczyn, która tak jak ona wolała unikać towarzystwa. Quinn zaniepokoiła się tym bo nie spodziewała się by działo się to za przyzwoleniem. I miała rację dziewczę miało zakryte usta by nie mogła krzyczeć. Torm narobiła wrzasku nim zdążyła pomyśleć jak to się skończy.
Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Chłopak złapał Quinn za rękę grożąc jej, że wkrótce i nią się zajmie. Tego jednak mogła się nie obawiać, bo zaraz jego chwyt zelżał i osunął się na nią. Zrzuciła go z siebie i odskoczyła w bok. Dopiero wtedy mogła dostrzec bełty w plecach napastnika jak i bełty, które o włos minęły ją samą. Musiały one być nasączone jakąś trucizną, bo chłopak bardzo szybko wyzionął ducha.
Torm szybko opuściła to miejsce odchodząc w jak najdalszy od niego kąt sali. Nie wróciła do tamtej dziewczyny, nie poznała jej imienia i już na zawsze pozostanie dla niej zagadką, gdyż następnego dnia dostrzegła jej martwe ciało. Popełniła samobójstwo.
Było to dla niej szokiem, ale wciąż wierzyła, że się stąd zaraz wydostanie i koszmar się skończy.
Za każdym razem, gdy otwierały się wielkie wrota podchodziła do nich i wyczekiwała na swoje zbawienie.
Po trzech tygodniach jej upór wyraźnie stopniał. Cały czas nie chciała dopuścić do siebie myśli, że może być Przeklętą. To nie mogła być prawda. Mimo to przestała na innych spoglądać z góry, ale wciąż wolała siedzieć sama, z dala od reszty. Nie chciała się do nikogo przywiązać. Zbyt łatwo w tym miejscu było o śmierć.

Niestety w końcu napatoczył się ktoś kto za wszelką cenę starał się z nią "zakolegować".
Tugal był dla niej ewenementem w tej studni nieszczęścia. Z wielką determinacją starał się podnieść morale osadzonych. Starała się go unikać jak reszty, ale przyglądała mu się uważnie z dystansu. Raz nawet wyraziła swoje sceptyczne zdanie względem jego starań. Ale było w jego działaniach coś znajomego. Nawet odkryła co to było. I chyba właśnie, dlatego chciała trzymać się od niego na dystans.
Z jakiegoś powodu nie udało jej się zniechęcić go do siebie. Co gorsze wdała się na odczepne w dłuższą rozmowę. Zaczęła od zrobienia mu wykładu o tym jakich zachowań powinien unikać by nie oberwać bełtem. Rozmowa nie skończyła się dla niej samej dobrze, bo rozkleiła się na dobre rycząc jak jeszcze nigdy w życiu. A gdy nie miała już siły płakać zasnęła w jego objęciach. Obudził ją dopiero na drugi posiłek.
Nie cierpiała Tugala i była mu wdzięczna zarazem. Gdyby nie rozmowa z nim to może zebrała by się w końcu w sobie i zrobiła to o czym marzyła od kilku dni. Tych dni kiedy patrzyła z zazdrością na tych, którzy potrafili zebrać się na odwagę i skończyć ze sobą.
Rozmowa z chłopakiem zasiała w niej od nowa nadzieję, która dla osadzonych była najgorszym co mogli mieć.
Nie popierała metod Nidrosa, ale pewne jego słowa zapadły jej w pamięć: "Jesteśmy tu, bo się nas boją, bo mamy dar. Jeszcze się odkujemy, lecz musimy żyć."
Przyglądając się kolejnym i kolejnym staraniom chłopaka mającym na celu pocieszenie kolejnych nowych nieszczęśników myślała tylko o jednym. Nienawiść. Dokładnie taka jak w jej śnie.
"Tak, muszę żyć" pomyślała odczuwając po raz pierwszy satysfakcję i coś na kształt ulgi.
A miała szanse przetrwać, ale musiała zmienić podejście i wykorzystać to czego nauczyła się na wolności. Mogli jej zabrać wszystko tylko nie wykształcenie i umiejętności. Mając to poradzi sobie. Nigdy wcześniej nie cieszyła się tak z tego, że odpuściła naukę tańca na rzecz szermierki.
Doskonale wiedziała kogo winić za swój los. Z lubością wspominała sen jaki miała w swe 20 urodziny. Przestał on być dla niej koszmarem, a stał się inspiracją. Czasem na kawałku brudnej podłogi rysowała kawałkiem słomy szkic broni ze swojego snu. Z każdym kolejnym podejściem co raz lepiej i bardziej szczegółowo go rysowała.

Wraz ze zmianą nastawienia czuła, że znów jest sobą. Zaczęła też dostrzegać sens w tym co robił jej kolega. Oczywiście z pragmatycznego punktu widzenia. Zawsze dobrze mieć kogoś kto ma poczucie, że coś tobie zawdzięcza. W odpowiednim momencie można się o to upomnieć. Zdecydowała się wesprzeć Tugala w jego krucjacie. Nie robiła co prawda tego z takim zaangażowaniem jak on i raczej stała z boku obserwując i oceniając czy podpowiadając mu, ale czasem i ona potrafiła unieść się współczuciem.
Dni mijały, zbijając się w tygodnie i miesiące. Ludzi w sali przybywało. Zdaniem Quinn nowym teraz było zdecydowanie trudniej. Starzy wyjadacze wiedzieli doskonale jak się tu poruszać, a świeżynkom łatwiej przychodziło przedwcześnie umrzeć. Więcej ludzi oznaczało więcej spięć, utrudniony dostęp do jedzenia. Częściej dochodziło do pacyfikowania awanturników. Ale Quinn mało to interesowało. Przez te miesiące uodporniła się na śmierć. Nabrała nawyku by nigdy nie stać w pierwszej linii do ścian z otworami. Potrafiła też całkiem dobrze przewidywać, gdzie kroi się jakaś zamieszka.

Przyszła zima i zrobiło się bardzo chłodno pomimo nie pustej już sali Przechowalni. Dzięki bogu, każdemu jednemu z osobna, nie było tu jednak lodowato bo nikt z okazji zmiany pory roku nie dostawał dodatkowego okrycia. Chyba, że takowe "odziedziczył" po jakimś samobójcy czy sprzątniętym awanturniku.
Quinn siedziała opatulona wszystkim tym co miała, ale nadal było jej zimno. Nigdy nie cierpiała na otyłość, a tutejsza dieta nawet pomimo minimalnej aktywności fizycznej nie pozwalała nabrać tkanki tłuszczowej.
Dla rozgrzewki najlepiej byłoby się poruszać. Potrenować chociażby, ale bała się, że jakby chciała wziąć do ręki kijek urwany z parawanów to może zostać to odebrane jako wstęp do bójki. Nie po to tylko trzymała się z daleka od kłopotów, żeby stracić życie przez taką głupotę.
Robiło się chłodno i Tugal musiał przyznać nie dodawało to do jakiegokolwiek wyższego poczucia wolności czy dobrego samopoczucia. Choć nadal podtrzymywał poranne rozciąganie się by utrzymać mięśnie w jako takiej formie rozciągliwości to nawet i to nie dawało większych rezultatów. Potrzebny był inny plan i ten plan przyszedł sam z siebie. Teraz tylko trzeba było go zrealizować, więc zaczął szukać Quinn, a kiedy ją znalazł zapytał podchodząc bliżej
- Minęło mnie coś ciekawego?
Spojrzała na niego i nawet się uśmiechnęła.
- Żadnych samobójców, nikt się nie awanturuje. Całkiem nudno dziś jest, a już dawno po drugim posiłku - odparła w tonie ociekającym sarkazmem.
- Rzeczywiście, nudą wieje. - odpowiedział z ciepłym uśmiechem na ustach. - Myślisz, że oni tak specjalnie obniżyli temperaturę, czy to raczej zima idzie?
- Popytałam nowych o ich urodziny. Zima przyszła - powiedziała. - Wątpię, żeby chcieli nas zamrozić. Wtedy nie karmiliby tak dobrze. Ani nie dbali o spokój - wzruszyła ramionami co ledwo było widoczne spod warstw ubrań, które na sobie miała.
- Nie mniej nie jest to komfortowe - powiedział mężczyzna - Zastanawiałem się jak to obejść, jakieś pomysły?
- Zimno? - zapytała. - Najlepiej byłoby się trochę po ruszać. Przypomnieć sobie coś z szermierki - wspomniała tęsknie. - Ale cholera ich wie czy nie stwierdzą, że sparing na kijki nie uznają za stanowiące zagrożenie... - westchnęła.
- Znając poczucie humoru strażników mogłoby się to licho skończyć - odpowiedział - Nawet regularne rozciąganie się niewiele pomaga, ale mam pomysł. Zawsze możemy się poprzytulać… - chwila przerwy - ...tylko niczego sobie nie wyobrażaj, to tylko by nie zamarznąć na kość.
Spojrzała na niego skonsternowana tą propozycją. Otworzyła usta, żeby to skomentować w odpowiedni sposób, ale miał rację. I zapewnienie jakie złożył nawet ją rozbawiło.
Odsunęła się robiąc mu miejsce na swoim posłaniu.
- Trzymam cie za słowo - powiedziała, a rumieniec na jej twarzy zdradzał, że jest odrobinę zawstydzona tą sytuacją.
Tugal usiadł na posłaniu obok niej i powiedział
- Dobrze będzie ustalić reguły, których będziemy się trzymać. Co na to powiesz?
Roześmiała się na jego słowa.
- Krzyknę jak będę miała coś przeciw - odparła z rozbawieniem. To dla Tugala mogłoby się skończyć tylko w jeden sposób. Odwinęła z siebie jedną warstwę odzienia, która robiła za prowizoryczny koc i narzuciła mu jej część na plecy.
- Myślisz, że zdejmą nam kiedyś te kajdany? - zapytała opierając się o niego bokiem i kładąc głowę na jego ramieniu.
Mężczyzna objął ją ramieniem i powiedział ciepło
- Zapewne jak tylko trafimy na wyspę . Nie wcześniej. Nie chcą byśmy używali swych talentów, ani ich rozwijali tutaj ze względu na bezpieczeństwo tego zacnego przybytku. -Zaśmiał się lekko i krótko. - Mam nadzieję, że poduszka w miarę wygodna. Wybacz, ale dieta nie sprzyja by cokolwiek więcej nabrać.
- Jest dobrze. Cieplej - odparła Quinn z ulgą w głosie. Przestała być tak spięta jak jeszcze chwilę temu. - Nie rozumiem jednego. Po co się nas pozbywać? Wystarczyłoby każdemu założyć kajdany i wypuścić z powrotem do społeczeństwa. Nadal byśmy byli tymi samymi ludźmi, nie stanowiącymi zagrożenia.
- Względy praktyczne. - odpowiedział Tugal - Potrzebują nas by wydobywać biały mageral czy jakoś tak. Poza tym są jeszcze Igrzyska. Tam gdzie trafimy łatwo nie będzie. Można o tym myśleć jak o obozie szkoleniowym bez instruktorów i z bardzo zajadłą konkurencją. - westchnął - Dlatego nie możemy się poddawać, a jak szczęście przypisze to pewnie przetrwamy i nas rekrutują na arenę. Czyli droga do dołączenia do Czarnych Skrzydeł. Taka namiastka wolności z tego co udało mi się ustalić. Wolałbym jednak wyryć własne imię na mapie wyspy i się uniezależnić od “Władzy”. Tylko, że o wyspie wiem bardzo niewiele. Prawie nic.
- No nie wiem czy te igrzyska to taki dobry pomysł - mruknęła. - W każdym starciu przegrany jest zdany na łaskę zwycięzcy. Nigdy nie lubiłam tego i nie rozumiałam jak inni się emocjonowali tymi rozgrywkami.
- Ludzie zawsze woleli patrzeć na cierpienie innych niż własne. - odpowiedział cicho - Świadomość tego, że ktoś ma gorzej zawsze dodawała im otuchy. Ludzie nie są z natury źli. Złe jest tylko podejście władzy które w taki czy inny sposób narzuca pewne zachowania, a Igrzyska są tego idealnym dowodem. Sam osobiście nie bywałem na tego typu rozrywkach.
- Ja zwykle szukałam wymówek by w tym nie uczestniczyć. Może niepotrzebnie? Teraz bym przynajmniej wiedziała co mnie może czekać -
jęknęła. - Mówiłeś, że długo uciekałeś przed Czarnymi, miałeś okazję użyć już swoich mocy? - zapytała patrząc na swoje dłonie.
- Byłem zbyt zajęty ucieczką by myśleć o mocach. Dorwali mnie po kilku dniach, więc niewiele zdziałałem, ale mniej więcej mam teorie na jej temat. Zobaczę czy da radę je przekuć na praktykę.
- Wielu tu sądzi, że sny są podpowiedzią -
wierzchnia strona bransolet była szorstka, więc Quinn zwykła używać jej do piłowania paznokci. Tak też i teraz robiła. - Dużo krwi było w twoich snach?
- Wszędzie. Mogłem wyczuć każdego i każdą osobę nieważne czy była w domu czy na ulicy. Czułem ich tętno wyraźnie, lecz nikt oprócz mnie nie zdawał się jej zauważać. -
zamyślił się chwilę po czym zapytał - Mówisz, że ludzie padali trupem jak podchodziłaś?
Pokiwała głową.
- Nie wiem co gorsze, to że umierali czy fakt, że czułam się z tą otaczającą mnie śmiercią dobrze. Lubię cię, więc lepiej żebyś się do mnie nie zbliżał jak zdejmą mi kajdany.
- Myślę, że zaryzykuję. -
odpowiedział ciepło - Widzisz, i ja Ciebie lubię.
- Ale ja nie żartuję -
spojrzała mu prosto w oczy. - Obiecaj mi proszę, że nie zbliżysz się do mnie dopóki nie będę pewna, że nie zrobię ci krzywdy - powiedziała poważnym tonem.
Tugal westchnął po czym spojrzał jej ciepło w oczy
- Nie mogę obiecać, ale mogę się postarać. Masz raczej magnetyczną osobowość. Nie mniej wątpię, by nasze moce z początku były potężne.
Szturchnęła go pięścią w bok za te komplementy.
- A co jeśli te kajdany tylko blokują w nas magię i zdjęcie ich wywoła niekontrolowany jej wybuch? - nie dawała za wygraną.
- Nie wygram z Tobą prawda? - zapytał retorycznie - Dobrze, ale jak minie trochę czasu po zdjęciu kajdan pójdę szukać tej piękności która zabraniała mi z nią kontaktu mając nadzieję, że najgorsze minęło. Stoi?
Racje miał co do tego. Jeśli coś postanowiła to na pewno nie odpuści, nawet gdy na odczepkę powie, że nie zrobi. Była bardzo przekonująca, gdy jej zależało.
- To czego miałam sobie nie wyobrażać? - powiedziała z zadziornym uśmiechem w nawiązaniu do jego słów wypowiedzianych nim usiadł obok niej.
- Czegoś więcej… - wyszeptał pochylając się nieznacznie ku niej - Czegoś do czego potrzeba odwagi...
- Zajście w ciążę to ostatnia rzecz jakiej bym chciała w tym momencie - odparła mu bez skrępowania. - Zresztą pewnie nadal jesteś prawiczkiem - zaraz jednak opamiętała się ze złośliwościami. Nie zasłużył sobie na nie. Sama nieopatrznie zaczęła ten temat. Westchnęła patrząc na niego przepraszająco. - Wybacz to nie moja sprawa - opuściła wzrok. Sama nie spodziewała się, że taka będzie jej reakcja.
- Nie martw się o to. - odpowiedział ciepło odgarniając dłonią kosmyk włosów z jej twarzy muskając skórę opuszkami palców - Ten przybytek nie sprzyja temu. Myślałem o czymś bardziej przyziemnym. Seks możemy przełożyć na o wiele dalszą przyszłość. Pod warunkiem, że zagości to w Twoich myślach.
- Przestań, bo się jeszcze zarumienię - powiedziała niby w żartach. Przymknęła oczy, gdy ją dotknął. Był to czuły gest, który jej się podobał i był bardzo przyjemny. Tęskniła za tą czułością. Ale odsunęła po chwili twarz od jego dłoni. Zrobiła to wbrew sobie, choć dobrze wiedziała jak się to skończy jeśli by nie wycofała się.
- Chyba nie chcesz, żebym zaczęła krzyczeć? - zapytała niby w żartach chcąc zniszczyć atmosferę intymności jaka między nimi zaczęła się tworzyć.
- Chcesz, żebym przestał? - zapytał cicho - Wiesz, że nie chcę Ciebie skrzywdzić. Chcę byś była szczęśliwa… Zasługujesz na to.
- Przestań, proszę -
zacisnęła pięści. W głowie miała chaos sprzecznych myśli. - Czas kiedy byłam szczęśliwa już nie wróci... - ale zamilkła nim zdążyła się rozkręcić. Nie mogła mu wprost powiedzieć o co chodzi. - Ehh, muszę się najpierw uporać z dawnymi uczuciami, które wciąż w sobie mam - wyjaśniła z trudem swoje wewnętrzne rozterki. Miała pretensję do samej siebie. - W innym wypadku skrzywdzę cie nie mniej niż przy użyciu mojej mocy - odparła ze smutkiem.
- Znajdziesz swoją ścieżkę… wiem o tym. - powiedział ciepło - Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała pomocy. Jestem tutaj, obok Ciebie. Nie musisz się męczyć sama.
- Wiedz, że naprawdę doceniam to co dla mnie robisz. Że odwiodłeś mnie od skończenia ze sobą
- zapewniła go nie chcąc by zraził się do niej.
- Od tego są przyjaciele, prawda? - zapytał cicho po czym westchnął lekko i spojrzał na nią przepraszająco - Wybacz, jeśli moje małe droczenie się z Tobą sprawiło, że poczułaś się niepewnie. Nie chciałem…
- To moja wina. Czasem zachowujesz się zbyt znajomo i wtedy nie wiem co o tym myśleć -
westchnęła. Te słowa wydawały jej się najtrafniej określać emocje jakie wywoływał w niej Tugal. - Znam tu kilka dziewcząt, które tylko czekają, żeby rzucić się w twoje ramiona - powiedziała siląc się by nie brzmieć żałośnie. - Nie są przy tym marudne i niezdecydowane jak szlachcianki, które każą na siebie czekać, a i tak nie wiadomo czy się kiedykolwiek doczeka - uśmiechnęła się lekko chcąc zrzucić swoje zachowanie na pochodzenie.
- A jednak moja pierwsza myśl kiedy pomyślałem jak przetrwać tą zimę była skierowana do Ciebie. - odpowiedział ciepło - Widzisz, czasami rzeczywistość jest inna niż nam się wydaje.
- Głupie to -
zaśmiała się smutno. - Gdyby mi na tobie nie zależało to już dawno bym się z tobą przespała - dodała. Oparła znów głowę na nim.
- W takim przypadku jestem jednym wielkim, szczęśliwym człowiekiem - odpowiedział jej z uśmiechem tuląc ją do siebie.
Jego optymizm był nieuleczalny i to było pewne. Ale lubiła to w nim. Miła odmiana od jej realistycznego podejścia do życia.
- Marzy mi się żeby się zemścić na magach - powiedziała cicho po chwili milczenia.
- Da radę wykonać. - odpowiedział równie cicho - Co do szczegółów planu jednak muszę poczekać, aż obeznam się z Ostatnią Przystanią.
- Przyjaźniłam się z magiem. Trochę o nich wiem -
dodała poważnym tonem. - Zastanawia mnie tylko czemu nikt się jeszcze nie zbuntował. Tyle lat trwa już ten proceder. Czemu Czarne Skrzydła działają przeciw sobie podobnym?
- Myślą, że jest ich za mało patrząc po przegranym buncie, no i brak im zapewne odpowiednich bezpiecznych środków komunikacji. Znajdziemy pewną odpowiedź jak staniemy się jednymi z nich. Puki co to gdybanie na ślepo. -
zauważył Nidros.
- Sporo wiesz o samych przeklętych - skomentowała.
- Powiedzmy, że należę do ciekawskich. - odpowiedział z uśmiechem - Poza tym, myślę dość logicznie eliminując elementy układanek i dopasowując je do większego obrazka. Inaczej nie byłbym uczniem szanowanego medyka w stolicy.
Uśmiechnęła się.
- Jak tak się zastanowić to mieliśmy całkiem sporą szansę spotkać się wcześniej - stwierdziła z nostalgią w głosie. Może nawet go spotkała, ale miała zbyt zadarty nos by go dostrzec? - Pomyśleć, że uważałam siebie za niezależną osobę. Teraz dopiero widzę, w jakiej ułudzie żyłam. Nie miałabym nic z tamtego życia, gdyby nie status i znajomości - westchnęła.
- Fakt, mieliśmy szansę… - potwierdził mężczyzna ciepło - ...ale cieszę się, że spotkaliśmy się teraz. Przeszłość to pułapka, nie ma co patrzeć w nią. Zbyt mocno się w nią zagłębiając tracimy kontakt z tym co jest teraz, a to sprawia, że stajemy się podatni. Jeśli świat daje Ci cytryny, zrób z nich lemoniadę. Jest za to cenna jeśli chcemy wyciągnąć wnioski i nie popełniać dawnych błędów.
- Ta, co najwyżej byłbyś moim kochankiem, gdyby się okazało, że dla mojej rodziny masz za niski status społeczny -
zażartowała. - Masz rację, ale trzeba pamiętać o tym co było. Na przykład, żeby wiedzieć na kim się mścić jak uda się stąd wyrwać... - ostatnie zdanie wypowiedziała prawie bezgłośnie.
Szeroko uśmiechnął się do niej promiennie i wyszeptał
- Zemsta to poważna sprawa, ale równie dobra motywacja. Jesteś pewna, że chcesz podążać tą ścieżką? Lista tylko będzie się wydłużać…
- Trzeba mieć jakiś cel w życiu i mam dobrą pamięć do list. Kiedyś chciałam żyć wygodnie i dostatnio, niezależna od nikogo, bez męża i dzieci, którzy tylko by mi przeszkadzali w karierze. Wspominałam, że miałam dużą rodzinę? Byłam najmłodsza z szóstki rodzeństwa, mam dwanaścioro bratanków i siostrzenic. Nikt z rodziny nie zmuszałby mnie do zamążpójścia... Teraz mogę tylko starać się dożyć do momentu kiedy mój sen się ziści -
powiedziała z determinacją w głosie.
- W takim przypadku pomogę Ci w osiągnięciu twojego celu - odpowiedział z uśmiechem półszeptem - Zawsze jakaś rozrywka. - dodał z nutką rozbawienia w głosie.
- Prawdziwy przyjaciel z ciebie - poklepała go po policzku uśmiechając się uroczo.
- Nic na to nie poradzę, że masz wrodzony dar przekonywania... - odpowiedział spoglądając na nią z uśmiechem w oczach.
- Jest mi tak ciepło, że nie chce mi się iść po najbliższy posiłek - zmieniła temat. Była w bardzo dobrym nastroju pomimo tematów jakie poruszyli.
- Zróbmy tak, pójdziemy po ten posiłek, a ja wynagrodzę Ci ten wysiłek.. - powiedział puszczając jej oczko.
- Czyli jednak chcesz mnie przelecieć? - parsknęła śmiechem.
Nidros pogładził brodę w zamyśleniu
- Cóż, myślałem o czymś bardziej przyziemnym… ponoć mam zręczne dłonie. Co powiesz na relaksujący masaż? - zapytał z uśmiechem.
- Nie, wole żeby było mi ciepło - wtuliła się w niego bardziej. - Szkoda, że nie wydadzą ci mojej porcji, wtedy wysłałabym ciebie, a sama bym tu poczekała - westchnęła.
- Szkoda, ale możemy wrócić do tego jak tylko wrócimy z jedzeniem. - odpowiedział - I choć i mnie nie chce się stąd ruszać, to trzeba będzie. Szkoda…
- Po posiłku będzie można już szykować się do spoczynku -
stwierdziła. - Śpimy od teraz razem? - zapytała, zaraz jednak się spostrzegła jak to zabrzmiało - Znaczy, że będziemy tylko leżeć obok siebie, żeby było ciepło... - sprostowała.
- Żeby było cieplej... - potwierdził jej słowa puszczając jej oczko - Więc w sumie tak, śpimy razem. W pewnym sensie - dodał z ciepłym uśmiechem.

Tak naprawdę to nie była do końca pewna czy Tugal się z niej zgrywa i dobrze przy tym się bawi czy może w jego słowach była prawda. Faceci byli prostej konstrukcji, więc odkrycie jakie miał intencje względem niej było tylko kwestią czasu.
Gorzej z jej własnymi uczuciami. To był chaos w najczystszej postaci Jak bardzo by się nie starała to nie potrafiła znienawidzić tej jednej osoby ze swojej przeszłości przez, którą teraz nie chciała się zbliżyć do Nidrosa. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że los przeklętych został przypieczętowany przez magów. Wszyscy w imperium tańczyli usłużnie tak jak oni zagrali. Ale, był też ON, ten jeden wyjątek potwierdzający regułę. Poznała go jakiś rok po tym jak przeprowadziła się do stolicy na studia. Szybko się zaprzyjaźnili, wspierała go w jego troskach, spędzali razem każdą wolną chwilę jaką udało się im wyłuskać z natłoku obowiązków. Nie minęło wiele, gdy wbrew konwenansom zdecydowali się być razem.
Może to jego rodzina narzuciła na nią klątwę przeklętych? Może powinni pozostawić swój związek w ukryciu. Ale on nalegał. Oboje tego chcieli.
I był z nią tego okropnego dnia, gdy przyszły Czarne Skrzydła wyłamując drzwi do ich apartamentu. Ale nie zostawił jej. Chciał obronić przed nimi narażając własne życie. Jednemu nawet dał radę. Zabrakło im tylko odrobiny szczęścia...
Wiedziała, że to bez sensu, ale martwiła się co z nim. Wierzyła, że będzie starał się jej pomóc. Ta nadzieja oczywiście zbledła. Nie mniej jej myśli starały się to tłumaczyć, że może sam jest w kłopotach z jej powodu. Albo ktoś go skrzywdził. Nie potrafiła o nim zapomnieć. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Łudziła się, że to jej minie.
Nie spodziewała się, że w takim miejscu jak to, będzie przeżywać takie rozterki. A może zwyczajnie bała się znów przywiązać do kogoś tak bardzo? Tugala mimo, że się przyjaźnili i nie miała żadnego skrępowania rozmawiać z nim o wszystkim to wciąż trzymała go na ten dystans. Może bała się, bo tak bardzo przypominało jej to powtórkę tamtej opowieści?
Czuła się jak pies ogrodnika: nie chciała by Nidros się do niej zraził, ale nie chciała też pójść z tym dalej. Jeśli się nie zdecyduje to tylko do siebie będzie mogła mieć pretensję, jak znajdzie sobie dziewczynę bez problemów sercowych.

Dzień zakończył się tak jak planowali. Jedzenie było jak zawsze nijakie, ale przynajmniej tej nocy nie było jej już zimno.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline