14-01-2016, 22:29
|
#18 |
| Karczmarz złapał monety. Kiwnął na bliźniaków - ci zamiast angażować się w bijatykę pozostali na swych miejscach, groźnie łypiąc na awanturników. Sam oberżysta wycofał się za czerwoną kotarę odgradzającą kuchnię od głównej sali. Rozpaczliwe kobiece wołanie służki o straż miejską ustało. Od tamtej chwili właściciel zaznaczał swą obecność jedynie od czasu do czasu wychylając zza szkarłatnej zasłony łysinę równie błyszczącą co garłacz.
Dippelt usłyszał szuranie - ktoś na piętrze przestawiał ciężkie meble. Ponadto w niewielkich, szparowatych oknach murowanej części karczmy raz i drugi błysnęły twarze, które wydawały się znajome. Ochroniarz ciężko przełknął ślinę. Głupie zrządzenie losu mogło obrócić się w śmiertelną pułapkę.
Biczownicy gromadzili się wokół paleniska po przeciwnej części sali. Jeden złapał za pogrzebacz, inny za szczypce, trzeci i czwarty wyjęli bicze. Wszyscy wrzeszczeli jak opętani przez diabła, a może było to ich swoiste wyznanie wiary? Zapowiadała się bolesna lekcja religii.
Snorri z całej siły popchnął łotra. Rzezimieszek oparł się o blat i unikł upadku, siarczyście klnąc. W ostrzu krótkiego miecza zobaczył odbicie przestraszonego krasnoluda, na którym zamierzał skupić swój gniew. Roztrzęsiony Snorri zamiast stanąć do walki skierował się w stronę postrzelonego kupca, lecz zbój nie zamierzał mu tak łatwo odpuścić.
W nabierającym tempa szalonym wirze walki można było dostrzec, że obrzygany wąsaty obwieś zaczynał czuć się jak bezradny kundel, gdy otoczyło go trzech żądnych krwi wilków w postaci awanturników.
- Ślepyś, że nie widzisz tych psów?! - rzucił oprych do towarzysza nie odstępującego Snorriego na krok. - Dawaj tu z mieczem!
Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 14-01-2016 o 23:11.
|
| |