Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2016, 20:51   #22
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Nowe ubranie było zdecydowanie wygodniejsze i cieplejsze niż to, które miała do tej pory. Również pierwszy raz od tak dawna mogła spać na całkiem wygodnym łóżku, przez co obudziła się niezwykle wypoczęta. Niechętnie zwlekła się z łóżka, gdy zostali poinformowani przez weteranów, że powinni już ruszać jeśli nie chcą skończyć jako robole w kopalni. Gospodarze okazali się być niezwykle gościnni. Nie tylko przenocowali ich, nakarmili i ubrali to dodatkowo Quinn otrzymała miecz w prezencie. Wciąż była zła na ten dziwny test któremu ich poddali, ale nie okazywała tego. Uprzejmie nawet podziękowała za gościnę i podarunek oraz rannemu w starciu z nią pożyczyła szybkiego powrotu do zdrowia.

Miecz który dostała był całkiem dobrze wykonany. Potrafiła to ocenić po tym jak jej ostatni instruktor w trakcie lekcji zapoznawał ją z różnymi ciekawostkami, które zwykle szlachcica nie interesowały - bo po co wiedzieć jak należy ostrzyć klingę, jak od tego są parobkowie?
Ją interesowały i to bardzo. Lekcje te były dla niej odskocznią od nudnej i skomplikowanej rzeczywistości w jaką była uwikłana przez swoje pochodzenie i dokonane życiowe wybory.
Mężczyzna, który ją uczył szermierki, gdy przeniosła się do stolicy nauczył ją najwięcej i teraz wyglądało na to, że jej hobby może być jej kluczem na przetrwanie w tym świecie.

O dziwo bez większych problemów udało im się dotrzeć do celu. Tam dostrzegła znajome twarze. Wiele osób wyglądało naprawdę źle. Zmęczeni i poranieni sił mieli ledwo tyle, żeby wziąć do ręki rozdawany posiłek. W porównaniu z tamtymi świeżynkami Quinn, Tugal oraz Clay i jego panienka wyglądali jak turyści: wypoczęci, wyspani i na dodatek w nowych strojach, a nawet z bronią. Przez chwilę Torm miała obawę, że zostanie posądzona o zabranie miecza jakiemuś weteranowi. Cholera wie jakby to przyjęli.
Na szczęście dla niej, nikt nie poświęcił jej nawet najmniejszej uwagi z tego ani żadnego innego powodu. Przybycie czyścicieli z nieszczęśnikami było przygnębiającym widokiem. “Ale lepiej oni, niż my” przeszło jej przez myśl odwracając wzrok na Nidrosa. Cieszyło ją, że byli tu razem.

Trzymając Tugala za rękę przysłuchiwała się mowie brodatego. Zestresowała się warunkami jakie były postawione by nie trafić do kopalni. Możliwość “wybuchnięcia” po zdjęciu kajdan tylko bardziej przekonywało ją, że nie ma nic przeciw bransoletom. No i jak niby miała nauczyć się zaklęć? Jej sen jednoznacznie pokazywał do czego została przebudzona w niej moc.
Zakładając że 8 godzin było na sen, 6 godzin na “ćwiczenia” to w ciągu 10 godzin musieli zmieścić się z pracą, za którą przyjdzie im się utrzymać plus jakiś wypoczynek, by nie zwariować. A co do snu, niezwykle była niepocieszona, że zmuszona będzie spać sama. Już kombinowała jak można by ten zakaz obejść…

I do tego myśl, że będzie musiała znaleźć sobie zajęcie, która bardzo ją stresowała. Już od dawna wiedziała, że błękitna krew mocno utrudnia przeżycie w Przechowalni, a co dopiero teraz tu na wyspie. Quinn posiadała wiedzę i to nie małą, ale żadnych przydatnych podstawowych umiejętności: nie potrafił gotować, ani sprzątać. Była przyuczana do bycia księgową, zajmować się imperialnymi finansami i nie dać okantować, a nie starać się przeżyć w środku dziczy w zapyziałej wiosce. Niby znała się na koniach, potrafiła się nimi zajmować, ale wiedziała że przy jednym zwierzęciu ma się pełne ręce roboty to co dopiero przy większej ilości.
Pomysł na pracę przyszedł jej, gdy podsłuchała kogoś wspominającego, że będzie próbował swoich sił w milicji. Torm patrząc na swój miecz uznała, że warto spróbować. Była dobrym szermierzem, całkiem dobrą intuicję co do motywacji rozmówcy… Na początek może wystarczy. Innego pomysłu na siebie nie miała.

Dowiedziała się, że testy dla kandydatów do milicji organizowane były w najbardziej okazałym budynku zwanym tu ratuszem. W odczuciu Torm szopy w folwarkach należących do jej rodziny były dużo ładniejsze, ale nie zamierzała takich uwag mówić na głos.
Testem predyspozycji był sparing z mężczyzną wydelegowanym do tego celu z milicji.
Spodziewała się komentarzy, że powinna się zająć garami albo usługiwaniem w jadłodajni. Ale nic z tego nie miało miejsca. Instruktor traktował ją na równi z resztą.

Stała w nieco niedbałej i nonszalanckiej pozycji szermierczej. Za czasów nauki władania mieczem, jeszcze w rodzinnych stronach, nauczyciele stawiali na technikę. Dokładność i płynność ruchów, właściwą postawę szermierską. Ale naprawdę przydatnych rzeczy nauczyła się w stolicy. Na przykład tego jak prowokować przeciwnika do odsłonienia się, przewidywać jego ruchy. No i to co najważniejsze czyli jak samemu być odpornym na te sztuczki.
Instruktor dał jej sygnał by zaatakowała. Szło jej to całkiem dobrze, bo pomimo tego co mówił tamten gość z leśnej chatki, samym szczęściem nie pokonałaby go.

Ocena jej kompetencji była powyżej jej oczekiwań. Instruktor kryjąc swoje zaskoczenie burknął tylko pod nosem notę 16/20, a brak poniżającego komentarza jakiego do tej pory każdemu kandydującemu nie szczędzono dawał jej dużą satysfakcję. Milicjant jeszcze tylko rzucił jej na odchodne by stawiła się kolejnego dnia w pracy. Nie mogła doczekać się, aż będzie mogła opowiedzieć to Nidrosowi. Quinn jeszcze tylko kątem oka dostrzegła w tłumie Keana, ale nie przywitała się, bo zniknął jej zaraz z oczu. Uznała, że jeśli dostał się tak jak i ona to na pewno będą mieli okazję znaleźć się w godzinach pracy. Chwilę jeszcze postała przyglądając się zebranym tu ludziom. Wyglądało na to, że była jedyną dziewczyną, która zgłosiła się na test. To tłumaczyło przynajmniej zachowanie milicjanta.

Wyszła z ratusza i udała się w kierunku niekoedukacyjnych chatek mieszkalnych dla świeżynek. To był dzień kiedy wszyscy rozglądali się za zajęciem dla siebie. Skończyły się dni beztroskiego nic nierobienia. Sama rozleniwiła się na tyle, że nie patrzyła z nadzieją na swój nowy zawód.
“Tyle lat nauki i przesiadywania w bibliotece poszło w piz…” przeszło jej przez myśl, gdy usiadła sobie na trawie pod drzewem. Oparła się o jego pień czekając na Tugala by móc z nim w końcu się spotkać.
Uśmiechnęła się gdy w końcu zobaczyła jak się zbliża w jej kierunku.
- Dostałam się do milicji - powiedziała od razu gdy był na tyle blisko by mógł usłyszeć ją bez podnoszenia głosu. - Jeszcze nie wiem czy się z tego cieszyć, czy świadczy to tylko o moim społecznym niedostosowaniu - dodała z rozbawieniem.
- To dobra fucha. Powinnaś się cieszyć. - odpowiedział z uśmiechem siadając obok niej.
- Mam nadzieję - powiedziała z westchnięciem i położyła głowę na jego ramieniu. - A tobie jak poszło?
- Nie najgorzej. Dostałem fuchę u medyka, ale grafik mam napięty. Rano sidła. W czasie pracy medycznej jak chwila wolnego oskórowanie, suszenie i szycie. Potem dół i jakieś szczątki wolnego po tym wszystkim. - westchnął - Przynajmniej coś się zarobi, ale wieczorami się będziemy widzieć przynajmniej. No i muszę jeszcze znaleźć instruktora szermierki do tego wszystkiego.
Quinn pokręciła głową z niedowierzaniem na ilość zadań jakich zamierzał podjąć się Nidros.
- A kiedy zamierzasz w tym wszystkim znaleźć czas dla mnie? - mruknęła z niezadowoleniem.
- Wieczorem kochanie. Dla ciebie zawsze znajdę chwilę. Kto wie, może nawet na treningu szermierki? Mogłabyś na tym zarabiać, wiesz o tym? - odpowiedział jej ciepło.
To zapewnienie nieco ją udobruchało. Przesiadła się tak by patrzeć prosto na niego.
- Tylko spróbuj mnie unikać - zmrużyła groźnie oczy. Zaraz jednak uśmiechnęła się uroczo i pocałowała go w policzek. - Na czym miałabym zarabiać? Że jako instruktor? - nie była przekonana do tego pomysłu.
- Czemu nie? - zapytał - Dobrze robisz bronią, pewnie znajdą się ludzie, którzy by zapłacili za kilka cennych rad, a dobrego grosza nigdy za wiele.
- No nie wiem… - wciąż nie była przekonana. - Mogę spróbować ciebie uczyć, ale nie wiem czy nadaję się na nauczyciela. Musiałabym najpierw przypomnieć sobie jak mnie uczono na początku. - zamyśliła się nad tym pomysłem.
- Co powiesz na to, że spróbujesz ze mną? Jak się przekonasz, zawsze możesz rozszerzyć działalność na innych kursantów. - odpowiedział z przekonaniem - W końcu nie ma lepszego szermierza wśród świeżynek niż ty kochanie.
- Może… - nie ukrywała swojego zadowolenia tą pochwałą. - Dobrze to tak zrobimy - uśmiechnęła się do niego. - Gorzej, że nie możemy razem sypiać. Źle mi się śpi bez ciebie.
- Mi też kochanie… -
powiedział kładąc dłoń na jej policzku - ...ale przebolejemy to. Może po pierwszym miesiącu zmienią się zasady. W końcu budowa trwa, prawda?
Przytuliła się do jego dłoni.
- Popytam, może da się tu wynająć jakiś pokój. Może razem będzie nas stać - uśmiechnęła się lekko. - A jak ty się czujesz? - znacząco spojrzała na jego krocze.
- Obolały... - powiedział po czym wzruszył lekko ramieniem - ..ale się wykaraskam. Potrzebuje tylko wypocząć - to mówiąc delikatnie gładził jej policzek.
- Jak poczuje się lepiej dam Ci znać kochanie… - wyszeptał czule - ...co o tym myślisz?
Na jej twarzy pojawiło się rozbawienie.
- Spróbuję jakoś wytrwać - odparła z pełną powagą, ale i z szerokim uśmiechem. - Wtedy chyba będę musiała zacząć cię bacznie obserwować czy aby nie rozglądasz się za innymi, co? - zażartowała.
- Coś czuję, że będziemy się obserwować nawzajem… - odpowiedział żartobliwie Tugal.
- "Kontrola najwyższą formą zaufania" jak to mawiali moi wykładowcy - wspomniała z rozbawieniem. Zaraz jednak spoważniała. - Pracę jakoś ogarnę, przynajmniej tak mi się wydaje. Ale martwi mnie jak mam uczyć się władać mocą w tym dole. Ona tak nie działa... - powiedziała zmartwiona.
- Najpewniej coś wymyślisz. To nie jest tak, że nasze moce nas ograniczają. To potencjał, który można rozwijać. Pomyśl o jego zastosowaniu. - zauważył mężczyzna.
- Potencjałem mojej mocy jest śmierć. Jak ja mam udowodnić że ją opanowałam? - mruknęła z niezadowoleniem. - W śnie zabierałam życie, jak mam się tego uczyć w dole? Co ja, roślinki w doniczce mam tam nosić i sprawiać by uschły?
- Roślinka też ma życie. Możesz spróbować je kraść, żywić się nimi. - odpowiedział - Potem przerzucisz się na grubszego zwierza, a to powinno wystarczyć.
- Spróbować nie zaszkodzi. Później spróbuję jakieś żyjątka - powiedziała i przytuliła się do Nidrosa. - Czemu chcesz trenować szermierkę? - zmieniła temat na to co ją zaciekawiło.
- To proste kochanie, chce mieć jakieś szanse w otwartym konflikcie. - odpowiedział Tugal tuląc ramieniem Quinn - Skoro słowa są bezużyteczne, będę musiał sięgnąć po inne narzędzie.
- No dobrze, ale przysługa za przysługę -
odparła. - Przez swoje pochodzenie, jestem mało samodzielna. W Przechowalni też nie szło się nauczyć… Będziesz mi robił jeść? - zapytała zażenowana swoim brakiem podstawowych umiejętności.
- Bez składników może być kiepsko, ale powinni mieć kucharza. Cen tylko nie znam jakie sobie liczą kochanie. Ja co najwyżej z tego co złapie to mogę coś ususzyć na czarną godzinę. Jak chcesz mogę się podzielić mięskiem, a jak już wyjdziemy na swoje i znajdziemy swoje miejsce to i kucharzyć mogę. - powiedział puszczając jej oczko po czym szeroko się uśmiechnął. - Choć przyznam, chciałbym zobaczyć jak sobie w tym dajesz radę.
Quinn parsknęła śmiechem. Przypomniało jej to ich wcześniejszą rozmowę.
- Najpierw nauczysz mnie gotować, później sprzątać, na koniec będziemy mieć chatkę z białym płotkiem i tylko dzieci będzie brakowało - powiedziała w rozbawieniu.
Nidros się zaśmiał, lekko.
- Nie wiem skąd bierzesz te pomysły kochanie, ale tak, brzmi to jak plan. Tylko na ciesielce się nie znam, ale szałas zbudować mogę. - odpowiedział rozbawiony.
- Ej, ja tylko żartowałam - szturchnęła go łokciem pod bok. - Ale faktem jest, że wszystko wskazuje na to, że można tu normalnie żyć...
- Najpewniej normalniej, niż wracając jako Czarne Skrzydła - zauważył - Łapanie innych Przeklętych nie zdaje się być kuszącą perspektywą.
- Ale jedyny sposób, żeby się wydostać z tego miejsca - Torm zamyśliła się. Jeśli miała urzeczywistnić swój sen to nie mogła tu zostać.
- I do tego jest tylko jedna szansa na to. Za gdzieś pół roku, czyli gdy nadal jesteśmy słabi. - zwrócił uwagę Nidros - To jest wybór, albo jako szaraczki dołączamy do Skrzydeł, albo budujemy życie tutaj. Niewielkie pocieszenie.
- Ale tam możemy zrobić to co powinno już dawno zostać zrobione - drążyła dalej temat.
- Po długich latach rośnięcia w siłę… tak. Na początku musielibyśmy grać swoją rolę. - odpowiedział po szczerości.
Westchnęła przeciągle.
- Co racja to racja - przyznała. Spojrzała na niego lekko się uśmiechając. - Cieszy mnie jednak to, że nadal mamy te kajdany. Tak bardzo bałam się, że będę musiała ciebie unikać.
Tugal uśmiechnął się pogodnie.
- Pomyśleli o wszystkim, nawet o tym byśmy się sami nie powybijali przypadkiem… i wiesz co? Nie jest tak źle jak mogło się wydawać. - po tych słowach pocałował ją delikatnie w usta.
- Może jednak lepiej tu zostać?
- Zostać i zestarzeć się w spokoju? - po tych słowach usiadła na nim okrakiem i pocałowała go namiętnie w usta. Miała dużą ochotę na coś więcej, ale niestety musiała poczekać. I jeszcze długo przyjdzie jej czekać. Nidros wyraźnie dał jej do zrozumienia, że ma się o to nie wypytywać, obiecując, że da jej znać. Ciężki był jej żywot a przecież najbliższe dni zapowiadały się być bardzo stresujące.
I tak, leżąc na soczyście zielonej trawie przytuleni do siebie spędzili czas do wieczora. Od następnego dnia mieli zacząć swoją pracę, naukę panowania nad mocą i uczenia się jak żyć w tej dziwnej społeczności.

Pierwszy dzień w pracy najgorszy nie był, ale i tak dał jej popalić. Założenie skórzanej zbroi na siebie zajęło jej strasznie dużo czasu tym bardziej, że nie była do niej spasowana. Ostatecznie jeden z milicjantów pomógł jej dobrze to na siebie nałożyć i wtedy okazało się, że wszystko dobrze leży i nawet jest wygodne.
Do swojego wyposażenia służbowego dostała pałkę z którą nie wiele mogła zrobić poza trzymaniem u boku. Quinn zdecydowanie wolała swoje dodatkowe wyposażenie w postaci miecza, którego nie chciała zostawiać samopas przy łóżku w masowej sypialni damskiej. Niby panny nie powinny się zainteresować tym kawałkiem żelaza, ale broń ta była całkiem dobrze wykonana, więc i miała swoją wartość. Okazja czyni złodzieja.

Kolejne dni mijały jej na pracy, spaniu, siedzeniu w dole i spotykaniu się z Tugalem na treningach szermierki.
Była tak bardzo nienawykła do pracy fizycznej, że nawet nie miała siły mieć pretensje do Nidrosa, że ciągle i ciągle jest czymś zajęty. Po prostu pierwszy tydzień każdą wolną chwilę spędzała dogorywając w łóżku i po cichu żałując, że nie umarła w Przechowalni. Z wysiłku bolał ją każdy mięsień. Nie mogła uwierzyć ile ich miała.
Zupełnie innego typu katusze przechodziła w dole. Niby zasada była prosta: wchodzisz i starasz się nauczyć swojej mocy. Niestety pierwsze zdjęcie kajdan i wejście do dołu Quinn spędziła patrząc się tępo na swoje ręce. Wszystko to co myślała, że zaleczyła wróciło w tej jednej chwili. Zupełnie jakby wraz z odzyskaniem zdolności do rzucania czarów powróciły złe wspomnienia. Musiała na nowo wypracować sposób by zyskać dystans do swojej przeszłości. To było dla niej dużo bardziej trudne niż fizyczna praca.
Nawet była zadowolona, że przez zajęcia padała nieprzytomna na łóżko. Wtedy było mniej czasu na zadręczanie się myślami.

W drugim tygodniu, który nastał nie wiadomo kiedy zaczęła panować nad swoimi emocjami. Było jej tak trudno, bo siedząc w dole i starając się rzucić zaklęcie przypominały jej się opowieści jej maga. Chcąc czy też nie słuchała jak opowiadał o swoim szkoleniu. O tym co szło mu źle, co dobrze, a co nie miało znaczenia. Teraz było to równie pomocne co i bolesne, bo za każdym razem czuła się jakby rozrywała zaleczone blizny na nowo.
Początkowo do dołu Torm zabierała świeżo zerwane roślinki. Później wyrwane z korzeniami. Zawsze, gdy kończyła roślinki były pięknie uwiędnięte. Pod koniec drugiego tygodnia zaczęła zachodzić nad jezioro i łapać żaby. Na próbę była jedna sztuka. Najlepiej działanie jej mocy było widoczne, gdy miała kilka sztuk. Dopiero wtedy też zauważyła, że poza pozbawianiem zwierzątek życia był też dodatkowy efekt. Drobne zadrapania na jej własnych dłoniach znikały. Nie uwierzyła by gdyby nie to, że widziała to na własne oczy. Zaczęła się zastanawiać, bo było to coś czego o czym sen nie wspominał. Zaraz przyszło jej na myśl by wypróbować swoją moc na większej istocie… I wtedy z wielką ulgą zakładała bransolety na nadgarstki gdy wychodziła z dołu. Nawet nie chciała myśleć o tym jak niekontrolowanie moc mogłaby zadziałać na Tugalu.

Okazało się, że oboje z Nidrosem mieli czasu dla siebie tylko tyle ile spędzali go na trenowaniu szermierki. Quinn nawet nie proponowała mu swojej pomocy, bo ani nie miała na to sił, ani tym bardziej umiejętności. Wolała ograniczać się do przyglądania się jego pracy gdy przychodziła do niego wcześniej niż mieli zacząć lekcje.
Nauka szermierki była czymś znajomym. Relaksowało ją to, dawało wytchnienie po pracy czy emocjonalnych katuszach w dole. Co prawda teraz ona była nauczycielem, ale przypominanie sobie swoich początków w szermierce było na swój sposób kojące, niczym chłodząca maść na poparzonej skórze. Ku niezadowoleniu Tugala, Quinn zadecydowała, że początków będzie uczyła go z pomocą patyków, które znalazła gdy raz poszła z nim oglądać, czy coś złapało się w sidła. Treningi urządzali w odosobnionym miejscu bo Torm krępowała się wystawiona na widok publiczny. Nie uważała się jeszcze za nauczyciela i sądziła, że popełnia sporo błędów, tłumaczy nie jasno i w ogóle. Ale z treningu na trening łapała pewność siebie, tym bardziej, że efekty nauki były widoczne w ruchach jej ucznia.

I tak czas upłynął jej do półmetka terminu jaki świeżynki miały na opanowanie swoich mocy w stopniu akceptowalnym przez weteranów. Pytaniem tylko pozostawało dla Torm jak ma udowodnić, przed starszyzną, że opanowała swoją moc. Ale na to miała jeszcze dwa tygodnie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline