Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2016, 00:18   #12
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Szybki marsz w kierunku północy sprawiał, że kolejne kilometry zostawiała za sobą. Jasne, że było jej przykro z powodu śmierci przyjaciółki. Nawet szkoda jej było tego głupka, którego zabrali w ostatniej chwili ze sobą. Ale nie obwiniała się. Lata na polu walki nauczyły ją, że na zasadzki nie ma silnych. Nie unikniesz jeśli ktoś cie nie ostrzeże. Idziesz jak ciele na ścięcie i nawet o tym nie wiesz, że każdy kolejny krok zbliża cie do nieuchronnego.
Oczywiście, że przeczucie podpowiadało jej, że będzie źle. Ale cóż...

Idąc drogą zastanawiała się jak przedstawić zarządzającymi rafinerią informację, że ich bardzo ważny gość zjednoczył się z krajobrazem tego urokliwie podobnego do Nowego Jorku Birmingham. W głowie układała scenariusze hipotetycznych rozmów mające na celu sprawić by nie chcieli jej powiesić za to, że zjebała na całej linii swoją robotę. Nawet porządnie nie oberwała. Wstyd.
Nadzieja była w informacjach jakie ze sobą niosła. O ile okażą się przydatne. Była wdzięczna Andrei za to, że dzięki niej nie szła teraz z pustymi rękami. I za zacerowanie jej ręki.

Usłyszała hałas i odwróciła głowę za siebie. Widząc w oddali pojazdy zatrzymała się. Pokręciła głową, gdy w myślach pojawił jej się pomysł by stać w miejscu i poczekać na karawanę.
- Całkiem mnie już popier... - Alice uważnie rozejrzała się za najbliższym miejscem, gdzie mogłaby chwilę się skryć przed oczami karawany.

Między zwałami gruzu zauważyła szczelinę, która można było się przecisnąć i zniknąć z widoku ulicy. Samochody, a było ich chyba kilka zbliżały się dość szybko. Kurz podniesiony ich kołami utrudniał widoczność, ale wydawało jej się, że w konwoju były dwie większe ciężarówki, jakiś furgon i kilka motocykli. Z daleka nie zauważyła oznaczeń, ale wydawało się jej, że jak na taką okolicę jadą pewnie i nie kryją się ze swoją obecnością.
Nie czekając by ją ktoś wypatrzył ostrożnie udała się do schronienia. Uważała żeby nie urazić sobie przy okazji rannej ręki.
Zdążyła się skryć między załomy zepchniętych na pobocza gruzów w ostatniej chwili. Chustą okryła głowę, do ręki wzięła nóż. Upewniwszy się na tyle na ile mogła, że jest niewidoczna dyskretnie oglądała tych, którzy nieświadomi jej obecności mijali ją drogą.

Konwój zbliżył się na tyle, że mogła już bliżej się mu przyjrzeć. Składał się z dwóch łazików, które jechały z przodu, ich kierowcy nie pędzili na łeb na szyję, raczej przyglądali się mijanym budynkom, wyszukując potencjalnej zasadzki. Za nimi podążała furgonetka z kilkoma uzbrojonymi ludźmi na pace, głównie w karabiny. Sercem kawalkady była spora, przedwojenna cysterna, z oznaczeniami VH, podobnymi do tych które widziała wzdłuż szlaku. Cały sznur samochodów zamykała druga furgonetka, z zamontowanym na niej ciężkim karabinem wielkokalibrowym Browninga.

"Wygląda na to, że VH oznacza rafinerię" pomyślała widząc ten sam znak na cysternie. Sądząc po uzbrojeniu jakie mieli nie żałowała już, że zeszła z drogi. Zdecydowanie wolała nie ryzykować sprawdzania czy mają nadmiar amunicji na wyposażeniu. Zdecydowała, że jak tylko kurz trochę opadnie to ruszy ich śladem.
Słysząc niknący w oddali dźwięk silników spalinowych wychynęła zza osłony spojrzała za niknącym w tumanie pyłu konwojem. Nie zauważyli jej, przejechali obok. Konkludowała, że jeśli maja takie same oznaczenia na cysternie jakie są na szlaku, to była na dobrej drodze do Rafinerii. Ruszyła przed siebie, trzymając się z boku trasy.

Nie uszła może kwadransa, kiedy gdzieś w oddali, przed nią usłyszała odgłosy karabinowej palby. Szczekające krótkie serie z karabinów i ciężki, dudniący między ruinami odgłos. Taki odgłos mogła wydawać tylko strzelająca serią pięćdziesiątka, a ostatnio taką widziała na pace zamykającego konwój pickupa.
Alice chwilowo zwolniła krok by wsłuchać się w odgłos wystrzałów po czym przyspieszyła swój marsz. Ciekawiło ją co było powodem tej strzelaniny.
"Ciekawość zabiła kota" jak to zwykła mawiać jej matka. Powstrzymała, więc swoją ciekawość.
Halsey wzięła do ręki karabin i im bliżej była tego miejsca tym wolniej i ostrożniej się poruszała. W pierwszej kolejności chciała ustalić co się dzieje i nie stracić przy okazji głowy.
Odgłosy były dość daleko i nie widziała co się tam dzieje, bo droga kluczyła wśród ruin. Ciężki plecak, karabin i zraniona ręka nie pomagały, a metrów do przebycia było kilkaset co najmniej. Słyszała ostrą i krótką kanonadę i terkotanie “pięćdziesiątki”, ale potem wszystko umilkło. Zatrzymała się, nie wiedziała jak daleko jeszcze do miejsca “gorącego kontaktu”, a wpadnięcie w sam środek walki, nie było mądrym posunięciem. Zwłaszcza tak na ślepo, bez rozpoznania. Kiedy kanonada ustała, usłyszała tylko warkoty silników, ale nie potrafiła ocenić czy się zbliżają czy oddalają, ściany okolicznych budynków, wytwarzały złudny pogłos.

Wyobraźnia zaczynała działać. Zaczęła się zastanawiać czy konwój również napotkał taką zasadzkę jak i ona. A może to miała być "zapasowa" zasadzka, gdyby przetrwali pierwszą? Jeśli rzeczywiście by tak było to cieszyła się, że uzbrojony po zęby oddział wyprzedził ją poniekąd oczyszczając jej drogę. Nie byłoby przyjemnie samotnie napotkać coś takiego.

Halsey zdecydowała się chwilę odczekać, zaszyć się gdzieś w tych ruinach do czasu aż dźwięk silników nie ucichnie. Nie chciała wychodzić od razu, bo po pierwsze nie wiedziała czy karawana nie zawróci, a po drugie wolała nie natknąć się na ewentualnych ocaleńców strzelaniny robiących taktyczny odwrót. Gdy znalazła kryjówkę w pogotowiu trzymała karabin, który po nożu był drugą najcichszą bronią w jej arsenale.
Nie zamierzała też oddalać się za bardzo od szklaku “VH”. Tylko w ten sposób mogła się nie zgubić drogi. Postawiła na ostrożne działanie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline