21-02-2016, 19:23
|
#50 |
| Wiadro, który poprzysiągł szukać śmierci w walce z najbardziej zajadłymi potworami, aby odpokutować za jakieś dawne przewinienie, przesunął się w stronę porywaczy z groźną miną. W pewnym momencie wyszczerzył paskudnie zęby i poprawił "hełm" - wydawał się dziwnie podniecony, jakby wcielenie morderczej przemocy, i to w sytuacji, w której typowy mieszkaniec Starego Świata już dawno odwróciłby się i uciekł z wrzaskiem o pomoc.
Oto naprzeciw krasnoluda stały potwory w ludzkiej skórze, przeklęci o karnacji białej jak alabaster i ślepiach purpurowych jak szaty imperialnego arystokraty. Jeden z nich wyglądał, jakby jednym kłapnięciem był w stanie odgryźć człowiekowi głowę. Drugi - naprawdę demoniczny - przypominał atrakcyjną w pewien zimny, obcy sposób kobietę, której prawe przedramię zastępował ogromny szpon. Trzeci i czwarty garbili się, niby białe bezwłose małpy żądne krwi.
Zanim pozostali poszukiwacze przygód zaczęli uciekać, zdziwili się, że gdy krasnolud się od nich oddalił, wydawane przez niego odgłosy i stukot ciężkiego obuwia zamiast stopniowo zanikać nagle ucichły. Nie słyszeli też żadnych dźwięków wydawanych przez zmutowane kreatury.
Wniosek był tylko jeden - nikt tej nocy nie usłyszy krzyku umierającego krasnoluda.
Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 21-02-2016 o 19:29.
|
| |