Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2016, 22:56   #107
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Widok jaki zastali był przygnębiający. Glynne z przerażeniem w oczach przyglądała się skali zniszczeń jakie poczyniono na tej przepięknej krainie. Z jednej strony czuła bezsilność, bo nie miała jak mierzyć się z taką potęgą. Cały jej zakon razem wzięty nie miałby szans na to. Wszystko w promieniu kilometrów było martwe.
Martwym już życia się nie przywróci, nie warto nad tym rozpaczać, ale widząc skalę zniszczenia dopiero tak naprawdę zrozumiała przez co musiał przechodzić Merinsel. On to wszystko wyczuwał. Nie była dla niego wystarczającym oparciem w tych trudnych chwilach. Musiała się bardziej postarać.

Misja wydawała się być niemożliwą do wykonania. Vess czuła rozdzierającą bezradność i strach że coś podobnego mogłoby spotkać San. Co gorsze mogło to spotkać jej córkę. Może i nie była matką idealną, ale kochała swoje dziecko jak nic i nikogo innego na tym świecie. Nawet czasem miała wyrzuty, że córka była dla niej ważniejsza niż bogini Riv. Nie zniosłaby, gdyby Koshi stała się jakakolwiek krzywda.
I ta myśl motywowała ją do działania. Tylko dzięki temu udało jej się zebrać w sobie i ruszyć w drogę przez zgliszcza tego co jeszcze niedawno temu było piękną zieloną krainą. Koń z trudem brnął przez ten krajobraz.

Nie spodziewała się, że ktokolwiek poza Merinselem czy Fei będzie chciał z nią rozmawiać w drodze. Dlatego też z zaskoczeniem spojrzała na ghulę, gdy ta do niej podjechała.

Uśmiechnęła się do niej. Rumak Vess nieco speszył się obecnością Ksenocidii, ale kapłanka poklepanie go po boku i to wystarczyło by dodać mu otuchy.
[i]- Z tego co mi wiadomo to wszyscy już są cali. Zguby się znalazły i przyprowadziły tego, który pomógł Merinselowi, gdy został zestrzelony - streściła jej ostatnie wydarzenia. - Wygląda na to, że ten nowy przypadł Nunu do gustu.

- Dobrze - odetchnęła z ulgą Ksenocidia. - A ty co o nim sądzisz? Dziwnie się zachowuje, tak mi się zdaje. - Ghul potoczyła dookoła wzrokiem. - Coraz mniej podoba mi się ta wyprawa. Czuję się całkowicie zbędna i bezsilna. Jak rzucony na wiatr płatek jabłoni, który dowolny podmuch może wrzucić w gnojówkę.

- Tak naprawdę to nie mam zdania - westchnęła. - Nie wiem nawet co myśleć o całej tej wyprawie. Wiem tylko tyle, że trzeba odzyskać to po co zebrała nas Naresia i zapobiec większemu zniszczeniu - zamyśliła się na chwilę po czym spojrzała na ghule. - Jak na ciebie działa magiczne leczenie magią kapłańską? - zapytała. - Bo jeszcze nie miałam do czynienia z kimś twojego pokroju. W ghule to zwykle wymierzony był mój miecz.

- Nie korzystałam jeszcze z usług kapłanów w tym względzie, ale zakładam, że działać będzie normalnie. Nie słyszałam, by jakiemuś ghulowi to zaszkodziło.

- Możemy sprawdzić to podczas postoju, żeby mieć pewność - zaproponowała Vess w dobrej wierze.

- Zamierzam w trakcie postoju wybrać się na poszukiwanie żywności. Wiesz przecież, że mnie kromka chleba czy miska kaszy raczej struje niż nasyci. A po takim przykrym zjawisku, przed którym się w tej felernej grocie skryliśmy, natura dostarczy mi dość, bym zdołała nieco na zapas także nazbierać…

- Taka próba zajmie mi raptem chwilę, a i gdy przyjdzie konieczność to nie będę się wahać czy użyć na tobie pełni mocy jaką obdarza mnie bogini - kapłanka wyjaśniła czemu w ogóle proponuje jej to.

Ghul wahała się przez moment, ale kiwnęła głową.
- Sprawdźmy, czy twoja bogini nie chce mnie zabić.

Glynne ostrożnie położyła dłoń na ramieniu ghuli jakby sam jej dotyk miał Ksenie poparzyć. Nic się nie stało więc Vess bezgłośnie szepcząc użyła na niej najlżejszego zaklęcia leczącego.
Moc spłynęła na kapłankę, jednak efektu nie było żadnego. Przynajmniej jednak ghulica wciąż stała i nie wydawała się bardziej martwa niż zwykle.

Nie przekonana Vess dla pewności ponowiła swe starania. I tym razem skaleczenia jakie miała na sobie ghula po spotkaniu ze ścianą jaskini zasklepiły się.
- Czyli jednak cie to nie zabije - skomentowała to z mieszanką ulgi i zadowolenia Glynne.

Ghul zadrżała, jak po wyjściu z karczemnej izby na zimny poranek.
- Dziękuję - zakończyła rozmowę i oddaliła się od Glynne. Było jej dość rozmów, jak na jeden dzień.

Glynne nie nalegała na dalszą rozmowę. Później, gdy dojechali do karczmy z miejsca zgodziła się by zająć się koniem Kseni. Nawet usilnie zapewniła ją, że wyczyszczenie jej zwierzęcia nie będzie stanowiło dla niej żadnego problemu. W tej chwili bardzo potrzebowała zajęcia. Głównie by nie myśleć, bo teraz nawet w modlitwie nie mogła znaleźć spokoju. Zabrała swojego konia oraz ghuli i udała się obejrzeć stajnię. Uprzednio Merinsel zabrał od niej ich tobołki i udał się od razu do karczmy. Po drodze Vess minęła elfy nie chcąc przeszkadzać im w rozmowie.
Wstępne oględziny pozwoliły jej ocenić wnętrze jako niegrożące zawaleniem. Gdy rozgościła się ze swoimi podopiecznymi w pierwszych z brzegu wolnych boksach zaraz pojawiła się centaurzyca oraz elf. Kapłanka była wdzięczna temu towarzystwu, że nie było chętne do rozmów. Szczerze mówiąc to Glynne była osobą nieco nieśmiałą w kontaktach z obcymi. Dodatkowo dla niej Silyen musiał być kimś ważnym skoro spoufalał się z księżniczką, więc dodatkowo czuła opory przed udzielaniem się w dyskusji z nim.
Podziękowała też koniuszemu, który w końcu pojawił się ich przywitać za proponowaną pomoc. Nie po to namawiała ghulę by zostawiła konia pod jej opieką by teraz zrzucić to na i tak zapracowanego człowieka.
Glynne miała w zwyczaju rozmawiać ze swoim zwierzęciem, bo wiedziała, że go to uspokaja. Okrężnymi ruchami szczotki masowała zmęczone drogą mięśnie Nevrasta. Gdy skończyła ze swoim rumakiem zajęła się tym drugim koniem. Był nieco nerwowy i wiercił się, ale Vess nie miała do niego pretensji.

Skończyła oporządzać konie dużo później niż koniuszy czy centaurzyca. Głównie przez to, że się nie śpieszyła, ale też dlatego, że nie miała dużej wprawy w tym. Od lat już nie należało to do jej obowiązków z racji pozycji jaką miała w zakonie. A w jej “domu” to nawet nie wypadało by trudniła się tak przyziemnymi obowiązkami.

Od początku ta podróż miała przynajmniej ten plus, że nie musiała się tak bardzo pilnować co jej wypada, a co nie. Poza San nie była rozpoznawalna, gdyż zakon działał jedynie na terenie kraju, w którym powstał. Do tego uwaga jaką na siebie ściągał towarzyszący jej anioł była wręcz zbawienna. Nigdy nie lubiła być w centrum uwagi.

Bardziej głód niż zmęczenie zmusiło Vess by zostawić konie w spokoju. Nie miała nic do zabrania więc po prostu po przemyciu rąk w wodzie skierowała swoje kroki do budynku karczmy. Pomysł z zabudowaniem łącznikiem stajni z karczmą był bardzo dobry. Wygodne i praktyczne zarazem.

Kapłanka pojawiła się w sali gdy większość już była w trakcie posiłku lub też go skończyła. Szukanie Merinsela nie należało do trudnych więc od razu dostrzegła stolik przy którym siedział pierzasty.
- Trochę mi się zeszło z Nevrastem - powiedziała ni to tłumacząc się ni to stwierdzając fakt.
Anioł skinął głową i jednocześnie uniósł dłoń, na który to gest karczmarz zniknął na chwilę w drzwiach, które zapewne prowadziły do kuchni.
- Zamówiłem ci kolację, zaraz ją podadzą - oświadczył, wstając i odsuwając dla niej krzesło.
- To dobrze, bo jestem strasznie głodna, a po ostatnich dniach po prostu marzę o czymś ciepłym do jedzenia - westchnęła z ulgą na słowa Merinsela. - A mają może wino? - zapytała z nadzieją.
- Z pewnością i nawet zaraz je powinni przynieść - odpowiedział, na powrót siadając i wznawiając jedzenie swojej porcji gulaszu z grzybami.
Glynne wyraźnie się rozpogodziła z tego powodu. Uśmiechnięta podparła się łokciami na blacie stolika i oparła na dłoniach swoją głowę. Przyglądała się twarzy anioła by stwierdzić w jakim on jest nastroju.
Merinsel wydawał się być wyjątkowo spokojny i względnie zadowolony. Co mniej więcej znaczyło wszystko. Taką bowiem minę robił zawsze ilekroć zatrzymywali się na posiłek czy noc w karczmie. Była to maska, którą Glynne zdążyła już dość dobrze poznać.
W milczeniu siedzieli aż podano talerz dla Vess wraz z winem.
- Wiesz, że nie musisz już przede mną ukrywać swojego nastroju? - zapytała nalewając sobie alkohol. Powąchała zawartość kielicha i upiła mały łyk.
- Wiem Glynne - odparł, dodając do słów łagodny uśmiech. Poza nim jednak nic więcej nie uległo zmianie ani w jego postawie, ani w wyrazie twarzy.
Wino, które podano jej do kolacji było dość dobre, słodkie, jednak nie mdlące, o wyraźnym, owocowym posmaku.
Okazało się, że wino cieszyło się dużo większym zainteresowaniem kapłanki niż posiłek. Wciąż jeszcze nie wzięła do ręki sztućca, gdy kielich nie wiadomo kiedy stał się już prawie pusty.
- Dużo myślałam o naszej rozmowie - powiedziała patrząc na swoje jedzenie jakby zastanawiając się czy wziąć widelec czy może dolać sobie wina.
- Czy powinienem zapytać do jakich wniosków doszłaś? - zapytał, decydując za nią i nalewając wina do kielicha. Mówił spokojnym głosem, w którego wplecione były łagodne nuty mające za zadanie uspokoić słuchacza.
- Jeśli chcesz to mogę ci odpowiedzieć na to pytanie - odparła nie ukrywając rozbawienia decyzją jaką za nią podjął.
- Zawsze z przyjemnością cię wysłucham - odparł, przymykając oczy i biorąc głęboki, uspokajający oddech.
Glynne wzięła do ręki kielich i już nabrała powietrza w płuca by zacząć swój wywód gdy uświadomiła sobie obecność innych. Wypuściła powietrze rozglądając się po sali i oparła się plecami o oparcie krzesła.
- Porozmawiamy o tym w pokoju - z góry założyła że będą go mieć na wyłączność. - A na tą chwilę im więcej wypiję tym większą szczerość ode mnie dostaniesz - uniosła lekko kielich w geście toastu i upiła łyk.
- Wolałbym mniej szczerości kosztem usłyszenia jej z twoich ust, gdy jesteś jej w pełni świadoma, Glynne - starannie modulowany głos nie zdradzał ani gniewu, ani nutki pouczenia ani w sumie niczego poza tym, że anioł się stara zachować kontrolę. To, że miał z tym problemy widać było chociażby po tym, że kielich, który miał przed sobą był stale dręczony przez nieco niespokojne palce. Przynajmniej jednak amulet zostawił w spokoju.
- Spokojnie, do aż takiego stanu nie zamierzam się doprowadzić - odstawiła wino i przysunęła sobie talerz. Picie na pusty żołądek faktycznie mogłoby ją doprowadzić do szybkiego pożegnania się z rzeczywistością na ten wieczór. A tego bardzo nie chciała. Spojrzała na niego czule.
- Nie zmienię swojego zdania. Zawsze możesz na mnie liczyć niezależnie od tego co się wydarzyło czy wydarzy - uśmiechnęła się do niego ciepło patrząc na niego z troską.
Anioł przymknął oczy i westchnął ciężko.
- Może się okazać, że przyjdzie nam sprawdzić te słowa wcześniej niż bym chciał - oświadczył, pocierając czoło i na dłuższą chwilę zatrzymując kciuk i wskazujący palec na nasadzie nosa.
- Czyli dobrze zakładam, że wciąż mi wszystkiego co powinnam wiedzieć, nie powiedziałeś? - mimo to w głosie nie miała żadnej pretensji do niego. - Może przejdziemy się gdy zjem? - zaproponowała mu.
Odpowiedziało jej skinięcie głową. Zanim jednak odpowiedział, jego uwagę skupiły gniewne głosy, dobiegające od strony stolika, który zajmowała Zalisena wraz ze swoim sługą i Silyenem.
Kapłanka spojrzała w tamtym kierunku, ale została na swoim miejscu. Zabrała się za posiłek przyglądając się z uwagą rozwojowi sytuacji, którą anioł próbował opanować.
Kryzys nadszedł i odszedł zostawiając wszystkich zainteresowanych przy życiu. Merinsel opadł na swoje krzesło i złożył głowę w dłoniach, opierając łokcie na stole. Oddychał nieco szybciej, jednak próbował się opanować. Jego zachowanie z kolei wzbudziło w Glynne złość. Szczególnie zaś jego milczenie i niechęć do wyjawienia co było nie tak. Zupełnie jakby nie wierzył, że jest w stanie pomóc.
Przyglądała się aniołowi czując jak wzmaga w niej złość. Zaczęła stukać paznokciem o blat stołu. Odechciało jej się jeść, a raptem połowa zawartości talerza zniknęła. Przesunęła się z krzesłem w tył i wstała od stołu. Czuła się z tym dziwnie bo nigdy wcześniej nie zdarzyło jej się zezłościć na Merinsela.
Podeszła do anioła i położyła mu dłoń na ramieniu.
- Wyjdźmy na zewnątrz - odparła do niego starając się trzymać nerwy na wodzy. - Teraz.
- Nie mogę wyjść - odpowiedział. - Jeszcze nie.
Zabrała rękę i stanęła bliżej niego. Pochyliła się nad nim i szepnęła:
- Nie wiem dlaczego, ale jestem bardzo poirytowana. Dlatego proszę cie, wyjdźmy stąd.
- Wiem - odpowiedział, potwierdzając słowa skinięciem głowy. - Nie wyjdę jednak dopóki reszta się nie rozejdzie. W innym wypadku skoczą sobie do gardeł.
Zacisnęła pięści.
- Co tu się do cholery dzieje? - syknęła.
- Jeszcze nie wiem - tym razem gniew pojawił się i po jego stronie. - Usiądź i poczekaj, Glynne. Proszę - dodał łagodniej.

Bardzo nie chciała mu ulegać. Po raz kolejny z resztą. Stała przy nim walcząc sama ze sobą. Zgrzytnęła zębami. Skupiła się na swoim oddechu. Zamknęła oczy.
- Rozejdą się i wychodzimy - powtórzyła sama do siebie. Zrobiła krok w bok i wróciła do swojego siedzenia. Skupiła się na tym by dociec skąd w niej ta złość. Odsunęła poza zasięg swoich rąk talerz i kielich. - Mogę oczyścić to miejsce ze zła. Ale oberwie się każdej złej duszy - szepnęła do anioła.
- W tym momencie zło tkwi w każdym z nas - pokręcił głową, sprzeciwiając się jej pomysłowi. - Nie potrafię zlokalizować źródła, ale mogę je wyczuć.
W tym momencie elf wstał i skierował się w stronę karczmarza, a następnie ruszył w kierunku drzwi i opuścił salę. Niedługo po nim na górę udali się Daske z Dzwonkiem. Nany nie było widać już od jakiegoś czasu co mogło oznaczać, że albo skierowała się do swojej sypialni albo leży pod szynkiem.
- Chodźmy.
Na wspomnienie o złu, które rzekomo miała w sobie mieć dłoń kapłanki powędrowała do rękojeści miecza Vess. Dotknęła go by udowodnić sobie, że Merinsel się myli.
Aż cofnęła rękę jak poparzona. Co prawda uczucie było tylko delikatnego ciepła to i tak wystarczyło by kapłanka wystraszyła się. Spojrzała na dłoń z przerażeniem nie chcąc uwierzyć w to co się wydarzyło.

Merinsel nie zamierzał czekać aż dojdzie do siebie. Aniołowi wyraźnie spieszyć się musiało bowiem bez dalszych słów chwycił jej rękę i pociągnął w stronę wyjścia, a następnie dalej, w kierunku, z którego przyszli.
- Hej! - zaprotestowała, ale dopiero gdy zorientowała się, że wyciągnął ją na zewnątrz. - Co ty sobie wyobrażasz... - fuknęła na niego, gdy prowadził ją wbrew jej woli. Zaczęła stawiać opór.
I miała okazję przekonać się, że anioły wcale do słabych istot nie należały. A może należały, a temu owej siły dodawała determinacja? Jakby nie było był to pierwszy raz kiedy skorzystał ze swych mięśni nie w jej obronie, a przeciwko niej. Zatrzymał się jednak po krótkim, ale szybkim marszu. Wokół nich rosła trawa, nieco dalej zaczynały się krzaki, a za nimi las.
- Teraz oddychaj. Pozwól magii oczyścić twoje ciało i duszę. Nie mów, po prostu oddychaj - poinstruował, samu aktywnie zabierając się za wprawianie w życie owych instrukcji.
Glynne obdarzyła Merinsela gniewnym spojrzeniem, który ciągle trzymał ją nie pozwalając jej się wyrwać. A próbowała. Zacisnęła jednak zęby i żadne słowo nie opuściło jej ust. Chcąc czy też nie i tak zastosowała się do jego zaleceń, bo ze złości oddychała szybciej i intensywniej. I rzeczywiście, gniew nie wzbierał już w niej.
Szarpanie się z nim zmęczyło Vess co dodatkowo przyśpieszało jej powrót do normalności. Od szybkiego i głębokiego oddychania zaczynał jej się kręcić w głowie.
Nawet nie zauważyła, gdy ktoś do nich podszedł. Czuła, że ledwo stoi na nogach, złość i wypity alkohol robiły też swoje.

- Puść mnie - powiedziała cicho do Merinsela i gdy ten ku jej zdziwieniu spełnił jej prośbę zaraz upadła na trawę. Dopiero teraz zauważyła elfa i dotarły do niej jego słowa.
Opamiętała się w końcu. Machinalnie sięgnęła ręką do rękojeści swojego miecza, na jej twarzy pojawiła się ulga, gdy poczuła jego kojący chłód...
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline