Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2016, 23:39   #47
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Zamrugała i jeszcze raz przeczytała wiadomość.
“Sol w końcu się doigrał?” Przeszło jej przez myśl.
Stała w bezruchu nie wiedząc co tak naprawdę miała teraz zrobić. To było dziwne uczucie wiedzieć, że zginął. Owszem, zawsze się kłócili i w bardzo wielu sprawach się nie zgadzali. Ale tak dziwnie byłoby by już z nim nigdy się nie zgryźć o jakąś bzdurę...
Zdziwiło ją za to, że Sladek każe jej odebrać jego zwłoki. Od kiedy to Krayt interesował się swoimi poległymi najemnikami? Niby Sol nie był pierwszym z brzegu, co więcej wysyłano go do trudnych misji gdzie trzeba było mieć pewność że nie spierdolą roboty... Ale Lana nie spodziewała się, że nawet w razie jej śmierci to Sladek jakkolwiek zapłacze nad jej losem.
A może Żelazny zaczyna na starość rdzewieć i robić się sentymentalny? Kto wie co mu we łbie siedzi...
"Niech przetrzymają troche trupa. Odbiorę jak wrócę z zakupów. Chcesz coś z Malastare?" wysłała wiadomość zwrotną, gdy otrząsnęła się z tej wieści. Przynajmniej na teraz.
Westchnęła ciężko. Płakać po Zhar-kanie nie zamierzała, ale szkoda jej było. Trochę razem przeszli i choć czasem miała wrażenie, że Sol zapomina po której stronie działa to ona mogła na nim polegać.

W końcu przestała stać niczym słup i skierowała kroki by skorzystać z transportu. Chodzenie po tej planecie do przyjemnych nie należało, ale wiedziała, że jeszcze z godzina czy dwie a przyzwyczai się do zwiększonego ciążenia. Przydawało się ono do celu dla jakiego tu przybywała.
Droga do sali treningowej nie zajęła wiele. Bez ociągania się wzięła swoją torbę z ubraniem na zmianę i weszła do środka.
Dugowie byli paskudną rasą, a kredyty zawsze stały u nich na pierwszym miejscu. Dlatego można było być pewnym, że się otrzyma od nich to za co się zapłaci. W dodatku treningi zawsze przypadały na czas międzyplanetarnego grand prix, więc nikt nie zamierzał tracić czasu by je podglądać.
Yuthura Ban już była w środku. Jak zwykle gotowa. Miała na sobie jedynie prostą szmacianą przepaskę oplatającą biust i spodnie kończące się ledwo za pośladkami. Lekku spieła za plecami. Choć jej samej nic nie brakowało, to można było poczuć ukłucie zazdrości na widok figury twileczki.
- Długo ci się zeszło… Laurienn.
Blondynka uśmiechnęła się lekko do swojej Mistrzyni.
- Wiesz jak to jest, praca, praca, praca... No i być na Manaan i nie skorzystać z ich SPA to straszne marnotrawstwo - powiedziała z rozbawieniem. Położyła torbę na ławce pod ścianą i usiadła. Westchnęła z lekkim zmęczeniem.
- Z tym się mogę zgodzić. Coś ciekawego się działo ostatnio u ciebie? - twileczka zaczęła się rozciągać.
- Znasz mnie. Jak robi się nieciekawie to zawsze sobie coś wynajdę dla rozrywki - odparła Laurie szczerząc równe białe ząbki w uśmiechu. Nieśpiesznie zajrzała do swojej torby. - Ale tym razem nie uwierzysz co mnie spotkało - spojrzała na nią. - Poznałam członków Krayta... Wszystkich - uśmiechnęła się z satysfakcją wymalowaną na twarzy.
Jej nauczycielka aż przerwała swoją rozgrzewkę i spojrzała na Hayes z niedowierzaniem.
- Pierdolisz?
- Przecież jestem Żelazną Dziewicą - odparła ze śmiechem. - Wracam z zebrania możnych i władczych - dodała z pewną dozą nonszalancji w głosie.
- Opowiadaj - wróciła do swojego zajęcia - Jak w ogóle tam się znalazłaś?
- Sladek mnie posłał. Samą - jej zadowolenie z siebie wręcz emanowało z Laurienn. - Od ponad roku załatwiam za niego wszystko to czego nie cierpi. To uznał, że lepiej jak ja sobie polecę pogadać z nimi, a on sobie gdzieś teraz popija burbona albo obija komuś mordę - "albo jedno i drugie" pomyślała ze wzruszeniem rąk. - A pomyśleć, że chciałam sobie zrobić dłuższe wolne od Krayta…
- To zupełnie w jego stylu. Wkręciłaś się w to, w co mnie chciał wrobić. Pamiętaj tylko o moim przykładzie, kiedy zastanowisz się nad odmówieniem mu - wyprostowała się. Zza pasa wyciągneła miecz świetlny i bez zbędnych ceregieli uruchomiła fioletowe ostrze. - Stawaj - na jej czole pojawiły się pierwsze krople potu. Przy przyciągniu półtorakrotnie większym niż standardowo rozgrzewka wystarczyła w zupełności by się spocić. - A na co ci wolne teraz? Siedzisz w nich na tyle głęboko, że zaraz się trafi okazja na spektakularną akcję. Mical pewnie zaciera ręce.
Na wspomnienie o nim Hayes mimowolnie uśmiechnęła się radośnie.
- Z tego samego powodu, dla którego dziś musimy sobie chyba odpuścić trening. Albo ograniczyć go bardzo bardzo mocno - stwierdziła. Lubiła długo przetrzymywać innych nim przekaże informacje. - Ale ja nie mówię, o odchodzeniu z Krayta. Jedynie o dłuższym wolnym, które należy mi się na tą okoliczność.
Ban zmrużyła oczy.
- Jaką okoliczność?
Laurie przestała interesować się zawartością swojej torby i usiadła prosto.
- Masz okazję być pierwszą osobą, którą o tym poinformuję - Hayes zaznaczyła podniołość tej chwili odpowiednią dozą powagi w głosie. - Otóż, Yuthuro, jestem w ciąży - i uśmiechnęła się nad wyraz zadowolona z tego faktu.
Kobieta prawie usłyszała uderzenie szczęki Yuthury o podłogę.
- COOOO?! - rozłożyła ręce - Czyś ty na głowę padła?! Matka cię nie nauczyła podstaw antykoncepcji?! Nosz jasna cholera! - zaczęła chodzić w tę i z powrotem. - I jeszcze się szczerzysz jak Hutt na widok nowej dostawy przyprawy. Totalnie cię pogieło?! Ten twój Mistrz nie ma zupełnie skrupułów dobierać się do swojej uczennicy?!
- Oj już zaraz jego wina... - Hayes zrobiła oburzoną minę. - Technicznie rzecz biorąc to nie szkoli mnie już od dłuższego czasu. Poza tym i tak mieliśmy kiedyś... Kiedyś musiało do tego dojść, a ja już nie chciałam na to więcej czekać - niezrażona reakcją Yuthury cieszyła się dalej.
- Arghh… - zawarczała dziko, ale wyłączyła miecz - Mam wrażenie, że zrobiłaś to specjalnie… A tak przy okazji, czy on o tym wie? Bo tak trudno mi uwierzyć, że pozwala ci dalej być na misji.
Na wspomnienie jakoby zrobiła to z premedytacją Laurienn zrobiła urażoną minę.
- Ciągle jak poruszałam ten temat to mówił, że teraz nie jest na to dobry czas - mruknęła z lekkim oburzeniem. - Ale coś takiego jak "idealny czas" nie istnieje. Zawsze znajdzie się coś. Nie, Mical jeszcze nie wie. Powiem mu jak tylko ogarnę sprawy przed urlopem i zanim będzie to po mnie widać - dodała rzeczowo.
Twilekcza miała rządzę mordu w oczach.
- Jesteś straszną manipulatorką. Mam wrażenie, że nie tylko Sladek tańczy tak jak mu zagrasz…
- Wypraszam to sobie - oburzyła się Hayes. - Nigdy bym nie użyła mocy na Micalu - skrzyżowała ręce przed sobą. - Skoro jesteśmy pewni swoich uczuć to nie widzę powodu by przeciągać decyzję o dziecku w nieskończoność.
- Pewni swoich uczuć… - przyłożyła dłoń do twarzy chowając ją w niej. - Czasami mam wrażenie, że nadal jesteś łatwowierną nastolatką Laurienn. Który to miesiąc? I jak wy ciąże przechodzicie?
- Nigdy nie byłam łatwowierna - niezgodziła się. - Po prostu lubię robić po swojemu, a nie tak jak ktoś mi każe. Dzięki takiemu podejściu żyjesz - mrugnęła do niej przypominając swojej Mistrzyni, że to od decyzji owej naiwnej padawan w pewnym momencie zależała przyszłość twileczki. Laurie wyprostowała się. - Poza tym wiesz jak to jest z moim postrzeganiem Mocy. Mam ogromne przeczucie, że to teraz jest ten właściwy moment - znów zaczęła się cieszyć. - Ciąża ludzka zajmuje 9 standardowych miesięcy, ja jestem w drugim. Muszę uwinąć się w góra 3 miesiące ze wszystkim - w głowie zaczęła wszystko już sobie planować co musi zrobić w tym czasie.
Yuthura podparła się rękami o biodra.
- W takim razie jeszcze dzisiaj nie przyjmę żadnej wymówki. Skoro to ostatni raz to stawaj - ponownie odpaliła swój miecz.
Hayes pokręciła głową przecząco.
- W pierwszych trzech miesiącach najłatwiej o poronienie - wyjaśniła. Ewidentnie Laurie odpowiednią dozę informacji na ten temat już posiadła, albo zwyczajnie wolała chuchać na zimne. - Możemy skupić się na ćwiczeniach w panowaniu na Mocy? - zaproponowała w zamian za trening fizyczny.
- Pewnie. - puściła swój miecz i ten zaczął lewitować w powietrzu. Nadal włączony. - Dawaj!
Moc wokół Laurienn zgęstniała, gdy blondynka uśmiechnęła się wyzywająco na słowa twileczki. Otworzyła swoją torbę i wyciągnęła z niej swoją broń. Wstała i wychodząc na środek sali treningowej włączyła miecz.
Żółte ostrze zajaśniało ze srebrnej rękojeści miecza świetlnego. Laurienn zakręciła nim w ręku. Nadal nie zmieniła zdania o tym, że jest to broń bardzo niebezpieczna dla użytkownika. Ale przynajmniej Yuthura pokazała jej coś co odrobinę zmniejszyło niechęć Hayes.
Laurie podobnie jak twileczka puściła swój miecz z tym, że sama potrzebowała większego skupienia by utrzymało się ono w powietrzu. Powoli krocząc w tył oddaliła się od lewitującego miecza.
- Jak zawsze, bardzo cie proszę, nie zniszcz mi go. To prezent - powiedziała i po tych słowach żółte ostrze ruszyło naprzeciw fioletowego.

***

Trening samych umiejętności panowania nad Mocą wcale nie był mniej męczący niż fizyczny z mieczami świetlnymi. No i szansa utracenia życia w trakcie była całkiem podobna.
Siedziały obok siebie pijąc wodę z butelek. Obie były zmęczone.
- Chyba będę musiała powiedzieć Micalowi o tobie - stwierdziła nagle Laurienn.
- Same genialne pomysły masz ostatnio - skwitowała to Yuthura. - Daj sobie na wstrzymanie, co?
- Wolę o takich sprawach pomyśleć teraz niż później się martwić - wzruszyła ramionami Hayes. - Poza tym nie sądzę, że dziecku da się wytłumaczyć, żeby tacie nie wspominał o fioletowej cioci - mrugnęła okiem do twileczki.
- Ciocia? Kto, ja? - fuknęła. - Mam nadzieję, to przynajmniej będzie dziewczynka... - dodała innym, nieco bardziej zaangażowanym tonem.
Laurie uśmiechnęła się lekko do niej. Udało jej się opanować by nie było widać po niej odczucia satysfakcji jakie poczuła widząc jak zmienia się jej nastawienie.
- A jak się okaże, że będzie potrafiło korzystać z Mocy… - niby mówiąc to z rozmarzeniem zaczęła delikatnie nakręcać Ban.
- Na pewno tak będzie - pokiwała poważnie głową. - Po obu rodzicach wrażliwych na Moc? Masz to gwarantowane. Tylko aż szkoda marnować ten potencjał… Niech będzie, zastanowię się nad tym ujawnieniem się przed waszymi Jedi. Następnym razem dam znać co postanowiłam.
- Ale ja wcale nie chcę cię do tego namawiać - szturchnela ją łokciem pod żebra. - Chcę tylko, żeby on wiedział. A zapewniam cię, że Mical potrafi dotrzymywać tajemnic, szczególnie gdy to odpowiednio uargumentuję - oparła się plecami o ścianę i spojrzała na Yuthurę. - Co prawda nasza umowa wygasła rok temu - powiedziała z rozbawieniem wspominając jak się poznały. - Ale jesteś teraz dla mnie jak siostra. Starsza siostra - niby wytknęła jej to z mrugnięciem oka. - I jesteś bardzo dobrym nauczycielem.
Twileczka aż odwróciła głowę, by ukryć rumieniec jaki wykwitł na jej policzkach.
- Och, no już przestań. Najważniejsze jest to, że się przykładasz i dotrzymałaś słowa.
Sprawienie by inni cię lubili nie było trudne. Wystarczyło być miłym, uprzejmym, wywiązywać się z obietnic i traktować drugą osobę z szacunkiem. Gdy ktoś ciebie lubił to łatwiej było uzyskać od tej osoby to czego się chciało. Laurie miała już pewne plany co do Yuthury, ale musiała jeszcze trochę popracować nad tym by osiągnąć swój cel. Dziś zrobiła ku temu podwaliny.
Hayes westchnęła i nieco spoważniała.
- Spotkałam szefa szefów Krayta - powiedziała spokojnie, nie chcąc wzbudzać niepokoju. - Na początku zmartwiłam się, bo Sladek przedstawił mi go jako szpiega o wielkiej siatce. Więc wiadomo że niechętna do niego jestem. Ale jak go spotkałam twarzą w twarz to... - nie potrafiła znaleźć odpowiedniego słowa na to. - Czy spotkałaś kiedyś kogoś kto widzisz, że stoi przed tobą, możesz go dotknąć, ale jak "patrzysz" na niego przez Moc to jakby nie istniał? - spojrzała pytająco na Ban.
Twilek podniosła brew zaskoczona.
- Masz na myśli… że on może być jakimś zapomnianym Sithem? Ukrywał się w Mocy? Tak jak ty to robisz, tylko zdecydowanie silniej?
Laurie pokręciła przecząco głową.
- To nie tak. Takie coś bym potrafiła odróżnić... On był tak jakby pustką, dziurą w Mocy.
- Raną w mocy? Tak jak ci ostatni lordowie Sith?
Hayes popatrzyła na nią bez zrozumienia.
- Raczej jak Mistrzyni Założycielka Akademii - wspomniała te nieliczne momenty kiedy spotkała Surik na korytarzach. - Ale jej pewnie nie znasz... No cóż, zapytam Micala o to.
- Może coś będzie wiedział. Daj mi znać w każdym razie co ci odpowie. Zaintrygowałaś mnie
- Jasne - Hayes uśmiechnęła się. - No w każdym razie... Mam już za sobą rozmowę w cztery oczy z tym szefem wszystkich szefów - po czym opowiedziała jej rozmowę z Zero.

Po wszystkim Yuthura miała jedno zdanie o tym wszystkim.
- Albo to misterna podpucha, albo rzeczywiście masz okazję uratować sporo republikańskiej floty.
Laurie wzruszyła ramionami bezsilnie.
- Ja widzę w tym ściemę. Myślę, że to mnie mimo wszystko będzie sprawdzał - westchnęła. - Po prostu przekażę tą informację do Micala i on zadecyduje co z tym zrobić. Najchętniej bym to przemilczała, ale jeśli rzeczywiście Shawn jest kretem to sporo ludzi może stracić życie. Może zwyczajnie wystarczy, żeby moja wiadomość dotarła, żeby nie ruszać statków Krayta? Wtedy i moja pozycja jest bezpieczna i Shawna mogę urobić pod siebie…
- Trudna sprawa. Może rzeczywiście najlepiej będzie jak Mical to przeanalizuje - zamyśliła się.
- To będę musiała spotkać się z nim wcześniej niż planowałam - uśmiechnęła się promiennie na te słowa.
- A nie lecisz teraz do niego? Tatusiek pewnie będzie zaskoczony - wyszczerzyła się.
- Chciałabym - westchnęła z tęsknotą. - Ale Sladek mi na głowę zrzucił zajęcie. Mam mu odebrać trupa Sola. Nie mam pojęcia co on z nim zamierza robić…
Ban drgnęła.
- Zhar-kan nie żyje? - cień przebiegł po jej twarzy. - Masz jeszcze jakieś wieści? Bo ledwo skończymy jeden temat, ty następny wyciągasz z rękawa... - powiedziała z nagłym znużeniem.
Hayes wyciągnęła z torby swój datapad i pokazała wiadomość jaką jej przesłał Żelazny.
- Trochę martwo wygląda po tym opisie - stwierdziła Laurie wciąż nie wiedząc jak odnieść się do tej wiadomości.
- To masz potwierdzone info o nim, czy nie? - dopytywała się.
- Nic poza tym nie mam - blondynka spojrzała podejrzliwie na twileczkę. - Uważaj, bo uwierzę, że za nim zatęsknisz - prychnęła.
- Hmpf - prychnęła. - Po prostu dawaj pewne info, a nie plotki - odparła wymiajająco.
- To jak okaże się, że jest mniej martwy niż mi się wydaje to powiem mu, że tęsknisz - Laurie uśmiechnęła się zadziornie.
- Ech, dzieciak czasem z ciebie straszny wychodzi - mruknęła.
- Szkoda, że muszę już wracać - Hayes westchnęła ciężko. - Czas z tobą bardzo szybko mi leci... Dam ci znać jak już zdecyduję, gdzie się zaszyję, ok?
- Kiedy planujesz się odciąć? - dopytała.
- Na pewno na co najmniej pół roku... Za jakieś... - zamyśliła się dłuższą chwilę. - Za jakieś 5 miesięcy - spojrzała na twileczkę. - Przydałoby mi się na ten czas twoje towarzystwo - uśmiechnęła się.
- Możesz na mnie liczyć - przytaknęła z powagą.
Laurie bez słowa rzuciła się jej na szyję i przytuliła do niej.

***

Taksówka dowiozła ją do kosmoportu, ale niestety nie mogła podjechać pod sam statek więc ostatnie kroki dzielące ją od Lekkoducha musiała przebyć pieszo. Laurie była zadowolona ze spotkania i cieszyła się, że mogła liczyć na Yuthurę. Hayes doskonale zdawała sobie sprawę, że sama sobie z tym nie poradzi i teraz musiała załatwić sobie pomoc na ten trudny czas. Co prawda wiedziała, że na Micala mogła liczyć, ale przecież on miał na głowie całą Akademię i nie mógłby sobie od tak zniknąć na tyle czasu.
Wspinanie się krok po kroku po rampie na statek przypominało bieg pod górkę.
Już minęło jej prawie dwa lata kiedy ostatnio była w Akademii. Wszystko z powodu jej zadania jakie miała w Kraycie. Teraz miała dość wiedzy by skutecznie zniszczyć ten twór. Ale to byłoby za proste. Takie sprawy nie kręciły jej.
Laurienn miała własne ambicje jak wykorzystać potencjał Lany. A to nie miała być prosta i bezpieczna droga.
W śluzie powitała ją wiecznie roześmiana gęba Vasha. Uśmiechnęła się do niego. Wydawał się jej sympatyczny i nie rozumiała czemu dwie kobiety z załogi tak bardzo po nim krzyczały.
Swoją drogą ciekawa była z nich ekipa. Wydawali się całkiem nie pasować do siebie charakterami, ale mimo to współpracę mieli zadziwiającą.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline