16-04-2016, 18:16
|
#496 |
| Bezimienny zanurkował w głąb nieznanej czerni, rozgarniając spienioną wodę. Ponure wody rzeki omywały jego nogi, przenikając całe ciało chłodem. Woda płynęła bystro, wirowała wzburzona i wściekła, jak gdyby poruszana przez jakiegoś potwora z głębi. Uszy nieustraszonego barbarzyńcy wypełniał monotonny szum wody. Kilkakrotnie potykał się i był bliski śmiertelnego upadku, kiedy jego stopy nie znajdowały oparcia na głazach.
Na jednym z zakrętów rzeki natrafił na niezwykłą formację skalną, która okazała się zwapniałym szkieletem. Pewnie jakiś nieszczęsny awanturnik, pomyślał Bezimienny. Śmiały grotołaz wyrwał z kościstych palców zaśniedziały klucz, a także zauważył tubę leżącą obok. Poruszenie szkieletu jednak sprawiło, że prąd strumienia zaczął unosić trupa ze sobą. Bezimienny wykonał wyciskający ostatnie siły skok i złapał pokrowiec. Okazało się, że skrywał w sobie bohomazy przedstawiające mapę kompleksu podziemnych jaskiń.
Do you know where the idea of a labyrinth first came from?" I shake my head. "It was the ancient Mesopotamians. They pulled out animal intestines--sometimes human intestines, I expect--and used the shape to predict the future. They admired the complex shape of intestines. So the prototype for labyrinths is, in a word, guts. Which means that the principle for the labyrinth is inside you. And that correlates to the labyrinth outside." "Another metaphor," I comment. "That's right. A reciprocal metaphor. Things outside you are projections of what's inside you, and what's inside you is a projection of what's outside. So when you step into the labyrinth outside you, at the same time you're stepping into the labyrinth inside. Most definitely a risky business." - "Kafka on the Shore", Haruki Murakami ***
- Lu żyje - powiedział do siebie Liadon, czując palcami puls trubadurki i... Ciepło ognia, który trzaskał dookoła. Rozejrzał się i splunął. Już samo rozpalenie ogniska byłoby jak pragnienie śmierci, jak postradanie zmysłów, a podpalenie lasu? Ogień sprowadzi wszystkie potwory z okolicy. Elf naprawdę chciał przeżyć tę podróż, musiał więc przemówić przy najbliższej okazji towarzyszom do rozsądku. To nie było dobre miejsce na postój. ***
Pościg rozpoczął się wyjątkowo niefortunnie. Na przebiegającą pod płonącym drzewem Jusron spadł ul rozwścieczonych os. Awanturnica uciekała przed owadami z prędkością, która przyćmiłaby nawet skok głodnego jaguara, lecz nawet tak nieludzki wysiłek nie uchronił jej przed bolesnymi ukąszeniami i opuchlizną, która pokryła całą skórę bękartki Podmroku, czarną niczym atrament. Odwaga z Jusron uszła niczym woda. Zatrzymała się w bezpiecznym miejscu, klnąc okrutnie - dalszy udział w pościgu mógłby przynieść jej śmierć. Musiała sobie zadać pytanie, czy dojrzała do tak desperackiej akcji.
Tymczasem Kargar i Lino rzucili się biegiem w stronę uciekających przeciwników, podczas gdy Nevar zniżał wysokość lotu. Walka przerodziła się w ponure polowanie i chociaż poszukiwacze przygód byli setnie umęczeni po ośmiogodzinnej podróży, odzyskali dzięki adrenalinie wiele wigoru, gotowi pomścić swych towarzyszy.
Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 16-04-2016 o 18:27.
|
| |