17-04-2016, 18:13
|
#509 |
| Genasi wyszarpnął kolejną strzałę z kołczanu. Kiedy wystrzelony pocisk otarł się o bok uciekiniera, ten znikł z linii wzroku awanturników - zapadł się pod ziemię, a przynajmniej tak to wyglądało. Pozostali ścigani w ostatniej chwili przystanęli w miejscu, które okazało się krawędzią urwistego zbocza. Raniony nieszczęśnik stracił równowagę i spadł w dno wąwozu, skręcając sobie kark albo nadziewając się na swój miecz.
- Luidhard już zdechł, teraz Tunbehrt... - powiedział gniewnie uszaty banita, gdy dotarł do niego okrzyk Kargara. - Do diabła! Walczę i jeżdżę konno lepiej niż którykolwiek z was - odpowiedział zaczepnie - i albo pomożecie mi wyrwać temu śmiałemu sukinsynowi język, albo zrobię to sam, a następnie wrócę po wasze głowy - czuć było rozpierającą go wściekłość. Gotów był zniszczyć wszystko dookoła.
Bandyta chciał upokorzyć kompanów i udało mu się. Kargar mógł tego nie widzieć, ale rozbójnicy zacisnęli dłonie na broniach - dwóch na rękojeściach mieczy, dwóch na drzewcach łuków - tak mocno, że ich kłykcie pobielały jak zsiadłe mleko. Wyglądało to tak, jakby po śmierci kolejnego z nich w ich duszach pękł jakiś łańcuch, zalewając umysły czerwoną falą pragnienia rzezi.
Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 17-04-2016 o 18:35.
|
| |