Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2016, 00:26   #122
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Była Rycerzem Jedi od około roku. A że od dwóch lat trzymała się z dala od Akademii to nie miała okazji oficjalnie przyjąć tego tytułu. Teraz, na szybko, uznali z Micalem, że będzie to odpowiednia wymówka dla jej powrotu. Dopóki nie znajdą rozwiązania idealnego. Na razie nie mieli nic lepszego. A sprawa choć z pozoru błaha, to źle przedstawiona mogła mieć bardzo negatywne skutki i deprymować Padawanów.

Po tym jak znaleźli się wraz z załogą Lekkoducha na pokładzie Strażnika to Laurienn nie mogła przestać się uśmiechać. W wiadomościach było głośno od informacji o XSie, który eksplodował, nawet znalazły się nagrania samego momentu jego wybuchu. Trzeba było przyznać, że Lana Derei odeszła w pięknym stylu.
Podczas drogi na Coruscant Laurie starała się powstrzymywać przed okazywaniem uczuć Micalowi, przynajmniej w momentach kiedy mogli być widziani przez Aen i spółkę. Hayes wciąż nie wiedziała kim jest Vash, bo nie chciała o to wypytywać, gdy był choć cień szansy, że jego towarzyszki mogłyby podsłuchać. Niestety sekrety van Halena miały nimi pozostać jeszcze jakiś czas.

Po dotarciu do Akademii Laurienn nie od razu mogła ucieszyć się powrotem do domu, bo okazało się, że mechnik Lekkoducha potrzebuje szczególnej uwagi. Na szczęście udało się opanować sytuację.
Akademia. Tak wiele pozmieniało się. Dwa lata to szmat czasu i pierwszego dnia miała problem, żeby odnaleźć się w korytarzach gmachu. Na szczęście z pomocą przyszli jej najmłodsi z Padawanów. Najbardziej stęskniła się za nią Rica, która zawsze uważała ją za swoją starszą siostrę. Łzawe powitania i zapewnienia, że już nie zostawi ich na tak długo.
Szczęśliwie miała przygotowaną opowieść o tym co robiła jak jej nie było. Nawet proste kłamstewko o powodzie jej powrotu przydało się na tą okoliczność. Wszystko wyszło bardzo wiarygodnie. Dzieci jak zawsze były bardzo absorbujące i nawet nie zauważyła kiedy pierwszy dzień dobiegł końca.
Dopiero gdy wróciła do swojego dormitorium, w którym wszystko było na swoim miejscu, dokładnie tak jak w dniu kiedy je opuściła, to zaczęła zastanawiać się czy Mical znów nie zacznie jej unikać. Ostatnio tak było. Poza tym przez czas jej działań w Kraycie widywali się bardzo sporadycznie. Czuła odrobinę zaniepokojenia czy widując się na co dzień będzie między nimi równie dobrze. Mical jeszcze tej samej nocy przyszedł do niej rozwiewając zmartwienia jakimi się zadręczała.
Kolejne dni obfitowały w przypominanie sobie gdzie co jest, nadrabianie zaległości towarzyskich podczas rozmów z Padawanami czy zabawie i opiece nad najmłodszymi. Czuła się tu nawet lepiej jak na swoich krótkich wakacjach na Tyrenie. Pozostawało jej mieć tylko nadzieję, że gdy w końcu znudzi jej się ten wypoczynek to Mistrzowie znajdą jej zajęcie. Może nawet pozwolą jej uczyć? Nie, na to było zdecydowanie za wcześnie dla niej. Kto by chciał słuchać lekcji prowadzonych przez nią?

Bardzo prędko jej prawie nierozłącznym towarzyszem stał się najmłodszy Padawan w Akademii. Jack z tego co słyszała od Micala, miał największy potencjał w mocy wśród młodzieży jak dotąd. Dodając do tego bardzo młody wiek rozpoczęcia nauki i wynikiem tego będzie pewnie dysponujący bardzo silną więzią z Mocą Jedi.
Hayes jak zwykle to było w jej przypadku z dziećmi również i teraz złapała bardzo szybko nić sympatii z chłopcem. Nie mogła się też powstrzymać przed wyobrażaniem sobie, że jej własne dziecko może być właśnie takie jak Jack. Teraz jeszcze bardziej nie mogła się doczekać momentu, gdy przyjdzie ono na świat. Dziewczynka, czy chłopiec? To nie miało dla niej znaczenia, ważne, żeby było zdrowe.
Zdecydowanie młody Padawan rozbudzał w niej instynkty rodzicielskie. Dlatego też z taką złością zareagowała na nie delikatne traktowanie Jacka przez Zhar-kana. Na szczęście opanowała się przed zrobieniem Solowi wykładu co wtedy myślała o nim.
Krótka rozmowa z najemnikiem zburzyła jej spokój i sielankowy nastrój. On naprawdę chciał zabić Zero... Hayes odkąd spotkała się z Szefem szefów jedyne czego chciała to trzymać się z dala od tego człowieka. Wzbudzał w niej dziwny, jakby pierwotny lęk i nie potrafiła tego w racjonalny sposób wytłumaczyć. A Sol chciał go wyeliminować jakby był to zwykły cell.
Ledwo powstrzymała wzdrygnięcie się na wspomnienie, że chce do pomocy Mistrzów. Sol chciał, żeby zaprowadziła go do gabinetu Micala, ale nie chciała w tej rozmowie uczestniczyć. A gdy się rozeszli to nie potrafiła już znaleźć sobie miejsca.
Usiadła więc w pierwszym wygodnym miejscu i zrobiła to co zawsze, gdy miała problem, na którego nie miała rozwiązania. Skupiła się na Mocy. Wielokrotnie Moc wskazywała jej dostępne rozwiązania. Mistrzyni Visas nazywała to punktami przełomu. Niezliczoną ilość razy ratowało jej to skórę, ale interpretowanie przekazu Mocy było kłopotliwe.
Nie mniej, potrzebowała tego teraz.
- Proszę pokaż mi czy nic mu nie grozi - mruknęła pod nosem, gdy zacisnęła mocno pięści ułożone na kolanach.

***

Kierunek, w którym zmierzała rozmowa i decyzje jakie zostały podjęte w gabinecie Wielkiego Mistrza, bardzo zmartwiły Laurienn. Tak bardzo jej się to nie podobało, uważała, że powinni odpuścić. Zero był zbyt niebezpieczny by podchodzić do niego bez planu. Wciąż pamiętała panikę jaka ją ogarnęła podczas rozmowy w cztery oczy z nim.
Ale wierzyła też, że Mical wiedział lepiej co robi, a ona sama zdawała sobie sprawę z tego, że jej ocena sytuacji była teraz bardzo nieobiektywna. Czuła się zagubiona w swoich przeczuciach.

Kiedy drzwi się zasunęły, Mical zwrócił się do Laurie.
- Nie pochwalasz tej akcji - wstał od stołu i podszedł do niej przysiadając na skraju biurka.
- Miałeś rację, ta sprawa mnie przerosła - wyznała z lekkim żalem do siebie. - Wierzę, że wam się uda. Że tobie się uda - uśmiechnęła się nieznacznie.
- Też tak myślę, pójdziemy tam w znacznej sile. Nie wiem czy jest w tej chwili w galaktyce ktoś, kto mógłby stawić czoło Briannie w bezpośrednim starciu. Jednak nie będę mógł być w pełni skupiony, zanim nie powiesz co cię gryzie Laurie - położył dłoń na jej policzku.

Hayes przymknęła oczy. Po raz kolejny, odkąd Sol wspomniał o tym rozwiązaniu, próbowała wymusić na Mocy by pokazała jej to co chciała wiedzieć.
To uczucie pojawiło się nagle, jak zwykle zresztą. Czuła rozchodzące się z tego miejsca drogi, jedna była prosta i szybka, ale na jej końcu czaiła się niewiadoma. Laurienn spostrzegła kilka możliwości, w jednej z nich widziała siebie jako Wielką Mistrzynię Jedi dzięki, której Akademia rozwija się i sięga szczytów swoich możliwości, lecz w tej wizji brakowało Micala u jej boku. W innych się on pojawiał, ale towarzyszył temu wielki strach.
Druga ścieżka była zdecydowanie bardziej żmudna, opcji było równie wiele, ale żadna nie była tak skrajna jak w pierwszym przypadku.

Otworzyła oczy.
- Zwyczajnie się o ciebie martwię - stwierdziła po długiej chwili milczenia. Westchnęła ciężko. - Widziałam podpowiedź Mocy a propos tego, co może się wydarzyć. Jedna z wielu wersji przyszłości, a droga do niej wydaje się najprostsza. W niej ja jako Wielka Mistrzyni - spojrzała na fotel, który zwykł zajmować Mical. - Ale w tej wizji nie ma ciebie - wyznała zaraz. - Boję się, że zlikwidowanie teraz Zero będzie wejściem na tą właśnie ścieżkę. Nawet jeśli przeżyjesz, to mogą cię ścigać, próbować... - ale nie dokończyła.
Założył ręce na piersi.
- Widziałaś jak ginę w tej akcji? - bacznie się jej przyglądał. - Czy to może dotyczyło czegoś bardziej odległego? Jeśli chodzi o Krayta to prędzej czy później, nasze ścieżki i tak się przetną. Tak jak było na Zonju V. Inna kwestia, że pozbawienie ich szefa może zamienić tą sprzeczność interesów, w konflikt o podłożu osobistym…
- Mical, ja nie powiem ci żebyś został - odparła mu ze smutkiem. - Moja wizja może oznaczać zarówno jedno jak i drugie. Pewne jest, że jeśli teraz pójdziecie zabić Zero to albo zginiesz, albo Krayt mocno się postara, żebyś długo nie pożył. Dwa lata byłam wśród nich. Oni nie znają litości, jeśli będą mieli choć cień podejrzeń, że Akademia w tym się zamieszała to zrobią wszystko, żeby się zemścić choćby mieli spalić ją do fundamentów - skrzyżowała ramiona lekko kuląc się przy tym w sobie. - Wiem dobrze, że teraz Krayt nie widzi w nas zagrożenia, a ich plany sięgają jedynie ku odgrywaniu się na wojsku Republiki.
Przetarł twarz.
- I to właśnie mnie najbardziej męczy. Żeby nie zrobić sobie kolejnego działającego z premedytacją wroga. Odnośnie tego jaki naprawdę jest Krayt, to chyba tobie ostatnio o tym wspominałem, co? - mrugnął do niej. - No dobra, pora na mnie - westchnął. - Sprzątnięcie go teraz jest zbyt ryzykowne. Jeśli Sol nie wykona żadnego cudu i nie wyciągnie Zero spod parasola to poprzestaniemy na obserwacji. Muszę zobaczyć kim ten gość jest. Bo tak się składa, że tyle mam raportów, a jeszcze nikt nie nagrał jego facjaty.
Odrobinę jej ulżyło. Wstała i podeszła do Micala. Objęła go.
- Proszę, bądź nadzwyczaj ostrożny. Nie trać przy nim czujności. Nie żartuje mówiąc, że jest z nim coś nie tak. Jeśli byłby Sithem... - wyraźne w jej zachowaniu było to, że dopuszczała taką możliwość. Zupełnie jakby takie rzeczy zwyczajnie się wydarzały na co dzień. - Weź dodatkowe ogniwa do tarczy.
- Wezmę - przyrzekł jej. Pocałował ją jeszcze w czoło i wyszedł z biura.

Laurie została sama. Stała bezradnie wpatrując się w zamknięte drzwi. Prawda była taka, że niczego bardziej nie chciała niż kazać Micalowi odpuścić tą akcję. Ale choć wiedziała że by jej posłuchał to nie mogła tak się zachowywać. Sama mogłaby się przeciwstawić swojemu aresztowi domowemu, ale robiła tego, bo tu nie chodziło tylko i wyłącznie o jej bezpieczeństwo. Już wkrótce będzie po niej widać powód dla którego wróciła do Akademii i czemu pod wieloma pretekstami nie opuszczała jej murów. Na razie nikt stąd jeszcze nie wiedział o jej ciąży, choć Mistrzowie wiedzieli doskonale co ją łączy z Micalem. Brianna nawet im pomogła podpuszczając Padawan by wyznała uczucia swojemu Mistrzowi.

- Trzeba zająć się gośćmi - powiedziała do siebie. Załoga Lekkoducha wciąż przebywała w Akademii. Czekali wciąż na kontakt z Em, ale jeśli prędko nie odezwie się, to Laurienn będzie zmuszona po prostu przekazać na własną rękę, któryś ze statków "floty" Hayes. W każdym razie goście na razie nie marudzili za bardzo. Vash dalej zachowywał się jak głupek, Aen od czasu do czasu go za to ochrzaniała, ale głównie to bawiła się z najmłodszymi Padawanami. Za to Lyn bardzo źle zniosła wieść, że wmieszali się w sprawy z Jedi. Było na tyle źle, że Laurie musiała uspokoić ją z pomocą Mocy i dopiero wtedy dało się przemówić pani mechanik do rozsądku. Teraz chyba było już w porządku.

Hayes opuściła gabinet Wielkiego Mistrza i udała się do części gościnnej gmachu. Choć cisza na pustych korytarzach była zwykle przyjemna to teraz Jedi była poddenerwowana wydarzeniami, które wkrótce miały mieć miejsce. Nie chciała być teraz sama, bo myśli zadręczyłyby ją.
- Laurie… - głos Jacka doszedł ją gdy mijała któryś z korytarzy. Hayes od razu spojrzała w jego kierunku. Nie zauważyła go wcześniej bo skupiona była na swoich przemyśleniach. Chłopiec miał zmartwioną minę.
- Co tam? - zachęciła go do mówienia.
- Bo ja nie zauważyłem i padłem… I się trochę skaleczyłem… - uniósł rękę i dopiero teraz Lauirenn mogła dopatrzyć się zranienia.
- Ojej - mruknęła do niego ale uśmiechnęła się. - Choć, zaleczymy to i nawet śladu nie będzie - położyła dłoń na ramieniu chłopca i poprowadziła go przez długi hol. - A później pomożesz mi zadbać o naszych gości.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline