Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-05-2016, 22:06   #121
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Terentatek był ogromny, stwór natychmiast po ujrzeniu najemnika, zaatakował. Im bliżej byl Martell, tym większy się stawał. Pilot trochę się zdziwił, myślał że nie będzie aż tak duży, ale jak się powiedziało A trzeba powiedzieć B. Ucieczka by nic nie dała, bestia by ich zapewne goniła tak długo aż nie dopadnie, albo się znudzi. Tak czy siak byli tam, i musieli jakoś zaradzic tej całej sytuacji. Potworek miał trochę długie łapy i gdyby nie fart, czyli dziwne przeczucie i cofnięcie się Aarona w tył, mogłoby go już nie być na tym świecie. O mały włos uniknął paskudnej śmierci z rąk stwora wielkości Rancora. W zamian mógł strzelić do niego w najlepszej sytuacji jaka miał w życiu do tej pory. Nawet nie było potrzeby celować, tylko przyłożyć działo i wystrzelić. Ogromny kaliber, i siła ognia były zabójcze. Niestety nie dla stwora, którego taki strzał nie zdołał zabić. Wyrządził mu dość spora krzywdę, która doprowadziła do szału pourazowego, co zaowocowało niekontrolowanym machaniem rak. Jedna z nich, o niesamowitej ciężarze, uderzyła najemnika, który nie mając szans na unik rąbnął w ścianę.
Potwór osunął się z powrotem do swojego ‘legowiska’. Martell nie wiedział co się stało, tkwił w ścianie, choćby go tam ktoś zamurował. Ból popękanych żeber, kurwica, że stało sie tak jak się stało, że był w tym momencie nieużyteczny. Próbował wydostać jedną rękę i sięgając do pasa wyciągnąć zastrzyk przeciwbólowy, a czując że napieprza jak cholera, wyciągnął zaraz drugi o trochę mniejszej dawce, nie wiadomo jak by jego organizm zareagował na tak silne znieczulenie. Miał nadzieje, że aby trochę ten ból minie, aby mógł bez większego bólu stanąć na nogi. Aaron nie zwrócił nawet uwagi, że jego broń zniknęła mu spod nóg. Kątem oka widziłą że Kelevra go pożycza. Zbytnio się tym nie przejął, gdyby miał zginąć to Slevin by go zabił w momencie w którym chwycił broń, albo wykończył własnym blasterem. Próbował się jakoś ogarnąć i ewentualnie znieczulać się co chwile, gdyby zaszła taka potrzeba. W każdym bądź razie czekał na resztę akcji, co zrobi Slevin Kelevra, czy nie będą musieli uciekać, w przeciwnym razie Martell długo nie pożyje, aczkolwiek może się mylić.
- Zabij tego ścierwo! - ryknął na koniec, zanim Kelevra zniknął mu z oczu.
 
Ramp jest offline  
Stary 14-05-2016, 00:26   #122
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Była Rycerzem Jedi od około roku. A że od dwóch lat trzymała się z dala od Akademii to nie miała okazji oficjalnie przyjąć tego tytułu. Teraz, na szybko, uznali z Micalem, że będzie to odpowiednia wymówka dla jej powrotu. Dopóki nie znajdą rozwiązania idealnego. Na razie nie mieli nic lepszego. A sprawa choć z pozoru błaha, to źle przedstawiona mogła mieć bardzo negatywne skutki i deprymować Padawanów.

Po tym jak znaleźli się wraz z załogą Lekkoducha na pokładzie Strażnika to Laurienn nie mogła przestać się uśmiechać. W wiadomościach było głośno od informacji o XSie, który eksplodował, nawet znalazły się nagrania samego momentu jego wybuchu. Trzeba było przyznać, że Lana Derei odeszła w pięknym stylu.
Podczas drogi na Coruscant Laurie starała się powstrzymywać przed okazywaniem uczuć Micalowi, przynajmniej w momentach kiedy mogli być widziani przez Aen i spółkę. Hayes wciąż nie wiedziała kim jest Vash, bo nie chciała o to wypytywać, gdy był choć cień szansy, że jego towarzyszki mogłyby podsłuchać. Niestety sekrety van Halena miały nimi pozostać jeszcze jakiś czas.

Po dotarciu do Akademii Laurienn nie od razu mogła ucieszyć się powrotem do domu, bo okazało się, że mechnik Lekkoducha potrzebuje szczególnej uwagi. Na szczęście udało się opanować sytuację.
Akademia. Tak wiele pozmieniało się. Dwa lata to szmat czasu i pierwszego dnia miała problem, żeby odnaleźć się w korytarzach gmachu. Na szczęście z pomocą przyszli jej najmłodsi z Padawanów. Najbardziej stęskniła się za nią Rica, która zawsze uważała ją za swoją starszą siostrę. Łzawe powitania i zapewnienia, że już nie zostawi ich na tak długo.
Szczęśliwie miała przygotowaną opowieść o tym co robiła jak jej nie było. Nawet proste kłamstewko o powodzie jej powrotu przydało się na tą okoliczność. Wszystko wyszło bardzo wiarygodnie. Dzieci jak zawsze były bardzo absorbujące i nawet nie zauważyła kiedy pierwszy dzień dobiegł końca.
Dopiero gdy wróciła do swojego dormitorium, w którym wszystko było na swoim miejscu, dokładnie tak jak w dniu kiedy je opuściła, to zaczęła zastanawiać się czy Mical znów nie zacznie jej unikać. Ostatnio tak było. Poza tym przez czas jej działań w Kraycie widywali się bardzo sporadycznie. Czuła odrobinę zaniepokojenia czy widując się na co dzień będzie między nimi równie dobrze. Mical jeszcze tej samej nocy przyszedł do niej rozwiewając zmartwienia jakimi się zadręczała.
Kolejne dni obfitowały w przypominanie sobie gdzie co jest, nadrabianie zaległości towarzyskich podczas rozmów z Padawanami czy zabawie i opiece nad najmłodszymi. Czuła się tu nawet lepiej jak na swoich krótkich wakacjach na Tyrenie. Pozostawało jej mieć tylko nadzieję, że gdy w końcu znudzi jej się ten wypoczynek to Mistrzowie znajdą jej zajęcie. Może nawet pozwolą jej uczyć? Nie, na to było zdecydowanie za wcześnie dla niej. Kto by chciał słuchać lekcji prowadzonych przez nią?

Bardzo prędko jej prawie nierozłącznym towarzyszem stał się najmłodszy Padawan w Akademii. Jack z tego co słyszała od Micala, miał największy potencjał w mocy wśród młodzieży jak dotąd. Dodając do tego bardzo młody wiek rozpoczęcia nauki i wynikiem tego będzie pewnie dysponujący bardzo silną więzią z Mocą Jedi.
Hayes jak zwykle to było w jej przypadku z dziećmi również i teraz złapała bardzo szybko nić sympatii z chłopcem. Nie mogła się też powstrzymać przed wyobrażaniem sobie, że jej własne dziecko może być właśnie takie jak Jack. Teraz jeszcze bardziej nie mogła się doczekać momentu, gdy przyjdzie ono na świat. Dziewczynka, czy chłopiec? To nie miało dla niej znaczenia, ważne, żeby było zdrowe.
Zdecydowanie młody Padawan rozbudzał w niej instynkty rodzicielskie. Dlatego też z taką złością zareagowała na nie delikatne traktowanie Jacka przez Zhar-kana. Na szczęście opanowała się przed zrobieniem Solowi wykładu co wtedy myślała o nim.
Krótka rozmowa z najemnikiem zburzyła jej spokój i sielankowy nastrój. On naprawdę chciał zabić Zero... Hayes odkąd spotkała się z Szefem szefów jedyne czego chciała to trzymać się z dala od tego człowieka. Wzbudzał w niej dziwny, jakby pierwotny lęk i nie potrafiła tego w racjonalny sposób wytłumaczyć. A Sol chciał go wyeliminować jakby był to zwykły cell.
Ledwo powstrzymała wzdrygnięcie się na wspomnienie, że chce do pomocy Mistrzów. Sol chciał, żeby zaprowadziła go do gabinetu Micala, ale nie chciała w tej rozmowie uczestniczyć. A gdy się rozeszli to nie potrafiła już znaleźć sobie miejsca.
Usiadła więc w pierwszym wygodnym miejscu i zrobiła to co zawsze, gdy miała problem, na którego nie miała rozwiązania. Skupiła się na Mocy. Wielokrotnie Moc wskazywała jej dostępne rozwiązania. Mistrzyni Visas nazywała to punktami przełomu. Niezliczoną ilość razy ratowało jej to skórę, ale interpretowanie przekazu Mocy było kłopotliwe.
Nie mniej, potrzebowała tego teraz.
- Proszę pokaż mi czy nic mu nie grozi - mruknęła pod nosem, gdy zacisnęła mocno pięści ułożone na kolanach.

***

Kierunek, w którym zmierzała rozmowa i decyzje jakie zostały podjęte w gabinecie Wielkiego Mistrza, bardzo zmartwiły Laurienn. Tak bardzo jej się to nie podobało, uważała, że powinni odpuścić. Zero był zbyt niebezpieczny by podchodzić do niego bez planu. Wciąż pamiętała panikę jaka ją ogarnęła podczas rozmowy w cztery oczy z nim.
Ale wierzyła też, że Mical wiedział lepiej co robi, a ona sama zdawała sobie sprawę z tego, że jej ocena sytuacji była teraz bardzo nieobiektywna. Czuła się zagubiona w swoich przeczuciach.

Kiedy drzwi się zasunęły, Mical zwrócił się do Laurie.
- Nie pochwalasz tej akcji - wstał od stołu i podszedł do niej przysiadając na skraju biurka.
- Miałeś rację, ta sprawa mnie przerosła - wyznała z lekkim żalem do siebie. - Wierzę, że wam się uda. Że tobie się uda - uśmiechnęła się nieznacznie.
- Też tak myślę, pójdziemy tam w znacznej sile. Nie wiem czy jest w tej chwili w galaktyce ktoś, kto mógłby stawić czoło Briannie w bezpośrednim starciu. Jednak nie będę mógł być w pełni skupiony, zanim nie powiesz co cię gryzie Laurie - położył dłoń na jej policzku.

Hayes przymknęła oczy. Po raz kolejny, odkąd Sol wspomniał o tym rozwiązaniu, próbowała wymusić na Mocy by pokazała jej to co chciała wiedzieć.
To uczucie pojawiło się nagle, jak zwykle zresztą. Czuła rozchodzące się z tego miejsca drogi, jedna była prosta i szybka, ale na jej końcu czaiła się niewiadoma. Laurienn spostrzegła kilka możliwości, w jednej z nich widziała siebie jako Wielką Mistrzynię Jedi dzięki, której Akademia rozwija się i sięga szczytów swoich możliwości, lecz w tej wizji brakowało Micala u jej boku. W innych się on pojawiał, ale towarzyszył temu wielki strach.
Druga ścieżka była zdecydowanie bardziej żmudna, opcji było równie wiele, ale żadna nie była tak skrajna jak w pierwszym przypadku.

Otworzyła oczy.
- Zwyczajnie się o ciebie martwię - stwierdziła po długiej chwili milczenia. Westchnęła ciężko. - Widziałam podpowiedź Mocy a propos tego, co może się wydarzyć. Jedna z wielu wersji przyszłości, a droga do niej wydaje się najprostsza. W niej ja jako Wielka Mistrzyni - spojrzała na fotel, który zwykł zajmować Mical. - Ale w tej wizji nie ma ciebie - wyznała zaraz. - Boję się, że zlikwidowanie teraz Zero będzie wejściem na tą właśnie ścieżkę. Nawet jeśli przeżyjesz, to mogą cię ścigać, próbować... - ale nie dokończyła.
Założył ręce na piersi.
- Widziałaś jak ginę w tej akcji? - bacznie się jej przyglądał. - Czy to może dotyczyło czegoś bardziej odległego? Jeśli chodzi o Krayta to prędzej czy później, nasze ścieżki i tak się przetną. Tak jak było na Zonju V. Inna kwestia, że pozbawienie ich szefa może zamienić tą sprzeczność interesów, w konflikt o podłożu osobistym…
- Mical, ja nie powiem ci żebyś został - odparła mu ze smutkiem. - Moja wizja może oznaczać zarówno jedno jak i drugie. Pewne jest, że jeśli teraz pójdziecie zabić Zero to albo zginiesz, albo Krayt mocno się postara, żebyś długo nie pożył. Dwa lata byłam wśród nich. Oni nie znają litości, jeśli będą mieli choć cień podejrzeń, że Akademia w tym się zamieszała to zrobią wszystko, żeby się zemścić choćby mieli spalić ją do fundamentów - skrzyżowała ramiona lekko kuląc się przy tym w sobie. - Wiem dobrze, że teraz Krayt nie widzi w nas zagrożenia, a ich plany sięgają jedynie ku odgrywaniu się na wojsku Republiki.
Przetarł twarz.
- I to właśnie mnie najbardziej męczy. Żeby nie zrobić sobie kolejnego działającego z premedytacją wroga. Odnośnie tego jaki naprawdę jest Krayt, to chyba tobie ostatnio o tym wspominałem, co? - mrugnął do niej. - No dobra, pora na mnie - westchnął. - Sprzątnięcie go teraz jest zbyt ryzykowne. Jeśli Sol nie wykona żadnego cudu i nie wyciągnie Zero spod parasola to poprzestaniemy na obserwacji. Muszę zobaczyć kim ten gość jest. Bo tak się składa, że tyle mam raportów, a jeszcze nikt nie nagrał jego facjaty.
Odrobinę jej ulżyło. Wstała i podeszła do Micala. Objęła go.
- Proszę, bądź nadzwyczaj ostrożny. Nie trać przy nim czujności. Nie żartuje mówiąc, że jest z nim coś nie tak. Jeśli byłby Sithem... - wyraźne w jej zachowaniu było to, że dopuszczała taką możliwość. Zupełnie jakby takie rzeczy zwyczajnie się wydarzały na co dzień. - Weź dodatkowe ogniwa do tarczy.
- Wezmę - przyrzekł jej. Pocałował ją jeszcze w czoło i wyszedł z biura.

Laurie została sama. Stała bezradnie wpatrując się w zamknięte drzwi. Prawda była taka, że niczego bardziej nie chciała niż kazać Micalowi odpuścić tą akcję. Ale choć wiedziała że by jej posłuchał to nie mogła tak się zachowywać. Sama mogłaby się przeciwstawić swojemu aresztowi domowemu, ale robiła tego, bo tu nie chodziło tylko i wyłącznie o jej bezpieczeństwo. Już wkrótce będzie po niej widać powód dla którego wróciła do Akademii i czemu pod wieloma pretekstami nie opuszczała jej murów. Na razie nikt stąd jeszcze nie wiedział o jej ciąży, choć Mistrzowie wiedzieli doskonale co ją łączy z Micalem. Brianna nawet im pomogła podpuszczając Padawan by wyznała uczucia swojemu Mistrzowi.

- Trzeba zająć się gośćmi - powiedziała do siebie. Załoga Lekkoducha wciąż przebywała w Akademii. Czekali wciąż na kontakt z Em, ale jeśli prędko nie odezwie się, to Laurienn będzie zmuszona po prostu przekazać na własną rękę, któryś ze statków "floty" Hayes. W każdym razie goście na razie nie marudzili za bardzo. Vash dalej zachowywał się jak głupek, Aen od czasu do czasu go za to ochrzaniała, ale głównie to bawiła się z najmłodszymi Padawanami. Za to Lyn bardzo źle zniosła wieść, że wmieszali się w sprawy z Jedi. Było na tyle źle, że Laurie musiała uspokoić ją z pomocą Mocy i dopiero wtedy dało się przemówić pani mechanik do rozsądku. Teraz chyba było już w porządku.

Hayes opuściła gabinet Wielkiego Mistrza i udała się do części gościnnej gmachu. Choć cisza na pustych korytarzach była zwykle przyjemna to teraz Jedi była poddenerwowana wydarzeniami, które wkrótce miały mieć miejsce. Nie chciała być teraz sama, bo myśli zadręczyłyby ją.
- Laurie… - głos Jacka doszedł ją gdy mijała któryś z korytarzy. Hayes od razu spojrzała w jego kierunku. Nie zauważyła go wcześniej bo skupiona była na swoich przemyśleniach. Chłopiec miał zmartwioną minę.
- Co tam? - zachęciła go do mówienia.
- Bo ja nie zauważyłem i padłem… I się trochę skaleczyłem… - uniósł rękę i dopiero teraz Lauirenn mogła dopatrzyć się zranienia.
- Ojej - mruknęła do niego ale uśmiechnęła się. - Choć, zaleczymy to i nawet śladu nie będzie - położyła dłoń na ramieniu chłopca i poprowadziła go przez długi hol. - A później pomożesz mi zadbać o naszych gości.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 14-05-2016, 11:10   #123
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Sama nie wiedziała, czy podjęli dobrą decyzję. Chyba tak. Miała ogromną nadzieję, że tak.
Wykonała przecież swoją pracę. Po trupach doszła do celu, wypełniła swoje obowiązki co do joty. Przywiozła obiekt do celu. Sto procent wypełnionego obowiązku.
Tylko załogi brak...
Poczuła ukłucie w sercu.
Nie zapomniała o nich. O ich rodzinach. To będą złe nowiny. Czemu los wybrał akurat ją? Czemu tylko ją oszczędził?
Czy to zwykły fart czy jakaś część wielkiego planu?
Wstała z fotela i wzięła pod pachę hełm i karabiny. Jakoś nie czuła powodu do dumy, nie czuła, że to koniec.
Obecność snajperów ją niepokoiła. Czyżby coś jeszcze się kroiło?
Przestała czuć nerwowe napięcie. Już się przyzwyczaiła, że od początku misji musi być w stu procentach skupiona i że za każdym zakrętem czyha "coś", na co musi być przygotowana, czy tego chce czy nie.
-Musimy już iść.- Odezwała się do Karellena.-Nie możemy zwlekać.-Ruszyła w kierunku śluzy. Miała ogromną nadzieję, że ci snajperzy nie byli po to, żeby ewentualnie ją odstrzelić.
Sytuacja była tak zagmatwana, że mogła wiedzieć tylko jedno: że może spodziewać się absolutnie wszystkiego.
Stanęła przy grodzi, czekając aż Karell się ruszy. Wyjść pierwsza? Musiała.
- Nie będziesz tęsknił, co?-Uśmiechnęła się krzywo.
Wiedziała, że teraz ich drogi się rozejdą. Pewnie już nigdy się nie spotkają.
Nie było jej specjalnie smutno. Miała tylko nadzieję, że ta cała farsa nie pójdzie na marne. Że nie będą chcieli go pociąć na kawałeczki i włożyć pod mikroskop.
 
Ravage jest offline  
Stary 15-05-2016, 15:27   #124
 
Krzat's Avatar
 
Reputacja: 1 Krzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znany
Statek wszedł w strefę lądowiska z dużą prędkością. Pozostawiali sobie chwilę na reakcję gdyby jednak nie mogli wylądować. Pasy wpiły się w ciało gdy gwałtownie wytracili prędkość. Amortyzatory płóz zawyły z wysiłku uderzając o płytę lądowiska. Ciśnienie wywołane wstecznym ciągiem ustało. Mogli teraz bez przeszkód nabrać powietrze do przytkanych płuc. Wylądowali.
Wstał i powiódł kroki do śluzy.
- Dzięki Quest- odpowiedział, życzliwie się uśmiechając.
Tak naprawdę było mu obojętne gdzie trafi. Zdawał sobie sprawę z tego czego mogą od niego chcieć. Nie wszystko z tego mu się podobało ale on też ma swój plan wobec nich. Ten też może się im nie spodobać.
Schylił się i zabrał się za schodzenie.
- Gdybyś chciała się zrelaksować to polecam odwiedzić knajpę na 503 poziomie koło stacji- powiedział patrząc jak kładzie stopy na szczeblach.
- Ciężko jest lekko żyć- podniósł głowę i posłał oko do dziewczyny, po czym zniknął we włazie.
Jak wywiad czy inny upierdliwiec nie da jej żyć to może to pomoże, a może nie.
Stanął na płycie. Przygarbił się, uszkodzoną nogę lekko powłóczył. Pochylił głowę w wyrazie niepewności i bojaźni. Jego wzrok stał się nie ostry i mimo że na coś patrzył nie dostrzegał. Jakby nie potrafił się skoncentrować, zdać sobie sprawę z czegoś.
Naprawdę było wręcz odwrotnie ale oni nie musieli o tym wiedzieć, przynajmniej na razie.
 
Krzat jest offline  
Stary 16-05-2016, 22:33   #125
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Coruscant, sektor 9, kosmoport
Kiedy Karellen postawił stopę na lądowisku cała machina ruszyła. Komandosi natychmiast do niego dopadli, szybko powalając go na ziemię. To samo stało się z wychodzącą na zewnątrz Kaylarą. Kilku wbiegło zabezpieczyć statek.
Kobieta wymieniła z mężczyzną ostatnie spojrzenia, zanim obojgu zaaplikowano środki uspokajające. Quest zasnęła od razu, a jej towarzysz dopiero po trzeciej dawce.
Zapadła ciemność.

Coruscant, Akademia Jedi
Wieczór minął mu wreszcie w atmosferze, podczas której mógł się wyluzować. Był jednak mocno zaskoczony, że ze starych padawanów dołączył do niego tylko Deneit. Pozostali byli już na swoich pierwszych misjach. Zarówno Rohen jak i Urdnet dostali szansę, by się wykazać. Młode dziewczyny które były już w Akademii jak ponad dwa lata temu ją opuszczał na pierwszą samodzielną misję, twileczka Targuin i skośnoko Ricca tylko się z nim uprzejmie przywitały tytuując go Rycerzem, po czym pobiegły zajmować się nowo przyjętymi adeptami. Akademia rzeczywiście się rozrastała, a mistrz Rand znajdował coraz młodszych kandydatów. Jeśli wszystko się dobrze potoczy to niedługi będzie czas kiedy i Baelishowi przydzielą padawana.
Następnego dnia stawił się u Micala o wyznaczonej porze. Mistrz był już spakowany i wyglądało na to, że również zbiera się na jakąś misję.
- Twój potencjalny ogon komplikuje sytuację. Mogą to być zwykłe procedury służb specjalnych Republiki, może być Krayt. Trudno cokolwiek wykluczyć. Dlatego tym razem nie będziesz musiał się ukrywać. Polecisz na Mygeeto. Senat prosił o inspektora z Akademii przy podpisywaniu kontraktu zbrojeniowego. Tak naprawdę chodzi o to, by twoja obecność nastraszyła nieco Muunów, by zeszli z swoich cen. Raczej nudna robota, ale będziesz miał więcej okazji by się porozglądać. Wszelkich informacji udzieli ci porucznik komandor Laila. Wylot masz za dwie godziny z senackiego kosmoportu. Powodzenia – uścisnął mu rękę i wyszedł.

Korriban, Dolina Lordów Mroku, akademia Sith
Kelevra podniósł działo szturmowe bez większego problemu, choć rzeczywiście było dosyć nieporęczne w użytkowaniu. Choć nie stanowiło to dla niego żadnego problemu, to zdecydowanie lepiej się czuł z lżejszym karabinem blasterowym.
Tylko teraz większego wyjścia nie miał. Zeskoczył do leża, gdyż to był jedyny sposób na znalezienie okazji do strzału w podbrzusze terentateka.
Bestia dalej rzucała się w szale. Nadal wszak istniała możliwość, że w jakiś sposób wyczuje Slevina. Ów przyczaił się i strzelił przy pierwszej nadarzającej się okazji. Pocisk nie trafił centralnie w brzuch potwora, ale na pewno go to zabolało. Najemnik przemieszczał się dookoła, a Strix strzeliła kilkukrotnie do terantateka. Jej bolty pocharatyły nieco pancerz potwora, ale było to bardziej odwrócenie uwagi od tatooinczyka niż cokolwiek innego.
Kelevra skorzystał z tego skwapliwie i zaliczył kolejne dwa trafienia. Nie były specjalnie czyste, ale uszkodził nogę bestii. Sprawa po jej oślepieniu wymagała po prostu metodycznego działania. Przewodniczka z mandaloriańskimi blasterami ciągle irytowała stwora, aż wreszcie Slevin ją dobił. Zużył pół magazynka, ale w końcu się udało.
Założył broń na plecy. Ruszył w stronę zwłok, ale tam już był malutki droid Morlana, który w międzyczasie odzyskał datapad i już lewitował sobie nad wszystkimi kontynuując zdawanie relacji padawanowi.

Dwa tygodnie później

Coruscant, sektor 4, poziom C
- Zmieniamy priorytet akcji z eliminacji na rozpoznanie. Zbyt dużo niewiadomych i za mało czasu na dokładne rozplanowanie akcji. Wchodzisz do środka i prowadzisz regularną rozmowę - Mical zwrócił się do Sola. - Postępujesz dalej tak jak pod przykrywką. Najważniejsze, żebyś utrzymał swoją pozycję w Kraycie. Jeśli będziesz miał okazję urobić go do do wyjścia na zaplecze to zrób to, tamto miejsce obstawi Brianna i we dwójkę go ściągacie. Nie brnij jednak do tego rozwiązania za wszelką cenęJa robię za obserwatora, wejdę do knajpy po tobie, gdy już zajmiesz Zero rozmową. Resztę będziemy musieli improwizować, ale założenie najważniejsze jest takie, że chcę po prostu dostrzec mordę tego tajemniczego Zero.
Ostateczne instrukcje Zhar-kan otrzymał ledwo kilka minut temu. Stał teraz przed wejściem do lokalu u "Relssega". Jak się zdążył zorientować była to jedna z wielu kantyn syngowanych nazwiskiem popularnego kucharza. Reklamowali się jako wysoki standard, a tak naprawdę wysokie mieli tylko ceny. Popularność jednak robiła swoje i zazwyczaj mieli spory ruch.
Wszedł do środka. Było ledwo kilka wolnych stolików. W kącie pomieszczenia siedział Zero. Mógł obserwować każdego wchodzącego, a tuż obok było wyjście przez kuchnię. Gotowy na każdą sytuację.

Sektor 9, Sandro inc.
Przesłuchiwali ją co trzy dni. Przez ten czas głodzili ją na sucho podając wodę w zależności od tego czy bawili się w dobrego, czy złego glinę, przed lub po wyciąganiu informacji. Znała te procedury, łamały każdego.
Ona nie musiała się łamać, mówiła prawdę. Ktoś musiał uważać, że jednak coś ukrywa i jej przeszkolenie pozwala tak długo wytrzymać. Teraz wszystko czego się nauczyła działało na jej niekorzyść.
Z trudem, ale zdołała utrzymać świadomość mijającego czasu. Ponad dwa tygodnie. Mimo to jeszcze nie była na granicy wycieńczenia. Uciążliwe było mechaniczne ramię, z którego wymontowali jej zasilanie. Teraz zwisało bezwładnie, ciężąc i przeszkadzając w tych krótki okresach snu, na który jej pozwalali. Nie mogła mieć zbyt wielu złudzeń. Jej imię zostanie okryte hańbą zdrajcy, a jej ciała nie wydadzą rodzinie. To była kwestia czasu
Najgorsze w tym było to, że katujace ją twarze były znajome. To nigdy nie byli jej kumple, ale mimo wszystko współpracownicy. Dlatego tak bardzo przeraziło ją, gdy wreszcie zza śluzy jej celi pojawiła się nieznana osoba, to w sercu obudziła się nadzieja.
- Za czterdzieści sześć minut będzie awaria zasilania, wyrwij się stąd. - jasnowłosy Wyjście trzecie. Zabierz swojego mutanta - słowa wypowiedziane praktycznie jednym ciągiem, a zakończone rzuceniem pod nogi okrągłego przedmiotu. Baterii do jej ramienia. Śluza zamknęła się ponownie.
Podane nagle informacje dopiero po chwili do niej dotarły. Jeśli badali Karellena, a ten nadal żył i przebywał na stacji, mógł być tylko w jednym miejscu.
Pomieszczenie pełniło funkcję ambulatorium i prosektorium w jednym. Podpieli go pod kilkanaście maszyn, które robiło mu wstępne badania. Mocno przy tym go spinając doo durastalowego łóżka. Karellen nie spał. Tutejsze konowały nadal nie doceniały jego możliwości i podawali mu zbyt małe dawki. Nie zamierzał wszak wyprowadzać ich z tego błędu. Zamierzali go wkrótce pokroić, ale nie zanosiło się, że zrobią to tutaj.
Mógł kląć tylko w myślach. Uciekł przed "Łapaczem", oddziałem szturmowym na Irydonii by teraz samemu się wpakować w ich łapy. Popełnił błąd, podjął złą decyzję. Teraz cenę zapłaci zarówno on jak i Quest.

Akademia Jedi, dormitorium
Nie mogła sobie znaleźć miejsca. Siedząc na jednym z kilku foteli czekała aż dzieciaki wrócą z posiłku. Sama nie miała apetytu. Choć właśnie teraz dobrze by było, żeby się zdrowo odżywiała.
- Coś pilnego, że Briannę do takiego szybkiego zerwania się Mical zmusił? - usłyszała spokojny głos za swoimi plecami. Mistrzyni Marr podeszła powoli i ostrożnie usiadła w fotelu obok.
- Miałam z nią porozmawiać o pewnej sprawie, ale to może poczekać na później. Cieszy mnie to, że nasze grono się powiększy - uśmiechnęła się smutno. - Wielki Mistrz naprawdę ma mało czasu ostatnio, więc twoja obecność tutaj będzie idealna, byś mogła wziąć zastępstwa za niego na wykładach.

Tydzień wcześniej, lądowisko przy Akademii
Martell posadził statek na jednej z wielu wolnych platform. Jednym z plusów współpracy z Jedi było to, że zawsze mieli wolne miejsca postojowe w praktycznie najbliższym sąsiedztwie centrum galaktyki. Lot był udany choć było im dosyć ciasno.
Jeszcze na Korriban Kelevra bez zbędnych ogródek zaproponował Strix by poleciała z nimi. Widząc plamę krwi po Rodianinie, kobieta długo się nie zastanawiała. Nie zamierzała zostawać na tamtej przeklętej planecie sama. Nie po uświadomieniu sobie, jakich sąsiadów do tej pory miała.
Rohen po raz kolejny czytał ostatnie wpisy w dzienniku Alkesa. Misja jakiej się podjął była jednocześnie jego próbą. W razie jej ukończenia zostałby mianowanym Rycerzem Jedi. Trzecim po Baelishu i Hayes.
Będzie musiał to obgadać z którymś z mistrzów. I przekazać wieści mistrzyni Marr.
Zebrali się do wyjścia. Morlan mocno kulał. W czasie podróży w nadprzestrzeni wykorzystał Moc by wspomóc leczenie swojej nogi i tylko dlatego jeszcze nie trzeba było jej amputować. Taką niekorzystną diagnozę, pomimo tego co zrobił wcześniej, musiał postawić Aaron. Teraz żołnierz pomagał padawanowi iść. Po sprzęt będzie musiał wrócić później.
- Kurwa. Ale tu bogato – Strix była oszołomiona widokami. Jeszcze zupełnie niedawno była na totalnym zadupiu galaktyki, a teraz ledwo kilkaset metrów od niej prężył się budynek Senatu Republiki.
- Ale żebry wszędzie są – skonstatowała z swoistym zadowoleniem. Rzeczywiście wokół Akademii często zbierała się biedniejsza część społeczeństwa, licząc na jałmużnę, bądź wydanie posiłków, czym czasem zajmowali się padawani.
Teraz, najwyraźniej widząc szansę na ugranie czegoś, zbliżała się do dwójki najemników chuda kobieta zbyt dużych na nią łachmanach. Pochlipywała nieustannie, łzy i smarki spływały po jej brudnej twarzy. Potargane włosy dopełniały obrazu nędzy i rozpaczy. Ewidentnie obrała za swój cel Kelevrę i kiedy już wyciągała ręce w błagalnym geście drogę zastąpiła jej Strix z krótkim:
- Spierdalaj.
Po tym nastąpiło coś dziwnego. Wytatuowana kobieta z Korriban chrząknęła gardłowo i zaczęła osuwać się na ziemię. Slevin zdążył spostrzec, że miała podcięte gardło.
Żebraczka trzymała w ręce krótkie wibroostrze. Cios był tak szybki, że krew nie zdążyła na nim osiąść. Ciągle łkając z miejsca skoczyła na najemnika z Tatooine. Była potwornie szybka. Mężczyzna mógł spokojnie stwierdzić, że jeszcze nie widział tak szybko poruszającego się człowieka. A widział wiele.
W ułamku sekundy włączyły mu się wszystkie instynkty jakie nabył i zadziałały odruchy, których się wyuczył. Kucnął przenosząc ciężar ciała na jedną nogę, prawą ręką zasłonił głowę, a lewą wykonał płytki zamach by karwaszem swojego pancerza (był to rodzaj lekki, więc nie ściągnął go na czas podróży, na swoje jak się okazało szczęście) zbić ostrze z obranego toru lotu. Wręcz podręcznikowo wykonana akcja defensywna, mogli by zrobić z tego filmik szkoleniowy.
Jednak żebraczka musiała być jakimś mistrzem. W trakcie ataku zmieniła kierunek ciosu i tylko końcówką ostrza zawadziła o paradę atakowanego. Wibroostrze było wysokiej jakości i rozorało włókna zbroi, ostatecznie rozcinając również skórę od przedramienia po dłoń.
Ponowiła atak i tym razem Slevin nie mógł wiele zrobić. Ostrze znalazło drogę pod jego prawą pachę wbijając się po rękojeść.
Wszystko wydarzyło się w ciągu zaledwie jednej sekundy.
 
Turin Turambar jest offline  
Stary 17-05-2016, 18:54   #126
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Najemnik tylko wzruszył ramionami na słowa Mistrza. W zasadzie spodziewał się że ten zmieni cel akcji, a biorąc pod uwagę nastroje na Coruscant było to logiczne. Rozróba z wykorzystaniem mieczy świetlnych z pewnością zaogniłaby sytuację.
- Ja nie mam żadnej pozycji w Kraycie. Tą miała Laurienn. Jestem tylko jednym z wielu najemników, tyle tylko że przydzielają mi nieco… Delikatniejsze zadania. Bawcie się dobrze. - dodał i ruszył do kantyny. Zadanie było banalnie proste. Zająć Zero rozmową, przyjąć zadanie, jeśli nadarzy się okazja to go wyprowadzić.

***

Spokojnym krokiem ruszył do Zero, jego wibroostrze obijało się o łydki, natomiast blaster leżał spokojnie w schowku w pancerzu. Kelner próbował go powstrzymać, ale Sol zbył go szybkim gestem - Jestem umówiony. - mruknął i usiadł przy stoliku drugiego klona.
- Przepraszam za spóźnienie. Jak wygląda sytuacja? - spytał rozsiadając się wygodnie, a siedzenie zaskrzypiało niebezpiecznie pod ciężarem jego pancerza.
Zero przyglądał się mu przez chwilę.
- Mam kilka nowych informacji - przeszedł od razu do szczegółów. Mówił cicho, tak że tylko Sol mógł go usłyszeć. - Sprawdzisz te cztery miejsca - podsunął mu zapisane na serwetce adresy. - Będę zajęty przez następne dwa dni, spotkamy się przy piątym punkcie o tej samej porze co dzisiaj. Musisz być ostrożny, cel jest poszukiwany przez połowę służb specjalnych republiki.
- Biorąc pod uwagę jaki komitet wysłali na Ilum? Nic zaskakującego. - odparł i zerknął na serwetkę - Zresztą jak wyciągałem informacje na Irydonii to przedstawiłem się jako członek wydziału wewnętrznego. Co urzędnik łyknął dość gładko. - dodał równie cicho i przyjrzał się jeszcze raz serwetce. Wypalił w pamięci podane adresy i zwrócił się do Zero - Już je zapamiętałem, możesz ją zutylizować.

Odebrał ją, zwinął i schował do kieszeni. - Chce poruszyć kwestię Lany Derei. Sladek prosił o zbadanie jej katastrofy. Dobrze ją poznałeś? Wedle informacji dołączyłeś do ludzi Żelaznego razem z nią.
- Sam chciałem się spytać czy ją znałeś. Pracowałem z nią zanim przyłączyłem się do was. Wiesz coś o tym wypadku? XS eksplodujący na niebie Corelli... Brzmi nieprawdopodobnie. - odpowiedział klon i otworzył menu - Była wyjątkowo... Dobra w tym co robiła. Zawsze starała się unikać przypadkowych trupów, szanowałem to.
Przytaknął mu. - Wyróżniała się na tle najemników. Pytanie, czy możesz podejrzewać komu mogło się to nie do końca podobać? I nie pytam o konkurencję.
- Nasze ścieżki rozeszły się dość szybko, ona zajęła się pracą na skalę makro, ja na skalę mikro. Ostatnio się z nią widziałem, jak odbierała mnie po fisku na Ilum. - mruknął odkładając menu - Sugerujesz że Tony ma kogoś komu mogło się nie podobać zaangażowanie Lany? Tylko kogo? Randal to popychadło, niczego takiego by nie zrobił. Reszta... To małe rybki, pracujące tak jak ja, na małą skalę. Nie opłacałoby się im robić niczego głupiego. Jest jest Shawn, ale jakoś nie jestem wstanie sobie wyobrazić żeby działał na szkodę Żelaznego. Choć z drugiej strony... Dawniej to on był jego prawą ręką. Zazdrość?

Nim Zero zdążył odpowiedzieć, zerknął nad ramieniem Sola i skinął głową w uprzejmym powitaniu. Najemnik nie zdołał się powstrzymać i odwrócił się. Tam był nie kto inny jak Mical, który również pozdrowił Zero. Ewidentnie się znali.

- Mistrz Jedi - mruknął tonem wyjaśnienia Solowi jego dotychczasowy rozmówca. - Były agent służb specjalnych. Podwójnie niebezpieczny. Ciekawy przypadek…
- Kurwa. Czułem że mam ogon. - odparł szeptem. Wziął do ręki datapad i zapisał na nim "Oni mają pojebane zmysły, pewnie będzie nas słyszał. Kontynuujemy rozmowę następnym razem?"
Zero podniósł brew przypatrując się uważnie arkanianinowi. Ewidentnie się nad czymś zastanawiał, ale w końcu się lekko uśmiechnął i odpowiedział:
- Nie popadaj w paranoję. Z całym szacunkiem, ale nie strzela się z armaty do komara. Jednak rzeczywiście, czas już na mnie - wstał od stołu i bez słowa ruszył ku wyjściu. Po drodze jeszcze raz skłonił się z szacunkiem w stronę Micala, który ten gest odwzajemnił. Kiedy tylko Zero wyszedł na zewnątrz, Jedi spojrzał w stronę arkanianina z niemym, ale bardzo oczywistym pytaniem.

Sol poczekał aż Zero opuści kantynę, rozjerzał się po pozostałych gościach, na wypadek gdyby któryś z nich zbyt intensywnie mu się przyglądał, po czym skinął Micalowi głową. Równocześnie uniósł dłoń by przywołać kelnera. - Poproszę coś zimnego. Mogą być lody. - zwrócił się do mężczyzny gdy ten tylko podszedł.
Mical dopił zamówiony wcześniej ziołowy napar, zapłacił i wyszedł. Wkrótce Sol otrzymał swoje zamówienie i został sam na sam z lodowym pucharem i swoimi myślami.
Wyglądało na to że odniósł sukces. Przynajmniej częściowy, bo Mical znał teraz twarz Zero i ewidentnie skądś go znał. Nieco gorzej wyglądała sama końcówka. Najemnik czuł że Zero nie uwierzył w jego kłamstwa, ale nie mógł tego w żaden szybki sposób sprawdzić. Cóż nic nie mógł na to w tej chwili poradzić. Spokojnie skończył swoje zamówienie, zapłacił i opuścił kantynę przez kuchnię.

Brianna czekała na zapleczu, skryta w cieniu rzucanym przez kontener. Wąska alejka stanowiła perfekcyjną pułapkę, ciasnota uniemożliwiała wykonywanie uników, czy też ucieczkę, a na takim dystansie miecz świetlny byłby zabójczą bronią.
- Nie próbuj odciąć mi tym razem twarzy. - powiedział cicho Sol, wślizgując się w cień, który do tej pory służył Briannie za kryjówkę. - Mam do sprawdzenia kilka adresów, za dwa dni mam się spotkać z Zero, przekaż to Micalowi. Przez jakiś czas będę musiał unikać Akademii, chyba wyczuł że coś jest nie tak, ale nie mam absolutnej pewności. - dodał równie cicho i złapał kobietę za dłoń - Gdyby coś się wydarzyło daj znać, masz adres mojej skrzynki.
- Ok - krótko oznajmiła przyjęcie tego do wiadomości. Popatrzyła jeszcze chwilę na niego i wreszcie chwyciła w swoje silne dłonie jego twarz i mocno go pocałowała. - Tylko nie daj się zabić! - pogroziła mu palcem.
Sol oddał pocałunek i westchnął lekko.
- Spokojnie, jestem niemal nieśmiertelny. - powiedział przywołując uśmiech na usta. - Żeby mnie zatłuc trzeba nieco więcej niż szef intergalaktycznego ugrupowania przestępczego. Jakiś Sith... może, ale ci są martwi, prawda?
- Tak - potwierdziła bez cienia wahania. - Mistrzyni się o to postarała.
- I dobrze. Ich praktyki były nieprzyjemne. Wiesz że proponowali mi pracę dla nich? Bezpośrednio po wojnach, jak Revan z Malakiem wrócili. Obiecywali mi złote góry, w sumie do dnia dzisiejszego dziwię się że przyjęli odmowę. - powiedział spokojnie. - Mniejsza z tym, czas płynie, a ja mam cztery adresy do obrobienia. - mruknął i wyszedł z cienia. Z miejsca przeszedł do luźnego truchtu i przywołał z pamięci pierwszy adres który miał sprawdzić. Musiał znaleźć środek transportu i po zobaczeniu celu zadecydować jak do niego podejść. Miał nadzieję że tym razem znajdzie się dla niego taksówka.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 17-05-2016 o 21:41.
Zaalaos jest offline  
Stary 17-05-2016, 19:31   #127
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Gdy jego ludzie wrócili z danymi zgodził się w ramach premii zabrać Strix na pokład. Kobieta się wykazała i wykonała zadanie. Padawan miał swoje obawy i on i Martel byli ranni. Slevin i Strix natomiast nie... Nakazał Med-1 w razie kłopotów nadać sygnał o ataku. Wraz ze zdjęciami i danymi dwójki najemników. Sygnał byłby nadany zarówno do Akademii jak również na kanałach Republiki w tym wojskowym. Strzeżonego... moc strzeże. Gdyby zdradzili i wygrali.. prawdopodobnie nie pozostaliby długo przy życiu.
Obawy okazały się jednak nie na miejscu. Najemnicy dotrzymali słowa a cała grupa stawiła się w stolicy.

Nadał do Akademii informacje o przylocie na kodowanym kanale. Co go zdziwiło, to że nikt nie wyszedł im na spotkanie. Nikt z Mistrzów nie czekał na płycie. Mical był jego mentorem liczył, że go przywita po pierwszym samodzielnym zadaniu... A jeśli nie on, to mając tak ważnego informatora ktoś powinien go zabezpieczać. Inny spośród Mistrzów, jacyś zaufani współpracownicy. Wszak Morlan nadal był tylko padawanem.

Nie mógł również z tego powodu na nikim niczego wymusić. Więc uznał, że tak właśnie musi być. Choć dziadek generał wpajał mu inne zasady... "Nigdy za dużo środków ostrożności". Zresztą raportował o odniesionych ranach zarówno swoich jak i Martella. Ledwo szedł jaką zatem był obstawą dla informatora? Ruszyli powoli w stronę Akademi Martell pomagał mu iść, gdyby nie moc leczenia straciłby już nogę. Po chwili usłyszeli donośny głoś Strix z tyłu i odgłos upadającego ciała. Rohen zaregował natychmiast odwracając się widział jak Slevin rozpoczyna walkę. Czuł jak Aaron go puszcza by samemu podjąć działania. Padawan wycedził tylko przez zaciśnięte zęby

- Ratuj go, zabij ją.- skierowane do podległego mu żołnierza.
Sam instynktownie odpalił miecz świetlny i.. nie mógł ruszyć się z miejsca. Nie mógł pobiec do Slevina. Nie mógł go chronić... opanował go gniew. Na siebie, na Slevina, który z wibroostrzem wbitym po rękojeść prawie dał się już zabić. Na cholernego Micala który powinien tu być! Na cholerną zabójczynię która na ostatniej prostej próbowała pokrzyżować mu plany. To była czysta furia i.. nagle widział już świat inaczej...

Widział swoją przeciwniczkę niczym na prześwietleniu. Widział jak moc napędza jej życie i rozchodzi się po jej ciele. Nie był to nowy obraz. Lecząc w transie często widział świat inaczej. Połączenia mocy i bytu.. które zwykle składał, by ratować czyjeś istnienie. Teraz uderzył w nie z czystą i nieokiełznaną furią. Pierwszy raz skierował swoje zdolności na destrukcyjne tory. Cała złość gniew i bezsilność znalazły z niego ujście. Nie panował nad tym. Gniew lał się z niego niczym woda z wodospadu. Opadał prosto na zabójczynię. Widział, że na jej twarzy pojawił się wściekły grymas. I natarł wtedy z całą siłą jaką w sobie miał. Jeszcze mocniej i jeszcze zacieklej.
 
Icarius jest offline  
Stary 17-05-2016, 22:02   #128
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Wszystko potoczyło się niezwykle szybko i udanie, Slevin zabił bestię i zrobił to, za co mu zapłacono. Już teraz był w stanie stwierdzić, że zarobił sobie na ten podstawy sprzęt jaki miał przy sobie. Mimo wszystko że nie był "nagi", nadal brakowało mu jego dawnej "drugiej skóry". Co się z nią stało, gdzie jest itp. nie wiedział, ale naprawdę chętnie by się dowiedział.

Strix okazała się bardzo inteligentną i ogarniętą babką, tak jak kiedyś Vao, ale była ładniejsza. Już chciał się zaśmiać żeby Strix dała sobie spokój z żebraczką, ale kiedy wibroostrze rozorało dziewczynie gardło, Slevin zadziałał intuicyjnie. Na wspominki pora przyjdzie później. Kobieta była niczym cyborg, cholernie dobrze wyszkolona i Slevin już wiedział, że Czerwoni są już na jego tropie. Ktoś kiedyś mu mówił że gwarantuje mu bezpieczeństwo w zamian za pewne informacje, ale ta sama osoba o mało nie straciła nogi kilka godzin wcześniej z rąk jakiegoś mutanta. Bardzo, kurwa, Slevin czuł się bezpiecznie, zwłaszcza w momencie kiedy żebraczka wpasowała mu kosę między żebra.
"Kolejna szrama do kolekcji" pomyślał.

Jak ginąć to w walce, a nie wykrwawić się na lądowisku, takie nie pisane zasady kierowały często najemnikiem. Nie bał się uszkodzeń ciała, te po jakimś czasie i odpowiednio dużej ilości medycznego żelu się goiły. W swojej karierze oberwał kilka razy z blasterów, kulomitów, wibrostrzem i mieczem świetlnym, kilka razy upadł z dużej wysokości łamiąc sobie nogi i ręce, złamanie nie ominęło też szczęki, palców itd. Lista urazów była długa i każdy lekarz widząc tą listę pogratulowałby najemnikowi wytrzymałości, on sam miał nadzieję że i tym razem nie będzie inaczej i że się wyliże.

Slevin odepchnął się mocno od podłoża nogami. W tą bardziej sprawną dłoń chwycił republikański, malutki blaster, który zwisał my przy pasku. Wiedział że jak będzie się cofał, baba go dobije i skończy się jego kariera łowcy głów. Musiał też nacierać, by zablokować jej ruchy swoją masą i krzepą, bo co do tego kto jest silniejszy nie miał wątpliwości. A więc, coraz bardziej słabnąć, rzucił się na babsztyla próbując go chwycić i wystrzelić do niej z przyłożenia. Blaster nie miał może wielkiej mocy, ale kiedy się go przytknie komuś do pleców, nogi czy brzucha raczej powinien być w stanie zadać poważne obrażenia. A o niczym innym nie marzył jak skrzywdzenie tej suki która tak urządziła Strix i po części jego samego.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 19-05-2016, 21:06   #129
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
z pomocą MG

Była bardzo zmęczona. Czuła, że zaczyna popadać marazm, odcinać się od świata. Czuła, że to o wiele większe wyczerpanie, niż podczas całej misji.
Zawiedli ją.
Wszyscy. Całe wojsko.
Na całej, pieprzonej linii.
Nikt jej nie wierzył. Zadawali jej ból i męczyli jak tylko mogli, by wydobyć informacje, które im powiedziała na samym początku.
Nie miała nic do ukrycia. Działała według zasad. Nie ukryła nic.
Ofiara komandora Hiena i pozostałych żołnierzy była tyle warta ile kosmiczny pył.
Nie miała już co liczyć na to, że Gel i jego kompan przeżyli. Byli od dawna martwi.
Serce już jej się nie ścisnęło z żalu. Nie miała na to sił.
Wpół leżąc wpół siedząc tkwiła tak wbita w kąt celi gapiąc się bezrozumnie w durastalową ścianę.
Będzie tu gnić do momentu, aż się w końcu nie połapią że to co powiedziała i powtarzała za każdym razem było prawdą. A wtedy ją zutylizują bez żadnego dowodu na to, że była, istniała i że umarła.
Zastanawiała się, czemu nie uwierzyła swojemu instynktowi i nie odradziła Karellenowi tej decyzji. Powinna go palnąć w gębę, wybić mu parę zębów i ten durny pomysł.
Ale kto by uwierzył, że całe dowództwo jest uwikłane w to gówno?
Nie miała sił na myślenie. Chciała się zatracić w nicość, skoro od samego początku tyle osób spisali na straty i robili to absolutnie świadomie...
Nie ożywiła się nawet gdy usłyszała otwierające się drzwi celi. Powiodła tylko niemrawym wzrokiem, żeby znów spojrzeć na znajome twarze, które po raz następny, już nawet nie liczyła który raz przyjdą po to, by zadać jej niepotrzebny ból.
Znała tych ludzi. Może nie gadała z nimi ale czasem widywała na korytarzu. Wiedziała że ten ma trójkę niesfornych dzieci, a tamten jeździ z całą rodziną na Corellię na wczasy do kurortu.
Jednak gdy tym razem w progu ukazał się ktoś zupełnie nieznajomy, jej serce zamarło.
Czy to przyszedł ten dzień?
Czy wybawienie?
Uchyliła rozkwaszone usta w zdziwieniu.
- Za czterdzieści sześć minut będzie awaria zasilania, wyrwij się stąd. Wyjście trzecie. Zabierz swojego mutanta.
Szybko się pojawił i szybko zniknął.
Złapała mocno baterię. Nie myślała. Działała.
Zamontowała jak się tylko dało najszybciej baterię.
Poczuła ulgę, gdy poczuła wracające czucie.
Było jej bardzo niewygodnie bez ręki. Zacisnęła ją w pięść.
Nie było czasu na bohaterskie gesty i słowa. Zerwała się na nogi.
Znów była w swoim żywiole. Znów w ostatnim zrywie, znów na krawędzi życia i śmierci. Co jej zostawało? I tak by ją zabili.
Teraz nie da się zabić tak długo jak to możliwe i dotrze do celi, w której trzymają Karellena po tylu trupach po ilu będzie to konieczne.

Czas. Jej sprzymierzeńcem będzie czas, jeśli tylko się przyłoży.

Postanowiła poczekać, zgodnie ze wskazówkami nieznajomego. Kim był?
Czas mijał powoli. Odliczała długie minuty, choć trudno było się zorientować, jaki jest czas.
Sygnał. Zgasło światło. Uśmiechnęła się pod nosem, czas działać.
Odczekała. Podeszła do drzwi i przywaliła w nie mechaniczną pięścią.
Wygięły się pod wpływem ciosu. Drugi wypaczył je jeszcze bardziej, po trzecim mogła się już przez nie przecisnąć, co też natychmiast zrobiła. Na korytarzu paliły się światła awaryjne. Słyszała odgłos wojskowych buciorów uderzających o durastalową posadzkę. Zaraz ktoś przybiegnie sprawdzić co u niej.
Rozejrzała się szybko po korytarzu w każdą możliwą stronę. Zaraz nie będzie miała żadnych szans, musiała jak do tej pory myśleć szybko i wybierać bez pudła.
Słyszała, z której strony dobiega tupot buciorów. Tu korytarz się rozdzielał, biegł prosto i z lewej na prawą.
Wiedziała, gdzie na pewno trzymają Karellena. Ale nie miała również broni, samą mechaniczną ręką niewiele zdziała. Ruszyła przed siebie.
Korytarz biegł prosto i dopiero na samym końcu załamywał się. Wzdłuż korytarza był szereg drzwi, cele. Wpadła na pomysł.
Otworzyła szybko jedną z nich i szybko zamknęła za sobą. Wiedziała, że w środku ktoś jest. Wyczuwała to.
Dopadła do przerażonego więźnia.
-PST! Nie oddychaj nawet bo nas oboje zabiją.-Przysunęła się do ściany obok drzwi, nasłuchując.
Rodianin ledwo zuważył jej obecność. Był napruty prochami do granic możliwości. Tymczasem agenci byli już w korytarzu. Dwie osoby.
Tego mogła się spodziewać. Jakie ona miała szczęście, że ona nie była w takim stanie. W przeciwnym wypadku już by była martwa.
Poczekała, aż kroki trochę się oddalą i bardzo cicho wyszła z celi. Miała dosłownie parę sekund, by żołnierzy zaskoczyć.

Złapała od tyłu wyuczonym chwytem swoją mechaniczną dłonią jednego z nich i zgniotła mu bark miażdżąc kości. Jednocześnie lewą ręką wyrwała mu broń zamierzając się na tego drugiego, a pierwszego używając jako żywej tarczy. Schwytany zawył z bólu, ale nie miał żadnych szans wyrwać się z tego, dosłownie żelaznego uchwytu. Jego towarzysz odskoczył podnosząc broń, ale nie miał szans zdążyć. Quest nacisnęła spust i bolt wypalił mu sporą dziure na klacie.
Nie miała czasu by jeszcze zagadać do nich. To nie był film akcji. Ale ocalonemu mogła zadać jedno pytanie. Wcisnęła mu lufę w szyję.
-Karellen. Gdzie on jest? Żyje? Gadaj natychmiast.-Warknęła mu prosto w ucho.
Stęknął. W jego oczach przerażenie już zupełnie przegoniło resztki zaskoczenia. Nie odpowiadał. Kupował czas? Czy może rzeczywiscie nie wiedział? Kaylara nacisnęła spust i korytarz został zachlapany krwią i wnętrzościami agenta.
Nieszkodzi, że nie było odpowiedzi. Dwóch agentów mniej.
Wzięła zwłoki i zaciągnęła z powrotem do celi. Musiała się przebrać. A jego mundur i zbroja były w lepszym stanie niż jego kolegi.
Wcale ich nie żałowała. Po tym, co przeszła nie miała żadnych wyrzutów sumienia co do tych gości.
Ubierała się w pośpiechu, a gdy tylko tego dokonała, sprawdziła poziom naładowania baterii broni. To był odruch. Przysłuchała się, co się działo na korytarzu.

Syreny nie wyły. Słyszała wyraźnie tupot stóp rozchodzący się po korytarzach. Choć procedury były ścisłe to jednak lekka panika musiała się wkraść w zachowanie personelu. Pytaniem pozostało to, kto usłyszał krótką potyczkę kobiet z więziennymi strażnikami. Czas gonił. Zasilanie wkrótce zostanie przywrócone i straci wszelkie szanse.
Wybiegła na korytarz i z bronią gotową do strzalu posuwała się naprzód. Jej celem było ambulatorium. Dwa piętra wyżej.
Windy z oczywistej przyczyny odpadały. Skierowała się w kierunku schodów awaryjnych. Zbiegał po nich kolejny agent. Z lekkim blasterem w ręku przeskoczył kilka ostatnich kroków. Quest ściągnęła palec wskazujący i na ziemię mężczyzna upadł z dziurą w głowie. Weszła na schody. Na razie było czysto.

Omiotła spojrzeniem w górę i w dół. Było cicho. To i dobrze i niedobrze. Dobrze, bo na razie nie miała przeciwników, a niedobrze, bo ktoś mógł się czaić przy kolejnych drzwiach do klatki schodowej.
Ruszyła ostrożnie, ale zdecydowanym krokiem po schodach. Czasu mogło jej w każdym momencie zabraknąć. Kimolwiek był jej tajemniczy sprzymierzeniec, nie mogła mieć pewności, na ile kupił jej czasu ani czy jeszcze jej pomoże. Wątpiła w to. Była sama.
Ale wiedziała, że sobie poradzi. Jak zwykle, nie miała wyboru. Znów ta sama stara śpiewka: albo oni albo ona.
Szła z plecami blisko ściany, by być w pogotowiu, by nikt jej nie zaskoczył od tyłu.

Musiała dotrzeć do piętra, na którym mógł być przetrzymywany jej towarzysz. Musiała go uratować, jeśli tylko los na to pozwoli.
Słowa nieznajomego wybawiciela stały się czymś w rodzaju rozkazu.
Pierwszy poziom minęła spokojnie. Ktoś przebiegł przez korytarz, ale nie zwrócił na nią uwagi. Kontynuowała swoją wspinaczkę, kiedy na minionym piętrze rozległa się krótka strzelanina, zakończona wyciem.
Kontynuowała wędrówkę. Nie zmieniła swojego zachowania ani o jotę. Nie przyspieszyła, nie zwolniła. Koncentracja była za to na najwyższym w jej życiu poziomie. Nie mogła popełnić żadnego błędu.
Była tak zajęta skupieniem, że nawet nie poczuła jak mundur po ukatrupionym agencie robi się wilgotny od jej potu.
Trzeci poziom wyglądał na trudniejszą przeprawę. Zauważyła trzech agentów pilnujących korytarza. Obwarowali się, ale w kierunku przeciwnym niż ten, z którego nadchodziła kobieta. Dwóch wodziło lufami pistoletów przed sobą, a trzeci mocował się z zalożeniem naramiennej tarczy energetycznej. Ona przykucnęła za rogiem.
- Kurrrwa, pieprzony echański złom. Jak to się do cholery zakłada?! - usłyszała narzekanie.
Zaklęła w myślach. Trzech na jedną, w dodatku siedzieli na dobrej pozycji a jeden męczył się z tarczą. Jeszcze chwila i ją włączy. Ale... Czyżby? Zmarszczyła brwi.
Ten głos skądś znała...
Tego mogła się spodziewać. Przełączyła broń na ogień ciągły.
Zakradła się do nich jak najbliżej to tylko było możliwe, by nie wzbudzić ich podejrzeń i dopóki wszyscy byli odwróceni tyłem.
Zakradła się do najbliższego z nich i zrobiła ten sam manewr co z dwoma żołnierzami na samym początku.
To była dobra metoda. Zakraść się od tyłu, zdobyć żywą tarczę a resztę rozstrzelać najszybciej jak się da.Musiała używać szybkich i skutecznych metod by jak najszybciej pozbyć się przeszkód i dojść do celu. A była już tak blisko... Bliziutko.

~Karell, wytrzymaj, bydlaku...~ przemknęło jej przez myśli.
- Ach, to tak się robi - ulga spłynęła na mężczyznę siłującego się z naramiennikiem. Wreszcie poprawnie go nałożył. Quest go poznała. Gruun, łącznościowiec. Kiedyś sobie zażartował, że jeśli Kay ma powodzenie u facetów, to pewnie u Wookiech. On też ją poznał.
Wybałuszył oczy widząc ją zachlapaną krwią z rządzą mordu w oczach. Sytuacja potoczyła się szybko.
Gruun sięgnął po broń zapominając w ogóle o tarczy, która dotychczas pochłonęła tyle jego uwagi. Quest nacisnęła spust zabijając go na miejsu. Przejechała serią po plecach drugiego z agentów. Trzeci nawet zdążył się odwrócić i podnieść broń, ale Kaylara była od nich po prostu szybsza. I to zdecydowanie szybsza. Oni w ogóle nie zbliżali się do jej poziomu. To nie byli komandosi. Szybko policzyła w głowie upływający czas. Grupa szturmowa, jeśli akurat nie ładowała się na jakąś misję, to przybędzie najwcześniej za jedenaście minut.

Po swojej lewej miała wejście do ambulatorium, u progu którego leżał trup Gruuna.
Gdy tylko skosiła przeciwników dopadła do mężczyzny z naramiennikiem i zabrała mu go.
Jednak ona nie miała takich problemów jak dopiero co zmarły łącznościowiec i całkiem szybko sobie poradziła z założeniem i uruchomieniem ustrojstwa.
Jego też nie żałowała. Baba, która prawdopodobnie mogła mieć powodzenie u Wookiech właśnie pozbawiła go życia. Ale szkoda.
Z kopniaka potraktowała drzwi od ambulatorium weszła do środka ze wszystkimi zasadami szturmowania pomieszczeń. Lufa do przodu, rozejrzeć się w każdy kąt, nie dać się zaskoczyć.
Nacisnąć spust i wykończyć każdego, kto nie był Karellenem.
Na szczęście dla każdego żywego, nikogo nie było w pokoju. Dopadła do łóżka, przy którym leżał jej towarzysz. On na szczęście był żywy i w niezłym stanie, jak na możliwości wywiadu.

-Powiedz, że zatęskniłeś misiaczku-Uśmiechnęła się z obłędem.
Bez dodatkowych ceregieli oswobodziła mutanta i pomogła mu usiąść.
-Ruszaj swoją dupeczkę. Jesteśmy w niedoczasie.-Sięgnęła szybko po karabin i stanęła w pozycji bojowej, by nikt jej nie zaskoczył. -Na dole ktoś strzela, za pięć minut możemy mieć wjazd oddziału szturmowego. Ktoś nam pomógł, nie znam gościa. Musimy się stąd zmywać. Liczę na twój zajebisty mózg.-
Nie było czasu na pogaduszki jak na Brocku. Tylko suche fakty. Była tak nabuzowana adrenaliną, że choćby usłyszała jeden podejrzany szmer zamierzała w tamtą stronę posłać całą serię z karabinu.
 
Ravage jest offline  
Stary 20-05-2016, 09:41   #130
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Ze zdenerwowania miała ściśnięty żołądek. O ironio będąc w Kraycie nie strosowała się tak bardzo jak teraz. Czuła się równie źle jak wtedy, gdy przeczuwała, że niebezpieczeństwo grozi jej siostrze. Ale jej siostra była bezbronna i bez niej nie byłaby w stanie się obronić. A w dzisiejszej sytuacji musiała wierzyć, że samo ostrzeżenie będzie wystarczającą pomocą z jej strony.
Dlatego więc snuła się po korytarzach Akademii bez celu starając znaleźć sobie miejsce. Najchętniej wyszłaby na zewnątrz i zajęła myśli choćby kręcąc się po jakimś centrum handlowym. Ale tego nie mogła zrobić. Była uziemiona w murach gmachu Akademii nie za karę tylko ze względów bezpieczeństwa. Dopóki nie upewnią się co do poczynań Krayta względem śmierci Lany Derei to musiała być cierpliwa i czekać.

Laurie przyglądała się Mistrzyni Visas początkowo nie wiedząc o czym ona mówi. Zmrużyła oczy zastanawiając się czy może jednak Mical już jej powiedział, ale gdy ta dokończyła zdanie i do tego ten jej smutny uśmiech to zwątpiła całkiem.
"Miałabym zastąpić Micala na wykładach?" uniosła brwi w zdziwieniu. Owszem po cichu zakładała, że mogłaby to robić skoro nie może opuszczać murów akademii, ale nie sądziła by Mistrzowie podzielali to zdanie.
- Chyba jeszcze dla mnie za wcześnie jest, żeby uczyć innych - odparła Hayes. - A Mistrzowie Brianna i Mical udali się z Solem zbadać sprawę lidera Krayta, który ponoć właśnie przebywa tu, na Coruscant. Z pewnością opowiedzą szczegóły gdy wrócą - stwierdziła, choć w głowie pesymizm dopowiedział jej "o ile wrócą".
- Krayt ma przywódcę? Z twojego raportu wynikało, że u nich na zebraniu obowiązuje… - tutaj się chwilę zawahała. - Demokracja?

Laurienn westchnęła.
- Bo tak jest. Ale jest taki jeden, który ich wszystkich zgrał do współpracy. Każdy się tam z nim liczy i na swój sposób podziwia - wyjaśniła jak to sama widziała.
- Hmm… grupa ludzi o równych prawach i osoba przewodząca im za pomocą autorytetu. Chyba najlepszy z istniejących utrojów władzy. Nieco ironiczne… - zamilkła na chwilę. - Nie martw się o Micala, jest mistrzem planowania, nigdy nie działa pochopnie. Wiesz dobrze, że trudne decyzje musi przemyśleć przez jakiś czas.
- Są lepiej zorganizowani niż jakikolwiek twór Republiki - westchnęła, ale uśmiechnęła się nieśmiało na to co powiedziała o Micalu. - Wierzę, że wszystko będzie dobrze - dodała.
- W każdym razie, w wolnych chwilach powinnaś zacząć się dokształcać w kwestiach, w których nie czujesz się jeszcze mocna. Żeby młodzi cię pytaniami za często nie zaskakiwali - uśmiechnęła się delikatnie. Czuć jednak było jej wewnętrzny smutek. Raptem tydzień wcześniej otrzymali informacje o śmierci Alkesa.
- Oh, nie wiem czy to takie będzie znowu konieczne - odparła. - Myślę, że Mistrz Mical może teraz zacząć więcej czasu spędzać w Akademii - stwierdziła uśmiechając się. Była pewna tego.
Sama jeszcze nie miała czasu by wdrożyć się we wszystkie sprawy związane z Akademią, bo była tu raptem kilka dni. Jej chwilowa wesołość ulotniła się, gdy przyjrzała się Mistrzyni Visas. Alkes był… specyficzny. Lubiła go jak każdego w Akademii. Tu nie miała wrogów i każdy był dla niej przyjacielem. Strata każdego była bolesna. Jednak Laurie nie zamierzała pocieszać Marr. To pewnie nic nie da. Dla niej to musiało być ciostem. Najpierw, dwa lata temu Vlad, teraz Alkes...
- To nie zmienia faktu, że tobie też przybedzie obowiązków - powiedziała grzecznie, ale stanowczno. Najwyraźniej rozmowa na temat szkolenia młodych sprawiała, że choć na chwilę zapominała o swoich swoim bólu. - Młodzi nie będą mieli tyle wolnego, ile wy mieliście.
Hayes mimowolnie uśmiechnęła się.
- Tyle nowych twarzy. Zdecydowanie za długo mnie tu nie było - pokręciła głową. - Pierwszego dnia to Mical musiał mi wskazać drogę do mojego dormitorium, bo sama bym się pogubiła w korytarzach - stwierdziła z rozbawieniem.
Hayes zastanawiała się co zrobić dalej.

- Dziękuję za rozmowę Mistrzyni - powiedziała Laurie wstając. - Wciąż jestem zmęczona po tych wszystkich wrażeniach z ostatnich tygodni. Gdyby ktoś mnie szukał to będę u siebie - skłoniła głowę w uprzejmym geście. W jej tłumaczeniu się było nieco prawdy, ale głównym powodem zrezygnowania z dalszej rozmowy była obawa, że powie za dużo. Hipokrytką byłaby mając pretensję do Micala, że jeszcze nie rozmawiał z innymi. W końcu Hayes sama czekała na “idealny” moment by powiedzieć mu o swojej tajemniczej Mistrzyni, której istnienie burzyło pewien porządek, który zakładała Akademia. Tak jak to powiedziała Marr, postanowiła wrócić do swojego pokoju. Po drodze tylko sprawdzi czy ich goście czegoś nie potrzebują. Oczywiście z wyjątkiem obiecanego im statku, który za kilka dni powinien tu przybyć.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172