15-05-2016, 21:34
|
#750 |
| Kargar zaniepokoił się, kiedy karczmarze zaczepili Galvina. Nie podobał mu się taki sposób traktowania kapłana Bane, który powinien budzić respekt. Miał nadzieję, że nie będzie musiał interweniować, awantura mogłaby popsuć stypę po towarzyszach i dobrze przebiegającą rekrutację. Na szczęście kapłan odpuścił - Kargara zdziwiła nagła pokora i przepraszający ton Galvina, ale przynajmniej sugerowało to, że nie będzie chciał przyjmować przywództwa.... następnie przemówił do czterech rekrutów.
- Wszyscy dostaniecie równy udział w łupach, tak długo jak wspólnie będziemy stawiać czoła niebezpieczeństwom. Witajcie w drużynie, ty oczywiście dostaniesz rzeczy po bracie, czarowniku - mamy jego zbroję, pieniądze i naszyjnik, zamierzamy też wrócić do ruin świątyni gdzie jest jego grób - uśmiechnął się szeroko -oby twoja magia była dla naszych wrogów równie zabójcza jak opowiadasz.
Następnie odpowiedział Dijanowi - dzisiaj wróciliśmy z wyprawy, planujemy kilka dni zostać w mieście, odpocząć i lepszy sprzęt zamówić. Jak mówisz, bogowie okazali nam łaskawość, że od razu mamy tylu rekrutów - trzeba nam pomodlić się o ich łaskę, bo bez niej tacy igrający ze śmiercią jak my są zgubieni. Mamy zatarg z bandą Czerwono-Czarnych jak wspominałem, może moglibyście z Riverą języka zasięgnąć, dobrze by było wiedzieć gdzie mają kryjówkę i jaką siłą dysponują- kilkunastu już ich pokonaliśmy, ale na przywódców nie trafiliśmy jeszcze. ***
Pergamin zapisany był od góry do dołu kaligrafowanymi znakami. Choć użyto języka wspólnego, nadawca wiadomości stosował jak najwymyślniejsze konstrukcje. Bezimienny zmarszczył czoło. Dopiero po chwili zrozumiał, że wiadomość... Nie miała żadnego sensu!
Ale wtedy było już za późno. Słowa rozbłysły oślepiającym żółtym światłem. Nastąpił gwizd, a potem nasycony mocą pergamin w jednym potężnym wybuchu objawił całą swoją śmiercionośną moc, rozdzierając ciemności zajazdu.
Ćwierć karczmy wyleciało w powietrze. Kończyny pofrunęły w jedną stronę, korpusy w przeciwną, szczątki mebli w jeszcze inną. Wielki podmuch wybuchu odrzucił tych, którym bogowie zapewnili choć trochę szczęścia - Liadonowi, Bezimiennemu, Lu i Jusron. Głębokie głosy wywrzaskiwały szorstkie, gardłowe słowa w starożytnym języku krasnoludów. Długie jęzory płomieni trawiły resztki dobytku Deepingdellów.
- Pożar! - rozległy się krzyki na zewnątrz. Słychać było tupot nóg, rżenie przestraszonych koni i ujadanie psów.
Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 15-05-2016 o 21:44.
|
| |