Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2016, 20:27   #25
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Że do Szuwar? - Bąknął tłusty pomocnik oberżysty, który wdzięczył się przed drzwiami i zapraszał gości do środka. Wdzięczył się, to może za duże słowo. Jednak Chloe była prawie przekonana, że temu służył kolorowy strój chłopaka i janczarki.
- Dyliżans będzie jutro wczesnym wieczorem, ale na noc on tu staje. Dopiero rano odjeżdża tak.. o 8.00 gdzieś - informował grubasek - Tak więc polecam panu i szanownej panience pokój małżeński na ostatnim pięterku za jedyne $56,00 z widokiem na zegar. Jeden ręcznik w cenie - wyszczerzył zęby najpiękniej jak mógł.
- Dzięki - Powiedział Fabrice i odwrócił się na pięcie. Podszedł do siedzącej na koźle Chloe, chwycił za metalową ramę i wskoczył na powóz.
- Drogo - powiedział - Wiem, gdzie możesz mieć taniej pokój i to całkiem w miłym towarzystwie. Nieopodal, kilka domów dalej były pokoje do wynajęcia, kiedyś. Prowadziła to pani Krystyna Kłopot. Możemy tam zajrzeć jeśli chcesz - Spojrzał wyczekująco na dziewczynę.
- Myślę, że to będzie dobry pomysł - uśmiechnęła się do niego panna Vergest. - Szczególnie, że czekają nas tu dwie noce skoro dyliżans będzie jutro a wyruszy kolejnego ranka - dodała.
Lambert cmoknął na konia i pogonił go lejcami. Powóz ruszył, tocząc się po kocich łbach na ryneczku.
- No wiesz, ja zamierzam już jutro wyruszyć do Chane - Powiedział elf - Tylko niech koń wypocznie. Ale nie martw się, zostawię cię w dobrych rękach. Pani Kłopot to jakaś rodzina młynarza z Szuwarów. Wszystko ci o tej wsi opowie.
- Dziękuję za troskę - odparła mu dziewczyna ze szczerym uśmiechem. Choć ją ciekawiło to nie zapytała co za sprawy prowadzą go do Chane. Cały czas rozglądała się po mijanej okolicy i była tym bardzo zaabsorbowana.
Powóz zjechał w dół uliczki, gęsto zarośniętej klonami i już za chwilę zatrzymał się przy dawno nieużywanym podjeździe z napisem “Raban i Zbój”.
- Czy to na pewno to miejsce? - zapytała Chloe spoglądając bez przekonania na nazwę jaką nosiło to miejsce. - "Raban i Zbój" prowadzone przez panią Kłopot? - spojrzała pytająco na Lamberta. - Czy to aby odpowiednie miejsce dla mnie?

Fabrice wzruszył ramionami i uśmiechnął się.
- Jak nie zajrzysz to się nie dowiesz! - Zeskoczył z powozu - A tak naprawdę, to jak byłem tu pierwszy raz, to miałem podobne odczucia...
- Jak nikt nie zagląda?! - Skrzypnęła drewniana furtka, prychnął jakiś gruby kot i wyczłapała kobiecina w chuście na głowie, zgięta w krzyżu jak w pałąg. Ściskała laskę ozdobioną kolorowymi wstążkami, która rytmicznie wybijała “stuk” i “puk”.
- Nic się nie bój słoneczko i nie wierz we wszystko co ten przystojniak opowiada - Powiedziała sympatycznie kobieta zadzierając głowę- Raban to był mój mąż, a Zbój to był jego wierny pies. Nie mogłam starego uparciucha namówić do zmiany nazwy.
Lambert podszedł do babci i oboje przywitali się serdecznie. Widać, że się dobrze znali.
- Przywiozłem ci gościa Krystyno - wskazał ręką na Chloe i jednocześnie podał ją by pomóc jej zejść z powozu.
Staruszka miała niesamowicie dobry słuch i to nawet nie chodziło o jej wiek. Nie jeden młodzik mógłby jej pozazdrościć. Dziewczyna uśmiechnęła się do niej uprzejmie po czym, jak to nakazywało dobre wychowanie, przyjęła pomoc od elfiego towarzysza i lekko zeskoczyła z wozu. Poprawiła sukienkę i podeszła do gospodyni.
- Miło mi panią poznać, jestem Chloe Vergest - nieznacznie ukłoniła się jej. -Lambert mówił o pani same dobre rzeczy - dodała z miłym uśmiechem. - Czy znalazłby się u pani nocleg dla nas? - zapytała.
- Ależ oczywiście duszko - odparła babunia spoglądając głęboko dziewczynie w oczy - Lambert zajmie się rzeczami a ty choć ze mną, bo ciasto z marmoladą dochodzi w piecu. Opowiesz mi w między czasie co cię do nas sprowadza.
Pani Kłopot ujęła dłoń Chloe, drugą ręką podparła się na lasce i gotowa była do drogi. Fabrice skinął porozumiewawczo głową na towarzyszkę
- Zajmę się wszystkim - rzekł.
- Ciasto z marmoladą! - ucieszyła się panna Vergest niczym dziecko na słodycze. - Jak znajdzie się jeszcze trochę mleka to mogę panią uściskać? - dodała głosem pełnym entuzjazmu, powstrzymując się przed przytuleniem staruszki bez uzyskania jej zgody wpierw. - Oh, jak tak pani mnie tu będzie rozpieszczać to nigdy nie ruszę do Szuwar - dodała w żartobliwym tonie.

Obie przeszły przez ogródek, który dziko porośnięty był najróżniejszymi pnączami i kolczastymi krzakami. Gdzieniegdzie wystawał jakiś kolorowy kwiatek albo krzaczek. Aż dziwne, że pani Krystyna nie przedzierała się tędy z maczetą. Ganek to było królestwo dzikich winogron. Całe girlandy zieleni zwisały po bokach a wąsy tej rośliny rozciągały się po całym podwórku i wspinały po domu.
- Ech… no nie ma ogrodnika co by przycinał te chaszcze, moja droga - wspięła się po trzech schodkach i otworzyła ogromne drzwi.

W domu było chłodno i wilgotno. Pachniało też ciastem. Na górę, do pokoi prowadziły ładne, zdobione schody, a na ścianach widać było liczne obrazki z życia gospodyń.
Drzwi się zamknęły za Chloe oddzielając ją od zielonego ogródka. Parskanie koni też wydawało się nieco dalej.

Pani Kłopot wyprostowała się nieznacznie, przyspieszyła kroku i weszła do kuchni.
- No chodź, chodź - rzuciła za siebie. Nie potrzebowała już pomocy laski ani ramienia młodej dziewczyny. Uśmiech zniknął z twarzy Chloe, gdy zaczęła się uważnie przyglądać "ozdrowiałej" staruszce.
- Nie wiem ktoś ty, ale chyba bardzo cię tam lubią w Matrice - rzuciła energicznie i wspięła się na taborecik. Te słowa wzbudziły w pannie Vergest czujność i może nawet lekką nieufność. Wyraźnie się zawahała. Kątem oka wypatrzyła leżący nieopodal, na stole, nóż. Pani Kłopot natomiast otworzyła kredens z klucza i wyjęła pudełko z drzewa orzechowego o wyrzeźbionej serpentynie i dziwnych znakach.
- Obyś wiedziała co z tym zrobić, bo ja nie mam bladego pojęcia - zeszła niezdarnie z taboretu, podeszła do dziewczyny i wręczyła przedmiot zadzierając głowę.
- Zawiń w jakąś szmatkę.. Powiedzieli, żebyś użyła tego tylko w ostateczności.. No, a teraz lepiej spróbuj mojego ciasta - Znów zagościł ten przesympatyczny uśmiech na jej twarzy.
Chloe zamrugała oczami zdziwiona. Stała i z zaskoczoną miną przyglądała się temu co dała jej do ręki pani Kłopot. Jedną dłonią trzymała pudełko od spodu, a drugą pogładziła po żłobieniach na wieczku. Wnet zrozumiała o co chodziło.
Na twarz dziewczyny wrócił przyjazny uśmiech.
- Dziękuję za prezent - odparła wesoło po czym podeszła do stolika i postawiła na nim pakunek by sprawdzić jego zawartość. - Ciasto pachnie przepyszne. Poda mi pani przepis żebym mogła takie upiec dla mojego gospodarza? - dodała kontynuując tą luźną rozmowę
- Jasne słonko… - Pani Krystyna otrzepała ręce nad gorącą formą, którą właśnie postawiła na stole.
Z sieni doleciał dźwięk otwieranych drzwi i odgłosy otrzepywania butów.
- Konie odstawione, powóz też.. Ale coś pachnie.. - Lambert wszedł do kuchni z postawił kilka tobołków.
Chloe uchyliła wieczko i po rzuceniu krótkiego spojrzenia na zawartość pudełka zaraz je zamknęła. Zadowolona na ten podarek odstawiła go na stół i sięgnęła po nóż by pomóc gospodyni pokroić ciasto.

Co prawda słodkości powinno jeść się na podwieczorek, po jakimś porządnym obiedzie, ale wypiek pani Kłopot był tak przepyszny, że po zjedzeniu ostatniego kawałka panna Vergest nie mogła powstrzymać się przed oblizaniem paluszków.
W międzyczasie umilali sobie jedzenie ciasta rozmową. I tak to pani Kłopot, po tym jak Chloe pochwaliła się z jakimi zamiarami jedzie do Szuwar, wspomniała, że ma tam rodzinę. Co więcej, jej najstarszy siostrzeniec Zenon Zbażyn ledwo kilka dni wcześniej był u niej w odwiedzinach. Staruszka była wygadaną osobą, szczególnie gdy za słuchacza miała kogoś tak wdzięcznego jak wypytujące o szczegóły dziewczę, wyraźnie zainteresowane tematem. W ten sposób Chloe dowiedziała się powodu odwiedzin siostrzeńca pani Kłopot. Otóż był on w drodze do Chane by w wyższych instancjach z merem Chlupocic.
Chloe uniosła brwi w zdziwieniu czemuż to do tego doszło.
Staruszka pośpieszyła więc jej z odpowiedzią. Chodziło o rzekę, która wylewa w Szuwarach. Ale to nie był koniec. Temat mera Chlupocic był głęboki i szeroki. Wedle słów pani Kłopot owy mer był osobą do szpiku złą, skorumpowaną i dbającą tylko o własny interes. Ponoć miał w mieście różnych zabijaków, rządził się strasznie, a rada miejska razem z tutejszym klerykiem tańczyli jak im zagrał.

Było to smutne, ale cóż można by było zrobić?

Chloe by poprawić wszystkim humory postanowiła zmienić temat. Wspomniała gospodyni, że choć ogród miała zdziczały to nie mniej był on imponujący i piękny. Staruszka uśmiechnęła się wtedy i zaczęła opowiadać co za gatunki jej się tam wysiały i jaka fauna zagościła w nim. Panienka z rosnącym zainteresowaniem słuchała jej słów by na koniec poprosić czy mogłaby sobie pospacerować w nim jeszcze dziś, jak i jutro w ciągu dnia. Pani Kłopot nie widziała też problemu, gdy Chloe jeszcze poprosiła o to czy mogłaby zerwać kilka kwiatków do bukieciku.
Jednym z wielu istot szwendających się po ogrodzie był pan kot. Miał on na imię Klemens, a opowieść o nim i jego przygodach z ogrodową florą sprawiła, że Lambert i Chloe płakali ze śmiechu. Sierściuch zdecydowanie wydawał się być nieśmiertelny, a może tylko na wyczerpaniu już miał swoje dziewięć żywotów.

Po posiłku rozeszli się, Lambert rozniósł pakunki po pokojach i na koniec stwierdził, że jest zmęczony więc poszedł od razu spać. Za to dziewczyna najpierw udała się do pokoju by przebrać się i dokładnie obejrzeć swój prezent. Usiadła więc na łóżku i otworzyła pudełko. Wyciągnęła z niego znajdujący się tam srebrny drobiazg i liścik. Przeczytała go uważnie po czym zmięła i włożyła do pudelka. Prezent natomiast zawinęła w seledynową chustkę wyciągniętą z jej bagażu i włożyła go też tam.
Nie pozostawało nic innego jak wyjść na ogród. Ubrała się zatem odpowiednio i przechodząc po drodze przez kuchnię zabrała z niej nóż i małe słoiczki. Zaopatrzona w te narzędzia wybrała się na zwiedzanie ogrodu. Nie tylko znalazła tam piękne rośliny, ale również kota Klemensa, który inteligencją co prawda nie grzeszył, gruby był tak, że ledwo chodził, ale łasił się do Chloe wzorowo, nawet gdy ta przypadkiem na niego nadepnęła kiedy kocur bezmyślnie położył się jej pod nogami.

Do domu wróciła gdy zaczęło się zmierzchać. Miała ze sobą wiele ciekawych okazów, a kot za swój wkład w to, jak i dzielne dotrzymywanie jej kroku, otrzymał słusznych rozmiarów kawałek kaszanki.
Chloe jeszcze chwilę czasu posiedziała w kuchni pichcąc by w końcu po lekkiej kolacji poddać się zmęczeniu i z parującym kubkiem kakao w dłoni udała się w końcu do swojego pokoju.
Będąc już w sypialni panna Vergest poustawiała na stoliku przyniesione w międzyczasie małe słoiczki. Po prędkiej wieczornej toalecie Chloe przebrała się w nocą koszulę i biorąc do ręki znaleziony w biblioteczce pani Kłopot tomik poezji usiadła sobie na łóżku. Poduszkę oparła o ścianę by wygodnie było jej siedzieć. Gołe nogi okryła kołdrą i czekała, aż odwiedzi ją w końcu senność.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline