Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2016, 22:21   #30
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Dziewczyna zaniepokojona odgłosami zza okna, zerwała się z łóżka rzucając to co trzymała w rękach na pościel. Zgasiła światło, przy którym czytała poezję i ostrożnie stawiając kroki, tak by podłoga nie zaskrzypiała, zbliżyła się do okna. Powolutku odchyliła grubą zasłonę i ostrożnie wyjrzała na zewnątrz. I choć ogród tonął w mroku, a chaszcze nie ułatwiały widoczności, młoda panna, wśród kotłowaniny krzewów kolczastych róż, malin i drzew akacjowych zauważyła kawalera. Ów kawaler zdawał się być w kłopocie, gdyż przeskoczył najwidoczniej ogrodzenie pani Krystyny i wpadł prosto w zadziorne tarapaty. Jego prawy but siorbał już Dzbanecznik Owłosiony (który też często próbuje wysiorbać kota, ale potem go wypluwa. Jedno nie chce się nauczyć, że ten kot jest niejadalny, a drugie, żeby tamtędy nie łazić).

Mężczyzna siedział cichutko i choć sytuacja z butem wyglądała całkiem poważnie, ten nawet nie drgnął. Zajęty był nasłuchiwaniem odgłosów z za ogrodzenia.
Tam właśnie, Chloe dostrzegła kilku mężczyzn, którzy podbiegli uliczką rozglądając się nerwowo. Byli różnej wielkości, różnej rasy i wieku, ale za to każdy miał bardzo groźną minę i dzierżył w ręku coś na wypadek, gdyby doszło do nagłego patroszenia.
- Grucha ty idź no tam - rzekł najchudszy w mundurze i wskazał gdzieś paluchem - Panie Booletproof, panie Baschet, panowie pójdą w przeciwnym kierunku - Zadyrygował. Z głębi uliczki szła dostojnie i powoli reszta tej zgrai.
Uliczna lampa zarysowała tylko niewyraźne kształty, ale dziewczyna rozpoznała na pewno jedną kobietę, jedną śmigającą w powietrzu skrzacicę oraz kolejnych dwóch podejrzanych typów.
- Daleko nie uciekł skurwymajster - Zasyczała skrzacica, a jej dibalnie złe spojrzenie błysnęło w mroku - Jak go znajdę to rach, ciach wypruję flaki!
- Czuuję jegoo oobecność… Był tuuu...taj.. Hammm.. hammm - Gnoll szperał umysłem w przestrzeni astralnej. A mówił wyjątkowo flegmatycznie.
Chloe dopiero po chwili spostrzegła, że przez cały czas wstrzymywała oddech w napięciu. W końcu westchnęła głęboko i powoli puściła zasłonkę. Odwróciła się na pięcie i szybkim choć lekkim krokiem podeszła do krzesła, na którym leżał jej płaszczyk. Zarzuciła go na plecy gdyż nie wypadało w obcym domu chodzić po korytarzach w samej koszuli nocnej. Wychodząc z pokoju zatrzymała się jeszcze tylko przy swojej torbie i wyciągnęła z niej Lusterko. Musiała jak najszybciej obudzić Lamberta i panią Kłopot.
Lekko uchyliwszy drzwi do swojego pokoju wyszła na korytarz by udać się do najbliższego pokoju, w którym jedno z nich zapewne teraz smacznie sobie spało.

Padło na Lamberta. Wielce niestosowne było by panna wchodziła do pokoju kawalera i to nawet nie chodziło o nie zapukanie do drzwi. Fabrice spał jak zabity i dopiero zbudził się po kolejnym, mocniejszym szturchnięciu go w żebra przez dziewczynę. A gdy w miarę oprzytomniał Chloe szeptem wyjaśniła mu powód pobudki. Elf natychmiast zerwał się z łóżka i sięgnął po sztylet.
Razem poszli po panią Kłopot. Ona nie spała i co więcej była dobrze poinformowana co dzieje się na zewnątrz. Wspomniała coś, że jej posesja jest dobrze maskowana w Astralu, więc Gnoll nic nie znajdzie i bandyci rozejdą się wkrótce w różne strony i tyle z tego będzie.
Dziewczyna słuchając staruszki aż szerzej otworzyła oczy w zdziwieniu. Ta kobieta widocznie jeszcze nie raz miała zaskoczyć pannę Vergest. Ale przynajmniej poczuła ulgę wiedząc, że nikt się nie włamie.

Łomot na dole kazał jednak sądzić inaczej. Cała trójka powoli zeszła po schodach. Każde uzbrojone w cobyłopodreką w tym także w lampy i kaganki. Na dole w sieni, przez wybite niewielkie okienko gramolił się uciekinier. Portki mu się darły, pas zawadzał o framugę, rapier wysunął się z pochwy i uderzył o podłogę. Przy akompaniamencie jęków, pękających gatków i brzęku szkła wpadł on do środka pomieszczenia, gubiąc przy okazji jednego buta. Choć być może wcześniej zjadł go Dzbanecznik…
Mężczyzna był to przystojny, choć potargany nieco. Wielce zaskoczony obecnością domowników, zerwał się na nogi i nerwowo ukłonił.
- Buenos dias gospodarze! - Rzucił i pewnie stuknąłby obcasami, gdyby nie jedna goła pięta - Wybaczcie proszę moje najście. Byłem pewien, że nikogo nie zbudzę! Jestem Diego De laChristo, mon senioritas e… - Tu jego twarz jakby się lekko roztopiła, zjechała po czaszce i chlapnęła na podłogę. Mężczyzna złożył się jak drewniany pajacyk i rymsnął o posadzkę. Z pleców wystawało mu kilka kolców Pietruszkowicy Jadowitej, która rosła przy samym oknie. Jeden kolec wystarczył, by Klemensowi było wszystko jedno który pies sąsiadów go mamle. Diego miał w plecach kolców szesnaście.
- To co z nim robimy? - zapytała z westchnięciem Chloe przerywając tym samym nagłą ciszę jaka zapadła po urwanym słowotoku “włamywacza”. Dziewczyna włożyła Lusterko do kieszeni płaszcza i podeszła do mężczyzny. Pochyliła się nad nim i przyłożyła mu palce do szyi. - Żyje. Możemy spróbować wysłuchać jego opowieści - zaproponowała. Sama była ciekawa kim on był. A skoro go szukały takie obdartusy jak ci zza płotu to w jej ocenie nie koniecznie musiał być kimś złym.

I tak też było. A mogli się o tym przekonać, gdy tylko staruszka z czynnie asystującą jej Chloe, uporały się z opatrzeniem rannego człowieka. Kawaler De la Christo był człowiekiem honoru, choć zbłądził. Niegdyś pirat, który rozbił się u wybrzeży Bourmont. Przeżywał przygody na całym świecie, walczył z różnymi potworami i kochał nieszczęśliwie wiele kobiet. Tym razem los go wpakował najpierw do więzienia w Matrice, a potem w objęcia dzikiej bandy panny Crackpot.
- Nie chcę zawadzać - rzekł - Jedyne co mi trzeba to trochę strawy i dobrego słowa na drogę. Muszę opuścić Chlupocice… - Wstał z łoża na którym niechętnie położył go pan Lambert.
- Dostaniesz co trzeba - powiedziała z surową miną pani Kłopot. Miała ona okazję porozmawiać sam na sam ze światowcem. Widać, informacje jakie uzyskała, nie przypadły jej do gustu.
- No, guldenem też bym nie pogardził.. - jęknął ranny, ale zaraz się zamknął gdy spoczął na nim wzrok pani Krystyny.

Już bladym świtem nieproszony gość opuścił domowników z obietnicą, że kiedyś zechce się zrewanżować, a panna Chloe wreszcie mogła wrócić do swojego pokoju. Przy tym nadmiarze wrażeń, zmęczona padła na swoje łóżko. Tym razem nie potrzebowała ani poezji poetów o wątpliwym talencie pisarskim, ani kubka gorącego kakao. Zasnęła głębokim i spokojnym snem, jak tylko przytuliła głowę do poduszki.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline