18-07-2016, 21:25
|
#40 |
| 8 Obserwując Tanaroańczyków, Katon doszedł do wniosku, że o słodką wodę na półwyspie nie było trudno, a raczej - dzicy na jej pozyskanie mieli wiele sposobów. Oprócz niewielkich źródełek, zebranej deszczówki i pogłębionych pracą rąk dziur w wilgotnych miejscach, w których wody gruntowe przebijały się na powierzchnię, tubylcy, jak niektóre małpy, potrafili polegać niemal w zupełności na wodzie zawartej w owocach. Pili też krew upolowanych zwierząt, szczególnie żółwi morskich, a drobne ilości wody uzyskiwali również z rybich oczu i kręgosłupa. Wbijali też bambusowe rurki w drzewa obficie porośnięte żółtymi owocami pizangami zwane, których smak słodkawy i przyjemny, a dotąd rozbitkom nieznany, przypadł niektórym załogantom do gustu.
Nawet ścinano te drzewa bardzo blisko ziemi i podstawiano puste naczynia. Przy okazji, po zdrapaniu kory powalonego leśnego olbrzyma wyjadano pożywny środek, a twarde nerwy liści idealnie nadawały się do koszykarskiej roboty. Wodę uzyskiwano także z bujnych pnączy roślin, choć nie z każdych - widać jedne były trujące i szkodliwe, a inne nie. Dzięki czujnemu oku prawdziwego badacza, mędrzec oswoił siebie i kompanów z perspektywą wyprawy do wielkiej dżungli, która wkrótce miała pochłonąć ich, jak ocean chłonie rzucony kamyk.
Te same oczy zauważyły też nabijających się z Ereszkigal postawnych braci klanu jaguara, którym nadzwyczaj przypadł do gustu sposób, w jaki Mgonka obchodziła się ze swym fallicznym amuletem. Może warto było już ruszać? Pozostawić tych piratów bez decyzji, to jak prosić się o rozprzężenie kompanii i poważniejsze waśnie z Tanaroańczykami... Co robicie?
Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 22-10-2016 o 17:12.
|
| |