Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2016, 22:08   #124
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
część pierwsza ...

Gorący prysznic był tym czego potrzebowała po wymarznięciu w Chinach. Mogłaby pod tym strumieniem ciepłej, parującej wody pozostać na wieczność. Tak, to było w tej chwili dla niej najszczęśliwsze miejsce na świecie. I miała swoje ciało z powrotem.
Ale nie tylko to. Nie mogła się napatrzeć na nie. Dłońmi gładziła swoją skórę mydląc ją. Szczególną uwagę zwracała na barki i bok. Skóra tam była gładka. Jakby Portoryko nigdy się nie wydarzyło. Nie było blizn, ani ran z jakimi skończyło jej ciało po starciu z ruską suką. To było niesamowite, jakby jej ciało odrodziło się nie pamiętając ogromu bólu jakiego doznało.
Wytarła się do sucha, założyła koszulkę z logiem IBPI i lekko uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Niestety wkrótce mały zalążek optymizmu zniknął bez śladu zastąpiony przez smutek z obawy przed rozmową z koordynatorem. No i Camille. Wyglądała na wymęczoną. Nastrój towarzyszący im obu nie był najlepszy i nie poprawiał się pomimo usilnych starań Imogen by podnieść Małą na duchu.

Pożegnanie miało swoje miejsce nim Cobham wkroczyła do gabinetu. Objęła dziewczynkę i zapewniła ją, że jeśli tylko najdzie ją ochota to w każdej chwili może ją odwiedzić. Immy obiecała jej, że dla niej zawsze znajdzie czas.
Nie był to najbardziej odpowiedni moment na ckliwe rozstania. Imogen puściła Camille i z wymuszonym uśmiechem weszła na spotkanie z panem Egelmanem.
Zamknęła za sobą drzwi, otarła dłonią oczy i cicho pociągnęła nosem. Czuła, że ma ściśnięte gardło i w sumie to zamiast gadać z tym gościem pod krawatem siedzącym za biurkiem to wolałaby skryć się gdzieś w kącie i rozryczeć.
Ale musiała z załamaniem poczekać jeszcze chwilkę.

***

Nie spodziewała się takiego powitania. Siedziała nieco zmieszana wpatrując się w niego gdy ten przedstawił się i wspomniał o okolicznościach w jakich została "pozyskana" dla IBPI. W sumie to zawsze ją to ciekawiło, ale nigdy nie było czasu o to zapytać kto zaryzykował i przyjął ją do tej roboty. No i nieco zawstydziła ją pochwała jaką otrzymała. "Człowiek ze stali". Do tego to jego zapewnienie, że nie wierzył w jej śmierć.
Świadomie czy też nie Conrad Egelman niezmiernie połechtał ego Cobham.
Później przeszli do finansów i stawka jaką miała otrzymać za te cztery dni pracy.
"A nie, to dla mnie minęły cztery dni. Tu zaraz będzie listopad" wspomniało jej się. Ale to co ją naprawdę zaskoczyło to to, że Kate dostała za jej "śmierć" pieniądze... "Czemu?" cisnęło jej się na usta, ale Koordynator ciągnął swój wywód dalej. Immy pozostawało mieć nadzieję, że bratowa przekazała je jej rodzicom.

No i przeszli do tematu najbardziej bolesnego. Niestety, tak jak się tego skrycie obawiała na jej papierach, tuż obok zdjęcia widniały czerwone trzy literki "KIA" wykonane stemplem maczanym w atramencie. Teraz co prawda były przekreślone ręką Egelmana z dopiskiem którego pod tym kątem Imogen nie była w stanie rozczytać, ale sfery prywatnej nie szło tak łatwo naprawić jak zapisu w kartotece.
Nagle Imogen Cobham skurczyła się w sobie. W zamyśleniu przyłożyła zaciśniętą dłoń do twarzy, na której malowało się zmartwienie. Widok matki stojącej nad trumną, która nosiła jej imię... Był dla niej niczym kubeł zimnej wody wylany na głowę. Dla niej to były cztery, mega, kurewsko wręcz trudne dni. Ale dla jej rodziców to musiał być szok. Jej mama była zawsze przewrażliwiona na dobro dzieci i to... Poczucie winy ukłuło ją prosto w serce.

Decyzja o tym co musi zrobić, co chce zrobić, była dla niej oczywista. Pieniądze nie liczyły się dla niej. Całe życie zmagała się z kombinowaniem jak ma jej wystarczyć od pierwszego do pierwszego, gimnastykować się by ukryć przed bankiem dodatkowe wpływy, więc nawet jej to już weszło w krew. Rodzina liczyła się najbardziej.
- Ale to jak to tak... - zaczęła nieco nieskładnie i z lekko zachrypniętym głosem. - Kiedy był mój pogrzeb? - zapytała, a słowa brzmiały dla niej tak bardzo nierealnie.
- Mnemosyne podłożyło fałszywe ciało dwa dni po przebudzeniu Scylli. Zorganizowanie pogrzebu i sprowadzenie zwłok zajęło twoim rodzicom tydzień. Osiemnastego sierpnia miała miejsce ceremonia - odparł Conrad, przeglądając dokumenty z innej teczki.
Imogen wzięła głęboki oddech. Intensywnie myślała o tym.
- Jak się to wszystko skończyło? - zapytała. - Znaczy na Wyspie Wniebowstąpienia - dodała zaraz by mężczyzna nie pomyślał, że prosi ona o relację ze swojego pogrzebu.
- Cisza - odparł Conrad. - Jeżeli chodzi o sprawę Wyspy Wniebowstąpienia, to cisza. Próbujemy określić położenie Scylli poprzez jakieś odchylenia od norm spotykane na morzach i oceanach… Jakieś małe tsunami, czy tego typu sprawy… no ale zero sukcesów. I nie ma choćby najmniejszej wskazówki. Miałaś na myśli coś konkretnego, czy pytałaś tak ogólnie?
Wzruszyła ramionami.
- Dla mnie to trochę... Dziwne. Minęły mi cztery dni, a tu... Próbuję się jakoś w tym połapać. Przepraszam dla mnie to ciągle świeża sprawa i żywe wspomnienia - wymusiła na sobie uśmiech. - To chyba dobrze, że nie można jej znaleźć. Że Dahl nie zrobił tego co zamierzał - przynajmniej odrobinę to ją pocieszyło.
- A co zamierzał? - odparł Conrad. Wyraźnie spoważniał. - Jest w areszcie od kilku miesięcy i wciąż nic nie powiedział. Jest trzymany poza oddziałami i Ergastulum w specjalnym więzieniu tylko dla niego. W miejscu o ściśle strzeżonej lokalizacji. Procedury bezpieczeństwa, jakie… wymyślone zostały specjalnie dla niego są wręcz chore. Wciąż mamy nadzieję dowiedzieć się jak najwięcej, czy choćby cokolwiek, ale… - Conrad zastanowił się przez moment. - Tak właściwie może IBPI dowiedziało się czegoś, a ja mam zbyt niski Kod Dostępu? Wszystko to największa tajemnica. I rzecz jasna Portland, po tej całej sprawie Hayesa, to ostatnie miejsce, z którym chcą się nimi dzielić ci na górze - zasępił się. - Normalnie nie rozmawiam o tej sprawie tak otwarcie z podwładnymi, ale myślę, że zasługujesz na to.
- Eh, czyli go jednak nie zabili - mruknęła pod nosem, wyraźnie nie pocieszona tą informacją. - Najważniejsze rzeczy i tak przekazałam Szefowej na misji, resztę zdam w raporcie czy coś...
- Prędzej „ czy coś” - Conrad uśmiechnął się w odpowiedzi. - Myślę, że wystarczy nam nagranie ze Skorpiona. Inaczej trochę dłużej musielibyśmy cię pomęczyć ze zdawaniem relacji - mrugnął okiem. - Pozwolisz, że jeszcze zbadam PWF? - zapytał. Po przystąpieniu do mierzenia parametru Immy z przestrachem ujrzała szok, który rozlał się na twarzy mężczyzny. - Obawiam się, że na sam początek wyślemy cię na małe wakacje. PWF wzrósł z… - spojrzał do dokumentów - Z pięciu do krytycznych wartości. Nie martw się, wszystko wkrótce wróci do normy - dodał. - Musisz na chwilę odpocząć w jednym ze sprawdzonych przez nas kurortów. Takich, w obrębie których na pewno nie ma ani Paranormalium, ani Paraspatium, ani Parapersonum. Z biegiem czasu PWF będzie spadać - dodał uspokająco.
- Krytycznych?! - zaskoczyło ją to i może nawet lekko zdenerwowało. Ale wolała nie pytać ile dokładnie to jej PWF teraz wynosiło, może dzięki temu będzie odrobinę spokojniej spać. Zaraz zmrużyła oczy i zamyśliła się. Nie było czemu się dziwić. Lista okoliczności dla podwyższenia PWF była długa: leczenie przez Lokiego, statek pełen Konsumentów na wakacjach, tortury Romanowej, śmierć, powrót z zaświatów, zamiana ciał, wycieczka do innego wymiaru, zwiedzanie tego innego wymiaru w którym rządził pan Mroczek, powrót tu, powrót do ciała... No i przygodny seks z gościem, który okazał się być Parapersonum.
“Ah i jeszcze klątwa konsumentki” wspomniała w myślach. Choć była szansa, że ze śmiercią, akurat to mogło się już wykasować wraz z bliznami po Chupacabrach.
Imogen skrzywiła się na to wspomnienie... I nagle zaczerwieniła zdając sobie sprawę z czegoś o czym w kluczowym momencie zapomniała.
- Cholera... - mruknęła pod nosem i zakryła dłonią twarz. - A czy mogę sobie... zastrzec by nie wszystkie zapisy ze Skorpiona zostały przejrzane przez badaczy? - zapytała Koordynatora, gdy opuściła rękę i wyprostowała się na fotelu. Cobham gorączkowo zaczęła robić sobie rachunek sumienia ze wszystkiego co zrobiła przez ten czas jak aktywowany został moduł nagrywający Skorpiona.
Conrad zaśmiał się w odpowiedzi.
- A jak chcesz to zastrzec? - zapytał, uśmiechając się od ucha do ucha. - Skąd Badacze mają wiedzieć, na co mają nie patrzeć?
- No na przykład bym na jakimś formularzu podała godziny w których nie życzę sobie żeby oglądali... - ale mówiąc to czuła się niezwykle głupio.
- Zgadnę, że nocne? - Conrad zaśmiał się pod nosem.
- Ta... - Zdała sobie sprawę, że niestety, ale jej naleganie może wywrzeć odwrotny efekt. Imogen skrzyżowała ręce przed sobą. - Eh, chyba pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że te zapisy dostaną wysoki poziom tajności - jęknęła. - Ale jest inna sprawa. Bo od momentu jak zabiłam Romanową to tak jakby zmieniłam ciało - spojrzała na Conrada z nadzieją, że nie pomyśli o niej że zwariowała. - Bo szczerze mówiąc to ja umarłam. Znaczy to ciało umarło - wskazała dłońmi na siebie. - Więc technicznie rzecz biorąc to Kate może zatrzymać tą forsę - zasugerowała nieśmiało.
- Nawet po śmierci dbamy o pieniądze, co nie? - Conrad przytaknął z tym samym uśmiechem. Wydawało się, że rozmowa z Imogen sprawia mu prawdziwą przyjemność.
Immy spoważniała w mgnieniu oka i spojrzała na niego z oburzeniem. Zaraz jednak westchnęła zrezygnowana. Z bólem serca zdała sobie sprawę jaką decyzję powinna podjąć.
- Nie. Po prostu... - postukała nerwowo palcami. - Chcę... Nie chcę, żeby moja rodzina więcej cierpiała - powiedziała poważnie. Odwróciła spojrzenie. - Nie chce też odchodzić z IBPI. Ale nie chce, żeby moi bliscy znów przechodzili przez to samo - każde słowo wypowiadała powoli, ostrożnie je ważąc. - A sam pan wie, że z moim szczęściem... - wzruszyła ramionami. - Wszystkim oszczędzi kłopotu jak nie... Jak zostanę martwa - uśmiechnęła się smutno.
Conrad również spoważniał.
- Ja wiem, że to bardzo poważna decyzja. Nie każę ci teraz jej podejmować, choć zwlekanie rzecz jasna nikomu nie jest na rękę. Jeżeli chcesz, to możesz jeszcze się nad tym zastanowić w trakcie odpoczynku w Błękitnej Lagunie. Chciałbym, abyś była przekonana, a przynajmniej… pewna, że to naprawdę najlepsze wyjście - mężczyzna kiwnął głową. - Nie możemy pozostawić tych pieniędzy Katherine Cobham, bo technicznie rzecz biorąc żyjesz. Zasiłek jest przyznawany nie jako bonus za umieranie, ale jako rekompensata od IBPI dla rodziny za śmierć na misji. Takiego rodzaju ubezpieczenie. Pierwotnie zostało stworzone po to, by zabezpieczyć przyszłość dzieci detektywa, czy też tych, którzy są od niego finansowo zależni. Jeżeli detektyw nie ma takich osób, to środki są przekazywane dla najbliższego żyjącego krewnego, który pracuje w IBPI. Ma to mu chyba pomóc nie znienawidzić firmy - Conrad wzruszył ramionami. - Odpowiadając poważnie na prośbę o nie oglądania zapisów z określonych godzin… Użytkownik Skorpiona ma możliwość w każdej chwili wyłączenia nagrywania. Jeżeli tego nie zrobi i opamięta się po fakcie… Przykro mi, ale Badacze mają obowiązek przejrzenia wszystkiego. A co jeżeli w tym podanym przez ciebie czasie jest zapis momentu, w którym zgadzasz się pracować dla Konsumentów i być podwójnym agentem? I badacze na pani prośbę nie przejrzą tego, po czym wysadzisz nas wszystkich. Nie możemy sobie pozwolić na takie ryzyko, zwłaszcza nie teraz - westchnął.
"To Skorpiona można wyłączyć?" Immy otworzyła aż usta w zaskoczeniu na tą wiadomość. Dałaby sobie rękę obciąć że nikt jej o tym nie powiedział. I przez to nawet na pierwszej misji...
"Boże, ale ze mnie kretynka" Cobham opuściła głowę z bezradności na swoje zachowanie. Ale już tym, że mogłaby pracować dla Konsumentów to naprawdę ją obraził. Zdecydowanie przesadził.
- To chyba gorzej by o mnie świadczyło jakby były braki w nagraniu niż jakbym pewne prywatne sprawy wolała zostawić prywatnymi - odparła starając się jakoś wybronić, siląc przy tym na spokojny ton głosu. Już w tym momencie wisiało jej czy Badacze będą oglądać dokładnie jej igraszki z Andreasem pod pretekstem, że znajdą w tym nagraniu coś istotnego dla sprawy. To co ją zabolało to sugestia, że mogłaby być podwójnym agentem. I niby wiedziała, że nie może winić Conrada za to podejście, ale tak jakoś poczuła się z tym bardzo źle.
- Jak może mnie pan o takie rzeczy posądzać! Nawet nie zdaje sobie pan sprawy ile tam przeszłam. Ryzykowałam życie, żeby zatrzymać ten statek, żeby ostrzec tych co mieli przyjść z odsieczą o tym co szykują na nich Konsumenci na wyspie - Cobham zmrużyła gniewnie oczy. - Byłam pierwszą osobą, która zdała raport z sytuacji Szefowej. Własnoręcznie zatłukłam Romanową i nawet zginęłam przez to - ze złości zacisnęła mocno dłonie na podłokietnikach fotela.
Conrad pokręcił głową.
- Nie podchodź do tego tak osobiście. Ani przez moment mi nie przeszło przez głowę, że jesteś Konsumentką, ale procedury, to procedury. Przyznam ci rację, że wydaje się, że w konflikcie jest fakt, że można wyłączać Skorpiona oraz to, że nie można zastrzec godziny nagrania… Ale ma to swoje uzasadnienie. Wyłączanie Skorpiona to prawo nadane przez podjednostkę BHP, aby można było spokojnie pójść do toalety. Ale nagranie samo w sobie jest własnością IBPI i ten, kto je zrobił, nie ma już prawa głosu. Wiesz, to trochę tak, jakbyś była piosenkarką, wydała płytę, po czym zakazała ludziom, którzy ją kupili, słuchania jakiegoś utworu. Zamiast tego można tej piosenki nie nagrywać i nie umieszczać na albumie w ogóle. Zresztą nie ma żadnych procedur zastrzegania fragmentów nagrania też dlatego, bo żaden detektyw nigdy ich nie potrzebował, tylko po prostu nie nagrywał rzeczy, które chciał, aby były nienagrane - Conrad westchnął. - Czy masz jeszcze jakieś pytania?
Wywód Conrada uspokoił ją, ale też i wywołał poczucie winy, że tak na niego naskoczyła.
- Ewidentnie za krótko tu pracuję, żeby ktoś pomyślał o takim formularzu - odparła w ugodowym tonie i z nieśmiałym uśmiechem. No nic, temat nie do przeskoczenia. Oby Badacze, którzy to zobaczą byli dyskretni. - Moje rzeczy prywatne. Pewnie zostały spakowane i wywiezione do rodziny? - zapytała by upewnić się co do tego. Lubiła swoje mieszkanie, było takie przytulne. - Ja dziękuję, że nie muszę jeszcze podejmować teraz decyzji co do swojej przyszłości, ale raczej nie zmienię swojego zdania. Lepiej by też było gdyby Kate również pozostała nieświadoma mojego ponownego zmartwychwstania. Znam ją dość dobrze i biorąc pod uwagę moją zmianę personaliów i stanowiska które wykluczają tak naprawdę współpracę... - wzruszyła ramionami niepewna czy przychyli się do jej propozycji.
- To chyba niemożliwe. Przecież musimy odebrać jej te pieniądze - Conrad wydawał się smutny, a może zmęczony. - Na pewno będzie chciała wyjaśnień, a i bez tego domyśli się prawdy.
- No ale właśnie chodzi o to, że powinna zatrzymać te pieniądze i niczego nie będzie podejrzewać - próbowała dalej. - Na pewno nie ma na moją sytuację procedury. No chyba, że zmartwychwstania w IBPI są codziennością… Przynajmniej przy kolejnej okazji już nie dostanie tej rekompensaty - uśmiechnęła się niepewnie.
- To tak nie działa - Conrad pokręcił głową. - Gdyby Camille Desmerais dostała wypłatę za każdym razem, kiedy jej dziadek oszukał śmierć, lub ty, za każdym razem, kiedy zginął klon Katherine Cobham, obie byłybyście milionerkami. Zresztą te finansowe sprawy nie zależą tylko ode mnie. Przykro mi.
- Ech, to w sumie skoro i tak jej zabiorą tą rekompensatę to może pozwoli mi Firma porozmawiać z Kate zanim zaczną się działania o moim zmartwychwstaniu albo reinkarnacji? - zapytała. Już jej było wszystko jedno. Może jak przejrzą nagrania ze Skorpiona gdzie potwierdzi się jej zgon to zmienią zdanie.
- Pewnie - odparł Conrad. - Nawet teraz. Chcesz do niej zadzwonić?
Zaskoczył ją tą propozycją.
- Teraz? Co miałabym jej powiedzieć? "Cześć Kate, ja żyję a tak w ogóle to oddaj firmie forsę którą już pewnie znając cie i tak wydałaś". Chyba z tym poczekam. Najwyżej firma będzie się tłumaczyć, że musi oddać rekompensatę bo szwiagierka to nie rodzina - dodała na koniec z mimowolnym rozbawieniem.
- “Zrobiliśmy dodatkowe obliczenia i odkryliśmy, że jednak nie byłyście z sobą wystarczająco blisko” - Conrad ryknął śmiechem. Po kilku sekundach otarł jedną, samotną łezkę i dodał. - Wyobrażasz sobie jej minę? - mrugnął okiem, po czym zmienił temat. - Niedługo minie godzina. Musisz się zbierać, Imogen.
Immy westchnęła cicho.
- Dobrze, to będę się zbierać - pokiwała głową ze zrozumieniem. - To po moim urlopie wrócimy do tematu? - zapytała. - Kto wie może jeszcze jakiś szlag mnie trafi tam. Ostatnie wakacje nie skończyły się dla mnie najlepiej - odparła z bladym uśmiechem wykazując się czarnym humorem. Gdy to powiedziała, powoli wstała i wyciągnęła rękę do Conrada by się pożegnać.
- Wszyscy kiedyś umrzemy - Conrad skinął głową, ściskając dłoń kobiety. - Po prostu warto się z tym nie spieszyć.

Uśmiechnęła się lekko na te słowa. "Co racja to racja" pomyślała. Sama mimo swoich słów to jednak wolała prędko nie żegnać się z życiem. To co widziała po śmierci nie było niczym zachęcającym.
- Mam jeszcze jedną prośbę. Proszę żeby zaznaczył pan w papierach, że chcę zostać opiekunem prawnym Camille Desmerais. Wiem, że Armand był ostatnią osobą spokrewnioną, a po tym co przeszłyśmy to... No powiedzmy, że nawet to nie spłaci mojego długu wdzięczności względem jej - ton głosu dawał jasno do zrozumienia, że jest co do tego pomysłu przekonana. - Co prawda nie wspominałam jej jeszcze o tym, bo wolałabym najpierw ogarnąć to od strony formalnej, żeby nie robić dziecku nadziei. Ale myślę, że by się ucieszyła.
Conrad oniemiał. Spoglądał na Immy przez kilka długich sekund.
- To naprawdę miłe z twojej strony - rzekł z ciepłym uśmiechem. - Ale na razie nawet nie masz domu. Zapiszę twoje zgłoszenie i spróbuję przekazać dalej, ale nie znam odpowiednich procedur… bo nigdy nie powstały… Na pewno zostaniesz powiadomiona o ostatecznej decyzji.
- Mawia się "dom twój tam gdzie serce twoje" - mrugnęła do Koordynatora. Faktem pozostawało to co wytknął jej Conrad, że nie ma nic, nawet domu. Ale z drugiej strony dostała możliwość anulowania długów jakie narobiły jej się przez te lata i co więcej po raz pierwszy w życiu miałaby oszczędności. Z tym już można było coś zrobić. Co prawda mógł też w ten sposób zrobić aluzję do jej braku ustatkowania się, co nagrania ze Skorpiona tylko potwierdzą, ale...
- No cóż, zmartwychwstanie to dobry moment by coś zmienić ze swoim życiem - uśmiechnęła się szczerze. - Tak, więc ten... Jak już znajdą się odpowiednie formularze to proszę mi je przesłać do podpisania.
Cobham skłoniła lekko głowę na pożegnanie Egelmanowi i ruszyła do drzwi. Nie spodziewała się, że gdy w końcu to powie, to przyjdzie jej to tak łatwo. Liczyła, że brak męża nie będzie stał na przeszkodzie w tej sprawie, bo akurat dla niej był to temat nie do przeskoczenia.
Wyszła z gabinetu i udała się do sali portalu, po drodze musiała już tylko zdać raport z misji.

Jakaś dziwna atmosfera była w oddziale, a może to tylko było jej wrażenie gdy przemierzała korytarze w poszukiwaniu pokoju w którym cztery dni temu...
"Trzy miesiące temu..." poprawiła się w myślach.
... Mary Colberg włączyła jej moduł nagrywania w Skorpionie. Dla Imogen wszystko to było wciąż żywe. Jej przybycie tu prosto ze szpitala, spotkanie z Lokim, odprawa, rozmowa z Hayesem i jej sprzeciw złożony do Koordynator.

Wkroczyła do pokoju pukając tylko w geście oznajmienia, że wchodzi do środka. Było inaczej niż ostatnim razem. Inne ustawienie mebli... Nowa wykładzina.
A za biurkami ze sprzętem komputerowym nie siedziała już pyskata Mary Colberg odpalającego jednego papierosa od drugiego, tylko nieznana Cobham osoba.
W tym momencie Immy zdała sobie sprawę, że powinna była zapytać Conrada o straty w ludziach. Czy wszyscy, którzy przybyli na Poesję z odsieczą przeżyli? Czy Lotte przeżyła? Miała nadzieję, że przynajmniej ekipa Visser nie zaliczyła takiej porażki jak ona.
Badacz zgrał zapis od Imogen i po chwili była już wolna.
Czas mijał nieubłaganie i Skorpion odliczał ostatni kwadrans jaki został Brytyjce. Zdecydowanie za mało go było by mogła skupić się i opisać to co działo się po zmianie ciała.
Dlatego też w pięć minut streściła najważniejsze wydarzenia z tego okresu, od pomocy przy ewakuacji mieszkańców wyspy, przez feralną próbę pozbycia się Konsumentów przez przewrócenie łódki po powrót na wyspę by zająć się Camille i… I wizyta w “zaświatach”, które ukradły jej trzy miesiące z życia.
Przemilczała to czego dowiedziała się o kosmologii od “zmyślonego” Armanda jak i nie wspomniała czy John wrócił z nimi, czy też nie.
Mina Badacza przyjmującego jej słowny raport jasno mówiła, że uważa Cobham za co najmniej nawiedzoną. Chyba musiał być to ktoś nowy w IBPI.

Wyszła z pokoju z poczuciem jakby rozdrapała do krwi rany jakie pozostawiły na jej jestestwie te wszystkie wydarzenia. Jej samopoczucie było wyjątkowo parszywe.

Nim przekroczyła portal przyjrzała mu się uważnie. Zupełnie inaczej teraz postrzegała to “urządzenie”.
“Dziesięć, dziewięć…” korciło ją, żeby się spóźnić. “Sześć, pięć…” westchnęła i ruszyła do miejsca, w którym miała dojść do siebie.

***
[media]http://www.meetinreykjavik.is/media/w630/7bec42368c7c31c4.jpg [/media]
Zdecydowanie umarła. I ktoś pomylił przydziały, bo za dokonania za życia czyściec miała murowany. To było jedyne wytłumaczenie czemu znalazła się w Raju Allinclusive. Gorące termalne źródła, całe dnie spędzone na wylegiwanie się w nich, chodzenie na masaże.
- Niech to się nigdy nie kończy - mruknęła pod nosem, gdy siedziała sobie po brodę zanurzona w gorącej wodzie. Ubrana była w granatowe bikini. Sama musiała przyznać, że wyglądała w nim szałowo. Pozbywanie się skażenia Fluxem było chyba najprzyjemniejszą czynnością jaką w całym życiu przyszło jej robić.

Cobham przemilczała przy swoim raporcie z czasu "poza ciałem" część w której dowiedziała się czym jest Flux czy Implikery. Wszyscy przecież dobrze widzieli ile stresu przeżyła więc jak kiedyś to się przypadkiem wyda, że wie za dużo to... no cóż, zwali na stres.
Tak, Imogen Cobham trafiła do raju z którego powróci jako odmieniona osoba i zacznie nowe życie. I to dosłownie.
Decyzja o pozostawieniu swojego dawnego życia nie przyszła jej lekko. Immy pragnęła zostać w IBPI i to nawet pomimo lęku, że w jego szeregach mogli być zaszyci Konsumenci. A to pragnienie kazało jej uśmiercić siebie. Widziała na zdjęciach ze swojego sfingowanego pogrzebu ile cierpienia doznali jej bliscy. Rodzice, rodzeństwo i przyjaciele. Wszystkich ich zaniedbała na długo przed tym wydarzeniem. A mimo to przyszli się wypłakać przed "jej" trumną.
Podjęcie decyzji o pozostaniu martwym okazało się być trudniejsze niż rzucenie się na samobójczą akcję zgładzenia Romanovej.

Ale zrobiła to.

I choć nigdy nie czuła się tak bardzo samotna, jak od chwili gdy wypowiedziała swoją decyzję, to wiedziała, że nie może postąpić inaczej.
Rodzina może i cierpi teraz, ale wkrótce zapomni o niej. O tej czarnej owcy, która nikogo nie słuchała i robiła po swojemu nawet, gdy przez to obrywała po głowie. Jej rodzice mieli jeszcze dwójkę dzieci, które zechciały założyć rodziny i dać im wnuki więc nie było powodu rozpaczać za najmłodszą, której ułożenie sobie życia wybitnie nie wychodziło.
Immy usilnie starała się nie myśleć, że naprawdę nie ma teraz nikogo. Wychodziło jej to całkiem sprawnie. No może poza tymi momentami gdy z niezrozumiałego powodu zaczynała ryczeć.
Tak, starała się myśleć racjonalnie. Wmówiła sobie, że takie podejście przyśpieszy jej rekonwalescencję. Dlatego gdy siedziała sama w swoim pokoju to na laptopie przeglądała instrukcje użytkowania w locie śmigłowców. Śmigłowiec latał dzięki prawom fizyki, a ona znała je i wierzyła w nie.
"Kiedy siedem miliardów dusz, nie licząc zwierząt, wierzy w grawitację, ta istnieje. Wytwarzanie Fluxu to w dużej mierze zdolność do ignorowania tych zasad." brzmiały słowa Armanda.
Z drugiej strony zagrożenie staniem się osobą o zdolnościach paranormalnych tylko utwierdzało ją w słuszności swojego postanowienia o rozpoczęciu nowego życia. A dolegliwości jakie jej doskwierały w związku z przedawkowaniem Fluxu były koszmarne. Bóle głowy, zawroty, mdłości i huśtawki nastroju. Były dni kiedy czuła się jak bulimiczka, czasem ryczała z byle powodu i ledwo powstrzymywała się, żeby nie zadzwonić do oddziału by kazać odwołać swoją śmierć.

Ale dziś czuła się wspaniale. Co więcej, takich właśnie chwil zdarzało się jej mieć co raz więcej. Tłumaczyła to sobie powracaniem do zdrowia, zmniejszaniem się jej PWF. Broszurka IBPI mówiła, że spada on o jeden przez miesiąc jeśli spędza się ten czas w środowisku o znikomym poziomie PWF. A skoro jej sięgnęło do krytycznych to czekał ją całkiem długi pobyt w Błękitnej Lagunie. I nie miała nic przeciw temu. Na razie starała się nie myśleć co zrobi ze swoim życiem.
Mnemosyne dostało od niej prośbę, że chciałaby zacząć je z licencją lotniczą, choćby tylko turystyczną. Poza tym zdawała się na ich fantazję i doświadczenie. Czuła, że zmiana danych osobowych, już na stałe, będzie niezwykle trudne. Co innego używać fałszywych dokumentów na misji, a co innego utracić swoją tożsamość na rzecz nowego nazwiska, nowej przeszłości. Jak zawsze miała pretensję do rodziców za wybranie jej takiego imienia tak teraz pragnęła je zachować, jakby…

Burczenie w brzuchu zakłóciło jej egzystencjalne rozterki. Był najwyższy czas by udać się na jedzenie. Siedzenie w wodzie bardzo zaostrzało apetyt.
Imogen wyłoniła się z basenu przyciągając tym samym męskie spojrzenia. Schlebiało jej to i dodawało pewności siebie. Pozwalała sobie też na drobny flirt z co przystojniejszym wczasowiczem, ale nic więcej. Nie czuła się na siłach na coś więcej. Tłumaczyła sobie to tym ile wstydu najadła się przez swoje nieprofesjonalne zachowanie, które uwiecznił Skorpion. Miała nadzieję, że nim wezwie ją oddział to minie tyle czasu, że ludzie tam zapomną o jej ekscesach...
Owinęła się szlafrokiem i udała się do pokoju.

I tak kolejny dzień minął jej na błogim nicnierobieniu. Był już wieczór i właśnie wracała z masaży zastanawiając się czy zdąży na kolację. Strasznie zasiedziała się na ostatnich zabiegach relaksacyjnych i teraz czas ją gonił jeśli nie chciała skończyć głodna w łóżku.
Nie od razu zareagowała na zawołanie jej przez recepcjonistkę. Była tu oczywiście pod fałszywym nazwiskiem i to jeszcze nie, tym które miało stać się jej nowym. Od razu zaczęła zastanawiać się o co może chodzić.
“Nie no, przestałam słuchać głośno muzykę odkąd przyszły mi słuchawki do laptopa” wspomniała ostatnią uwagę jaką dostała od personelu hotelowego. Ktoś podobno narzekał, że nie może spać, bo ktoś po nocach ogląda filmy. Nie pozostawało nic innego jak przeprosić i złożyć zamówienie.
Imogen wzięła do ręki kartkę i przeczytała to co było na niej napisane.
- Kto to zostawił? - zapytała recepcjonistkę używając do tego jej języka. Na twarzy Cobham malowała się konsternacja.
- Mała dziewczynka, nie zdążyłam zapytać jej o imię. Jestem całkiem pewna, że jest jednym z naszych gości hotelowych, jednak musiała zostać zakwaterowana przez którąś z moich koleżanek.
"Uff, a już myślałam, że to któryś z tych romantyków co to się tu kręcą" pomyślała z ulgą, że jednak nie będzie musiała nikogo uprzejmie spławiać.
Mała dziewczynka, która zostawia dla niej list o takiej treści. Dla Imogen było to oczywiste. Camille musiała się w końcu za nią stęsknić i zechciała spotkać. A nie może poprosić o to firmy, bo w trakcie odwyku od Fluxu Cobham nie może przebywać w towarzystwie tych, którzy mieli podwyższony próg wartości PWF na tyle, że stawali się już Parapersonum. Camille chyba była III stopnia.
- Dziękuję i życzę miłego wieczoru - Immy uśmiechnęła się uprzejmie do kobiety z recepcji. Ta wiadomość naprawdę ją ucieszyła.
Schowała list do szerokiej kieszeni szlafroka i udała do swojego pokoju by przebrać się na kolację. Tam wyciągnęła list i włożyła go do szufladki w szafce nocnej stojącej obok dużego łóżka.
Związała włosy z tyłu głowy i zaczęła rozglądać się za czymś co może założyć na siebie by nie wyróżniać się wśród gości tutejszej restauracji. I gdy zastanawiała się czy sukienka zielona czy niebieska przypominając sobie, że jak się nie spręży to będzie głodna do śniadania i wtedy przyśpieszyła swoje ruchy wkładając w końcu zieloną sukienkę.
[media]http://ilarge.lisimg.com/image/1148772/740full-beth-riesgraf.jpg [/media]
Z tego też powodu w biegu złapała za sweterek wiszący w szafie w przedpokoju i wyszła z kluczem w ręku, zamykając za sobą drzwi do pokoju na klucz.

O tej porze w restauracji Lava było niewielu gości i bez problemu zajęła sobie miejsce w ustronnym miejscu. Immy zamówiła i sącząc sobie białe wino czekała, aż kelner przyniesie jej talerz.
Znienacka pojawił się obok jej stolika jakiś nieznajomy mężczyzna, który uśmiechnął się i przedstawił. Nazwisko momentalnie wyleciało z głowy Imogen. Jakiś Jack, a może Jeff…
- Przyznam się, że obserwuję panią już od jakiegoś czasu - uśmiechnął się nieśmiało. - I pani zawsze taka sama. No i tak samo ja. Czy mogę się dosiąść?
Zdawało się, że był po pięćdziesiątce. Łysinka wystawała spomiędzy kędzierzawych, czarnych włosów. Kiedyś mógł być całkiem atrakcyjny, lecz bieg czasu odcisnął na nim swoje piętno. A także na brzuchu, który pokrywała niemała oponka.
W pierwszej chwili chciała powiedzieć, żeby sobie poszedł. Chyba to nawet było widoczne w jej spojrzeniu. Mogłaby na przykład ściemnić, że jest lesbijką, żeby drugi raz nie podchodził. Ale w sumie to czemu nie? Była w dobrym nastroju przekonana, że spotka się z Camille, więc i przez to była teraz milsza dla otoczenia, bardziej skłonna do międzyludzkich interakcji.
- Jasne, proszę - uśmiechnęła się przyjaźnie i wskazała miejsce przy swoim stoliku. - Ale kelnera trzeba się namęczyć żeby przywołać. O tej porze to już by najchętniej zamknęli to miejsce - stwierdziła z rozbawieniem.
- Dokładnie - mężczyzna przysiadł się. - Wtedy można byłoby już w spokoju kierować się do sypialni… znaczy się, żeby spać, rzecz jasna - kiwał głową, uśmiechając się cały czas.
- No ja nie przeczę, że tym ludziom należy się odpoczynek po pracy - przez swoją wypowiedź Cobham czuła, że wyszła na strasznego człowieka. - Po prostu nie trudno się tu zasiedzieć w tej wodzie, na masażach. Później trzeba to wszystko zmyć z siebie, a to białe błotko ciężko się spłukuje. A spanie z pustym brzuchem nie jest przyjemne - zaczęła się tłumaczyć.
- To prawda - Jeff pokiwał głową. - Aż mam wyrzuty sumienia, że siedzę tutaj i zawracam głowę tym biednym kelnerom… ale z drugiej strony też jestem głodny - przegryzł wargę. - Mam pomysł! - niespodziewanie oznajmił. - W moim apartamencie jest dobrze wyposażona lodówka i moglibyśmy przyrządzić coś smacznego! Och, że wcześniej na to nie wpadłem! Uprzejmie zapraszam w me skromne progi - uśmiechnął się.

Immy oparła się łokciem na stoliku, a wolną ręką zakręciła kieliszkiem z winem. Powstrzymała się, żeby w jej spojrzeniu nie było widać politowania. Westchnęła cichutko. Facet zupełnie nie był w jej typie. Jeśli już miałaby się umawiać z kimś na niezobowiązujący seks to z pewnością nie byłby to ktoś kto potrzebuje przed tym Viagry.
Cobham przyjrzała się prawej dłoni mężczyzny by wypatrzeć czy ma ślad po obrączce. Zastanawiało ją co tu robił sam. Rozwodnik, czy może tylko uciekł tu przed żoną i nastoletnimi dziećmi. Z pewnością kryzys wieku średniego miał tu dużo do powiedzenia sporo stalkuje samotną kobietę.
Z drugiej strony jak ona sama wyglądała w oczach takiego stalkera? Kobieta po trzydziestce.
"Przed trzydziestką" uśmiechnęła się sama do siebie, co oczywiście mężczyzna mógł źle odebrać.
Była zgrabną, młodą blondynką, która z jakiegoś powodu była zakwaterowana w swoim pokoju z podwójnym łóżkiem, ale mieszkała tam sama. Do tego mało z kim rozmawiała, co najwyżej zamieniła drobne gadki o niczym z nieznajomymi na termach.
- Przykro mi, ale ja już czekam na zamówienie. To byłoby nie miło teraz tak odejść - odparła mu w końcu uśmiechając się uprzejmie. - A to mogłoby obrazić kucharza. Naprawdę nie chciałabym urazić kogoś kto ma do czynienia z moim jedzeniem - stwierdziła z rozbawieniem. Na koniec upiła łyk wina z kieliszka.
- To może chociaż deser u mnie? - mężczyzna wydął wargi. - Coś słodkiego, może nawet bardzo - mrugnął okiem. W tym czasie przyszedł kelner z zamówionym daniem. - Chcesz, abym mówił wprost?
- Lepiej nie, bo wolałabym nie stracić apetytu - odparła mu nie kryjąc już znużenia jego osobą. Odstawiając kieliszek na stół uśmiechnęła się do kelnera dziękując za jedzenie. Wzięła sztućce do ręki i wbiła nóż w grilowanego łososia podanego z całą masą szpinaku, czosnku, pomidorów i mozzarelli. Skropione cytryną i posypane prażonymi nerkowcami. Był czas najwyższy na plan B.
- Wybacz ale wolę towarzystwo kobiet - spojrzała na niego przepraszająco.
- Dla ciebie mogę być nawet kobietą - mężczyzna wyszczerzył się. Zdaje się odczytał słowa Immy tylko jako udawanie niedostępnej. - Mraaaau!
- Josh, widać że jesteś nowy w te klocki - odparła z powagą Imogen nie przejmując się, że przed chwilą wzięła do ust kęs z jej kolacji. - Skoro nie docierają do ciebie aluzje to powiem w prost. Nie chcę seksu z tobą. Jedyne co ci dam to radę. Weź ją sobie do serca. Jeśli chcesz bawić się w przygodny seks z laskami, które są młodsze od ciebie o ponad dwie dekady to do cholery zadbaj o siebie. Na wygląd nie patrzą tylko takie, które interesuje twój portfel, ale takie się ciebie uwieszą i zaczną uprzykrzać życie singla. Nie wiem, idź do siłowni, zacznij trenować crossfit, zdrowo się odżywiaj - zaczęła wymieniać, ale w trakcie mówienia zdążyła już zjeść jedną trzecią zawartości talerza. - A jak już się pozbędziesz tego nie ciekawego brzuszka - wskazała nożem niedoskonałość jego aparycji. - To sam zobaczysz, że laski zaczną się same do ciebie garnąć.
Josh oniemiał.
- Ale jesteś… płytka - rzekł, po czym wstał i wyszedł, a Imogen została sama.
- Hipokryta - odparła mu na pożegnanie.
Kobieta odprowadziła go spojrzeniem aż ten opuścił restaurację.
“Nie sądziłam, że to podziała” uśmiechnęła się pod nosem z zadowoleniem. Nareszcie mogła zjeść kolację w spokoju. Już się nie spieszyła, ale i tak talerz został wkrótce opóźniony. Dopiła wino i wstała od stolika z nadzieją, że głód nie obudzi jej w środku nocy.

Immy nie uważała siebie za płytką. Zwyczajnie wyzbyła się złudzeń i zaczęła dostrzegać plusy bycia singlem. Oczywiście z dużej mierze sprowadzało się to do okłamywania samego siebie, ale skoro czuła się przez to lepiej, to czemu nie?
“Może po powrocie kupię sobie psa? Albo kota jak to proponował mi John” zaczęła się poważnie zastanawiać nad podjęciem tej decyzji, gdy samotnie przemierzała korytarz prowadzący do jej pokoju. “Przed zwierzakiem nie musiałabym się tłumaczyć czemu znikam bez słowa przechodząc przez futrynę”.
Wyciągnęła klucz i otworzyła nim drzwi do siebie. Wszystko co teraz miała mieściło się tylko w tych czterech ścianach
Zamknęła za sobą i po przekręceniu zamka zostawiła w nim klucz. Podeszła do biurka i włączyła laptop, a gdy temu startował system Imogen podeszła do okna. Widok z niego bardzo jej się podobał i to pomimo tego że ta cała unosząca się mgła, podświetlona reflektorami wyglądała trochę upiornie. W basenie już nikt nie siedział o tej porze.

[media]http://www.travelreportage.com/wp-content/uploads/2013/05/DSC4913.jpg[/media]

Jak co wieczór w planach miała oglądanie seriali. Miała w tym temacie spore zaległości, a teraz miała czasu dość by skorzystać z listy tytułów wartych uwagi, którą dawno temu podesłał jej Logan.
Melodyjka która rozległa się w pokoju oznajmiła ze komputer już jest gotowy. Immy wzięła go z biurka i siadając na łóżku położyła laptop na kolana. Spojrzała na zegarek. Miała czas tylko na jeden odcinek, góra dwa.
- Dobre i to - stwierdziła i kliknęła kolejny odcinek “Trzeciej planety od słońca”.
Nagle, niespodziewanie, wyskoczyła jej aplikacja mailowa z nową wiadomością. W środku były dwa zdjęcia i oba przedstawiały dom Katherine oraz robotników pracujących na dziedzińcu.
Cytat:
Zgadnij, na którym zdjęciu kładą marmury przed moją villą, a na którym je usuwają. Pozdrawiam i całuję, Katherine.
Imogen przewróciła oczami.
- No i już mnie pokarało, że nie zostałam martwa - jęknęła. Zastanawiała się czy Firma może jej zapewnić ochronę przed wściekłą bratową. Teraz jak nigdy miała ochotę zniknąć. Kate potrafiła być nieobliczalna, gdy się wściekała. Już nawet przez ten czas jak mieszkała w Stanach to zdążyła o tym zapomnieć. Skrzywiła się.
Cytat:
“Dzięki za to entuzjastyczne powitanie wśród żywych. Ale nie martw się jest szansa, że będziesz o tym wiedziała tylko ty. Ale spokojnie, w końcu przecież dostaniesz tą forsę
Napisała jej w odpowiedzi, ale ostatecznie nie wysłała. Mail pozostał zapisany jako kopia robocza i Immy po wylogowaniu poczty wróciła do oglądania.
Ale humor siadł jej zupełnie. Nawet nie spodziewała się, że tak ją ten mail od Kate zdenerwuje.
“Przecież i tak jej się ta forsa nie należała” przeszło jej przez myśl z pretensją. Jeszcze by zrozumiała jakby oddała jej rodzicom.
Dalsze oglądanie sitkomu mijało się z celem. Zamknęła laptop ledwo powstrzymując się przed trzaśnięciem nim i wstając z łóżka odłożyła urządzenie na biurko obok komórki. Przynajmniej numer telefonu miała nowy więc nie musiała martwić się, że zołza do niej zacznie wydzwaniać.
Chwyciła sweter, założyła go i wyszła na balkon by wraz z wychłodzeniem ciała ostudzić emocje, które nagle zaczęły się w niej gotować.
Oparła się o barierkę i wbiła zezłoszczone spojrzenie w mgłę leniwie snującą się nad basenem.
- Przynajmniej już pamiętam czemu tak ochoczo przeniosłam się do Portland - mruknęła pod nosem z niezadowoleniem.
- Żeby spotkać na misjach ciekawych ludzi? - niespodziewanie usłyszała za sobą męski, ochrypnięty głos. Podskoczyła i obróciła się. Ujrzała wysokiego mężczyznę w zwykłych jeansach i bluzie naciągniętej na czoło tak głęboko, że zakrywała twarz. Jednak to ręce najbardziej zwróciły jej uwagę. Były białe, niczym mleko. Stał frontem do niej, zamykając jednocześnie drzwi za swoimi plecami. Wykonałby to całkiem bezgłośnie, gdyby nie ciche kliknięcie zamka na samym końcu.
- Kim ty... Co tu... - wydukała Imogen nerwowo rozglądając się po pokoju. Była przerażona najściem i mimowolnie cofnęła się w tył, ale oparła się tylko o barierkę. Jedyna ucieczka jaką w tej chwili miała wiodła w dół i kończyła się dwa piętra niżej na betonowym chodniku. Za wysoko by zaskoczyć bez uszczerbku dla życia i za razem za nisko by zginąć na miejscu.
Wystraszone spojrzenie Cobham spoczęło na białych dłoniach mężczyzny. To nie było naturalne. I właśnie to ją przerażało na tyle, że nie mogła wydusić z siebie ani jednego słowa.

Mężczyzna zrobił trzy kroki do przodu… po czym, czego Imogen nie spodziewała się, usiadł na łóżku. Lewa noga dotykała podłogi, natomiast prawą złożył przed siebie i zacisnął na niej te same, upiorne ręce. W następnej sekundzie jedna z nich jednak poszybowała w górę, aby złożyć kaptur. Immy w pół uderzenia serca rozpoznała twarz Andreasa.
- Nieznajomy zapowiada wizytę, a ty nie masz nawet kuchennego noża do obrony - pokręcił głową, wydawałoby się z niesmakiem… lecz jego usta wygięły się w uśmiechu.
- A... Andy!? - odparła zaskoczona, ale na jej buźce zagościła wyraźnie widoczna ulga. Uśmiechnęła się niedowierzając swoim oczom. On nawet nie był na liście osób, których by się tu spodziewała. Nic więc dziwnego, że patrzyła na niego jakby zobaczyła ducha. Według jej wiedzy on powinien...
- Ty żyjesz! - stwierdziła tonem jakby odkryła Amerykę. Podeszła w jego kierunku, ale zatrzymała się patrząc na niego niepewnie. - Jak? I co ty tu robisz?
- Widzisz, ja zmartwychwstałem, ty zmartwychwstałaś… jeszcze tylko Jezusa w tym pokoju brakuje. Moglibyśmy od razu zwołać pierwsze posiedzenie klubu - odparł, przeciągając się na materacu.
(...)
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline