Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2016, 15:03   #127
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
... część trzecia, ostatnia

(...)

Naburmuszyła się na jego uwagę.
- Jak znajdę dowód potwierdzający słuszność działań KK to będę gotowa zapomnieć o moich krzywdach - szepnęła cicho. I choć w tym momencie była wielce przekonana, że nie znajdzie się nic co by ją do tego skłoniło to i tak była szczera. Spojrzała na taksówkę.
- Jak nie ta to będzie inna - palnęła bez zastanowienia. Wróciła spojrzeniem na niego. - Pewnie na buziak na dowidzenia nadal nie mam co liczyć? - zapytała trochę nieśmiało choć starała się by brzmiało to zadziornie.
Andy zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową. Immy już myślała, że po prostu sobie odejdzie i na moment spuściła wzrok… kiedy poczuła dwa palce pod podbródkiem, które uniosły jej szczękę. Wargi Dircksa wpiły się w jej własne, co trwało… sekundę? Minutę? Godzinę? Ten czas jednak minął zbyt szybko.
- Żegnaj - rzekł jeszcze zanim wszedł do taksówki.
- Wyślij czasem jakąś kartkę z podróży - odparła za nim w tonie żartu. Już tak miała, że gdy sytuacja stawała się ponad jej siły to kryła to za fasadą beztroski i żartów.

Cobham pomachała mu patrząc jak odjeżdża. Przywołała na twarz beztroski uśmiech. Było jej bardzo przykro patrzeć jak Andy odjeżdża, ale nie mogła nic na to poradzić. To nie miałoby prawa się udać. Teraz jakiś czas będzie rozpaczać nad tym, ale wkrótce się pozbiera. Zawsze tak wyglądał scenariusz, w którym rozstawała się z kimś na kim jej zależało. Jednak tym razem może być trudniej. Tak naprawdę nie rozumiała co do niego czuje, jedyne czego mogła być pewna to tego, że były to pozytywne uczucia.
- Czemu najbardziej pragnę czegoś co jest poza zasięgiem? - jęknęła kręcąc głową z bezsilności.
Odwróciła się i chowając ręce do kieszeni ruszyła do hotelu. Miała mieszane uczucia.
Przekroczyła obrotowe drzwi i spoważniała. Wyciągnęła telefon i zapatrzyła się w jego ekran.

Ruszyła przed siebie korytarzem, mijając recepcję nie kłopocząc się wymijaniem ludzi. Szczęśliwie przechodzący wymijali ją w porę.

Imogen w końcu wybrała numer o IBPI. Poczucie obowiązku i może nawet lojalności.
- Przy telefonie badacz Wendy Allen. W czym mogę pomóc?
- Detektyw Cobham z tej strony - bezbarwny ton głosu opuścił usta Imogen. - Wendy, podaj mi proszę Koordynatora jakiegoś. Najlepiej Egelmana - zawsze lepiej się rozmawiało z kimś znajomym.
- Pan Egelman jest zajęty, ale mogę połączyć z panią Fennekin.
- Ona już w pracy? Eh, niech będzie - westchnęła. Szła właśnie korytarzem i zbliżała się do klatki schodowej.
- Przełączam i życzę miłego dnia - odpowiedziała uprzejmie badaczka Wendy Allen. Wkrótce zamiast jej głosu w słuchawce usłyszała milczenie, a potem spokojny ton Koordynatorki. - W czym mogę pomóc? - zapytała.
- Dobrze panią słyszeć - zaczęła siląc się na uprzejmy ton. Ostatnie wieści jakie miała o Polly Fennekin to te według których leżała w szpitalu w śpiączce po tym jak strzelił do niej Konsument. Nie odpowiedziała od razu. W głowie próbowała sobie ułożyć co powiedzieć, co przemilczeć, a co przeinaczyć. Przez to aż w skroniach pulsowało jej bólem.
- W sumie to nie wiem od czego zacząć... - stwierdziła z rezygnacją. - Może od tego, że miałam gościa, który zdeklarował się jako członek Kościoła Konsumentów? - skrzywiła się. Stanęła przed drzwiami do pokoju. - Mam wszystko opowiedzieć przez telefon?
- Tak, poproszę - odparła oszczędnie kobieta. Zapewne wolała najpierw wysłuchać, a dopiero potem zadawać pytania i ewentualnie dzielić się swoją opinią.
Imogen weszła do pokoju, zamknęła za sobą drzwi. Nieporządek w środku tylko pogorszył jej nastrój. Usiadła na brzegu łóżka, po niezniszczonej przez Andreasa stronie.
- No więc, okazuje się, że KK interesuje się miejscami o znikomym poziomie PWF, jak choćby Błękitna Laguna. Jeszcze bardziej interesują ich osoby, które wyjątkowo długo tam siedzą. I tak znikają nam ludzie z IBPI - westchnęła z rezygnacją. - Moje szczęście w tym nieszczęściu polegało na tym, że na zdjęciach rozpoznała mnie życzliwa mi osoba… Odwiedził mnie były kapitan Poesii, Andreas Dircks, z którym związana byłam klątwą - głos lekko jej się załamał, ale opanowała się.
- Życzliwa? Jak Konsument może być życzliwy? - Fennekin nie mogła tego zrozumieć. - Jeżeli on jest tam wciąż przy pani i każe dzwonić pod groźbą śmierci, to proszę powiedzieć teraz, że jest “wszystko w porządku”.
- Nie ma go już… - mruknęła ze smutkiem. - To może mi pani da do telefonu Egelmana, bo naprawdę nie mam siły wszystkiego tłumaczyć od początku, więc potrzebuję osoby znającej mój raport z ostatniej misji - stwierdziła z bezsilnością w głosie Imogen.
- Znam raport z ostatniej misji - odparła Fennekin. - Pani meldunek został przyjęty. Czy chce pani jeszcze coś dodać? Przeglądam listę dostępnych kurortów. Myślę, że najbezpieczniej będzie przenieść panią w inne miejsce, skoro to jest monitorowane przez Konsumentów.
Immy zakryła wolną dłonią twarz.
- Nie tylko to miejsce jest przez nich sprawdzane - stwierdziła z wyrzutem, bo wydawało jej się, że Koordynator nie słucha jej uważnie. Pokręciła głową. - Chce wrócić do Portland i zdać pełen raport z rozmowy z Dircksem.
- Tak, wiemy to, zmieniamy te placówki, ale one są dalej wyłapywane, Kościół Konsumentów działa w ten sposób od wielu lat. Chcę cię przenieść gdzieś, gdzie będzie bezpiecznie, to kuriozum, że tak szybko wyłapali Błękitną Lagunę, jednak nie byłby to również czas rekordowy. Miło mi, że chce pani złożyć... ekhem, kolejny pełen raport rozmowy z owym panem, ale nie jest to konieczne, o ile nie przekazał pani jakichś innych, istotnych informacji. Nie ma potrzeby przerywania “urlopu z przymusu”.
Ton jakim koordynator wspomniała o Andym jednoznacznie wskazywał do czego pili.
- Świetnie - prychnęła. - Człowiek się stara, urabia sobie ręce i dosłownie poświęca swoje życie na misji, a jedyne co wszyscy pamiętają to to, że przespałam się z gościem i zapomniałam wyłączyć nagrywanie w Skorpionie - powiedziała z pretensją w głosie.
- Teraz to już nie wiem czy powiem cokolwiek istotnego - stwierdziła markotnie. - Z tego co mówił można wywnioskować, że takie miejsca jak to Konsumenci mogą mieć na podglądzie jeszcze zanim IBPI się nimi zainteresuje. A to, że jakieś zostało wykryte wcześniej czy później to pewnie tylko kwestia tego kto w danym momencie tam wypoczywa. KK takie płotki jak ja zostawia w spokoju - biorąc pod uwagę, że wszyscy mogący chcieć się na niej mścić byli martwi albo zamknięci więc założenie Andiego co do braku zainteresowania jej osobą ze strony Kościoła mogło być całkiem słuszne. - Liczą, że takie działanie uśpi czujność IBPI i skierują tu kogoś ważnego. Na przykład taki Jenkins ma u nich wysoką wartość.
Koordynator wysłuchała Imogen, zignorowała wzmiankę o uwiecznionych ekscesach i nawiązała do samego końca wypowiedzi.
- Dlatego jak najszybciej przeniesiemy panią do innego kurortu i przy okazji zrezygnujemy z Błękitnej Laguny - odparła Fennekin. - Nie możemy kompletnie zrezygnować z listy placówek, bo musimy zapewnić detektywom pewny sposób obniżenia PWF. Jednak jesteśmy świadomi, że te miejsca są na celowniku Kościoła Konsumentów. W jakim czasie będzie mogła pani przedostać się na lotnisko w Reykjaviku?
Cobham zaczęła intensywnie myśleć nad tym ile zajmie jej droga. Z pomocą Skorpiona przeliczała odległość na mapie na czas jaki zajmie taksówce dojazd tam. W głowie pojawiła się jej nieśmiała myśl, że mogłaby tam przecież spotkać Dircksa.
Ale to byłby bardzo zły pomysł.
- A może... - zaczęła z wahaniem. Wizja zwiedzania kolejnych kurortów była całkiem ciekawa. - Skoro w innych miejscach wcale nie jest bezpieczniej...- podniosła głowę i spojrzała w okno. - Może zaryzykuje i zostanę tu? - zaproponowała. - Może wtedy Konsumenci pomyślą, że miejsce nadal jest używane przez nas, może nawet ktoś z góry wymyśli ambitny plan zrobienia zasadzki tu - wzruszyła ramionami "a i jemu się nie oberwie za to, że mi się wygadał..." dodała w myślach.
Fennekin westchnęła.
- Myślę, że to chyba jednak zbyt ryzykowne… - rzekła po chwili wahania. - Zresztą decyzje dotyczące Konsumentów podejmuje Antarktyda, nie ja. Ale ma pani pełne prawo opuścić to miejsce w trosce o własne bezpieczeństwo. Myślę, że koniec końców decyzja należy do pani.
Immy zaśmiała się.
- Jeśli tylko nikt z Portland mnie nie wsypie z tej rozmowy Konsumentom to mam tu obiecane całkiem spokojne wakacje - stwierdziła z lekkim rozbawieniem. Pokręciła głową. Decyzja o zostaniu tu była jedną z głupszych, ale z pewnością nie najgłupsza z pośród tych jakie w swym życiu dokonała panna Cobham. - Tak, czeka mnie jeszcze parę miesięcy dochodzenia do siebie po tamtych wydarzeniach. Tak będzie lepiej - westchnęła przekonując się do tej decyzji. - Czyli w sumie nic ciekawego nie wniosłam - mruknęła niepocieszona. - Najgorsze jest to, że oni naprawdę są przekonani, że są zbawicielami ludzkości - pokręciła głową w niedowierzaniu, że Andy jest z tymi świrami. - Tak jak to powiedział Dahl na Poesji, szykują się do przegonienia Bibliotheki z Ziemi - rozejrzała się po pokoju i bałaganie na podłodze.
- Wspominał o jakimś konkretnym sposobie? - w głos Koordynator wkradł się dociekliwy ton.
- Na razie skupią się na "konsumowaniu" Fluxu, zbieraniu sił. Uważają, że cel uświęca środki, więc nie liczą się z krzywdą jaka czynią przy tym. Wchłonięcie Scylli miało zapewnić im tą moc, więc możliwe, że dalej jej szukają. Uważają IBPI za zdrajców ludzkości, bo współpracujemy z obcymi - westchnęła. - Próbowałam go przekonać, żeby odszedł od KK. Nawet prawie powiedział mi o co dokładnie chodzi, ale uznał, że to będzie zdrada KK i w ramach klątwy ja się przekręcę. Kretyn nie dał sobie przetłumaczyć, że już umarłam... Zresztą dla niego to i tak już jest za późno... - stwierdziła z żalem. - W każdym razie są tak zaślepieni tym swoim celem, że na moje pytanie "co jeśli się wam uda, kto wtedy będzie chronił Ziemię przed wrogimi obcymi" to popadł w nie małą konsternację.
- On to wszystko powiedział, czy są tu też pani przypuszczenia?
- Ludzie poczęstowani whisky są bardzo rozmowni. Inna sprawa to to jak bardzo tamci dzielą się informacjami między sobą - odparła Cobham w tonie wyjaśnienia. - Nie, ja nie piłam wtedy. Jakoś tak od czasu wskrzeszenia alkohol strasznie mi nie leży - stwierdziła z ubolewaniem.
- Zapewne organizm broni się przed kolejną utratą zdrowia - Fennekin odpowiedziała uprzejmie, co Immy skomentowała prychnięciem.
- Czy Konsument wspominał coś o Dahlu? Planach jego odzyskania? A może coś o nowym zarządzie Kościoła? Nie kryję, że dobrze byłoby usłyszeć, że bez swego przywódcy są w rozsypce - westchnęła lekko pani Koordynator. - Choć to pewnie życzeniowe myślenie.

Słowo "Konsument" jakoś tak nie pasowało jej do Dircksa. Dla niej on był ofiarą, a ona winnym jego stanu. Może to tylko przez wzgląd na to, że go znała, albo zwyczajnie była naiwna i na siłę doszukiwała się w nim tego gościa, który uratował ją na Poesji z tortur, a później z jej winy trafił w łapy Konsumentów.
Armand wspominał jej, jak dobrą osobą kiedyś była Romanowa nim stała się wysysającym z krwi potworem. Imogen mogła mieć tylko nadzieję, że z Andym nie stanie się to samo.
- Szczerze to nie chciałam dotykać tematu tego pojeba… Znaczy Dahla, żeby przypadkiem nie potwierdzić czy zaprzeczyć im jakiejś informacji - przyznała Immy po dłuższej chwili milczenia. - Proszę jedynie o to, żeby moje zgłoszenie nie było jawne w Portland. W sumie to oficjalnym powodem mojego telefonu może być pytanie czy podpisane przeze mnie papiery o adopcje dotarły.

- Wszystkie rozmowy telefoniczne są nagrywane - Koordynator odrzekła zwięźle. Na co Immy przewróciła tylko oczami. - W sprawie adopcji muszę niestety podzielić się niemiłą informacją. Wniosek został rozpatrzony negatywnie. To w związku z funduszem, który Armand Desmerais pozostawił swojej wnuczce. Określił również szereg kroków, mających zapewnić Camille najlepszej miary bezpieczeństwo, a także warunki do rozwoju i kształcenia się. Został wyznaczony szereg osób mających się nią zaopiekować i IBPI wolałoby uszanować jego ostatnią wolę, jako najbliższego członka rodziny. Camille jednakże chciałaby podziękować za gest dobrej woli i solidarności. IBPI również wspiera podobne postawy, są one godne szacunku i uznania - formalny ton nieco ocieplił się pod koniec wypowiedzi Polly R. Fennekin.
"Czyli nie muszę tak naprawdę niczego zmieniać w swoim życiu" pomyślała ze smutnym grymasem Imogen. “Tak będzie lepiej” zapewniła się z rosnącym smutkiem.
- Dziękuję za informację. Proszę pozdrowić Camille ode mnie - powiedziała siląc się na zwyczajny ton by na koniec westchnąć bezgłośnie. - To chyba będzie wszystko… Ah, mogłaby pani jeszcze gdzieś zaznaczyć, że bratowa mnie dręczy niemiłymi mailami? W sumie to teraz bardziej jej się obawiam niż Konsumentów - stwierdziła nadając swojej wypowiedzi żartobliwy ton.
Immy odniosła wrażenie, że Koordynator uśmiecha się po drugiej stronie odbiornika, ale rzecz jasna nie mogła być tego pewna.
- Muszę mimo wszystko zapytać, czy chce pani złożyć oficjalną skargę. Takie są procedury.
- Tak - stwierdziła Immy bez cienia wahania. - Co jakby jej mąż przeczytał te maile? Nie zamierzam zmieniać swojego zdania co do pozostania martwą i przyjęcia nowych personaliów. Tym bardziej, że mam okazję nie… - i nie dokończyła zdania.
- ...nie…? - Koordynator podchwyciła wątek.
Cobham spojrzała w sufit zła, że w ogóle zaczęła ten wątek.
- Nie dożyć końca odwyku - dokończyła ponuro Immy. - Zresztą pewnie i tak przemawia teraz przeze mnie tylko przybicie. To chyba będę kończyć…
- Pani Cobham, nie ma potrzeby ryzykować własnym życiem, zwłaszcza w wolnym czasie. Jeszcze raz proponuję, aby właśnie w tej chwili udała się pani na autobus do Reykjaviku, a potem na lotnisko.
- I dokąd miałabym polecieć? - zapytała Immy z wyrzutem. Gdzie się nie ruszy to będzie ta sama sytuacja: w końcu ktoś się ją znajdzie. Pokręciła głową. - Wszędzie jest tak samo bezpiecznie - sarknęła. - Ale jakbyście przysłali mi pistolet z ostrą amunicją to bym się ucieszyła - dodała w niby żartobliwym tonie.
- To da się zrobić - Koordynator odparła. - Proszę dzwonić w przypadku problemów.
Ta odpowiedź szczerze zdziwiła Imogen. Nie spodziewała się, że bez problemów dostanie broń.
- Dzięki - odparła krótko nie chcąc by jej zaskoczenie było słyszalne. Co do problemów to jakoś wątpiła, że gdy wystąpią to będzie mogła wtedy dzwonić. - No cóż, to proszę życzyć mi szczęścia.
- Życzę - rzekła Fennekin. - Może nawet dzisiaj pojawi się w Błękitnej Lagunie nasz człowiek ze sztuką broni. Proszę tylko zadbać, aby personel hotelu jej nie odnalazł. Dziękuję za raport i rozmowę - dodała.
- Jak się nie usłyszymy to przynajmniej możecie założyć, że znowu kret zalągł się w Portland - odparła jej niby żartem. - Narazie - i rozłączyła się nie czekając na komentarz Koordynator.

Siedziała w ciszy wpatrując się w zamyśleniu w wygaszony ekran telefonu. Tyle właśnie były warte jej plany by zmienić coś w swoim życiu. Nic. Mogła bez przeszkód dalej żyć po swojemu. Teraz nawet na lepszych warunkach, bez jakichkolwiek zobowiązań, z czystą kartą. Tylko czemu się nie cieszyła tylko było jej przykro?
Bardzo dużo czasu spędziła w tej pozycji. Gdy w końcu się wyprostowała poczuła jak obolałe i zdrętwiałe ma plecy.
Wstała, więc z łóżka z cichym jęknięciem, gdy przeciągnęła się idąc do łazienki. Tam zrzuciła z siebie szlafrok, sukienkę i bieliznę. Sięgnęła po ręcznik leżący na zlewie. Był zimny i sztywny. Skrzywiła się i zrzuciła go na ziemię. Czuła się źle i miała nadzieję, że gorący prysznic coś z tym zmieni.
[media]http://www.theworldinaweekend.com/wp-content/uploads/2016/01/IMG_1733.jpg [/media]
Posadzka była zimna, a w spływie wciąż zalegały cieniutkie płatki lodu.
“Dobrze by było, gdyby został” pomyślała z żalem.
Odkręciła ciepłą wodę. Przyglądała się jak lód znika i pomieszczenie spowija ciepła para. Stanęła pod strumieniem gorącej wody.

Teraz dotarło do niej jak bardzo była zmęczona. Miała za sobą zarwaną noc, trudne rozmowy i trudne decyzje do podjęcia, których skutki nie były do przewidzenia. Czy dobrze zrobiła pozwalając Andiemu wyjść? Czy powinna była dzwonić do Portland skoro i tak są świadomi sposobu działania KK? Czy miał on rację, że KK ma całkowicie wylane na nią? Miała nadzieję, że nie będzie musiała niczego żałować.

Zamknęła oczy i wstrzymała oddech gdy pozwoliła by woda z deszczownicy lała się strumieniem na jej głowę.
Ten cały konflikt między IBPI i KK przerastał ją. Ona chciała być detektywem, odkrywać paranormalne zjawiska, zagłębiać się w ten świat. To całe dziwactwo świata sprawiało, że czuła się, że znalazła w końcu swoje miejsce. Ale dylematy egzystencjalne, walczenie z obcymi, którzy są dobrzy, ale podobno nie koniecznie to już było dużo ponad jej rozum.
Nawet trochę winna zaczynała się czuć, że chce poznać obcych, wyjść poza planetę i jeden świat. Ale tak naprawdę to nadal tego właśnie chciała. Nie potrafiła podjąć decyzji, że obcy to zło wcielone tylko dlatego, że ktoś jej to powiedział. Do tego ktoś z frakcji, która nie tylko życzy jej krzywdy, ale tą krzywdę również poczyniła.

Z łazienki wyszła po godzinie kontemplacji nad sensem istnienia, miejsca zajmowanego we wszechświecie i stwierdzeniu jak zajebiście byłoby móc choć raz w życiu pilotować statek kosmiczny... ale ogólnie to było jej już wszystko tak bardzo obojętne. Zrezygnowała z położenia się spać. Uznała, że przemęczy się do końca dnia i skończy dzięki temu z przesiadywaniem po nocach.
Wyminęła okruchy szkła leżące na podłodze i podeszła do szafy. Ubrała bieliznę, sportowe buty, koszulkę z nyancatem, szare spodnie dresowe i bluzę w tym samym stylu i kolorze. Wytarła włosy i potrząsnęła głową by się jako tako ułożyły.
Wróciła do łazienki by je wysuszyć. Nie spędziła nad tym wiele czasu i niedługo po tym wróciła do pokoju. Zaczęła zrzucać wszystko co było na łóżku. Poduszka, kołdra, narzuta, prześcieradło…
Materac nie był w najlepszym stanie po tym jak Andreas się na nim przespał. Immy postanowiła przewrócić go na drugą stronę. Dzięki temu od spodu w dziurze w materacu robiła się dobra skrytka na pistolet, który miała dostać.
Naszarpała się z tym, ale udało się. Nie szczególnie dokładnie założyła prześcieradło i narzuciła na łóżko całą resztę.

Podeszła po torbę na laptop i zapakowała do niej komputer. Do bocznej kieszeni wrzuciła liścik od Konsumenta. Telefon schowała do innej przegrody. Wzięła jeszcze dokumenty i skierowała się do wyjścia.
Z korytarza wzięła zawieszkę na drzwi. Zamknęła za sobą i uwiesiła plakietkę na klamce z komunikatem “proszę posprzątać” dyndającym na wierzchu.
Jej plany na najbliższą przyszłość były proste - znaleźć ustronne miejsce i posiedzieć w ciszy i spokoju. Później zacznie zbierać się do kupy.
Miała nieśmiałą nadzieję, że wraz ze zmianą personaliów będzie szła przeprowadzka do innego oddziału, może nawet poza Stany, bo język nie stanowił dla niej bariery. Fajnie byłoby też móc wrócić do latania. Miała nawet kilka pomysłów by podpowiedzieć IBPI jak uwiarygodnić jej uprawnienia.
“Ale czy to nie za duże wybieganie w przyszłość jak dla mnie?” westchnęła karcąc się w myślach za zbytni optymizm.

Znalezienie miejscówki zajęło jej trochę czasu. Zasiadła w kawiarni przy stoliku znajdującym się w kącie i blisko okna. Zamówiła latte z karmelem w fikuśnej szklance i rozłożyła swój komputer na stoliku. Podpięła słuchawki - uniwersalny znak, że nie chce z nikim mieć do czynienia i zaczęła przeglądać internet dla zabicia czasu...
"Muszę się zapisać na jakiś aerobik... na pewno coś takiego tu mają... wrócić do porannego biegania" pomyślała przyglądając się swojemu odbiciu w szybie.

Spojrzała na laptop i włączyła YT. Wyszukała swoją playlistę i puściła muzykę...
Dopiero w Błękitnej Lagunie po raz pierwszy w życiu miała okazję nie robić nic i zwyczajnie zatrzymać się w miejscu.
Szkoda tylko, że nie potrafiła cieszyć się tą chwilą.

 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 23-07-2016 o 21:55. Powód: a tak sobie dopisałam kilka zdań tu i tam
Mag jest offline