Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2016, 19:58   #39
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Świt przywitał Chloe pierwszymi promieniami słońca, które dzielnie przedarły się przez przybrudzone świątynne okno. Dziewczyna powoli otworzyła oczy i nieśpiesznie skierowała swój zaspany wzrok w stronę okna. Drobiny kurzu tańczyły w najlepsze świetleporanka, dopiero teraz uświadamiając gosposi jak bardzo dawno nikt nie sprzątał tego pomieszczenia. Od razu zadziałało to na jej podświadomość sprwiając, że zakasłała. Chloe przecięgnęła się na łóżku i powoli podniosła z łóżka. Nie mogła się już wylegiwać tak jak u pani Kłopot. Tu czekały na nią obowiązki od bladego ranka. Usiadła na brzegu łóżka i wysunęła nogi spod pierzyny, opuszczając na podłogę. Ziewnęła przeciągle i przeczesała palcami włosy. Pochyliła się i wysunęła swój bagaż spod łóżka. Wyciągnęła sukienkę i w końcu wstała z łóżka.
Przeciągnęła się i zaczęła od porannej gimnastyki, która zawsze pomagała jej w wybudzeniu się do końca.

Po kilku chwilach była już gotowa zająć się szykowaniem do wyjścia. Poranna toaleta, układanie włosów w schludną i wygodną w noszeniu fryzurę. Po ubraniu się sprawdziła czy Bik i Lusterko są na swoim miejscu, by po ostatnim poprawieniu ułożenia sukienki była gotowa do wyjścia. Zapakowała na powrót swoją walizkę i wsunęła pod łóżko.
- Zdecydowanie muszę znaleźć na to lepsze miejsce - mruknęła do siebie. Wyprostowała się i po raz kolejny poprawiła rąbek sukienki oraz kołnierzyk zakrywający jej dekolt i znajdujący się tam wisiorek. - Dobrze, muszę pomyśleć jak rozwiązać problem posiłków - jej doświadczenie w byciu gosposią nie należało do najlepszych. Jeszcze ze sprzątaniem nie będzie miała żadnego problemu, bo nie było w tym wielkiej filozofii lecz gotowanie... Szykowaniu śniadań podoła jednak obiady mogą się okazać nie tym czego duchowny mógłby sobie życzyć.
Chloe w zamyślała zastukała obcasem botków o kamienną podłogę. I uśmiechnęła się z zadowoleniem. Odwróciła się na pięcie i skierowała do drzwi.
Wyściubiła nos ze swojego pokoju i ruszyła w kierunku części budynku zajmowanej przez sierociniec. Miała co do nich plan, który wszystkim powinien się spodobać. Duchownego jeszcze będzie miała okazję przekonać do swojej myśli.

Panna Vergest przekręciła klucz, którym zamknięte było przejście łączące sierociniec z resztą świątyni i z cichym skrzypnięciem otworzyła drzwi by przejść dalej. Było cicho i jedynie cichy stukot obcasów butów gosposi roznosił się po pustym korytarzu. Chloe zatrzymała się i rozejrzała. Dzieci musiały jeszcze spać skoro lecz gosposia zwróciła uwagę, na odgłos dochodzący z jednego z pomieszczeń. Odwróciła się w tym kierunku i dostrzegła kobietę, która stamtąd wyszła.
Chloe od razu poznała ją. Była to jedna z opiekunek, które tu mieszkały.
- Dzień dobry - powiedziała od razu gosposia z przyjacielskim uśmiechem dla rozładowania zaskoczenia tej drugiej kobiety.
- Oh, pani jest od tego nowego duchownego? - zapytała.
- Tak - skinęła głową. - Proszę mi mówić po imieniu. Jestem Chloe, miło mi cię poznać - i wyciągnęła rękę do kobiety patrząc na nią wyczekująco.
- Yyy. Flora. Jestem Flora - uścisnęła jej rękę zaskoczona entuzjazmem gosposi, szczególnie o tak wczesnej porze. Sama była już ubrana i wyglądała jakby przed chwilą ledwo co zakończyła poranną toaletę.
- Chciałam zapytać bo… Duchowny wkrótce się obudzi i niestety kuchnia nie jest w dobrym stanie.
- Nic dziwnego. Nikt tam nie zaglądał od śmierci ojca Coulbeta. A i on stołował się w gospodzie… - mruknęła Flora. - Słuchaj, muszę przygotować śniadanie dla dzieci, ale możemy porozmawiać przy okazji.
- Z miłą chęcią - odparła panna Vergest ustępując jej drogi by tamta szła przodem.
Razem ruszyły w kierunku schodów.
- Szczerze to miałam plan znaleźć trochę czasu i zabrać się za porządki w świątyni. Tak, chciałam to zrobić przed waszym przyjazdem. Znaczy przed przyjazdem cicerone. Nawet w mieście był pomysł, żeby przywitać was ucztą… Ale wiesz jak to z dziećmi jest…
Gosposia pokiwała głową ze zrozumieniem, choć po prawdzie mogła sobie to tylko wyobrazić. Flora za to doceniła jej współczujące spojrzenie, które było niezwykle przekonujące.
- No i ile bym nie próbowała to dzieciaki zawsze coś zmajstrowały. Jesteśmy tu z Jaq tylko we dwie - westchnęła gdy już wspinały się po schodach na piętro. - Oh, i tak bardzo przepraszam za to co się wydarzyło. Taki wstyd, okraść cicerone, taki wstyd.
Chloe machnęła ręką jakby to była tylko błahostka i to pomimo tego, że w duchu uważała, że tamto dziewczę powinno zostać wtrącone do lochów.
- Dzieciom po prostu brakuje odpowiedniego wzorca zachowań - stwierdziła gosposia. - Myślę że ojciec Glaive będzie mógł coś na to zaradzić.
Flora zamyśliła się nad tym. I milczała przez całą drogę przez korytarz aż do znajdującej się na jego końcu jadalni.

- To co tam chciałaś? - zapytała opiekunka otwierając drzwi do kuchni.
- Trochę składników na śniadanie - wzruszyła nieporadnie ramionami gosposia.
- Ah, no racja… - Flora rozejrzała się po pomieszczeniu, również gosposia powiodła wzrokiem po tym miejscu. Szybka ocena zwartości kuchni dała obraz tego, że sierociniec nie był krainą mlekiem i miodem płynącą. Słoiki i szafki nie zawierały za wiele jedzenia.
- Nie ma problemu, z resztą jak chcesz to jak już i tak robię dla dzieciaków to dla kolejnych dwóch osób nie robi mi to…
- Wspaniale! - ucieszyła się Chloe. Klasnęła w dłonie. - I nie martw się, zaradzimy coś na to - skinieniem głowy wskazała pustki w spiżarce.
Flora spojrzała najpierw na zawartość spiżarki, później na twarz Chloe. Chwilę się wahała.
- No, nie jest lekko - przyznała krzywiąc się.
- Czy mogłabym ciebie prosić o zrobienie dla cicerone jajecznicy? Ja w tym czasie bym już zakasała rękawy i wzięła się za porządki.
Opiekunka przyjrzała się uważnie gosposi, a ta westchnęła bezsilnie.
- No dobrze, przyznam się od razu. Nie potrafię gotować - stwierdziła z żałością w głosie panna Vergest. - Dopiero się tego uczę, a naprawdę mi zależy na tej pracy - dodała zawstydzona.
Flora roześmiała się.
- Jasne, nie ma problemu. Ja nawet lubię gotować - pocieszyła ją.
- Wspaniale, będę ci dozgonnie wdzięczna! - gosposia rzuciła się na nią by ją wyściskać.
- No już już - Flora nieco zakłopotała się wylewną postawą Chloe.
- Powiedz mi tylko co i gdzie mogę dostać, a postaram się to załatwić - zapewniła puszczając ją i uśmiechając się do niej ciepło.
Młode panny ucięły więc sobie krótką pogawędkę, po której Chloe postanowiła na chwilę opuścić Florę by znaleźć duchownego i poinformować go, że za chwilę śniadanie będzie gotowe.

Bezgłośnie, tak by nie obudzić mieszkańców sierocińca, panna Vergest przemknęła korytarzem i później schodami. Znów była na parterze i tu już nie musiała chodzić na palcach by jej obcasy nie oznajmiały o jej obecności. W mgnieniu oka znalazła się przed drzwiami sypialni cicerone. Bez czekania zapukała do drzwi nasłuchując odgłosów za nimi.
Cisza.
Chloe zmarszczyła brwi w zdziwieniu.
Ponownie zapukała, tym razem głośniej.
Znów odpowiedziała jej cisza.
Gosposia nie mało się zaniepokoiła. Ponowiła próbę.
- Ojcze Glaive, jest tam ojciec? - powiedziała.
Cisza.
Chloe gorączkowo zaczęła rozmyślać co mogło być powodem takiego stanu rzeczy. Nie widziała żadnych śladów świadczących by ktoś otwierał te drzwi od czasu, gdy ostatni raz tędy przechodziła. “A co jeśli coś mu się stało? A może wczoraj jednak wyszedł sprawdzić co się dzieje i stała mu się krzywda?!” przeszła jej czarna myśl i aż zakryła dłonią usta na wyobrażenie, że przez jej niedopatrzenie…
Nie mogła zwlekać, musiała się upewnić. Może tylko mocno spał?

Gosposia chwyciła za klamkę i nacisnęła ją. Drzwi otworzyły się a w środku…
- Nie ma go… - jęknęła z niepokojem i weszła do środka zamykając za sobą. Starała się nie panikować. Uspokajała się myślami, że na pewno coś znajdzie tu co da jej odpowiedź co się stało z cicerone.
Wiele tam nie było. Nic dziwnego, bo i w drodze nie miał wiele bagażu. Na wieszaku został jego ciężki płaszcz, bez którego nie wychodził na zewnątrz. Nigdzie nie widziała torby, którą zazwyczaj miał przewieszoną przez ramię, musiał więc zabrać ze sobą, jak wychodził. "Czyli wyjście z pewnością było planowane... Albo ktoś go porwał"
W komodzie znalazła równo złożoną koszulę, obok parę przedmiotów higienicznych, takich jak brzytwa, szczoteczka do zębów, puszeczka z kremem do golenia oraz pędzel.
Na biurku leżało trochę papierów. Przejrzała je oględnie ale nie było to nic godnego uwagi. Brakowało jednak pióra oraz kałamarza. Pod biurkiem, schowana w szufladzie Święta Księga. Chloe wiedziała, że Theseus miał jeszcze jedną książkę, bardziej podręczną - katechizm. Torby jak nie było tak nie było.
- Chyba, że... - mruknęła pod nosem i przykucnęła by spojrzeć pod łóżko. Uśmiechnęła się mimowolnie.
- Widać mój ojczulek też lubi chować drobiazgi - skomentowała widok zawiniątka skrytego w najdalszym kącie podłóżkowych czeluści. Chloe sięgnęła po nie i wyciągnęła. Gruby, czarny materiał owijał jakieś przedmioty. Umiejscowienie zawiniątka jasno wskazywały na to, że kapłan jeszcze nie znalazł lepszego miejsca do ukrycia tego. Gosposia nie wahała się przed odwinięciem materiału. Jej oczom ukazało się pięć żelaznych, topornych i ciężkich obręczy nie sprawiających przyjemnego wrażenia. Były bardzo zimne w dotyku były na nich wygrawerowane jakieś misterne znaki. Przyjrzała im się uważnie i dostrzegła, że te obręcze nie są o takich samych rozmiarach. Jakby jedna była dostosowana na szyję, a pozostałe na kończyny górne oraz dolne.
Chloe westchnęła i złożyła wszystko dokładnie tak jak było owinięte przed tym jak wzięła to do ręki. Odłożyła idealnie na to samo miejsce przez co nie było szansy by ktoś poznał, że cokolwiek stąd ruszyła.
Wyprostowała się i ponownie zlustrowała pomieszczenie.
- Może… Może jest w świątyni… Może modli się w sali. - stwierdziła i natychmiast wyszła z pokoju.
Wpierw ruszyła do sali modlitewnej.
- Ojcze? Jest tu ojciec? - zapytała przechodząc prędko między ławami. Nie było go tam, a dla pewności zajrzała nawet za kolumny, pulpit i sprawdziła każdą ławkę. Poddenerwowana wróciła do części mieszkalnej. Gabinet - pusto. Kuchnia - pusto. Składzik - zamknięty, tak jak i dnia poprzedniego. Toaleta - Chloe zapukała, lecz gdy nikt się nie odezwał to otworzyła drzwi - znów pusto. Wróciła się na początek korytarza, do drzwi głównych - były zamknięte na klucz. Chloe już nic nie rozumiała. Weszła do pokoiku naprzeciw wejścia. Znajdowała się tam jedynie klapa prowadząca do piwnicy. Zaryglowana porządnym łańcuchem.

Wyszła stamtąd i skierowała się do krętych schodów po lewo.
- Ojcze Glaive! Jest tam ojciec? - krzyknęła wbiegając po schodach w górę.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline