Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2016, 13:02   #70
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
"To był tylko zły sen. To wszystko musiał być tylko parszywy koszmar!"
Venora nie chciała dopuścić do siebie myśli, że wydarzyło się to naprawdę. Słowa jej oprawcy wciąż tkwiły w jej pamięci. Raptownie sięgnęła dłonią do swojej szyi, za którą ściskała ją łapa smoczego pomiotu. Ból przy oddychaniu jednoznacznie wskazywał na to, że całe to cierpienie było prawdą.
Venora próbowała usiąść na łóżku lecz syknęła z bólu jak tylko uniosła głowę nad poduszką. Dostrzegła, że została przebrana w luźną lnianą koszulę wiązaną na przodzie. Chwilę patrzyła w sufit. Ostatni raz kiedy była tak bardzo poobijana miało miejsce, gdy była jeszcze dzieckiem. Spadła wtedy z wysokiego drzewa i tylko obicie się po drodze o kilka gałęzi sprawiło, że upadek z takiej wysokości na ziemię nie skończył się złamaniem karku. Do tej pory nosiła na plecach blizny po zadrapaniach. Zdecydowanie miała wtedy więcej szczęścia niż rozumu.
- Ile czasu minęło? - zapytała. Jej głos z początku był zachrypnięty, ale po przełknięciu śliny był już normalny. - Jak się tu znalazłam? - dodała zaraz niecierpliwie, ale i na skraju załamania głosu.

-Odpoczywasz tu sześć dni. Tego dnia, kiedy wszystko się wydarzyło sir Ludwik przywiózł cię nieprzytomną… Wręcz na skraju śmierci.- wyjaśnił kapłan, lecz po chwili do rozmowy wtrącił się Martin
-Jesteście bohaterami! Słyszałem jak jeden handlarz w warsztacie mojego szefa, wspominał o rycerzach, którzy uwolnili z pod batogu całą wioskę na północ od Suzail!- chłopak był ewidentnie podniecony całym tym zajściem.


-Młody człowieku! Odsuń się od łóżka, albo zabronię Cię tu wpuszczać.- zrugał go helmita, po czym znów zabrał głos
-Przychodzi tu codziennie od trzech dni, kiedy tylko dowiedział się, że tu trafiłaś.- wyjaśnił kapłan na co Venora uśmiechnęła się blado, lecz zrobiło jej się przynajmniej odrobinę cieplej na sercu.
-Mam tu dla Ciebie trzy wiadomości. Lecz żadna nie jest pilna i jeśli chcesz odczytam Ci je za jakiś czas kiedy wydobrzejesz.- kontynuował Albrecht -Martinie. Zostaw nas samych na chwilę.
-Ale sir…
-Powiedziałem. Chcę pomówić z Venorą na osobności. To ważne.-
-No dobrze, już dobrze. lady Venoro, przyjdę znów jutro. Wracaj do zdrowia!- młodzik pożegnał się i opuścił pomieszczenie, a gdy panna Oakenfold została już sama z Albrechtem.
-Jak wiele pamiętasz z tamtego wieczoru?- spytał ściszonym tonem siadając na skraju łóżka, w między czasie doglądając gojących się ran na twarzy młodej paladynki.

Kobieta patrzyła na kapłana przez chwilę jakby rozmyślając nad każdym jednym słowem wypowiedzianym przez niego. Mieszanina zaskoczenia i zagubienia biła z jej błękitnych oczu.
- Sir Ludwik żyje? - zapytała niepewnym głosem Venora. - Ten jaszczur mówił... Myślałam, że wszyscy zginęli - szepnęła by jej głos nie zdradzał płaczliwego tonu. - Ostatnie co pamiętam… - to było dla niej niewiarygodne że tyle czasu minęło od tej przegranej jej zdaniem walki. W niej wspomnienia były wciąż niezwykle żywe. - Smoczy pomiot plunął mi w twarz, a ta jego ślina zaczęła rozpuszczać mój pancerz. Po tym rzucił mnie na ziemię i zostawił w płonącej świątyni. Ale zanim straciłam przytomność to widziałam orka, który wziął mnie na ręce i stojącego za nim gnoma. I to wszystko… Co z resztą? Giermkami, gnomem Benem, Liamm, sir Ludwikiem? A mieszkańcy tamtej wioski, czy są bezpieczni!? - gorączkowo zaczęła zadawać kolejne pytania na które tak bardzo potrzebowała odpowiedzi.

-Spokojnie. Wszyscy żywi… Młody Lucas, towarzysz Ludwika nie podołał…- rzekł z smutkiem w głosie -Ktoś go zamordował, gdy pilnował przed świątynią, lecz nie frapuj się tym. Każdy z nas jest gotowy na taki scenariusz. Każdy z nas naraża swoje życie każdego dnia w służbie Helma i każdy jest przygotowany na wszystko.- próbował pocieszyć Venorę.
-Ludwik uwolnił pojmanych wieśniaków. Wszyscy wrócili do domu. Liamm, to ta kobieta, która natrafiła z Tobą na trop tych przeklętych zbirów? Żyje. Ponoć odprowadzono ją bezpiecznie do domu. Gnom, który ci towarzyszył wrócił do swego domu w wiosce, przysłał list dla ciebie. To jedna z trzech wiadomości, o których wspominałem.
-Widziałem twój pancerz, a raczej to co z niego zostało. Napierśnik uległ w sporym stopniu korozji, do niczego już się nie nadaje. Jaszczur plunął ci w twarz kwasem. Tak podejrzewam. To fascynujące, że nic ci się nie stało. Masz opuchniętą twarz ciągle, lecz nie widzę żadnych poparzeń. Powinno wyżreć ci twarz, a nawet i kości czaszki. A tobie nic nie ma…- zadumał się patrząc uważnie na kobietę.
-No nie ważne. Nie myśl o tym teraz powinnaś odpocząć i to kilka dni. August już o wszystkim wie. Wyraził aprobatę i prosił bym ci przekazał, że choć chwilowo jesteś zwolniona ze służby i treningów to masz pamiętać o modlitwach.- uśmiechnął się.

Venora mimowolnie odwzajemniła uśmiech. Westchnęła przeciągle na to błogie uczucie ulgi jakie ją otoczyło. "Wszystko dobrze się skończyło" pomyślała i zaraz rozpogodziła się. Nawet towarzyszący jej ból stał się jakby mniejszy.
- To świetna wiadomość, że Ludwikowi się udało - odparła uśmiechając się szczerze. - Będę się modlić, już nigdy o tym nie zapomnę - zapewniła. To, że przeżyła było dla niej wyraźnym znakiem interwencji Helma. Bo jak inaczej można było to tłumaczyć?
Kobieta podniosła się ostrożnie na łokciach by usiąść na łóżku. Oparła się na poduszce. Otarła dłonią zbolałą i opuchniętą twarz. Wyobraźnia podpowiadała, że po oblaniu jej kwasem powinna mieć ją w tragicznym stanie. Kapłan radził jej nie martwić się tym teraz. "Może po prostu Ben rzucił na mnie jakieś zaklęcie ochronne?" zastanowiła się szukając wytłumaczenia swojego stanu. Venora znów spojrzała na helmitę.
- Czy mógłbyś mi przeczytać te wiadomości? - poprosiła wiedziona ciekawością. Jeszcze chwilę temu chciała sama to zrobić, ale musiała zmrużyć oczy, bo od wysilania wzroku zaczynała czuć pulsujący ból w skroniach.

-Oczywiście.- odrzekł Albrecht, po czym podszedł do małej szafeczki przy łóżku Venory i z szuflady wyciągnął poskładany elegancko kawałek papieru. Mężczyzna rozprostował go i odchrząknął
-”Droga Venoro. Rad jestem, że poznałem kogoś takiego jak Ty. Rad jestem, że mogłem jakoś się przyłożyć do bohaterskiej akcji odbicia zakładników i wyeliminowania paru czarnych charakterów z tego przesiąkniętego złem świata. Żal i wstyd wypełnia me serce, że to właśnie moje zaklęcie doprowadziło do pożaru i zniszczenia świątyni - oby Chutanea kiedyś mi to darowała.
Niebawem z pewnością udam się do Suzail, lecz najbliższe tygodnie, a może miesiące spędzę jeszcze w swojej chacie. Gdybyś była w okolicy, moje drzwi zawsze będą szeroko dla Ciebie otwarte. Post scriptum, mam dla Ciebie mały prezent, który mam nadzieję ci się spodoba i będzie przypominał o mnie czasem.”


Odczytał, po czym złożył go z powrotem i odłożył do szuflady. Mężczyzna niezwłocznie wyjął z szuflady skórzany mieszek, wręczając go młodej paladynce.
-Kolejny list zostawiła tu młoda dziewczyna. Przybyła osobiście dzień po tym jak Ludwik przyprowadził cię do świątyni. Czytać?
Venora poprawiła się na łóżku i wzięła do ręki mieszek. To właśnie Ben wyciągnął ją z płonącej świątyni. Ork musiał zostać przez niego wezwany, w końcu sam nie dałby rady jej unieść. Chwilę w milczeniu patrzyła w przestrzeń przed sobą, a gdy kapłan zadał pytanie to paladynka położyła to co miała w dłoni na swoim podołku i skinęła głową.
- Tak, proszę kontynuuj - odparła mu i na spokojnie zabrała się za rozwiązywanie supełka chroniącego zawartość mieszka.
Albrecht skinął głową i rozerwał delikatnie lak na wiadomości, po czym rozwinął pergamin i zaczął czytać.

-”Witaj moja dzielna i wspaniała towarzyszko. Na początku mego listu chciałam przeprosić, że nie przekazuję tych wiadomości osobiście, lecz moje bractwo pilnie mnie wezwało i nie mogłam czekać do momentu aż się przebudzisz.”-
Venora w między czasie rozwiązała sznureczek ściskający otwór w mieszku i delikatnie potrząsnęła nim aż ujrzała piękny złocisto bursztynowy kamień wielkości jej kciuka.
-...Wybacz mi moją nieobecność w trakcie twej nocnej eskapady, dołączyłam najszybciej jak się dało. Być może gdybym była obok ciebie cały ten czas nie musiała byś teraz leczyć swych ran w polowym łóżku…
Kamień był idealnie oszlifowany a w jego sercu znajdowała się dziwaczna cząstka, która sprawiała iż błyszczał od środka jakby ktoś zamknął w nim malutki płomień.
-...Niestety są rzeczy których nie mogę i nie potrafię poświęcić mimo iż bardzo bym chciała, dlatego bardzo proszę cię o przebaczenie i zrozumienie. Być może kiedyś będę w stanie ci to wyjaśnić, lecz nie teraz i nie za sprawą listu…-
Venora kątem oka spojrzała na skupionego na czytaniu kapłana, po czym wróciła do oględzin błyskotki od Bena.

Gdy tylko zbliżyła kamyk do twarzy by dokładniej mu się przyjrzeć, jakaś dziwaczna siła wyrwała go z palców. Zaskoczona paladynka powiodła wzrokiem za kamykiem, lecz ten nigdzie jej nie uciekł, lecz nieznaną jej mocą uniósł się nad jej głowę i zaczął dość szybko krążyć koła kilkanaście centymetrów nad czubkiem głowy Venory.
-...Mam nadzieję, że choć trochę pomogłam w twej misji. Ojciec jest zadowolony, winni śmierci jego pracowników zostali zamordowani, a ludzie z wioski odzyskali wolność. Udaj się do niego po nagrodę. W warsztacie ojca odnajdź półelfa o imieniu Sildarin. On również ma coś dla Ciebie ode mnie…-
Venora zaskoczona chwilę przyglądała się kamykowi nie mogąc pojąć dlaczego krąży nad jej głową, lecz uznała, że gnom wiedział co robi dając jej ów przedmiot.
-...Wracaj szybko do zdrowia, ściskam mocno. Twoja przyjaciółka Liamm.”-

Albrecht skończył czytać list, a następnie zwinął go w rulon i schował do szuflady w szafeczce.
-Trzeci to wiadomość od sir Augusta. Przyniósł…- zamilknął gdy ujrzał krążący nad głową rycerki kamyk -Na błogosławieństwo Lathandera, toż to kamień ioun.- Venora dopiero teraz skojarzyła nazwę, którą słyszała parę razy w życiu -Bardzo rzadki, bursztynowy. Mówi się, że rozjaśnia umysł i pomaga w zapamiętywaniu. To prawdziwie zacny dar.- wyraził swoją opinię.
- To niesamowite… - odparła przyglądając się lewitującemu jej nad głową kamykowi. Zaraz go jednak złapała i schowała na powrót do sakiewki, którą trzymała teraz w dłoniach. W jej obecnym stanie kamyk sprawiał, że miała zawroty głowy.
Naprawdę nie spodziewała się tych podziękowań, a tym bardziej prezentów. W każdym razie było to bardzo miłe z ich strony. Wyglądało na to, że inni uczestnicy tych wydarzeń oceniali jej dokonania dużo lepiej niż ona sama je widziała. Lecz tak naprawdę w tym wszystkim dla niej osobiście najważniejsze było to ilu nowych przyjaciół zyskała. Owszem, ciekawiło ją co też miała dla niej przygotowane rodzina handlarzy, jednak najchętniej by mogla z tego zrezygnować tylko po to by po prostu spotkać się z Liamm i porozmawiać. Szkoda więc jej było, że to tajemnicze bractwo wezwało córkę handlarza. Oby nie miała problemów.
Za to Bena raczej nie odwiedzi, bo najbliższe dni z pewnością nie będzie chciała zbliżać się do tamtego miejsca. Wspomnienia były wciąż zbyt świeże... Więc jak tylko wyjdzie spod czujnego oka kapłanów doglądających jej leczenia, to napisze Benowi list z podziękowaniami za wspaniały prezent.

Za to na wspomnienie listu od Augusta, Venora uniosła brew w zdziwieniu. "Czyżby był na wyjeździe skoro nie przyszedł osobiście?" przeszło jej przez myśl. Ale nie zastanawiała się nad tym za długo. Akurat po przełożonym nie spodziewała się pochwał, więc wahała się czy chce to teraz wysłuchać.
"Może lepiej na osobności to przeczytać?" zastanawiała się. Ale zaraz doszła do wniosku, że lepiej od razu przyjąć to niż mimowolnie zastanawiać się co też kryje w sobie list.
- Też mi go proszę przeczytaj - stwierdziła, choć widać było po niej, że spodziewała się z niego krytyki.
-”Witaj Venoro. Gdy tylko będziesz w stanie wstać o własnych siłach z łóżka poślij gońca. Przygotuję spotkanie, gdzie zdasz mi raport. Odpoczywaj i wracaj do zdrowia. August.”- odczytał bardziej krótką informację, niż list.
Mieszanka zawodu i zdziwienia pojawiła się na obliczu paladynki. Już chciała poprosić Albrechta by wysłał w jej imieniu gońca, lecz stwierdziła że jest już dość zmęczona by nie mieć sił na rozmowę z przełożonym.
- Dziękuję Ci - odparła do kapłana. - Teraz chciałabym trochę odpocząć, zdrzemnąć się - dodała osuwając się na łóżku. Ale gdy ułożyła się do spania to coś jej się przypomniało.
- Albrechcie, czy w ciągu tych dni był tu może sir Morimond?
-Tak. Był zaraz po tym jak do mnie trafiłaś.- odrzekł.
- Pewnie będzie zawiedziony jak się dowie, że oddałam amulet który od niego dostałam - powiedziała do siebie. - No nic, jak się pozbieram to poślę gońca po sir Augusta. Dziękuję ci za opiekę.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline