Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2016, 21:47   #45
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
część 1/2

Zmartwiona nieobecnością duchownego gosposia wspinała się po krętych schodach mając ostatnią nadzieję na znalezienie ojca Glaive na piętrze świątyni. Ze zniecierpliwienia robiła szybkie susy pokonując kilka schodków na raz. Była tak bardzo zmartwiona brakiem cicerone, że zwyczajnie nie zauważyła go i wpadła wprost na schodzącego po schodach mężczyznę. Odbiła się od jego piersi i poleciała w tył. Chciała zrobić krok, by obronić się przed upadkiem, lecz jej noga natrafiła na pustkę. Świat nagle dla niej zwolnił. Na jej twarzy wykwitło przerażenie zmieszane z zaskoczeniem, gdy jej ciało bezwładnie zaczęło lecieć w dół schodów, a ona nic nie mogła zrobić by się przed tym wybronić.

- Lilium! - wrzasnął Theseus i w tym samym momencie wystrzelił przed siebie rękę, w ostatniej chwili łapiąc dziewczynę za przedramię. Pociągnął ją stanowczo do siebie i obejmując drugą ręką w pasie, przycisnął do piersi. Cała akcja trwała ułamek sekundy i gdyby batiseista przyglądał się temu wszystkiemu z boku, ciężko by mu było uwierzyć w jego czas reakcji.
- Dziecko, nic ci nie jest? - wysapał przerażony, spozierając na nią z góry. Będąc przez tę chwilę do niego przytulona, Chloe mogła wyczuć przyśpieszone bicie serca kapłana, zapewne pobudzone niemałą dawką adrenaliny. Theseus chyba wciąż nie będąc świadom, jak to wygląda, przyciskał dziewczynę do siebie i obejmował szczelnie, co przy jego posturze, sile oraz potężnych ramionach, mogło się równać trwałości pułapki na niedźwiedzie.
Chloe powoli skinęła głową twierdząco, choć nie do końca była pewna tego co się właśnie wydarzyło. Tym bardziej nie miała nic przeciw byciu w objęciach duchownego, którego silne ramiona wzmagały w niej poczucie bezpieczeństwa które tak nagle jeszcze krótką chwilę temu utraciła.
- Uh, myślałam, że spadnę - mruknęła wciąż będąc w lekkim szoku.

- Musisz uważać, jak chodzisz po schodach - skarcił ją, ale w jego głosie nie było krzty złości. Zamiast tego odetchnął pełną piersią z ulgą.
Po chwili chyba zdał sobie w końcu sprawę z bliskości dziewczyny, bo jego uścisk momentalnie zelżał. Przytrzymując ją tylko lekko na wysokości łopatki, spojrzał jej w oczy.
- Coś się stało, że tak goniłaś?
- Nie mogłam nigdzie ojca znaleźć - odparła mu i dopiero w ostatniej chwili zdała sobie sprawę, że ton z jakim to powiedziała był pełen pretensji. Uśmiechnęła się więc nieśmiało tak by załagodzić swój brak taktu. - Zmartwiłam się, że coś... Że ojciec wyszedł gdzieś bez śniadania - jej wypowiedź wyglądała jakby w połowie zdania ugryzła się w język i na wprędce szukała wytłumaczenia. W jej spojrzeniu wciąż widoczne było w niej przestraszenie. - A ono już stygnie - dodała na koniec. Tak czy inaczej jej ta bliskość duchownego zdawała się nie przeszkadzać lub też zwyczajnie nie zwróciła na to uwagi w wyniku okoliczności w jakich do tego doszło.
- Oh, rozumiem - pokiwał głową, choć wyraz jego twarzy przeczył tym słowom. - Jak widzisz, nic mi nie jest. Sprawdzałem tylko, co jest na piętrze - odparł, nie wgłębiając się w szczegóły, jakby próbował ich uniknąć. - Ale następnym razem, jak będziesz mnie prosić na śniadanie, spróbuj sobie przy tym nie wyrządzić krzywdy, dobrze? - westchnął i przejechał dłonią z łopatki na jej ramię, które poklepał delikatnie.
Chloe pokiwała głową choć wyglądała jakby chciała to jakoś skomentować. Milczała jednak i chwyciła dłonią poręcz schodów. Przyglądała się uważnie twarzy duchownego. Było w jej spojrzeniu coś że miało się wrażenie jakby przenikało człowieka na wylot.
- I co jest na piętrze? - zapytała z wyraźnym zaciekawieniem.
- Em, to samo, co na dole. Sterta kurzu i pajęczyn - odpowiedział wymijająco i odsunął się wreszcie od Chloe. Odchrząknął i uciekł spojrzeniem w dół schodów. Przetarł przy tym oko i jeśli gosposia przyjrzałaby mu się lepiej, dostrzegłaby wyraźnie zaakcentowane worki pod oczami, chociaż jeszcze wczoraj ich nie miał. Wzrok też był jakiś mętny.

- Powinniśmy więc iść na to śniadanie, zanim wystygnie. Przygotowałaś jajecznicę, tak jak wczoraj zapowiadałaś? - rzucił na odwrócenie uwagi i postąpił pierwszy stopień w dół.
Na wspomnienie o jeszcze większym bałaganie gosposia zasępiła się. Za to poruszenie tematu śniadania wprawiło ją w nieco zakłopotania.
- Tak, chyba tak mówiłam - odparła i ruszyła w dół schodów. Tym razem ostrożnie stawiając kroki.
Theseus zerknął na nią z ukosa, ale już nic nie powiedział. Zamiast tego wysunął się na środek schodów, poruszając się tuż przed dziewczyną. Lewą dłonią postukiwał torbę przewieszoną przez prawe ramię i opartą o lewe biodro. Albo miał takie przyzwyczajenie, albo upewniał się, że jest w niej coś konkretnego. Oczywiście, niczego nie wyjaśnił.
I nikt też nie oczekiwał od niego, by się z czegokolwiek tłumaczył. Nie mniej czuł na swoich plecach uważne spojrzenie dziewczyny. Wkrótce znaleźli się na korytarzu parteru gdzie cicerone zaraz skierował swoje kroki do pokoju w którym dnia poprzedniego jedli razem kolację, a kiedy stanął przed drzwiami jadalni, Chloe jedynie pokręciła głową i gestem ręki wskazała, by poszedł za nią. A ona wydawała się iść w kierunku sierocińca.
- O której ojciec dziś wstał? - zapytała uprzedzając wszelkie jego własne pytania, które mogły mu się teraz nasunąć.
Theseus uniósł dłoń i zboczył na chwilę z drogi, podchodząc pod drzwi swojego pokoju, które uchylił, by odwiesić torbę, której i tak na razie nie potrzebował. Zaraz jednak dołączył do Chloe.
- Nie widzę sensu, by cię okłamywać, dziecko. Wczoraj nie miałem czasu się kłaść. Byłem zajęty swoją pracą - odparł i uniósł lekko brwi, widząc, że dziewczyna kieruje się do sierocińca.
Dziewczyna zachihotała na te słowa, lecz nie odwróciła się w jego stronę. Szła szybkim i rytmicznym krokiem przez korytarz, aż przekroczyli łącznik z sierocińcem i doszli do klatki schodowej. Gosposia pokonywała schodki z niezwykła lekkością w ruchach. Zdawało się jakby w jej kroku było coś z tanecznej gracji.
- Prosiłam, żeby ojciec odpoczął. Teraz czeka ojca ciężki dzień, a zmęczonemu umysłowi trudniej jest myśleć - pouczyła duchownego. - Będzie musiał ojciec po śniadaniu zdrzemnąć się, bo tak to długo ojciec nie pociągnie.
- Gdyby to było takie proste, lilium - westchnął, stąpając ciężko po schodach.
- Mamy dzisiaj parę rzeczy do zrobienia. Przede wszystkim chciałbym odwiedzić gospodę i zobaczyć, czy magiczny znak nadal jest zabezpieczony i czy nikt nie próbował przy nim majstrować. Poza tym chciałbym się zobaczyć z merem. Wciąż nie mam wszystkich kluczy do świątyni - wyliczał, dysząc lekko. Widać, że nadmiar schodów nie służył starszemu kapłanowi.
- Trzeba przejść się po mieście i zapraszać ludzi na niedzielne nabożeństwo - zatrzymał się na chwilę łapiąc oddech. Zerknął na zwinną młodą damę, która niczym sarna zgrabnie wskakiwała po stopniach. Przyjrzał się jej i pokręcił głową, ale zaraz sam wziął się za dalszą wspinaczkę.
- Ważne, że chociaż ty się wyspałaś, córko. Wesprzesz starego duchownego - bąknął jakby niezadowolony.

- Oczywiście ojcze, ale musi mi ojciec obiecać, że po śniadaniu zrobi sobie krótką drzemkę - stwierdziła gosposia z uroczym uśmiechem. - No więc myślałam o tym zachowaniu dzieci z sierocińca. I wydaje mi się że zwyczajnie brak im odpowiedniego wzór do naśladowania. Dlatego sądzę że najlepszym rozwiązaniem będzie, jak będą spędzały czas z kimś wartym bycia tym wzorem. Kimś takim jak ojciec. Trzeba zacząć od podstaw. Jak choćby wspólne posiłki. Opiekunki podzielają moje zdanie. A i marnotrawstwem byłoby gotować tylko dla dwojga, gdy w kuchni obok i tak posiłki są robione. Musimy jednak zadbać o lepsze zapasy. Sierociniec żyje z datków i nie wiedzie się tu najlepiej. Dlatego myślę, że do gospody pójdę z ojcem, żeby dowiedzieć się, skąd w tym mieście najlepiej będzie brać żywność. A na teraz, zapraszam na śniadanie do kuchni na piętrze.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline