- Świetnie. Myślę, że ja już zacząłem szaleć. Ale poradzę sobie, bez obaw - odparł zgryźliwie Jayden i pociągnął za sobą Melissę.
- Dlaczego właśnie my? - dopytała Jessica.
- Jaki Larry? - mruknęła pod nosem Lisa, marszcząc brwi. Ona nikogo o takim imieniu nie znała. Skierowała pytające spojrzenie to na brata to na Jaya, który właśnie ciągnął ją w stronę wyjścia. Blackleaf z dużą determinacją trzymał jej rękę i Melissa czuła, że nawet jakby chciała to, by mu się nie wyrwała. Nie miała jednak takiego zamiaru, skoro mieli pozwolenie, by odejść. Odwróciła jeszcze na chwilę spojrzenie na starszego brata.
-
Will chodź, nie zostawaj - odezwała się do niego w proszącym tonie.
Samantha przysłuchiwała się wszystkim. Czuła się… Jakby była co najmniej w innej galaktyce. Wszystko wydawało się realne, a jednocześnie po prostu nie chciała przyjąć do wiadomości, że mogło być. Nie akceptowała tej wizji. Nie. Ponownie skrzyżowała ręce przed sobą i raczej z ponurą miną obserwowała postać Apostoła. Jej wzrok błądził też po pytających.
”Jaki Larry?” - to było pytanie, które i jej chodziło po głowie i w sumie niemal je wypuściła. Skoro jednak, jeden z jej omamów je zadał, cudownie, nie musiała się tym trapić. Tylko mocniej utwierdzała się w przekonaniu, że to jakiś chory sen. Rozejrzała się. Sama była ciekawa dokąd prowadziło wyjście. Może tym razem znów trafi do jakiejś przyjemniejszej wizji. No i martwiło ją, że się nie budziła. Sam na pewno wyglądała na strapioną tym wszystkim.
- Zaraz - rzucił Will w stronę siostry.
- Ile osób bierze udział w tej grze jako gracze? Ilu jest takich jak ty, co mogą nam pomagać lub przeszkadzać? - spytał Apostoła.
- I co musimy zrobić by dobrze w nią grać? Nie znamy przecież celu… - wydukała Maya, której nogi leniwie i powoli zaczęły przesuwać się bliżej drzwi.
Apostoł znowu wstał, a jego napierśnik zazgrzytał, jakby ktoś paznokciami przejechał po czarnej, szkolnej tablicy. Tu nawet metal, nie brzmiał jak metal. Istota pstryknęła palcami, a przed zgromadzonymi pojawiła się półprzeroczysta wizja fretki.
- Kochana, odprowadź państwa, jak będą chcieli sobie pójść - przemówił, kiwając palcem na zwierzątko.