Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2016, 10:23   #66
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Zdecydowanie potrzeba było ustawić pana Mileta do pionu. Chloe dusząc w sobie oburzenie na takie zaniedbywanie obowiązków kościelnego podziwiała półmrok ocieplony mrugającym światłem tych niewielu świec, które rozpaliła.
Usiadła sobie na ławie i odpoczywając, przyglądała się.
Zawsze fascynował ją widok świątynnych sal modlitewnych skąpanych w mroku, który jedynie drżące płomyki świec starały się rozgonić. Pannie Vergest kojarzyło się to z iskrami życia, które każdy żyjący miał w sobie, mrok za to przedstawiał nieznane czyli to z czym każda istota musi się na co dzień zmagać. Bo przecież nikt nigdy nie widział co krył w sobie mrok, co niosła ze sobą przyszłość.

Jej rozmyślania przerwało nagłe wtargnięcie. Chloe wstała prostując się.
Pod nieobecność duchownego, czuła się odpowiedzialna za świątynię. Szybkim i żwawym krokiem przemierzyła salę przy akompaniamencie stukotu obcasów jej butów.
- Niestety, ojciec Glaive wyszedł na spotkanie rady miasta - oznajmiła uprzejmym tonem chłopakowi. - Czy coś przekazać?
Chłopaczyna dyszał bo biegł tu całą drogę.
- Ja tylko ósemkę chciałem poświęconą dla pana Zbażyna…- tu młodzieniec musiał nabrać w płuca znów powietrza, po czym ruszył znowu - bo chory leży w łożu i doktora nie chce widzieć, a żona jego, Genowefa martwi się o niego strasznie… Paciorek mam też zmówić..
- Ah, to o to chodzi… - mruknęła pod nosem Chloe. - W którym domu mieszka pan Zbażin? - była zmartwiona złym samopoczuciem szwagra pani Kłopot. - Biegnij po lekarza, po to Wielki Budowniczy dał nam ich żeby sam nie musiał wszystkiego robić - dodała pouczająco. - Jak, jak tylko duchowny wróci, zaprowadzę go do domu Zbażina. No już, nie ma czasu biegnij po lekarza - ponagliła chłopaka.
Chłopak stał z rozdziawioną buzią. Wiedział z pewnością, że jeśli sprowadzi dziadziowi lekarza, to skóra mu zejdzie od batów. Miał przynieść poświęconą ósemkę. Koniec i kropka…
- Dobrze - przytaknął i dodał wycofując się z świątyni - Dziękuję…
Musiał wymyślić inny sposób na zdobycie święconej ósemki…
Tymczasem od drugiej strony gmachu, słychać było skrzypienie bocznych drzwi.
Panna Vergest kątem oka spojrzała na drzwi, za którymi zniknął chłopaczyna, po czym żwawym krokiem udała się w kierunku drugiego wejścia do świątyni. Miała nadzieję, że był to ojczulek. Miała mu naprawdę wiele do powiedzenia. Uśmiechnęła się lekko, widząc sylwetkę cicerone.

- Ojcze, gdzie był ojciec tyle czasu? - dziewczyna spojrzała po duchownym z dezaprobatą i pokręciła głową. - Z resztą, teraz mamy pilną sprawę! - dodała z przejęciem w głosie. - Pan Zbażin jest chory, prosił o modlitwę. Potrzebny jesteś mu ojcze głównie po to, żeby przemówić do rozsądku, żeby pozwolił lekarzowi się zbadać.
Theseus oparł się dłonią o ścianę w korytarzu i spojrzał zmęczonym wzrokiem na Chloe. Pokiwał głową i przetarł podkrążone oczy.
- Przygotuję wodę święconą na wszelki wypadek - odetchnął, odpychając się od ściany i minął gosposię, jakby jej tam nie było. Zatrzymał się jednak po paru krokach, rozejrzał się po rozświetlanej z rzadka świecami świątyni, która tonęła w półmroku. Chwilę nad czymś dumał.
- Dziękuję ci za opiekę nad świątynią, lilium - rzucił bez większego wyrazu, zerkając na nią, po czym skierował się do swojej komnaty.
Chloe przypatrywała mu się wnikliwie. Coś było w jej spojrzeniu, że miało się wrażenie, jakby prześwietlała człowieka na wylot tymi swoimi ciemnobrązowymi oczami.
- Ojcze, czy wszystko w porządku? - zapytała z przejęciem w głosie, ale sama już wiedziała, co jest powodem jego przemęczenia. - A mówiłam, żeby ojciec zrobił sobie drzemkę! - oburzyła się, ale powiedziała to ściszonym głosem, by echo nie rozniosło jej słów po sali modlitewnej. - Pójdę z ojcem, do pana Zbażina. Jadł ojciec cokolwiek od czasu śniadania? Pewnie nie... Zaraz coś przygotuję.
Dziewczę było bardzo zmartwione. Szła dwa kroki za postawnym duchownym, jakby nie chcąc spuścić z niego spojrzenia.
- Nie trzeba - odparł kapłan na wzmiankę o posiłku, jednak widać było, że nie ma zamiaru się o to sprzeczać. Zaraz też zniknął w swoim pokoju.

Wyszedł po kilku minutach. Miał wilgotną twarz, jakby przed chwilą ją przepłukiwał. Na ramieniu wisiała jego torba. Przez materiał wygniatał się jakiś prostokątny kształt - zapewne księgi, a dodatkowo jakiś drugi okrągły, znacznie mniejszy. Kapłan odwrócił się plecami do zatrzaśniętych drzwi, przeczesał włosy palcami i poprawił na sobie płaszcz. Rozejrzał się po ciemny korytarzu. Zerknął najpierw w prawo - tam, gdzie drzwi tuż za schodami prowadziły do sali modlitewnej. Następnie skupił wzrok przed sobą. Tam, w oświetlonym migotliwym światłem świec pomieszczeniu zobaczył, że ktoś się krząta.
Theseus podszedł bezszelestnie do drzwi - a raczej samej framugi - i oparł się o nią, zaglądając do środka. Chloe, jeszcze nieświadoma jego obecności, szykowała jakieś małe pakunki i zawiniątka. Cicerone przyglądał się jej jak urzeczony, kciukiem skubiąc brodę.

Panna Vergest zdawała się jeszcze go nie dostrzegać. Nucąc sobie pod nosem, robiła coś przy blacie kredensu. W końcu odwróciła się na pięcie i uśmiechnęła, widząc duchownego stojącego w drzwiach. Nie wyglądała na zaskoczoną jego obecnością. Trzymając w dłoniach mały koszyczek podeszła do niego.
- Zrobiłam kanapki na drogę - oznajmiła radośnie Chloe. - Ojciec weźmie jedną - dodała w tonie nie znoszącym sprzeciwu i podsunęła koszyczek ku cicerone.
Humor gosposi znacznie się poprawił po tym, jak szykując przekąski stwierdziła, że wykorzysta drogę do domu pana Zbażina, jako idealny moment do opowiedzenia mu o swoich odkryciach, jakich dokonała podczas sprzątania i spostrzeżeniach, jakie w związku z tym miała.
Oczy kapłana zabłysnęły na wzmiankę o kanapkach, ale wrodzona powściągliwość uchroniła młodą gosposię przed rzuceniem się na nią - czy raczej jej koszyczek.
- To miłe z twojej strony, dziecko - odparł z wracającą na jego oblicze pogodnością i wziął z jej ręki koszyczek, by nie musiała go nosić. Stał przez chwilę i spoglądał na Chloe.
- Chodźmy już. Nie każmy temu poczciwemu człowiekowi czekać. - Cicerone wyczytał dużo o rodzinie Zbażynów, wszak była jedna z większych i starszych w Szuwarach.

Theseus skinął gosposi i poprowadził ją do drzwi wyjściowych z plebani. Sam miał zamiar opowiedzieć jej o wszystkim, co usłyszał podczas narad. A był do tego entuzjastycznie nastawiony, nie wiadomo czy przez to, że chciał się tym z kimś podzielić, czy po prostu było mu żal gosposi, która cały dzień przebywała w świątyni. Tak czy owak jego wcześniejsze zmęczenie zaczęło powoli znikać po każdej minucie spędzonej z Chloe i jej pozytywnym nastawieniem.
- Udało nam się w miarę uprzątnąć świątynię - odezwała się dziewczyna zaraz po wyjściu z budynku. W krótkich słowach wymieniła kto pomagał jej w tym zadaniu i nie omieszkała naskarżyć na zaniedbującego swoje obowiązki pana Mileta. - Część pomieszczeń już jest wysprzątana, przy czym sypialnie i kuchnia aż się błyszczą - dodała z zadowoleniem. Z satysfakcją malującą się na twarzy dostrzegła głodne spojrzenie duchownego, którym obdarzał kanapki siedzące w koszyku. - Zrobiłam swoje ulubione. Myślę że ojcu posmakują - uśmiechnęła się uroczo i przyśpieszyła kroku. Była niezwykle zadowolona, że może z cicerone w końcu spędzić chwilę czasu.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline