Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2016, 12:54   #86
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Nie spodziewała się, że aż tyle zeszło jej się w bibliotece, że w tym czasie pogoda zdążyła się tak bardzo pogorszyć. Owinięta szczelnie płaszczem, z narzuconym kapturem na głowę i nieco skuloną sylwetką, stała na placu ćwiczebnym garnizonu Purpurowych Płaszczy. Tak po prawdzie to zimno jej tak bardzo nie doskwierało, ale co innego nieprzyjemny deszcz, którego krople lały się za kołnierz. Daleka jednak była od żalenia się z tego powodu. Poczekała, więc tyle ile było trzeba by Glandir wydał rozkazy piechurom, nim zamieni z nią kilka słów. Venora zawsze z dużym szacunkiem myślała o rycerzach w purpurze, nawet dwóch jej starszych braci nosiło tę, prestiżową w Cormyrze, barwę. Czasem sobie nawet myślała, że gdyby nie zrządzenie losu przez, które odkryte zostały jej talenty, to zapewne i sama zechciałaby zaciągnąć się do tego wojska.
Dopiero na zdziwienie mężczyzny stwierdziła, że gdyby przyszła tu w zbroi, to z pewnością wyglądałaby poważniej i "doroślej". Niestety, będąc wojownikiem, uroda raczej przysparzała jej więcej problemów niż pożytku, bo, a to ktoś nie brał jej na poważnie, a to musiała wykazywać się bardziej niż inni by zasłużyć sobie na szacunek, zamiast łatki uroczej panienki, która pomyliła drogę z salonów i jakimś cudem znalazła się w zbrojowni.

Tak poprawdzie to zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem Aleksander nie zaczął wszystkiego dogadywać z Purpurowymi nim sama wyraziła zgodę by uczestniczyć w tym jako dowódca. Czyżby stary rycerz wiedział, że panna Oakenfold będzie chciała w tym uczestniczyć i się zgodzi poprowadzić zbrojnych? No cóż, przynajmniej teraz mogła zakładać, że kogoś swą decyzją na pewno nie zawiodła.

Paladynka zbliżyła się do mężczyzny, bo nie miała ochoty zdzierać sobie gardła wykrzykiwaniem.
- Witaj! - odparła ściągając kaptur by jej słowa nie były przytłumione. Od razu poczuła jak zimna woda pociekła jej po kosmykach włosów na twarz i po szyi. Bardzo nieprzyjemnie uczucie, gdy miało się w pamięci wieczorne wylegiwanie w gorącej kąpieli. - Wiele dobrego o tobie słyszałam - wymieniła uprzejmości z mężczyzną nie dając po sobie poznać dyskomfortu jaki właśnie czuła.
- Może przejdziemy do środka, żeby nie przekrzykiwać się z huraganem? - zaproponowała. Owszem miała kilka pytań, ale obawiała się, że w takich warunkach pogodowych może w końcu się poddać i zechcieć je przemilczeć by już wrócić do jakiegoś schronienia, albo zwyczajnie będzie ją rozpraszał wiatr, który zawzięcie starał się z niej zerwać płaszcz.

W pierwszej chwili rosły rycerz speszył się ewidentnie, gdy Venora odsłoniła twarz całkowicie. Było to dla niej dość zabawne, bo nie raz zdarzało jej się oczarować przypadkowego mężczyznę własnym urokiem, lecz nie spodziewała się, takiej sytuacji z dwukrotnie starszym od niej wojakiem. Glandir odchrząknął i wyprostował się
-Nie! odrzekł krótko -Wytęż słuch, kiedy przyjdzie ci wydawać rozkazy w takich warunkach nie będzie czasu na szukanie dogodnego miejsca!- rzekł, po czym odwrócił twarz w kierunku ćwiczących żołnierzy, przez co było go słychać jeszcze gorzej. Mężczyzna milczał krótką chwilę, czując na sobie wzrok Venory rzucił jej krótkie spojrzenie, po czym uniósł ramię i wskazał palcem jednego z podwładnych, ćwiczących utrzymanie szyku w trakcie odpierania ataku z flanki.

-Ten chłopak z włosami wystającymi z pod hełmu! To Todd. Ma żonę i trójkę synów a jest nie wiele starszy od ciebie. Był czeladnikiem naszego kowala. Zgłosił się na ochotnika, bo żołd jest większy niż zapłata za podkuwanie wierzchowców. I wiesz co? To charakterny i niezłomny młodzieniec. Jeśli każesz mu maszerować na oddział orków posłucha cię. Bo taki był rozkaz dowódcy. Jeśli jednak rozkaz był mylny… Będziesz miała na sumieniu trójkę dzieci i wdowę. Miej to na uwadze i niech wyobraźnia cię nie ponosi. Przeliczaj siły na zamiary i nie pozwól zwyciężyć brawurze, która jest najsilniejsza w każdym młodym rycerzu- spojrzał jej głęboko w oczy, lecz znów się speszył i szybko się odwrócił.
-Jutro o świcie cała kompania będzie gotowa do wymarszu. Osobiście z nimi walczyłem w Przesmyku Celendrila z bandą niedźwieżuków. Każdy z nich spisał się zacnie- szybko scharakteryzował swój oddział -Lecz grzebanie tych, którzy polegli będzie mi się przypominać każdego dnia aż po kres moich dni przestrzegł Venorę -Obyś tego nigdy nie doświadczya. Słyszałem, że ma się z tobą udać twój brat. Znam go. To dobry i uczciwy chłopak, a przy tym świetny szermierz. Będę się modlić za powodzenie waszej misji- dodał na koniec.
Paladynka stała starając się nie ulec porywistemu wichrowi, który miotał w każdą stronę połami jej płaszcza jak i nią samą. Gdyby była teraz w swojej zbroi to przynajmniej te dodatkowe kilogramy pozwalałyby jej utrzymać się łatwiej w pionie. Venora mimo niewygody pogodowej to uważnie słuchała. Była pod wrażeniem siły głosu Glandira, że potrafił przekrzyczeć tą sztormową zawieruchę.
Mężczyzna mówił, a kobieta nie wtrącając się w jego monolog, prowadziła w tym czasie rachunek własnego sumienia. Wydawało jej się, że wie do czego zmierzał. Martwił się o swoich ludzi, że trafią pod dowództwo kogoś kto ich kosztem będzie chciał się wykazać.
Odrobina zwątpienia wkradła się do serca paladynki. Czy ona właśnie tego nie robiła? Czy nie zdecydowała się tą misję, ryzykując niepowodzeniem, tylko dla tego cienia szansy by pokazać innym, że da radę, że jest już gotowa na większe wyzwania?
Tu, w tej chwili najlepiej widziała rozmach interwencji zbrojnej dla Grumgish. To już nie była tylko dwukółka ciągnięta przez kuca, na której siedział krasnolud i jeden wojownik. Wtedy mogła martwić się tylko o siebie, jej decyzje mogły zranić co najwyżej nią samą, nie musiała się martwić o innych, no może o jednego czy dwóch towarzyszy.

A jutro...

Będzie tak jak powiedział Glandir: jej decyzja może sprawić, że rodzina Todda zostanie bez jedynego żywiciela. I to było w tym momencie dla Venory najstraszniejsze. Tak duża odpowiedzialność miała spocząć na jej barkach...
Teraz mogła być wdzięczna załamaniu pogody, bo przez ten cały wicher i łopoczący kaptur płaszcza, mężczyzna nie mógł dostrzec zwątpienia na obliczu paladynki.
"Nie, robię to dla mieszkańców Grumgish i okolicznych wiosek" zganiła się w myślach za tą chwilę słabości.
"Znam ten teren, sytuację i tamtejszych ludzi" zaczęła przemawiać do własnego rozsądku.
"Sir August nie powierzyłby mi misji, której nie mam szansy sprostać" swoim przełożonym Venora ufała bardziej niż własnej ocenie.
Czas wziąć się w garść, bo to już nie była zwykła wycieczka po książkę.

Rycerka odchrząknęła i odrzuciła kaptur by nie zasłaniał jej twarzy.
- Rozumiem twoje obawy - zaczęła głośno i wyraźnie, a zarazem starając się nie krzyczeć. - Niestety nie mogę obiecać, że nikomu włos z głowy nie spadnie. Ale to o czym mogę cię zapewnić, to to, że zrobię wszystko co w mojej mocy by zadbać o twoich ludzi - powiedziała z powagą w głosie. - Na miejscu czekają na naszą pomoc wieśniacy, którzy są bezbronni w starciu z goblinami. Osobiście znam tą sprawę osobiście, a i udało mi się odbić kilku z porwanych mieszkańców wioski oraz na własne oczy zobaczyć siły wroga - dodała dla uspokojenia Glandira. - Nie tylko Arthon będzie u mojego boku, ale również doświadczeni kapłani wspierający zbrojnych magią leczącą. Cieszy mnie, że już jutro możemy wyruszyć. Niech twoi ludzie dobrze wypoczną, bo czeka nas jeszcze długa droga, nim sięgniemy po broń - stwierdziła na koniec, opierając odruchowo dłoń na rękojeści miecza umocowanego przy jej pasie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline