Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2016, 16:22   #16
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Dawno, dawno temu...

[media]http://bi.gazeta.pl/im/2/8482/z8482912Q,Sala-wykladowa-na-uniwersytecie.jpg [/media]

… Pracując w policji była na takim jednym dennym szkoleniu. Tak po prawdzie to w trakcie swojej kariery lotniczej odbyła całe mnóstwo przeróżnych szkoleń, jedne ważne inne mniej. To konkretne było jednym z tych, które wszyscy uczestniczący uważali za nikomu nie potrzebne siedzenie w ławce, a jego jedynym celem zdawało się być wpisanie się na listę obecnych i dostanie dyplomu nadrukowanego na papierze o gramaturze większej niż standardowa kartka ksero.
Ktoś z działu HR zapewne chciał, by piloci poznali swoje prawdziwe ja. A Imogen, choć w głowie miała milion innych pomysłów na bardziej efektywne przetracenie tych ośmiu godzin, to w przeciwieństwie do kolegów, nie marudziła. Po prostu wiedziała, że niektóre sprawy lepiej przemilczeć, pouśmiechać się chwilę, "pobawić" w tą zabawę. Później przecież, wieczorem w pubie, będą mogli wszyscy razem naśmiewać się z tego tworu jakim był coaching. I tak też się wtedy to skończyło - po zajęciach wszyscy udali się na piwo, co więcej to od tamtego wieczoru przypadkiem zaczął się jej “związek” z Loganem. Był to sympatyczny gość, operacyjny lotów, z którym dużo czasu spędzała zarówno w pracy jak i w czasie wolnym. Ci którzy wiedzieli o ich związku żartowali, że Immy sypia z nim, żeby robił za nią papiery. Przyjaźnili się odkąd tylko Immy została pilotem policyjnym i prawdę mówiąc obojgu było dobrze razem. “Friends with benefits” to chyba najlepsze określenie na to co było między nimi. To on odstąpił Immy swój bilet na wypad do Portoryko...
Logan Taylor wciąż figurował na liście jej byłych jako ostatni facet, z którym była. Bo przecież to co ją łączyło z Andreasem w żadnym wypadku nie można było uznać za związek.

Ale wracając z tej dygresji...

Na tamtym szkoleniu, pan o pociągłej twarzy, który z irytującym wręcz zaangażowaniem prowadził te zajęcia, wspomagając się kolorowymi slajdami wyświetlanymi na wielkiej tablicy widocznej z całej sali, gadał najpierw coś o wzajemnym poznaniu i zrozumieniu swoich zachowań, ich akceptacji oraz takiej modyfikacji, która umożliwi maksymalizowanie korzyści płynących ze współpracy, po tym coś o świadomym i nieświadomym postrzeganiu siebie, następnie były irytujące zajęcia w grupach, by na koniec dostać test do rozwiązania.

Czy, wtedy jeszcze będąca panną Cobham, Immy dowiedziała się czegoś ciekawego o sobie? Chyba nie, bo rodzina od zawsze miała ją za niemożliwie upartą osobę, która jeśli coś sobie umyśliła to nawet sprzeciw całej rodziny nie był w stanie zmienić jej planów.
Oczywiście pan o pociągłej twarzy tak tego nie określił. W jej aktach osobowych pojawiła się notka o tym, że Imogen Cobham jest osobą o silnej psychice.

"Bardzo odkrywcze" wspomniała z rosnącą irytacją Immy.

Oczywiście byłoby to odkrycie, gdyby nie to, że psycholog policyjny i testy jakie musiała przejść nim dostała się do policji już na wstępie określiły jej osobowość: pewna siebie, nie ulegająca wpływom innych, potrafiąca działać zarówno w chwilach wzmożonego krótkotrwałego stresu, jak również pod długotrwałym jego działaniem.
Dwudziestoparoletnia wtedy pani pilot nawet w najgorszych koszmarach nie mogła wyśnić jak bardzo jej ta wewnętrzna siła będzie potrzebna w przyszłości by przeżyć.

Choć teraz, gdy naszły ją czarne myśli, uważała to wszystko za przekleństwo. Była nawet skłonna doszukiwać się w tym winy choćby tego, że nie wychodziło jej w związkach... Albo, że robiła rzeczy, które kończyły się dla niej w ten czy inny sposób boleśnie.

Łudziła się. Tak bardzo chciała wierzyć, że wszystko nie skończy się jednym wielkim rozlewem krwi. Najpierw jednak, po przelotnym przeczytaniu wiadomości od szefowej, Imogen, poczuła jak irytacja zaczyna ją roznosić od środka. Była tak bardzo sfrustrowana, że nie ma się wpływu na swój los. Wyglądało to tak, że jak coś ma się wydarzyć to tak się stanie i cały pieprzony wszechświat będzie ku temu dążył.
Cytat:
RATUJE NAS PANI.
"Nici z ratunku. Dołączysz do szerokiego grona osób, które zawiodłam i których życie w mniejszym czy większym stopniu zniszczyłam" Imogen zacisnęła zęby, aż zgrzytnęły. Wiedziała, że jak by się obecna sytuacja nie skończyła, to na pewno pozostanie bezrobotna za nie stawienie się w pracy na tak cholernie ważnym spotkaniu. I nawet nie miała jak ostrzec Cooper przed własną absencją, choćby dać durny SMS, że jednak się odwołuje… Wieża Babel miałaby jeszcze czas się z tego kontraktu wykręcić albo chociażby na szybko ściągnąć kogoś z drugiego końca USA, czy nawet Kanady. Tak czy inaczej reputacja biura tłumaczeń Cooper by nie ucierpiała tak jak to teraz zakładała Imogen.

Wszelkie złudzenia prysły w momencie, gdy smutny pan wycelował pistolet w kierowcę taksówki. Wszystkie przyziemne sprawy, jak choćby zamartwianie się o pracę, straciły na znaczeniu w obliczu jawnego zagrożenia życia.
Nadludzką siłą Imogen sprawiła, że jej ciało tylko drgnęło, powstrzymując się od próby rzucenia na napastnika.
Rozsądek z jednej strony zatrzymał ją w miejscu, a z drugiej utwierdzał w tym jak bardzo przegrana jest jej pozycja.

Świat nagle zwolnił dla Imogen, gdy Rosjanin nacisnął na spust. Kula opuściła ze świstem tłumik, lecąc ku mężczyźnie, który nigdy już miał nie ujrzeć swojej ukochanej wnuczki.

Olander zamknęła oczy, jednocześnie odwracając się by nie patrzeć na rozlew krwi, której metaliczny zapach natychmiast rozniósł się, przywołując cały ładunek złych wspomnień.
Krew, cała jej masa.
Zawsze się tak kończyło. Zawsze ktoś kończył jak ten taksówkarz.

[media]https://d.ibtimes.co.uk/en/full/1359117/blood-car.jpg [/media]

"Czemu choć raz ktoś nie może mnie uratować?!" Imogen zacisnęła z całych sił pięści. Przecież do cholery to wszystko działo się na otwartej przestrzeni, wciąż w granicach miasta. Ktoś to musiał widzieć, choćby usłyszeć!
"Czemu po prostu nie mogę mieć normalnego nudnego życia!"
Lecz wciąż z całych sił powstrzymywała się od tego co zwykła robić w takich sytuacjach i niczym owieczka na strzyżenie, Olander podążyła za mordercą i wsiadła do czarnego sedana. Adrenalina w niej buzowała.
Gdy Rosjanin pochylił się nad nią, to ciężko było stwierdzić czy Imogen zemdliło od zapachu wódki czy samej bliskości mordercy. Olander odsunęła córkę w najdalszy kąt, chcąc zasłonić sobą Solvi nawet przed samym wzrokiem Rosjanina. Drzwi wozu i tak były zablokowane, więc płacząca dziewczynka leżała wciśnięta między nie, a swoją matkę, w czasie gdy sama Imogen ledwo nad sobą panowała by powstrzymać się od przywalenia Nikolaiowi w zęby.
A musiała być bierna. Wszystko to w obawie, że w odwecie mężczyzna będzie chciał skrzywdzić jej córeczkę.

Lecz złość w Imogen tylko wzbierała od tej bierności. Stanie w bezruchu było dla niej nienaturalnie. Cichutki głosik podpowiadał jej, że czas ucieka i zaraz będzie za późno. Tak bardzo chciała uniknąć tego wszystkiego...
Bała się tego, jakie wspomnienia przywodziła jej ta sytuacja. To, jak nie mogła zrobić nic, bezwładnie podążała tam gdzie sobie tego zażyczył jej przyszły oprawca... Godziny tortur w trakcie, których jedyne czego pragnęła to już umrzeć by cierpienie się w końcu skończyło...
Rosjanie naprawdę musieli jej nie lubić.
Teraz co prawda miała pełnię władz ciała, ale cholernie bała się konsekwencji tego co siedziało w jej głowie. Tego co chciała... Nie. Tego co powinna przecież zrobić, a co może miało szansę uratować taksówkarza.

W pierwszej chwili pomyślała, że się przesłyszała. W końcu dostrzegła mrugające światła jakiegoś pojazdu jadącego na sygnale. Karetka, straż pożarna… Radiowóz drogówki był ostatnim o czym pomyślała. Mimowolny, szyderczy uśmiech pojawił się na twarzy Olander.
To było dla niej jeszcze mniej wiarygodne niż bycie porwaną przez mafię.
Lecz zaraz zatlila się obawa. Rosjanin zastrzelił tamtego mężczyznę i nawet powieka mu nie drgnęła. Czemu miałby nie zrobić tego samego z policjantem, który miał zaraz zajrzeć przez okno do auta…
Imogen kątem oka dostrzegła jak Nikolai chowa za plecami swój pistolet. Szybki ruch oczu by bez niepotrzebnego ruchu głowy spojrzeć na kierowcę. Ten ręce trzymał na kierownicy…
Ale zanim policjant zorientuje się w sytuacji, sięgnie po broń to rosjanie albo ruszą autem. I tak, ta sytuacja, po postawieniu się na miejscu stróża prawa wydawała się być bardzo znajoma.
I była jeszcze druga opcja: rosjanin sięgnie po broń i zastrzeli mundurowego. A wtedy ona i Solvi będą już nikim innym jak zakładnikami.
Teraz jednak, w przeciwieństwie do sytuacji z zastrzelenia taksówkarza, ręce Imogen miała wolne, a jej córka w miarę bezpiecznie leżała obok niej, tak, że ewentualny nieplanowany postrzał pójdzie najpierw w Olander. Tak, to już dodawało pewności planowi Imogen.
Szyba auta od strony kierowcy zaczęła się opuszczać, Imogen siedziała za nim więc była naj mniej zagrożona strzałem policjanta.
Lewy kącik ust Olander uniósł się gdy Nikolai warknął wspominając o rozlewie krwi. Była w pełni skupiona, a determinacji tak wielkiej jak w tej chwili to chyba nie miała nawet wtedy, gdy chciała zatrzymać Poesię...

[media]http://www.youtube.com/watch?v=uCVCIlo4amU[/media]

Blondynka nagle odwróciła się do Rosjanina. Prawą dłonią błyskawicznie sięgnęła ku broni, chwytając z całych sił dłonią za zamek pistoletu co minimalizowało ryzyko wystrzału.
Już kiedyś ją to uratowało.
Jednocześnie lewą dłonią zaciśniętą w pięść wymierzyła cios, z całą skumulowaną w sobie złością, prosto w jego krocze. Czemu akurat w klejnoty? Bo w twarz to by się spodziewał, zapewne nie jeden raz w życiu po mordzie oberwał. Ale jaja z kamienia miał tylko ten pieprzony Konsument na Poesji...
- Ma broń! - krzyknęła zaraz po tym by ostrzec policjanta. Teraz, jeśli miała to przeżyć to musiała przejąć broń, ale jedyne na co uważała to to, by ewentualny wystrzał był skierowany nie w nią.

- Wiem, że ma - rozległ się w tym całym chaosie głos policjanta. Immy zdążyła spojrzeć na niego kątem oka, by odnieść wrażenie, że gdzieś już widziała twarz mężczyzny. Ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie. W jakiejś rzeczywiście podobnej sytuacji…

Policjant podniósł pistolet i wycelował prosto w czoło Imogen. Nacisnął spust. Imogen zapewne umarłaby, gdyby Nikolai nie pociągnął ją w swoją stronę w trakcie szamotaniny. Rozległ się podwójny odgłos: ściszony wystrzał pistoletu Rosjanina oraz głośny huk spluwy pana z drogówki. Serce Imogen na moment przestało bić. Gdzie mogły trafić strzały? Pośród tego wszystkiego wybrzmiał dodatkowo dźwięk rozbijanej szyby. Odłamki szkła poszybowały do wnętrza samochodu. Zrozumiała, że nie odczuwa bólu. Przeżyła. Ale co z Solvi? Czy... czy wszystko z nią w porządku?

Nie czuła bólu - to dobrze.

Jednak to ani trochę nie świadczyło, że była cała, bo przecież adrenalina teraz działała swoje cuda. Ale to co było ważne w tej chwili to to, że pomimo huku dwóch wystrzałów żyła i była tego bardzo pewna. Kto jak kto, ale Imogen poznałaby moment przejścia w zaświaty.
Chciała spojrzeć co z Solvi, pragnęła tego strasznie, ale jeśli chciała to przeżyć to nie mogła teraz odwrócić głowy za siebie. Mocniej chwyciła prawą ręką broń Nikolaia.
Nie puścić pistoletu - teraz to było najważniejsze.
Olander lewą ręką, której pięścią chwilę temu uderzyła w krocze mężczyzny, teraz starała się sięgnąć ku broni, tak by wspomóc prawą. Nie mogła puścić spluwy, ani pozwolić wycelować w swoim kierunku.
- Ty tępa pizdo - syknął Nikolai. - On chce cię zabić! To nie jest żaden pieprzony policjant. Puszczaj tę broń, inaczej pozabija nas wszystkich!
- Misha, wdepnij gaz! - wrzasnęła Tina do kierowcy. Ten jednak zajęty był siłowaniem się z policjantem. Jeden próbował wykręcić rękę drugiemu, jednak mężczyźni wydawali się równie silni. - O mój Boże - Tina krzyknęła, spoglądając na deskę rozdzielczą. Wskazówka paliwa miarowo obniżała się. - Ktoś przestrzelił bak!
- Tina, dzwoń po Papę, ich na pewno jest więcej! - wrzasnął Nikolai, po czym splunął Immy na twarz, chcąc ją zdekoncentrować.

Plwociny nie rozproszyły Imogen. To tylko jeszcze bardziej ją zeźliło.
- To kurwa oddaj mi tą pierdoloną broń chuju złamany! - odwarknęła po rosyjsku Olander wkurwiona do granic możliwości, po czym jeszcze mocniej zaczęła siłować się z Rosjaninem. W żadnym wypadku nie wypierała możliwości, że policjant faktycznie celował właśnie nią, a nie było to tylko przypadkiem. Skądś kojarzyła gębę mundurowego i wcale nie miała dobrych przeczuć. Tak więc za żadne skarby nie zamierzała puścić spluwy i stać z pustymi rękami między młotem a kowadłem: między rosyjską mafią, która może chcieć ją zabić, a policjantem, który całkiem otwarcie chciał ją sprzątnąć z tego świata.
Gorączkowo starała się wyłuskać z pamięci skąd kojarzy twarz mundurowego by ewentualnie rozważyć rozejm z ruskimi.

Wtem zrozumiała. Fałszywego policjanta widziała przed rokiem w trakcie napadu na bank. Wspomnienie pojawiło się nagle, wyzwolone silnym ładunkiem emocji.

Cytat:
Marco, mamy problem. Dwójka ludzi przed bankiem, jeden z nich uzbrojony, widziałem gnata. Co mam robić?
Czekać.

Oni chcą się chyba wedrzeć do środka. W końcu po co im ten gnat?
Więc niebezpieczeństwo. Robimy to po sycylijsku.
Wezwij Marcello.
Czas wtedy momentalnie zwolnił dla Imogen. Jak w puszczonym w zwolnionym niemy filmie, klatka po klatce, widziała jak brązowy, zardzewiały ford pojawia się znikąd. Szyba bocznych drzwi opuszcza się powoli, wyłania się ręka w skórzanej rękawiczce dzierżąca pistolet… naciska spust… Strzał. Ogłuszający huk... Kula przeszywa policjanta po cywilu, który jeszcze przed chwilą rozmawiał z nią... Tworzy tunel w jego szyi, przechodzi na wylot.
Krwawoczerwona ciecz rozpryskuje się po otoczeniu. Ochlapuje twarz i śnieżnobiały żakiet Cobham.

“Marcello”

To konkretne imię, awansowało z zapomnianej przegródki w podświadomości do kołaczącego się w umyśle słowa. To było wtedy, kiedy Kościół Konsumentów posłużył się włoską mafią w Portland, aby położyć łapy na diamencie Hope przechowywanym w bankowym sejfie. Olbrzymi klejnot pochodzący z Golkondy w Indiach zasłynął tym, że w wyniku nieszczęśliwych losów jego kolejnych właścicieli, zaczęto mu przypisywać moc przynoszenia pecha.
Dokładnie wtedy Imogen Cobham przebywała w feralnym banku w sprawie swojego kredytu i dzięki jednemu z modułów w Skorpionie dosłyszała jak gangsterzy szykują się do napadu...

Tina krzyknęła, że ma tego dość, po czym rozpięła pasy i wybiegła z samochodu. Ona jedna skorzystała na tej piekielnej sytuacji.
- To on… - Imogen otworzyła szeroko oczy. Nie rozumiała skąd... Dlaczego był tu ten popapraniec i czemu znów w nią celował. Nie da się całkiem zapomnieć twarzy osoby, która po raz pierwszy w życiu celuje do ciebie z broni...

Wtem Imogen zdała sobie sprawę, że ból w kroczu Nikolaia mija. Mężczyzna z każdą chwilą wydawał się coraz silniejszy.
- Sasha, rozpierdol go! - wrzasnął Rosjanin.

Olander natychmiast puściła broń, zabrała ręce, przecierając odruchowo ramieniem twarz i przywarła do lewych bocznych drzwi sedana dając tym samym Niko pełne pole do działania.
- Zastrzel go, zastrzel! - krzyknęła Immy po rusku, w zdenerwowaniu wplatając w to swój brytyjski akcent. Sięgnęła ku Solvi. Jej odkrycie bardzo ją zdekoncentrowało. Nagle próba zrozumienia co właśnie się dzieje stała się dla niej priorytetem
- No wreszcie - warknął Nikolai. Prawą ręką wycelował pistolet w kierunku otwartego okna po stronie kierowcy, a drugą tak zdzielił Imogen w szyję, że aż ujrzała mroczki przed oczami. Kobieta syknęła z bólu, ale nie zareagowała na to.
Olander spojrzała na Solvi. Dziewczynka wcześniej wyła ze strachu, lecz teraz jakby przyzwyczaiła się do nowej rzeczywistości i nawet lekko uśmiechała. Widocznie nawet niemowlęta mają tę granicę, po przekroczeniu której przestaje im zależeć.

Jednak Imogen ten widok nie pocieszył. Drobny odłamek szkła rozbitej szyby zabłąkał się w jej kierunku. W rezultacie na skroni pojawiła się płytka rana w kształcie półksiężyca. Najpewniej nie była bolesna, skoro dziewczynka nawet nie zwracała na nią uwagi, jednakże należało ją i tak opatrzyć jak najprędzej.
Nikolai w tym czasie wypalił z pistoletu, a Marcello zmuszony był odskoczyć, pozostawiając swoją broń w ogromnych dłoniach Sashy.
- Nie ruszę - kierowca odezwał się po raz pierwszy.
- Przestrzeliłaś bak, tępa suko! - Nikolai napadł na Imogen po rosyjsku.
- Na chuj naciskałeś na spust! - odgryzła się Imogen odruchowo rozmasowując sobie lewą dłonią szyję. Poza ogólnym wkurwieniem sytuacją to kobieta nie okazywała większego przejęcia. Na jej twarzy malowało się skupienie. Co więcej opanowanie sprawiało, że ręce jej się nie trzęsły, dzięki czemu mogła szybko i delikatnie zdjąć okruch szkła z czoła Solvi.
- Co ten skurwysyn tu robi... - wycedziła przez zęby do siebie będąc nisko pochylona, lecz raz po raz rozglądała się szukając pomysłu co dalej. - Jeszcze nas podpali! - to wydawało jej się być oczywiste skoro paliwo wyciekło.
- Zastrzel go albo daj mi tą pieprzoną broń! - te słowa już Szwedka skierowała do Rosjanina.
- Jedyna broń potrzebna kobiecie to ta, którą ma między nogami - zdawało się, że Nikolai nie był fanem feminizmu i równouprawnienia. - Wypierdalamy stąd, tu masz rację, zaraz podpalą to gówno. Idziesz pierwsza! - wrzasnął. - Chcę cię mieć na oku.
- Brudas wrócił do radiowozu - rzekł Sasha po kolejnym, niecelnym strzale. Następnie otworzył drzwi i padł na asfalt, chcąc być jak najmniejszym celem. Zaczął wycofywać się jak najdalej od fałszywej drogówki.
- Zastrzel chuja to nas nie podpali! - nie widziała gdzie mieliby uciekać. Przepasała przez ramię torebkę i wzięła na ręce córkę, tuląc ją do siebie, obejmując szczelnie ramionami. - Sasha strzel w blok silnika, albo przestrzeń mu opony, bo inaczej spierdoli albo w nas wjedzie! - po tych słowach próbowała, z pomocą Skorpiona, wsłuchać się w eter, jednocześnie rozglądając za drogą ucieczki.

Ale w tym czasie w głowie Imogen kołatały jej się wciąż i wciąż te same pytania. Co tu robiła włoska mafia? Czemu gangster chciał ją zastrzelić?! Czy porwanie przez rosyjską mafią okazało się zbawienne dla jej życia?!?! Czy gdyby zostawiła Solvi w żłobku to gangsterzy teraz wzięli ją na zakładnika?! Po co w ogóle mieliby chcieć jej krzywdy?! To ostatnie jedynie tłumaczyło to, że już raz mafia włoska pracowała dla Konsumentów, którzy osobiście nie mogli się zbliżyć do Portland.

A ci już mieli całe mnóstwo powodów by chcieć posłać fałszywą Szwedkę z powrotem w zaświaty. Tyle, że... czemu akurat TERAZ mieliby ją atakować ?! W Błękitnej Lagunie nie była chroniona przez zasięg Portalu, była jak podana na srebrnej tacy. Mogli ją bez pośredników załatwić na każdy możliwy sposób. No i przecież Andreas zapewniał ją, że jej osoba nic nie znaczy dla Kościoła…
Lecz wciąż Kościół Konsumentów był jedynym logicznym wytłumaczeniem zwrotu akcji.

“Co do cholery zmieniło się przez te dwa miesiące odkąd wróciłam tu?!” myślała gorączkowo.


"(...)
You can hit but never break me
This is what I'm made of
You can try but never stop me
Cause this is what I'm made of
I'll never ever let go
(...)"
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 12-11-2016 o 16:30.
Mag jest offline