Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2016, 11:27   #92
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Tego ranka była zbyt rozkojarzona wyprawą i dzisiejszym sennym koszmarem. Sen starała się sobie wytłumaczyć swoimi ostatnimi przeżyciami, kiedy mało co, a by straciła życie w płonącej świątyni, bo nigdy wcześniej nie była blisko śmierci. Z tego też powodu szybko zapomniała o złośliwości Ludwika. Bolało ją tylko że akurat wśród swoich, wśród paladynów, znalazł się ktoś kto źle jej życzył. Szczęśliwie towarzyszący jej przy stole Virgo z sukcesem zagadywał młodą rycerkę, odciągając ją tym samym od ponurych myśli.
Po śniadaniu udała się natychmiast do swojej kwatery po swoje rzeczy. Z pomocą Arsen zabrała się za ubieranie na siebie zbroi. Po raz pierwszy miała na sobie pełną zbroję płytową. A ta nie dość, że stanowiła najlepszą możliwą ochronę, to dodatkowo była niezwykle piękna i doskonale leżała na paladynce. Różnica między tym pancerzem a jej poprzednim, który strawił kwas smoczydła, była niesamowita. Teraz już wiedziała doskonale czemu ceny za tego typu zbroję były tak wygórowane.
Venora sięgnęła po leżący w nogach jej łóżka miecz, ale na chwilę zawahała się spoglądając na półtoraka. Pokręciła głową.
"Helm na pewno by pochwalił wybranie jego ulubionej broni" przeszło jej przez myśl. Ale i tak dość miała zmian. Potrzebowała więc też czegoś pewnego, czegoś co jest znajome. Sięgnęła po długi miecz i przytroczyła jego pochwę do swego pasa. Zabrała plecak i pożegnała się z Arsen.

~***~

W elfiej pełnej zbroi płytowej wyglądała naprawdę poważnie. Zupełnie jakby po jej założeniu przybywało jej kilka lat spędzonych w boju. Aż chciało się iść z wysoko uniesioną głową. Jeszcze w świątyni dostrzegła z jaką powagą i zaskoczeniem odnosiły się do niej napotkane osoby.
Zupełnie nie przypominała tej otulonej płaszczem osoby, która poprzedniego popołudnia odwiedziła Glandira.
Venora, stając na placu apelowym, czuła jak niepewność i zwątpienie we własne siły zaczynają ogarniać jej myśli. Ale trzymała się dzielnie. Bo jeśli sama w siebie nie uwierzy to jak ma poprowadzić innych za sobą do walki?
Obecność brata mocno podbudowała pannę Oakenfold. Tylko po to by zaraz posłać mu pełne konsternacji spojrzenie gdy chłodnym tonem wspomniał o przemowie...
"Przemowa?!"
W tym całym zamieszaniu z przygotowaniami do drogi całkowicie wyleciało jej z głowy, że przecież powinna jakoś pokrzepić podkomendnych do walki w słusznej sprawie. Wszystko to co powiedział Arthon było prawdą. W myślach pokrzepiła się, że przecież nie dalej jak poprzedniego wieczoru, zupełnie nieprzygotowana, dała taką mowę swojemu przełożonemu, że ten nawet z nią nie dyskutował. Teraz wystarczyło powiedzieć prawdę i unikać tego czego sama nie lubiła w takich momentach.
Paladynka wystąpiła na przód spoglądając po zbrojnych. Dobrze wiedziała, że prawie każdy z nich był od niej starszy, ale po tym co w ostatnich dniach doświadczyła sprawiło, że nie była już takim żółtodziobem za jakiego sama siebie jeszcze do niedawna miała.

- Jestem lady Venora Oakenfold, paladynka, strażniczka i obrońca w służbie zakonu Helma - zaczęła głośnym i donośnym głosem. Rozglądała się przy tym uważnie po twarzach zbrojnych. - Nie tak dawno temu odwiedziłam oddaloną o dwa dni drogi wioskę Grumgish. Szukaliśmy zaginionego kapłana, a znaleźliśmy nie tylko jego, ale również zbierające się do inwazji siły goblinów. Udało nam się uwolnić więzionych przez nich wieśniaków. Niestety nic więcej nie mogliśmy zrobić. Wróciłam do stolicy prosząc o zbrojną pomoc by uniknąć krzywdy, tych którzy sami nie są w stanie się obronić. To WY jesteście tym wybawieniem, o które się tak gorliwie teraz modlą tamci ludzie. To My możemy sprawić, że do ich życia powróci spokój. Ja nie idę na tą walkę by zdobywać chwałę i ordery - dłonią zaciśniętą w pięść uderzyła w swoją pierś, dla dodania mocy swoim słowom. - Wracam tam, bo to jest mój obowiązek, bo przysięgałam chronić słabych, biednych, rannych i młodych. Nie przesadzę jeśli powiem, że Grumgish i okoliczne wioski bez NAS przestaną istnieć - im dłużej mówiła tym pewniej się w swojej roli czuła. - W naszych rękach jest los tych ludzi. Nie możemy zawieść tych, którzy pokładają w nas wszystkie swoje nadzieje. Bądźcie czujni i nie dajcie się zwieść tym goblinom, bo wróg jest przebiegły i nie cofnie się przed niczym. A teraz czas najwyższy działać. Zarządzam wymarsz, za mną! - i ruszyła przodem, ku bramie.

Choć reakcja zbrojnych była raczej spokojna i obyło się bez wiwatowania czy skandowania imienia rycerki, Venora widziała że jej podkomendni czują się odrobinę pewniej. Żaden z nich nie patrzył na nią jak na kogoś kto prowadzi ich na pewną śmierć. Piechurzy byli spokojni, a kilku nawet zdawało się być podekscytowanych krucjatą przeciwko goblinom.
-Dobra robota- szepnął jej na ucho Arthon po czym odwrócił się na pięcie i ruszył krok za młodszą siostrą. W podobnej odległości kroku próbował dotrzymać im Virgo. Kulejący od lat kapłan odrzucał wszelkie sugestie i propozycje udania się na misję konno. Mężczyzna był pewien, że da radę, to też nikt za bardzo nie narzucał się z propozycjami pomocy.
Cały orszak przeszedł przez miasto, wprost do zachodniej bramy bez najmniejszego problemu. Ludzie odsuwali się i robili miejsce dla oddziału mając w świadomości, że taka wyprawa oznacza nic więcej jak niesienie pomocy nękanej przez potwory wiosce. Pochód opuścił bramy Suzail i ruszył traktem na zachód. Venora doskonale pamiętała widoki towarzyszące wyprawie do Grumgish. Piękne równiny porośnięte zielonymi łąkami, uprawne pola, pastwiska pełne owiec i bydła, oraz majaczące od północy po wschód górskie szczyty.

[media]http://i.imgur.com/OlvacTu.jpg[/media]

Jeszcze przed południem orszak minął spore gospodarstwo znajdujące się dość blisko ścieżki, gdzie panna Oakenfold dostrzegła kilkuletnią dziewczynkę przyglądającą się pochodowi z zapartym w piersi tchem. Venora mijając ją posłała dziewczęciu ciepły uśmiech.
-Zarządź przerwę- milczący i skoncentrowany do tej pory Arthon, w końcu się odezwał. Jego wzrok skupił się na niewielkim wzgórzu, skąd widać było całą okolicę -Maszerujemy od kilku godzin. Daj ludziom zebrać trochę sił

Paladynka nie do końca była zadowolona z tempa jakie mieli. Faktem jednak było, że ostatnim razem tą trasę pokonywała na dwukółce Foigana i bez tego całego zacięcia jakie teraz czuła szykując się na walkę.
Skinęła jednak głową na sugestię brata. Miał rację, sama też przecież już zaczynała odczuwać na sobie zmęczenie lecz ją napędzało poczucie obowiązku, więc byłaby w stanie jeszcze jakiś czas iść.
Panna Oakenfold rozejrzała się za miejscem odpowiednim dla takiego spoczynku. Najlepiej między drzewami dającymi przyjemny cień, który był konieczny dla ludzi okutych w stal, a jednocześnie będący nieco na boku traktu. Gdy to miejsce wypatrzyła wskazała je Arthonowi ręką.
- Tam się zatrzymamy - powiedziała do niego i po zatrzymaniu się odwróciła się w tył.
- Oddział, udamy się w tamto miejsce na odpoczynek - zaanonsowała głośno, by każdy z trzydziestu mężczyzn mógł ją usłyszeć. Po tych słowach znów wróciła do poprzedniego tempa.
- Gdy trochę już odpoczną to chyba będzie najlepszy moment żebym im opowiedziała o tym kto dowodzi tymi goblinami, czego mają się spodziewać - odezwała się do brata w zamyśleniu. - Wiesz może ile Glandir im powiedział o tej wyprawie? - zapytała spoglądając na rycerza.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline