Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2016, 22:08   #242
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Była bardzo rozkojarzona, choć doskonale jej wychodziło nie danie tego po sobie poznać. Wchodząc do kompleksu hotelowego gdzie odbywała się gala Laurienn nastawiona była jakby przyszła tu stoczyć bitwę. Jedni walczyli na miecze, a inni słowami. Ona wolała politykę, bo lubiła gdy jej słowa miały moc nie mniejszą niż krążowniki.
Ale w tym momencie wciąż była zaskoczona słowami Micala. Nie spodziewała się tego. Na to się nie umawiali...

Ale nawet pomimo tego, to minę i postawę miała idealną do swej roli. Uprzejma, z lekkim uśmiechem na twarzy, nie zabierająca głosu i trzymająca się bardzo blisko swego "męża", na którego spoglądała czule. To ostatnie akurat wychodziło jej bardzo naturalnie, bo nic nie udawała.
- Mężu - odezwała się do Micala zbliżając się do niego. Słowo raczej trudno jej przeszło przez usta. - Przypomnisz mi kiedy mieliśmy nasz ślub? - spojrzała na niego wymownie.
- Jak to kiedy? To już będzie ponad pół roku temu. Przecież inaczej nie byłoby okazji byś zaszła w ciążę - odparł z trudem zachowując powagę.
- No przecież - Laurienn nie mogła przestać się szeroko uśmiechać. - Uroczy, kameralny ślub na Korelli… - dodała przyglądając mu się wyzywająco.
- A to nie była uroczystość w Akademii? - zmarszczył brwi. - W końcu tak bardzo zaganiani jesteśmy no i uczniowie by mnie obdarli ze skóry, gdyby nie wzięli udziału w ślubie ich ukochanej starszej siostry Laurie… - dodał ostrożnie.
- Ale ślub na Korelli daje więcej możliwości... politycznych… - Hayes chyba jak każdy obywatel Korelli czuła dumę ze swojego pochodzenia i nie wyglądało by chciała ten temat odpuścić.
- Nie, jeśli ma pozostać kameralnym - zauważył. - Rozdmuchanie tego wydarzenia mogło by zwrócić niepotrzebną uwagę, o którą niekoniecznie chcemy zabiegać - dodał znacząco.
- Tak, nie lubimy zwracać na siebie uwagi. Dlatego też wcale nie wybraliśmy się na dzisiejszą dobroczynną galę - uśmiechnęła się mówiąc to tonem pełnym sarkazmu.
- Ech… - westchnął. - Nie będę wspominał, kto… a zresztą. - żachnął się. Chciał do czegoś nawiązać i Hayes mogła się domyślić do czego, ale zrezygnował. - Możemy zawsze udać, że źle się poczułaś i się stąd zmyć - uśmiechnął się ciepło do niej.
- Wygodne, prawda? - mrugnęła do niego. - Może przysiądziemy gdzieś na chwilę? - zaproponowała.
- Pewnie - zgodził się. - Wybieraj.
Ewidentnie poszedł na łatwiznę. Choć bal zapowiadał się jako impreza na stojąco, to jednak były miejsca siedzące, rozlokowane w różnych miejscach sali. Można było usiąść na tarasie w pełnym słońcu, czy raczej tym co sztuczne oświetlenie imitowało, lub po szerokim parasolem w cieniu. Znalazły się miejsca na kanapach i fotelach przy niedużym barze serwującym ciepłe napoje, oraz miejsca przy klasycznym szynkwasie, gdzie kilka osób już zaczynało zwiększać zawartość alkoholu w swoich organizmach. Jednocześnie była możliwość przysiądnięcia się do trzech olbrzymich stołów ułożonych blisko siebie, gdzie serwowano ciepłe posiłki. Oprócz tego wśród obecnych chodziły hostessy z zimnymi napojami i drinkami, zapraszając do korzystania z bogato zastawionych stołów z zimną płytą.

Gości przybywało i zdecydowanie więcej było miejsc z zupełnie nowymi przybyszami.
Wybrała zacienione miejsce pod rozłożystym parasolem. Kierując tam swoje kroki zgarnęła po drodze napój z tacy otrzymanej przez togrucką hostessę. Nim jednak upiła łyk powąchała płyn. Skrzywiła się i oddała Micalowi.
- Mógłbyś mi znaleźć coś bez alkoholu? - poprosiła go siadając przy stoliku.
- Oczywiście - wziął od niej drinka i ruszył ku kącie z chłodnymi napojami, w którym samemu można było wybrać co się chce, obsługiwane przez elegancką twileczkę. Gdy Wielki Mistrz był zajęty, do Laurien dosiadła się wysoka kobieta.
- Ocho, witam. - pomimo niesamowitego wyglądu, nakrycia głowy, tudzież części ciała, gdyż trudno było się domyślić co jest co, obca miała miły głos. Nie czekając na nic usiadła, a raczej spłynęła na krzesło obok Hayes. - Usidlić Micala to jedno, ale tak na stałe? - zerknęła znacząco na jej brzuch. - Tutaj myślę, że trzeba mieć coś więcej niż tylko umiejętności Jedi - uśmiechnęła się upiornie, bo samymi ustami. Jej oczy nie poruszały się.

Hayes rzuciła szybkie spojrzenie na obcą.
- Piękna suknia - stwierdziła Jedi z westchnięciem jakby skrywanego zachwytu. - Tak, nawet cała Moc nie ma takiej siły jak prawdziwe uczucie - uśmiechnęła się przyjaźnie do kobiety po czym spojrzała ku swojemu partnerowi. Zaraz jednak wróciła wzrokiem ku osobie, która przy niej siedziała.
- Rozumiem, że zna pani mojego męża. Pani? - Laurienn uniosła brwi w pytającym geście.
- Och, Korelianka… - westchnęła. - Mistrzu, czy mogę zacząć panikować? - zwróciła się do nadchodzącego z napojem Micala.
- Witam pani senator - skłonił się uprzejmie i zignorował jej pytanie. Laurie zauważyła jednak, że mężczyzna wewnętrznie przygotował się na trudną rozmowę. - Przedstawiam Pani moją żonę, Laurienn Hayes. Droga Laurie, pani senator Tallin Kuat, z rodziny Kuat, z Kuat - wyrecytował.
- Ślicznie, skoro formalności mamy za sobą, to mogę poprosić o to samo co otrzymała do picia pani Hayes - bezpardonowo przejęła od niego napój i postawiła go przed Jedi.
Mical zacisnął zęby, ale nie zaprotestował. Uprzejmość nakazywała spełnić tą prośbę, więc ponownie powlókł się w kierunku baru.
- Cóż, moja droga Laurie, mogę tak do ciebie mówić, prawda? Do mnie zwracaj się Tallin, proszę, przechodząc do meritum, naprawdę jesteś Jedi? A nie podrzuconą przez Korelię agentką? Zresztą - uśmiechnęła się. - Jedno nie wyklucza drugiego. Ale chyba mogę to odrzucić, wtedy ukrywałabyś swój akcent - po tym stwierdzeniu, humor jej wrócił.

- Tak proszę, będzie mi bardzo miło - stwierdziła Hayes na pytanie o formę grzecznościową. Choć tylko na chwilę spojrzała na Micala to doskonale wyczytała jego emocje.
- Sądzę, że agentka byłaby ze mnie niezwykle marna - odparła jej z rozbawieniem Hayes. - Tak, jestem Jedi. Od ponad roku noszę tytuł Rycerza Jedi.

Laurienn dostkonale wiedziała o co chodziło tej kobiecie. Kuat i Korellia miały podobny profil gospodarki. Obie planety znane były z produkcji statków kosmiczych oraz stacji. Lecz ojczyzna Laurie robiła to bezkonkurencyjnie lepiej. Oczywiście według subiektywnej oceny Hayes.
Ale w przeciwieństwie do Korelli, na Kuat rządziła arystokracja. Tak więc idąc tą drogą dedukcji prosto było ustalić, że pani Tallin była wysokiego rodu skoro piastowała stanowisko senatora.

- A sprowadza się moja praca do uczenia padawanów historii - dodała Laurienn ze szczerym uśmiechem. Sięgnęła po napój i upiła mały łyk.
- Aha - senator jej nie uwierzyła i nawet niezbyt to ukrywała. Tallin czuła się bardzo pewnie i widać było, że za nic ma wszelkie konwenanse, wykorzystując je jedynie wtedy, gdy może dzięki nim coś osiągnąć. - Z moich informacji wynika, że nie należałaś do czwórki uczniów niejakiej Surik. Kiedy dołączyłaś do Akademii?
- Nie - przyznała nie przestając się uśmiechać. - Miałam zaszczyt być jedną z pierwszych czterech padawanów Akademii Jedi. Można by rzec, że jestem nowym pokoleniem Jedi - po wypowiedzeniu tych słów blondyna przekrzywiła głowę przyglądając się swojej rozmówczyni.
- Widzę, że dbacie o to, by szybko nadrobić braki w waszych szeregach - zażartowała, ale raczej była zadowolona z jej odpowiedzi. - Nie wszystkim się to ostatnio podoba - mruknęła, ewidentnie nie zgadzając się z “wszystkimi”. - Rozumiem, że zmieniło się podejście do związków. Czy Atton też się z tym zgadza?
Laurie zaśmiała się ze szczerym rozbawieniem na jej słowa.
- Och, Mistrzyni Założycielka bardzo niepopierała zakazu związków dla Jedi - pokiwała głową Hayes. - Uważała, że to niehumanitarne by od obrońców galaktyki oczekiwać by rezygnowali z uczuć - uśmiechnęła się. - Gdyby było inaczej to sama bym nigdy nie dołączyła do Akademii, bo zawsze marzyłam o tym by założyć kiedyś rodzinę. Uwielbiam dzieci - stwierdziła radośnie, niby przypadkiem, zaaferowana swoja osobą zapomniała wspomnieć o Mistrzu Randzie.
- Mhm - pokiwała głową udając zainteresowanie.
- Pani napój - Mical wrócił i postawił go przed senator Kuat z Kuat. Sam usiadł obok Laurienn.
- Dziękuję - odparła Tallin. - Nieźle ją wyszkoliłeś. Prawie mnie zwiodła. Ale ty świnia jesteś Mical. Atton kazał ci się kryć?
- Prosił… - mruknął cicho Jedi.
- Oj wy dwa łajdaki. Wyślij go z misją jakąś na nasza planetę albo sama wyjdę z jakimś oficjalnym papierem. Nakazem aresztowania jak będę miała zły humor - wstała od stołu. - Miłej zabawy - warknęła odchodząc.
Hayes zrobiła zaskoczoną minę, jakby nic nie rozumiała. Lecz to zmieniło się gdy pani senator zniknęła im z oczu. Uśmiechnęła się wtedy szeroko.
- No no, ciekawe co na to Mira - mruknęła do Micala, puszczając mu oko.
On za to westchnął ciężko.
- Trudno mi na to znaleźć solucję. Tallin Kuat naprawdę zagięła parol na Attona. Czasami jak mnie wkurzy, to mam ochotę go jej wystawić.
- Zachowujecie się czasem jakbyście się nie cierpieli, ale ze wszystkich mistrzów to dogadujecie się najlepiej - zauważyła Laurienn.
- Jesteśmy świadomi celów i zagrożeń. Ktoś musi. Visas jest niesamowicie mądra i ma ogromne pojęcie o Mocy, ale ona żyje w swoim świecie. Brianna… Cóż, tu sama wiesz jak jest. Pozostaje Atton i ja. Gdybyśmy się nie dogadywali, to nie dalibyśmy rady kontynuować dzieła Meetry.
- Doskonale się uzupełniacie - wyznała. - Mam nadzieję, że będę w stanie wam pomóc w tym - dodała z westchnięciem.
- Dasz radę mnie zastąpić Laurie. - odparł pokrzepiająco. - Przetrwałaś całkiem nieźle rozmowę z Tallin. Niesamowicie sprytna i inteligentna babka. Ma pod sobą ichnią agencję wywiadu. Jakby mało było tego, że jest dziedziczką jednej z największych fortun w galaktyce. Na tej imprezie ważniejszej persony nie już nie uświadczysz - wyjaśnił.
- Aż tak? - zainteresowała się nagle osobą pani Kuat z Kuat. Teraz, po tym co powiedział jej Mical jasne wydało się dla Jedi zachowanie tejże osoby. - To nie rozumiem czemu Mistrz Rand się tak wzbrania. A może powinniśmy go jednak wyswatać? - uśmiech jaki pojawił się na twarzy Laurienn był taki niewinny…
- Hmm… przed chwilą pytałaś co na to wszystko Mira, czyż nie? - zmarszczył brwi, jakby sobie usiłował coś przypomnieć, ewidentnie parodiując samego siebie, kiedy podczas wykładu w Akademii za bardzo wchodził w dygresję i próbował sobie przypomnieć o czym tak naprawdę był wykład.

Hayes wzruszyła ramionami.
- To co jest między nimi to tylko moje domysły... I jedno połączenie jakie nawiązałam z Mirą gdy była w dwuznacznej sytuacji - parsknęła na koniec, wspominając jak prawie trzy lata temu wyglądały wydarzenia mające na celu skierować ją samą z powrotem do domu...
- A spotkamy tu jakieś twoje "kochanki"? - zapytała uśmiechając się wyzywająco do niego.

Mical przewrócił oczami, westchnął przeciągle i nic jej nie odpowiedział.

Już znała tą jego minę. Teraz będzie ostentacyjnie milczał pewnie licząc, że jego partnerka przemyśli sobie swoje zachowanie. Na tą myśl Laurie zachichotała cicho i postanowiła rozejrzeć się.
Miejsce było przestronne i gustownie urządzone, wykończone z precyzją w każdym detalu, z wykorzystaniem bardzo drogich materiałów. Dania, z tego co zauważyła Laurie, były z najwyższej półki, co niektóre składniki na przekąski były ściągane z najdalszych zakątków galaktyki. Goście ubrani mniej lub bardziej wystawnie, ale wszystkie stroje z pewnością kosztowały tyle co lepszej klasy śmigacz, a i wystarczyło by tylko kilka osób z tego bankietu by spokojnie można było sfinansować całą odbudowę Taris.
"Ale po co odbudowywać?" przeszło przez myśl Laurienn. Choć rozumiała, że to było powodowane tylko i wyłącznie dla publiki, dla co niektórych ze względów sentymentalnych... Ale to całkowicie było nieopłacalne.

Ale cóż. Z pewnością sama nie zamierzała nigdy wspominać o tym komukolwiek. Tym bardziej, że powód zniszczenia Taris był co najmniej niefortunny.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline