Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2016, 00:34   #249
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Nim się obejrzała, na imprezie zrobiło się dosyć tłoczno. Wszędzie toczyły się już rozmowy, chociaż miejsca siedzące dalej były wolne. Goście widocznie preferowali imprezę na stojąco. Zapewne po dłuższej chwili, gdy w ich organizmach zacznie krążyć coraz więcej alkoholu, poszukają miejsca na spoczynek, ale na razie się na to nie zanosiło. Z racji powstającego tłumu, nie zwracano już takiej uwagi na Laurienn, która siedząc nieco ukrywała swój stan.
Zupełnie inna reakcja by była, gdyby przyszli dopiero o tej porze. Wchodząc z Micalem pod ramieniem, mogła być pewna, że cała sala by zamilkła.
Dobrze jednak, że tak nie zrobili, w końcu “unikali rozgłosu”.
Jednak nadal co bardziej spostrzegawczy podchodzili się witać z Wielkim Mistrzem i wtedy następowało krótkie przedstawienie się. Za każdym razem był szok i niedowierzanie. Różniło się to jednak dalszą reakcją. Bywały gratulacje i chwile ciężkiego, pełnego nagany milczenia.
To jednak były tylko przystawki. Główne danie miało dopiero nadejść.
Jakieś pół godziny od oficjalnego rozpoczęcia imprezy Hayes zobaczyła JĄ.
Senator była ubrana w obcisłą, błyszczącą szatę z gołymi plecami. Wyraźnie się rozglądała. Wreszcie jej wzrok spoczął na Micalu. Ruszyła w ich kierunku stawiając małe kroczki z powodu kroju sukni. Na twarzy miała pewny siebie uśmiech. I wtedy nagle przystanęła.
Spojrzenia jej i Laurienn spotkały się.

Dla właśnie dla tej chwili Hayes przez tyle dni starannie wybierała sukienkę, szukała pasujących butów i zrobiła awanturę Micalowi. Jedi westchnęła i odwróciła spojrzenie, niby niezainteresowana osobą, która ku nim zmierzała. Nagle szklanka ze słodkim napojem wydawała się być iście interesująca.
Laurie nawet nie skierowała wzroku na Micala, czekając co dalej się wydarzy.

Tymczasem młoda pani senator przypatrywała się im pilnie, zapewne mocno analizując zastałą sytuację. Po kilku chwilach ruszyła ponownie w ich kierunku. Zupełnie opanowana, znów promiennie uśmiechnięta podeszła do ich stolika.
- Dobry wieczór Mistrzu - jej głos był bardzo dźwięczny, prawie dziewczęcy. Zupełnie zignorowała obecność Laurienn, która mogła się jej teraz dobrze przyjrzeć. Brązowowłosa kobieta była w jej wieku bądź trochę starsza. I rzeczywiście dosyć podobna do mistrzyni Surik.
- Dobry wieczór pani senator. Chciałbym podziękować za pani zaproszenie tutaj i jednocześnie przedstawić moją żonę, Laurienn Hayes. Droga Laurienn, pani senator Yavanna Fitzhul z Sarapin.
Senator Fitzhul spojrzała na będącą w ciąży rywalkę jak na zgniłe jabłko.
- Cieszę się, że dałeś radę przybyć - kiedy jednak odezwała się do Micala jej twarz z powrotem tryskała radością.
- Cała przyjemność po naszej stronie - spojrzał w tym momencie na Laurienn i mrugnął porozumiewawczo.

- Sarapin… - Laurienn próbowała przypomnieć sobie co to była za planeta czy system. - Ah... To ta wulkaniczna jałowa planeta, słynna z interesującego rodzimego gatunku żywej fauny. Miała pani kiedyś okazję spotkać takiego vaapada? Ciekawe stworki tak swoją drogą. Atakują swoje ofiary mackami i wysysają z nich energię życiową - powiedziała ze swym korelliańskim akcentem Hayes. - Zaskakujące potrafi być życie, nieprawdaż? - uśmiechnęła się uroczo. - Potrafi się pojawić nawet w tak niesprzyjających warunkach jakie ma pani planeta.

Oczywiście Jedi wiedziała, że układ Sarapin zaczyna dostarczać z roku na rok co raz więcej energii dla Światów Środka. Laurie przyglądała się pani senator teraz bez najmniejszego skrępowania. Wyraźnie z jej zachowania widziała, że musiała mieć straszne parcie na Micala skoro nie poprzestawała na swych staraniach nawet gdy tak oficjalnie została jej przedstawiona ciężarna żona Wielkiego Mistrza. Teraz tylko pytanie pozostawało, czy była zakochana i tak głupia, że liczyła na odbicie mężczyzny Hayes czy po prostu była agentką, której w tej chwili zadanie się mocno skomplikowało, ale stara się i tak to ciągnąć dalej.
"Tylko co takiego Sarapin miałoby osiągnąć przez uwiedzenie Wielkiego Mistrza?" zastanowiło ją. "I czemu tak bardzo przypomina mi Mistrzynię Założycielkę" po raz kolejny to pytanie przeszło Jedi przez myśl.

Yavanna nadal się uśmiechała, ale w jej oczach zapaliły się ogniki złości. Mical tego nie mógł teraz zauważyć.
- Cóż, przy odrobinie wytrwałości można osiągnąć wiele. Ujarzmić nawet najbardziej niedostępne światy i dostosować je do swoich potrzeb - odparła z jadowitą uprzejmością. - Mistrzu - zwróciła się do Micala - chciałabym omówić te kilka spraw, moglibyśmy przejść gdzies gdzie będzie nieco ciszej? Nie musimy fatygować twojej partnerki, żeby jej nie przeciążać - dodała troskliwie.

- Och, to będzie zbędne - machnęła ręką Laurienn. - Ja wiem, że niektórzy tak myślą, ale ciąża to nie choroba - mrugnęła Hayes. - Z resztą i tak z mężem omawiamy sprawy polityki. Mical lubi moje krytyczne spojrzenie na sprawy.

Senator miała pokerową twarz.
- Rozumiem. Nie ma sprawy w takim razie, to i tak nie było nic pilnego. Porozmawiamy o tym przy innej okazji. Tymczasem muszę was przeprosić, muszę jeszcze z paroma osobami się przywitać - uśmiechnęła się ciepło do Micala, nie zaszczycając Hayes nawet spojrzeniem. Oddała pole widząc, że nie ma szans by wyrwać go z jej towarzystwa.

Gdy zostali sami Mical zapytał.
- Laurienn… co tu się właśnie wydarzyło? - był nieco zdezorientowany. - Rozmawiałyście jak dwie dobre znajome.

Hayes westchnęła i pokręciła głową z politowaniem patrząc na Micala.
- Strzeż się, ona nie odpuści - odparła z powagą w głosie, wpatrując się krzywo w swój napój. - Jak myślisz, ona tak z głupoty się do ciebie mizdrzy czy naprawdę ma za zadanie wkraść się głęboko w twoje łaski bo tego wymaga jej praca? - przyjrzała mu się uważnie.
- Właśnie to chciałem rozgryźć - oparł się na stoliku. - Jeśli jest zakochana to mi po prostu jej szkoda. Z drugiej strony to byłby zbyt duży przypadek, że ona jest tak bardzo podobna do Meetry.

Spojrzenie Laurienn wyrażało zagubienie w tym co powiedział Mical.
- A czy to podobieństwo jest jakkolwiek istotne? - uniosła brwi zaskoczona, że sam też to zauważył, ale nie rozumiała co to mogło znaczyć. - Czemu mieliby podsyłać agentkę łudząco przypominającą Mistrzynię Surik? - zapytała spokojnym tonem Hayes wbijając w mężczyznę swoje przeszywające aż po duszę spojrzenie.
- Onegdaj darzyłem ją dużym uczuciem - odparł szczerze. - Było to na tyle widoczne, że któryś z wywiadów mógł zrobić o tym notatkę i teraz próbują to wykorzystać. O ile senator Fithzul rzeczywiście jest podstawioną agentką.

Laurienn otworzyła usta, ale żadne słowo nie chciało jej przejść przez gardło. Całkiem zaniemówiła. Była zaskoczona szczerością tego zwierzenia jak również samą jego treścią. Sama by nigdy przenigdy się tego po Micalu nie spodziewała.
Hayes w końcu odwróciła spojrzenie niby spoglądając na panoramę jaka rozciągała się za barierkami hotelowego tarasu.
- To chyba teraz oczywiste, że jest agentką - wydusiła z siebie w końcu Jedi nieco niepewnym głosem.

- Czyli już rozumiesz, dlaczego nie spławiłem jej od razu? Skoro ktoś próbuje się do mnie dobrać, to chciałem się dowiedzieć kto to może być. Nie było w tym żadnego innego powodu - położył dłoń na jej buzi.

Laurie oparła na nim głowę i wpatrzona w jego oczy uśmiechnęła się do niego ciepło i z całym tym uczuciem jakim go darzyła.
- Wiem… - mruknęła. - Na twoim miejscu zrobiłabym to samo - po czym przysunęła się bliżej niego i go pocałowała.

Po tym krótkim pocałunku oboje stwierdzili, że dobrze im zrobi jak się przejdą. Idąc więc pod rękę z Micalem między ludzi, Laurienn zamyśliła się nad tą grą, która się toczyła. Jedi bardzo lubiła intrygę, politykę i prowadzeniem tajnych misji. Ale to dla niej było zabawą. Nawet jak była pośród Krayta to nigdy na prawdę nie wzięła na poważnie, że mogłaby jej się stać krzywda, czy będzie musiała zrobić więcej niż by chciała. Coś po czym straciłaby do siebie szacunek.

Kolejne obce twarze przychodziły witać się z nietypową parą, która odwiedziła galę. Hayes choć ładnie się uśmiechała to mało uwagi poświęcała napotykanym osobom. Teraz skupiona była głównie na swoich myślach. Na tym, jak z jej misją musiał źle czuć się Mical, bo przecież nie on wydał zgodę na to by zinfiltrowała Krayta. I to na krótko po tym jak wyznali sobie uczucie, niewiele po tym jak wróciła z wielomiesięcznej “ucieczki z domu”, która już była zupełną samowolą z jej strony.
Poczuła straszny wstyd, że tyle mu problemów robiła na przestrzeni kilku lat i jeszcze ten jej ostatni wybuch zazdrości. Niby mogła to zrzucać na swoje nastroje związane z jej stanem… Ale szczerze mówiąc to w normalnej sytuacji pewnie zareagowałaby podobnie.

“Jestem okropną osobą” westchnęła bezsilnie “zdecydowanie nie zasłużyłam sobie na niego”. I właśnie przez to stwierdzeni Laurie uznała, że musi się dla niego postarać bardziej. We wszystkim.

- Wiesz.. - odezwała się, gdy na chwilę zostali sami. - Czuję się tak słabo… - mrugnęła do niego. To był ich sygnał, że czas się zwijać.
Mężczyzna skinął głową i wkrótce zaczęli nieśpiesznie szykować się do wyjścia.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline