Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2016, 18:35   #333
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
51

- Witam, miałam okazję przebywać przez dłuższy okres w Mieście Niezwyciężonego Suwerena i nazwa waszego rodu obiła mi się o uszy, jednak nie słyszałam żadnych szczegółów... - odpowiedziała Rashadowi Shilien, starając się ukryć, że jest winna śmierci jednego z krewnych dwójki rozbitków.

- Och... Przepraszam, gdzie moje maniery... Nazywam się Shillen, ale swoje pochodzenie sobie daruję. O jakich tubylcach i wiosce mowa? Od czasu rozbicia "Królowej" nie spotkaliśmy nikogo, jesteście pierwsi.

Po minucie widocznej koncentracji drowka zwróciła się z powrotem do swego rozmówcy:

- No cóż... W odległości najbliższych pięciu mil nie ma żadnych wiosek, ani żadnych śladów jakichkolwiek tubylców… Można iść wzdłuż rzeki, dokądś musi prowadzić.

- Nie spotkaliście nikogo mówicie? Interesujące…. Miejscowi są prymitywni, to zmmienokształtni, dzielą się na Klany Jaguara, Tygrysa, Malpy i Niedźwiedzia, niektórzy z nich mają nawet moc przeistaczania się w takie zwierzęta - oni są prawdopodobnie zdegenerowanymi potomkami miejscowej cywilizacji - nieufni i przesądni, ale porozumieliśmy się z rządzącymi nimi kapłanami, którzy trzymają dzikusów twardą ręką… Erekszigal którą jak rozumiem znacie znalazła zaś zwolenników w nieco inny sposób…. - Rashad uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem, spoglądając na atletyczne i całkiem ponętne ciało ciemnej elfki, zbrukane niestety wieloma bliznami, najwyraźniej była ona zbiegłą niewolnicą - rozdała już tyle rozkoszy, że pozwolili jej założyć tutaj kult tej jej bogini - kurwy. Zakładam, że na waszym statku też była popularna - a ten wilk to rozumiem umie się zachować? Podróżował z wami na statku?

- Czy Rahnulf umie się zachować? - Shilien powtórzyła pytanie, z kpiącym uśmiechem - Ten wilk ma lepsze maniery niż większość członków załogi “Królowej”. Czemu o to pytasz? Czyżbyś się go obawiał? - Zapytała z lekką drwiną w głosie i podrapała zwierzaka za uchem.

Rashad powstrzymał grymas dezaprobaty, który pojawił się na jego twarzy, że ta zbiegła niewolnica pozwala sobie tak do niego odzywać i przybrał nonszalancki uśmiech człowieka przekonanego o swojej wyższości.

- Ależ skądże to, droga Shilien, rozumiem, że to bardziej oswojony piesek niż groźna bestia, czy położy się na plecach i pozwoli mi podrapać się po brzuchu? W każdym razie ta wyspa nauczyła mnie, że ci którzy nie zachowują ostrożności dość szybko giną z krzykiem na ustach, więc wybacz moje pytanie - a skąd to takie informacje, że nie ma nikogo w obrębie pięciu mil, tak szczegółowo badaliście teren? Ale zgadzam się, że powinniśmy podążyć wzdłuż rzeki.

-To, że jest posłuszny nie znaczy, że nie jest groźny, kiedy trzeba potrafi być bardzo groźny - powiedziała uśmiechając się szeroko do Rashada. - A i jeśli można, moje imię to Shillen, nie Shilien. - W tym momencie spojrzała na swego towarzysza, który ostrym spojrzeniem dał jej znać, że brnie za daleko.

- Shillen, wymienicie sobie złośliwości później. Wybaczcie. Jesteśmy radzi, że wreszcie widzimy kogoś, kto nie ma morderczych zamiarów na sam nasz widok. Moje imię to Mawashii Goon z klanu Kwon, pochodzę z kraju daleko na wschodzie. Moja towarzyszka posiada silną magiczną więź z naturą, przez co potrafi określić obecność innych inteligentnych istot w okolicy. Choć do teraz nie spotkaliśmy nikogo, oprócz waszej czwórki - zmierzył wzrokiem dwójkę nieznajomych. - Nie miałem dotychczas zaszczytu poznać waszego nazwiska, ale przyświeca ci Rashadzie cel podobny do mojego i chętnie połączę z wami siły. Radziłbym jednak powstrzymać się od pochopnych decyzji i ruszania w górę rzeki bez uprzedniego przygotowania. Jeśli dobrze zrozumiałem Anlafa, wszystko co udało wam się uratować bądź zdobyć zostało w waszym obozie. Uważam, iż rozsądniej będzie udać się w kierunku, w którym biegnie rzeka i poszukać wspomnianych przez was osad. Możemy nie pożyć za długo z naszymi skromnymi zapasami...

Rashad zwrócił się w stronę Mawashiego i skinął uprzejmie głową, ten przynajmniej nie był irytujący, ciekawe co potrafił i czemu dołączył do piratów:

- Mówisz rozsądnie, muszę przyznać, że słyszałem o ludach takich jak twój, lecz nigdy nie miałem z nimi do czynienia, miło mi, że możemy się poznać. Jeżeli chodzi o dobytek zostawiony w osadzie, to co najcenniejsze mamy ze sobą, a to co pozostało, pewnie już zostało rozkradzione przez dzikusów, którzy są potencjalnym wsparciem, lecz niestety ufać im zbytnio nie można… Jak znajdziemy osadę, to dobrze, lecz większą szansą są dla nas ruiny starożytnego miasta - według moich informacji znajduje się tam co najmniej jeden artefakt o wielkiej mocy, miecz wielkiego króla, zwanego Spragnionym. Obawiam się, żeby ci handlarze niewolników, którzy podobno także znaleźli wyspę nie splądrowali miasta przed nami. Towarzyszył nam ponadto czarownik o znacznej mocy, Balthasard Blackwood, który mógł też przeżyć - on może potencjalnie pomóc nam opuścić wyspę, pewnie też wie więcej o skarbach i magii ukrytej w zaginionym mieście Tlan. Zresztą pewniej znajdziemy ruiny niż osadę dzikich. - Nie powiedział, że Balthazard zostawił ich na śmierć i że był bardzo niepewnym sojusznikiem, z którym chętnie by się policzył.

Mawashi zmarszczył brwi w zamyśleniu. Niezależnie od wyboru czekała ich najprawdopodobniej długa droga, a jeśli rzeczy towarzyszy faktycznie zostały już rozkradzione, to daremny ich trud w szukaniu drogi powrotnej.

- Anlafie? Katonie? A cóż wy o tym myślicie? Osobiście byłbym w stanie zaryzykować nawet wyprawę w górę rzeki… ale jeśli nie natrafimy na nic przez dwa dni, hm… taaak… Jeśli nie znajdziemy nic przez dwa dni drogi, a natura nie będzie dla nas łaskawa, jeśli chodzi o pożywienie, to będę nalegał na powrót i szukanie ludzkich osad - chciał poznać zdanie reszty towarzyszy, gdyż bardzo szanował długowiecznego elfa za jego mądrość, natomiast zarówno Anlaf jak i Shillen byli nieocenionymi przewodnikami w tak dzikim miejscu. Mawashii zwrócił się ponownie do Rashada: - Bardzo chętnie posłucham także, co wiesz na temat owego artefaktu, gdy już wyruszymy.

- Zanim gdziekolwiek ruszymy musicie wiedzieć o czymś jeszcze. Do tej pory powiedziałem o tym tylko Oscarowi i Katonowi, ale w obecnej sytuacji... - Anlaf urwał na moment spoglądając w stronę czarodzieja - w obecnej sytuacji każdy z nas powinien wiedzieć na czym stoi.

- Możecie uznać mnie za wariata, ale zanim jeszcze wyruszyłem z załogą Królowej miałem dziwne sny. Kontaktowała sią ze mną jakaś istota. Teraz wiem, że jest ona na tej wyspie i chyba celowo mnie tu doprowadziła. Jak dotąd oferowała jedynie przydatne informacje, ale dzisiejszej nocy zaproponowała pomoc. Zgodziłem się jej odwdzięczyć licząc, że przywróci do życia Oscara i zabierze nas do Tanaroa, ale ona zabrała nas tutaj, a zwłoki Skandyka zniknęły. Zdążyłem jedynie usłyszeć, że jest bezpieczny. Nie mam pojęcia czym jest to stworzenie, ale dysponuje potężną mocą i myślę, że celowo nas tutaj sprowadziło. Widać mamy tu coś do zrobienia, dlatego jestem za wyprawą w górę rzeki. Bokor sam niewiele wie o tej istocie, ale wspominał mi o innym potężnym artefakcie, który wygląda jak waga i jest w stanie odróżniać dobrych od złych. Może gdzieś w tej dżungli znajdziemy więcej odpowiedzi. Nasze spotkanie nie mogło być przypadkiem.

- Jak już jesteśmy przy takich wyznaniach szczerości - zaczął Katon - nie ufam bokorowi. Żadnemu z nich…. wszystko co robił Ah-Nohol od momentu naszego “lądowania” jedynie potwierdzało moje przypuszczenia, że kapłan jedynie wysługuje się nami, aby osiągnąć swoje cele. Powinien potraktować nas jak kolejnych łowców ludzi, a jednak ocalił nam życie. Jego syn trafił do niewoli, jednak pewien kartelusz, znaleziony w kieszeni kapłana przez Jacka podpowiedział mi, że Ah-Nohol więzi na tej wyspie wszystkich rozbitków, najpewniej za pomocą owej czerwonej mgły. Łowcy ludzi, których śmierci pragnie Ah-Nohol są takimi samymi więźniami jak my i dlatego schwytali syna kapłana. Przypuszczam ,że Xtabay również została przez niego sprowadzona.Nie poznałem jednak w jakim celu. Kapłan w ogóle nie przejął się wiadomością, że z wioski znikają mu jego “poddani”, tak jakby chciał ich w ten sposób kontrolować, no i nie wykazał zbytniego entuzjazmu, kiedy pytaliśmy go o sposoby zniszczenia owego demona. Bardziej obstawiał za wykorzystaniem nas przeciwko tajemniczym pnączom, które moim zdaniem są niczym innym jak reakcją ich prymitywnego bóstwa na jego niegodziwości, lub może na pojawienie się tego kobiecego demona. W każdym razie, Anlafie, nie śpieszyłbym się z dostarczaniem kapłanowi śmierci żadnych potężnych artefaktów, wspomnianej owej wagi. W Tanaroa mieszkają jedynie wygnańcy dawnego Tlan. Zdegenerowani, być może w większości nie świadomi swojego pochodzenia, jak owe cztery zwierzęce klany we wiosce. Jednak kapłani pamiętają po części swoją historię, i z chęcią widzieliby powrót do starej potęgi. Nie zamierzam przywracać świetności barbarzyńskiemu Tlan, bo skutki tego mogłby być straszliwe. Słuszność miał Rapis, ostrzegając nas przed “łaskawością” kapłanów śmierci. Wolę pomóc Rashadowi i Amirze w znalezieniu interesujących ich artefaktów, przy okazji badając nowe, nieznane miejsca, zamiast być ślepym narzędziem w ręku kapłana, który nie waha się poświęcać własnych poddanych w imię swoich celów. Jeśli owa tajemnicza istota, nawiedzająca cię w Twoich snach jest nam przychylna…...chciałbym w to wierzyć, jednak z doświadczenia wiemy, że potężne istoty które rozmawiają ze śmiertelnymi przynoszą tylko śmierć i zniszczenie. Kimże w końcu jest Anlaf, czy Awe dla istot których do końca nie rozumiemy, a które starsze są niż niejedno królestwo?


Amira w czasie dyskusji zdążyła z pomocą magii zmienić strzępy z powrotem w znośne ubranie. Latający wąż Katona długo nie dawał za wygraną, lecz przy tak silnym wietrze nie mógł wzlecieć ponad czubki drzew. Tymczasem prąd czarnej, cuchnącej zgniłymi jajami rzeki niósł ślimaczym tempem wywróconą do góry skorupę wielkiego żółwia. A przynajmniej tak wam się wydawało na pierwszy rzut oka. Półkolistym kształtem był prymitywny korakl. Mieliście nadzieję, że to zwiastun jakiejś przychylnej wam cywilizacji. Z daleka zauważyliście, że na jego pokładzie było coś, co można było uznać za człowieka albo istotę człekokształtną. Owo coś leżało bezwiednie, musiało więc spać, być nieprzytomne lub... Martwe. Nie byliście w stanie tego ocenić z tej odległości.

W świecie gry nie minęło zbyt wiele czasu - jest godzina tak 06:18.

Żeby zobaczyć, co lub kto jest w łódeczce, musielibyście podpłynąć, złapać korakl na linę, itp. Co robicie?

Mapa wyspy | Dialogi | Rozstrzygnięcia (brak)

Przypominam o rzucaniu kośćmi - kiedyś te rzuty się przydadzą. :)

Deadline: 1.12.2016
.
 
__________________
[D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: Lord Melkor, Dust Mephit, Panicz, psionik
[Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: Gladin, WOLOLOKIWOLO, Stalowy, Lord Melkor, Pliman

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 28-11-2016 o 18:55.
Lord Cluttermonkey jest offline