Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2016, 00:54   #120
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Chloe i Theseus 2/2

Dziewczyna spuściła wzrok na pytanie duchownego. Widać było po niej że intensywnie myśli nad tym co powiedzieć.
- Nie wykonał zadania, chociaż wiedział, czym mu to grozi - odparła unosząc spojrzenie. - A na razie... Potrzebujemy kościelnego, na którym możemy polegać. On jest tą osobą.
Gdyby lata praktyki nie wykształciły w duchownym stoicyzmu, zapewne w tej chwili by parsknął, zaskoczony śmiałą deklaracją gosposi. Zamiast tego jednak zacisnął mocniej dłoń na kubku i zmarszczył czoło, wpatrując się w dziewczynę.
- A co sprawia, że myślisz, iż on chciałby takiego losu? Może nie jest mordercą. Może jest dobrym człowiekiem. Kto wie… Jednak dla mnie wygląda na łapiducha. Tacy jak on nie zagrzewają siedzenia zbyt długo w jednym miejscu, córko. - Theseus pokręcił głową, jakby z dezaprobatą.
- Swoją drogą, dlaczego tak bardzo ci zależy na tym człowieku? Spotkałaś go już kiedyś? - zapytał, bacznie przy tym obserwując reakcję Chloe.
- Uratowałam mu dziś życie. Po raz drugi - odparła mu bez zająknięcia. Wydawała się nie być speszona tym jak uważnie lustrował ją ojciec Glaive. - Nie wspomniał merowi, że mnie zna. Co zrobił zgodnie z moją prośbą - dodała to szczere wyznanie.
Theseus skinął i uśmiechnął się tajemniczo, zaraz jednak chowając usta w kubku.
- Widzę więc, że ten młodzieniec ma co do ciebie spory dług wdzięczności. Nie karcę tego, że mu pomogłaś. Pomoc bliźniemu to nasz obowiązek. Ale… czy ten człowiek jest godny zaufania? Wiem, że możesz myśleć, iż przez wzgląd na to, co dla niego zrobiłaś, on stanie się twoim zaufanym przyjacielem. Jednak pomimo światła w naszych duszach, ludzie bywają zdradliwi… - dodał smutno, spoglądając w jakiś punkt za dziewczyną.
- Ojcze - zaczęła Chloe z powagą. - Jeśli ojciec uważa, że jest on niebezpieczny, to nie będę się ojcu sprzeciwiać, by go odesłać stąd. Nie liczę na dobre serce pana Diego. Ja po prostu uważam, że w jego interesie jest mieć w nas sojuszników, kiedy poza murami świątyni są tacy, którzy życzą mu śmierci.

Kapłan pogłaskał swoją brodę, na chwilę zapominając o towarzystwie gosposi.
- Poczekamy z tym. Musimy go lepiej poznać. Dowiedzieć się, czego tak naprawdę chce. Ludzie w potrzebie wydają się bardziej niewinni, niż są w rzeczywistości - powiedział Theseus, wracając ze spojrzeniem na Chloe.
- Może się tu zatrzymać na kilka dni, jeśli nie ma gdzie się udać. Pomoże nam w przygotowaniach na niedzielne nabożeństwo i w zbliżającym się pogrzebie. Poza tym porozmawiam jeszcze rano z merem o jego sprawie. Jeśli się okaże, że ten cały Diego nas oszukał i tak naprawdę jest zbrodniarzem, który wymknął się prawu, to nie chciałbym, byśmy mieli z tym coś wspólnego. Czy to jasne, lilium?
- Jasne jak słońce ojcze - odparła mu z powagą dziewczyna. - Ojcze, ja tu jestem po to, by ojcu pomóc. Nie chcę żadnych problemów na ojca sprowadzać - dodała jakby chcąc się wytłumaczyć. Gdy to powiedziała to wbiła spojrzenie w parujący kubek herbaty. Upiła z niego drobny łyk.
- Dobrze… dobrze… - powiedział zaplatając palce w brodę. - I jestem ci za to wdzięczny, lilium. Wygląda na to, że mogę potrzebować twojej pomocy… - mruknął, puszczając brodę i ponownie unosząc kubek z herbatą do ust.
- Pomogę, jak tylko najlepiej będę potrafić - stwierdziła cicho Chloe i uśmiechnęła się ciepło do duchownego.
Theseus chwilę zwlekał, jakby zastanawiał się, czy na pewno chce o tym mówić ze swoją gosposią.
- W sprawie… niefortunnej śmierci ojca Philippe. Rozmawiałem dzisiaj z panem Trouve. Właściwie dwa razy. Wręczył mi pewien dokument, z którego wynika, że po śmierci Cicerone do Szuwarów zawitał niejaki ojciec Bernard. Ponoć robił porządek w papierach po nieboszczyku i… zabezpieczył część dóbr - opowiedział Theseus, spoglądając w oczy gosposi.
- Wychodzi więc na to, że ten ojciec Bernard był ostatnią osobą w świątyni po śmierci Cicerone. Pomyślałem więc, że warto by było się z nim skontaktować. Wiesz, w sprawie tych włamań - przemawiał dalej, robiąc sobie krótkie przerwy na łyk herbaty.
- Niestety nikt nie miał okazji dobrze poznać ojca Bernarda. Jedyną osobą, która z nim więcej rozmawiała, jest pani Amanda. Myślę, że trzeba będzie jej złożyć wizytę - zakończył, patrząc na gosposię, jakby spodziewał się jakiejś reakcji.
Dziewczyna cały czas uważnie go słuchała i nie przerywała mu choć kilka razy wydawało się, że chciałaby coś wtrącić.
Panna Vergest wstała od stołu i opatuliła się bardziej kocem.
- Może porozmawiamy w gabinecie? - zaproponowała spoglądając wymownie na brak drzwi w kuchni.

Kapłan odchylił się na siedzeniu i zerknął na kubek z herbatą, zakręcając nim w dłoni. Wreszcie pokiwał głową.
- Tak, chodźmy - powiedział, również wstając od stołu. Zgarnął swój kubek i skinął na gosposię, pierwszy wychodząc z kuchni.
Zaprowadził ich do gabinetu. Na biurku zapalił lampę, tak by mogli swobodnie rozmawiać, widząc się nawzajem. Dostawił naprzeciwko biurka krzesło i pomógł Chloe na nim usiąść. Następnie sam zajął miejsce Cicerone.
Splótł dłonie pod brodą, kładąc łokcie na oparciach swojego fotela i wbił spojrzenie w dziewczynę, czekając, aż pierwsza przemówi.
- Sądzi ojciec, że to on. Ojciec Bernard mógł zabrać te brakujące strony? - zapytała cicho, prawie szeptem dziewczyna.
- Nie wykluczam takiej możliwości - odparł Theseus po chwili milczenia i pokiwał głową. - A jeśli to nie był on, to być może wie, kto to zrobił. Kto wyrwał tamte strony i kto włamał się do gabinetu, zostawiając przy tym cygaro i gubiąc zęba - podsumował Cicerone, rzucając wolne myśli.
Chloe zamyśliła się.
- Najbardziej by pasowało, że ktoś przybył tu, zabił poprzedniego cicerone... Później - skrzywiła się. - Nie. Ktoś włamał się, tu poszukując czegoś. Poprzedni cicerone nakrył włamywacza i został przez niego ogłuszony, stąd ząb, może był właśnie jego... A może ktoś tu był wcześniej i groził cicerone? - myśli dziewczyny były dość chaotyczne. - Stara gosposia by nam wiele mogła wyjaśnić... Ale ona oszalała tamtej nocy - zasępiła się.
- I dlatego dziecko - tu wskazał ją dłonią - chcę, żebyś udała się ze mną do pani Amandy. Jest opiekunką pani Beaumanoir od czasu kiedy… Gorzej się poczuła. Nie odstępowała jej na krok. Może przez przypadek usłyszała coś, co stara gosposia wie. Przy okazji też wypytamy o ojca Bernarda - Theseus nachylił się i wziął naczynie z herbatą. Napój zdążył już trochę ostygnąć, więc bez obaw mógł wziąć większy łyk.
- Myśli ojciec, że uda się od gosposi coś sensownego dowiedzieć? - dopytała. Wyraźnie była co do tego sama sceptyczna. Trzymając w dłoniach kubek upiła duży łyk. - Ale tak, zgadzam się, że warto przynajmniej spróbować…
Zamyśliła się nad czymś bardzo intensywnie, przez co miała zmartwioną minę.
- Skoro pani Barbara czuła afekt do naszego zmarłego Cicerone, może wiedziała o nim więcej, niż inni - skwitował i sam się zasępił. Widać było, że chociaż był zmotywowany, by dociec prawdy, to śledztwo i przepytywanie domniemanych świadków nie sprawiało mu wielkiej przyjemności. Wyglądało to tak, jakby po prostu robił to, co uważał za słuszne.
- Chcę, żebyś przy mnie była, bo potrzebuję… drugiej pary oczu i uszu - uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie po wypowiedzeniu tych słów. - Mam już swoje lata. Czasem szczegóły przemykają obok mnie, niezauważone. Dobrze by było, gdyby był w pobliżu ktoś, kto te detale pochwyci - dodał, osadzając na Chloe swój opanowany wzrok.
- To zrozumiałe - odparła zgadzając się z nim. Zupełnie jakby to było dla niej nader oczywiste. Nie mniej zmartwienie nie zniknęło z twarzy panny Vergest. - Akurat można powiedzieć, że jestem całkiem dobrym obserwatorem - dodała z lekkim uśmiechem. - A kim była ta dziewczyna, która odwiedziła dziś świątynię? - zmieniła nagle temat.

Kapłan pokiwał głową i westchnął lekko, jakby to wyznanie kosztowało go trochę sił. Chwycił ponownie za kubek i przechylił go, dopijając zawartość do końca. Kiedy go odstawił, ponownie wygodnie oparł się w fotelu.
- Dobre pytanie, lilium. Sam chciałbym to wiedzieć - mruknął niezbyt zadowolony. - Wiem tylko, że przybyła do Szuwarów dzisiaj. Pieszo - podkreślił ostatnie słowo, robiąc krótką pauzę i spoglądając w oczy gosposi. - Szukała pewnej kobiety, która mieszka tu od lat. No cóż, przynajmniej mieszkała - odchrząknął. - Po krótkiej rozmowie dowiedziałem się, że chodzi jej o wiedźmę z bagien - zamilkł i zamyślił się, jakby próbując sobie przypomnieć każdy detal z rozmowy, którą przeprowadził z Sophie.
- Może to jakaś daleka krewna? - Chloe wydawała się zaintrygowana informacją, kogo szukała Sophie. - Ale magia jest chyba dziedziczna, więc wtedy by to znaczyło… - skrzywiła się.
Theseus zmarszczył brwi, jakby myślami próbował nadążyć za tokiem rozumowania dziewczyny.
- Wszyscy ją w sobie mamy. Pytanie tylko, w jakich wykorzystujemy ją celach - westchnął i potarł palcami oczy. Widocznie wizja nowej wiedźmy w mieście nie wprowadzała go w dobry humor.
- Chciała ją odwiedzić, ale wątpię, że w taką pogodę przejdzie przez Smutniki. Musiała się gdzieś zatrzymać, a to sprowadza nas tylko do jednego miejsca… - ucichł, jakby czekał, że Chloe dokończy za niego.
- Gospoda - powiedziała dziewczyna. - Ojcze, przepraszam, ale ja po prostu nie lubię magii... - westchnęła.
Kapłan pokiwał głową, zadowolony z odpowiedzi.
- Cóż, to jeden z darów, które otrzymaliśmy od Boga. Nie jedyny, dlatego czasami warto jest skupić się na innych. Tak czy owak… Jeśli ta Sophie faktycznie ma powiązania ze zmarłą wiedźmą, dobrze by było dowiedzieć się, dlaczego tu przybyła. I jakie ma plany - mruknął, stukając o siebie kciukami w zamyśleniu.
- Zdecydowanie - zgodziła się z nim Chloe. - Hymm, czyli plan na jutro to odwiedzenie starej gosposi i wybadanie Sophie? - zapytała się dla pewności.
Cicerone potarł brodę i pokiwał głową.
- Tak, to dobry początek. Zobaczymy, ile informacji uda nam się zebrać - odparł widocznie zadowolony z tego, jak przebiegła ta rozmowa.
- Aha, jeszcze jedno… Ta sprawa z wszami u naszych sierot… Mógłbym jakoś pomóc? - zapytał, spoglądając na nią z troską.
- Już rozmawiałyśmy o tym z Florą z merem - stwierdziła. - [/i]Jest on też tutejszym medykiem[/i] - dodała dla wyjaśnienia, gdyby duchowny jeszcze tego nie wiedział. - Flora miała wziąć zioła na to od niego - dodała. - Ale ważne jest, żeby teraz szczególnie pilnować higieny - spojrzała na niego znacząco.
Theseus odetchnął z ulgą.
- Cieszę się, że już poczyniłaś jakieś kroki w tym kierunku. Ufam, że mer pomoże z naszymi sierotami. A jeśli chodzi o higienę wśród dzieci, to na pewno znajdziemy jakieś rozwiązanie - odpał i pokiwał głową.
- Dziękuję za tę rozmowę, lilium. Miałem nadzieję ją przeprowadzić.

- Swoją drogą całkiem miły ten pan Trottier - stwierdziła Chloe i dopiła swoją herbatę. Westchnęła.
- Obieca ojciec dzisiaj nie siedzieć po nocy i pójść w końcu się wyspać? Bo Wielki Budowniczy mi świadkiem, że coś na sen ojcu dosypię kiedyś - mruknęła. Widać było, że coraz trudniej było jej ukrywać zmęczenie. - W każdym razie ja jeszcze muszę rozłożyć trutkę, bo ponoć po kuchni pałęta się jakiś gryzoń - dodała pod nosem.
Cicerone uśmiechnął się lekko i wstał z miejsca.
- Obiecuję nie ślęczeć dzisiaj nad księgami. Nawet gdybym chciał, nie dałbym rady - westchnął. - Dziękuję za szczerość z tym dosypywaniem - dodał bez urazy, pomagając Chloe wstać i odprowadzając ją do drzwi.
- Aha - powiedział nagle, jakby coś mu się przypomniało. - Z tym szczurem… Mogłaby się panienka jeszcze wstrzymać? Ja… cóż, ciężko mi to teraz wytłumaczyć, ale zrobię to na pewno. W każdym razie, nie chciałbym go na razie pozbawiać życia - spojrzał na nią, kryjąc swoje zakłopotanie.
Chloe uniosła brew w zdziwieniu.
- Ale gryzonie brudzą, śmierdzą i roznoszą choroby - stwierdziła na obronę swojej decyzji o likwidacji sierściucha.
- Wiem, córko, masz racje. Chodzi po prostu o tego jednego… Jest trochę niezwykły i wolałbym go złapać - mruknął, nie bardzo wiedząc, jak uargumentować swoją decyzję.
Panna Vergest wyglądała na zaskoczoną tym, jak duchowny starał się wybronić sierściucha od śmierci. Wzruszyła ramionami.
- Jeśli ojcu tak bardzo zależy to mogę go tylko uspać, to wtedy wystarczy rankiem przeszukać kuchnię... - zaproponowała alternatywę.
- Tak, to świetny pomysł - uśmiechnął się lekko duchowny, otwierając drzwi.
- W takim razie dobrej nocy, lilium - powiedział uprzejmie.
Chloe jednak nie ruszyła się. Stała wahając się nad czymś. Szczerze mówiąc to przez całą rozmowę była jakaś taka nieco nieobecna, zamyślona.
- Ojcze... - mruknęła i poprawiła koc, którym się okrywała. Spojrzała na duchownego. - Ja… - westchnęła ciężko i jakby zrezygnowała z powiedzenia tego co jeszcze chwilę temu pewnie chciała. - Chciałam, też życzyć dobrej nocy - mruknęła jakby sama niezadowolona ze swoich słów i wyszła z gabinetu, kierując swoje kroki prosto do sypialni.

Nie odwracając się za siebie gosposia dotarła do swojego pokoju, otworzyła drzwi i zaraz za nimi zniknęła. Plecami oparła się o drzwi i wyciągnęła z kieszeni Bika.
W pokoju zajaśniało bladym zielonkawym światłem bijącym ze "stworzonka". Puściła go i ten zastygł w powietrzy nieruchomy, trzepocząc skrzydełkami niczym duża ważka. Chloe skrzyżowała przed sobą ramiona i wpatrując się w towarzysza nasłuchiwała czy ktoś nie idzie do jej pokoju.
- A może powinnam powiedzieć? - szepnęła do Bika jakby ten miał jej odpowiedzieć. Stworzonko zatoczyło kółko w powietrzu i poleciało w kierunku łóżka. Dziewczyna jęknęła pod nosem, zła na własne niezdecydowanie, ale podążyła za światełkiem. Po drodze zdjęła buty i zaczęła przebierać się do spania.
Lusterko przetarła i położyła jak zawsze pod poduszką.
- A może dam mu po prostu list i wszystko samo się zadzieje? - zapytała ponownie Bika i opadła na swoje łóżko. Wbiła spojrzenie w sufit. Odetchnęła pełną piersią.
- Albo chociaż... - przygryzła wargę. - To chyba nie koliduje z moim zadaniem tu? - znów spojrzała na stworzenie unoszące się przy wezgłowiu łóżka. Istotka zabuczała radośnie.

Chloe zmrużyła oczy. Jeszcze nigdy w życiu nie czuła się tak wewnętrznie rozdarta. Z jednej strony chciała duchownemu powiedzieć o wszystkim. Ale z drugiej to może wprowadzić chaos, a on jest nieprzewidywalny. Chloe nie lubiła gdy czegoś nie mogła przewidzieć. W jej pracy umiejętność odgadywania wydarzeń mających się zadziać było kluczowe. Szczególnie gdy trzeba było się do tego przygotować.
A teraz udało jej się nawiązać z ojcem Glaive relacje lepsze niż kiedykolwiek by mogła zakładać. Jednak rozsądek sobie, ale to co chciała sobie.
Lecz niepewność co mogłoby wyniknąć z wyjawienia wszystkiego powstrzymała dziewczynę w chwili kiedy już miała się wydać.

- Ale powinien zrozumieć, prawda? - westchnęła zrezygnowana. - W sumie to dla mnie też to nie było takie proste...
Była też jeszcze sprawa ważniejsza. Wybrano ją, bo była między innymi do tego celu szkolona. Przełożeni ufali jej, że wykona powierzone jej zadanie i nie zawaha się.
- Ale czy warto przed nim to też ukrywać? Może jeszcze lepiej będzie nam szła współpraca jak się jednak dowie... - ta niepewność przyprawiała ją o ból głowy.

Stworzonko zatoczyło kolejne kółko wokół pokoju po czym przyleciało do dziewczyny i usiadło na jej piersi wpatrując się w nią oczkami.
- Wielu duchownych by się zatrwożyło na wieść kogo reprezentuję - zasmuciła się, na co Bik znów zabuczał.
- Tak, pomyślę o tym po tym jak porozmawiamy z gosposią... - stwierdziła, ale była bardzo co do tego sceptyczna, że się zbierze do tego.

Chloe odwróciła się na bok otulając kołdrą. Zadziwiająco prędko zasnęła.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline